1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Deszcz spływał gęstymi strumieniami po oknie, zalewając wszystko co tylko się dało. Ulewa była tak silna, że wydawało się, iż nad wioskę zaciągnęła się mgła. Ciężka kurtyna wody opadała z równie ciężkich i sinych chmur sprawiając, że w bardzo szybkim tempie wszystko tonęło w błocie, a pobliska rzeka podniosła gwałtownie swój poziom. Ale rzadko dochodziło do poważnych powodzi. Mimo wszystko woda łatwo wsiąkała w grunt, a jedynie bywało, że pola ucierpiały od burzy. Fatalna pogoda sprawiała, że wszyscy pochowali się w domach i ani myśleli wychodzić na zewnątrz. A padało już od dobrych kilku godzin, bez nawet chwili przerwy.
Yuki westchnęła głęboko i okryła się szczelniej swoim ciepłym, nowym kocykiem. I ona wpatrywała się ponuro w okno obserwując siekającą ulewę, rozgoryczona, że nie może wyjść potrenować. Nawet Zola odwołał dzisiejszy trening stwierdziwszy, że deszcz, przybierający postać rozszalałego wodospadu, utrudnia tylko ćwiczenia i oszczędził swoim uczniom całkowitego przemoczenia. Jednakże gdy Yuki nie miała możliwości wyjścia z domu, okropnie się nudziła i była wtedy bardzo marudna. Od kąd zaczęła się burza, chodziła tylko po rezydencji i wzdychała dziesięć razy na minutę, aż w końcu jej ojciec stracił cierpliwość i delikatnie zasugerował jej pójście do pokoju i znalezienie sobie jakiegoś zajęcia. Yuki tak zrobiła i z wściekłością przebrała się z powrotem w koszulkę nocną, po czym owinęła się w kocyk. Przeczytała dwie książki, wypiła gorące kakao, a nawet wyjęła z szafy stary komplet kolorowej kredy i bazgrała byle jakie esy floresy w szkicowniku. Ale wszystko już się jej znudziło i w tej chwili po prostu siedziała ze skrzyżowanymi nogami i gapiła się na wielkie krople deszczu, spływające po szybie.
- Co za dzień. Czy ten deszcz kiedykolwiek przestanie padać? Nie cierpię burzy - Powiedziała do siebie i wzdrygnęła się lekko, gdy po niebie przetoczył się głuchy grzmot. Skuliła się jeszcze bardziej pod kocem i podciągnęła kolana pod brodę. Mimo wszystko nawet się ucieszy, gdy jutro też nie będzie treningu, jako że obawiała się, że po deszczu cały plac do ćwiczeń będzie również tonął w błocie i ogromnych kałużach. Jakoś nie paliło jej się, by wylądować w jednej z nich.
Yuki znów westchnęła ciężko do siebie i zaczęła zastanawiać się, czy lepiej nie pójść po prostu spać. I tak do obiadu została jeszcze ponad godzina. Drzemka to też w końcu jakieś zajęcie. Ziewnęła lekko i już miała się położyć, gdy rozległo się pukanie do drzwi pokoju. Yuki wyprostowała się lekko i obróciła głowę.
- Proszę!
Drzwi otworzyły się i wyjrzała przez nie uśmiechnięta twarz o pomarańczowych wesołych oczach.
- Hejka!
Yuki zdumiała się na widok chłopaka i od razu poderwała się z łóżka.
- Kion!
Podeszła do niego, wciąż szczelnie okryta kocykiem, podczas gdy Kion wszedł do pokoju.
- Nie mów, że przyszedłeś w tę ulewę! - Zawołała jeszcze dziewczyna - Chyba totalnie zwariowałeś!
Kion wyszczerzył się szeroko.
- No i co? Taki tam mały deszczyk.
Yuki ogarnęła go uważnym spojrzeniem i z rozbawieniem na ustach.
- No właśnie widzę, jak mały. Cały jesteś mokry. Miałeś chociaż jakiś kaptur na głowie?
- Miałem, ale przemókł w kilka sekund – Zaśmiał się Kion – Nie jest tak źle, serio. Na szczęście ode mnie do ciebie nie jest daleko.
Teraz to on ogarnął ją wzrokiem i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A ty dopiero wstałaś z łóżka? Naprawdę śpioch z ciebie.
Yuki zachichotała.
- Wcale nie spałam. Właśnie miałam się zdrzemnąć nim przyszedłeś. Choć wcale nie chce mi się spać. Nudzę się, gdy pada deszcz.
- Domyślam się. Ja też się nudzę. W taką pogodę nie mogę iść na ryby. Szczególnie, że rzeka wtedy mocno szaleje. A swoją drogą, czy to ten nowy koc, który dostałaś na urodziny?
Zapytał przypatrując się puchatemu materiałowi. Dziewczyna pokiwała głową.
- Dokładnie tak. Jest śliczny, prawda? Z całego tego stosu prezentów, jakie dostałam miesiąc temu, to najwspanialszy prezent – Zamruczała i wtuliła policzek w kocyk – Muszę podziękować Nafariemu i Zuri jak znowu u nich będziemy. Nigdy bym nie zgadła, że dadzą mi coś takiego!
Kion uśmiechnął się.
- Trudno nie przyznać. To bardzo nietypowy prezent.
Nawet on musiał przyznać, iż kocyk był bardzo uroczy. Cały zielony, opatrzony wzorami w kształcie brązowych pędów bambusa, a poza tym na całym materiale wyszyto biało-czarne małe pandy, które biegały, skakały albo siedziały zajadając się bambusowymi liśćmi. Wyglądało to niemal rozczulająco. Kion nie dziwił się, że Yuki tak się spodobał ten prezent. Mógł się założyć, że to Nafari wpadł na pomysł, aby zamówić kocyk w pandy. Jing z pewnością by się uśmiał na jego widok.
- A więc przyszedłeś mi potowarzyszyć? - Uśmiechnęła się Yuki – Czy razem się ponudzić?
- Oby dwa – Odparł wesoło – Muszę tylko trochę się osuszyć. Nie chcę cię zmoczyć, jak będziesz się do mnie przytulać.
Dziewczyna zachichotała.
- Nie przeszkadza mi to.
Podeszła do niego bliżej, a Kion nagle zarumienił się na policzkach.
- Ale chyba nie jesteś pod kocem naga, co nie?
Yuki wyszczerzyła się szeroko, a oczy jej zabłyszczały.
- A jeśli tak, to co?
Chłopak poczerwieniał aż po same uszy i odwrócił wzrok.
- A nic. Tak tylko pytam... A jesteś??
Yuki roześmiała się wesoło. Podeszła jeszcze bliżej i rozłożyła ręce, którymi trzymała brzegi kocyka. Odsłoniła się i Kion nieznacznie odetchnął z ulgą widząc, że miała na sobie swoją ulubioną koszulkę nocną, sięgającą do połowy ud. Yuki popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Ale wstydzioch z ciebie. Przecież widziałeś mnie już w bieliźnie. To już w sumie to samo, co bycie nagim.
Kion uśmiechnął się znowu, z zakłopotaniem na twarzy.
- No, trochę tak, ale jednak nie do końca to samo.
Yuki wpatrywała się w jego pomarańczowe, kocie oczy i zarzuciła mu ręce na szyję, omiatając go delikatnie kocem.
- No, a gdybym była naga, co byś zrobił? - Zapytała cicho.
Kion objął ją ostrożnie w pasie i odwzajemnił jej spojrzenie.
- Nic. Po prostu patrzyłbym na ciebie i bez końca zachwycał się twoim pięknym futrem i seksownym ciałem.
Teraz i Yuki poczerwieniała na policzkach i zachichotała. Musnęła go leciutko nosem, po czym przytuliła się do niego. 
- Słodki jesteś. Cieszę się, że przyszedłeś. Bardzo.
Kion uśmiechnął się szerzej i wtulił policzek w jej pachnące, gęste włosy.
W końcu powędrował do łazienki, aby wytrzeć swoje futro i ubrania z wody, a w tym czasie Yuki zrzuciła piżamę i przebrała się w świeżą sukienkę dzienną. Ułożyła pieczołowicie kocyk w pandy na łóżku i pogładziła go jeszcze z czułością dłonią.
Gdy już Kion wyszedł, w samej koszuli, bo kaftan okazał się jednak zbyt mocno przemoknięty, oboje usiedli na łóżku i chłopak objął ramieniem Yuki. Ta oparła o niego głowę i poczuła jak przez jej wnętrze spływa znajoma fala ciepła i bezpieczeństwa. Zamknęła oczy i cieszyła się jego bliskością. Ale po chwili znów się wzdrygnęła, gdy za oknem przetoczył się kolejny piorun.
- Nie cierpię burzy – Powiedziała znowu.
Kion pogłaskał jej ramię.
- Ja też nie. Spokojnie, pewnie niedługo minie.
Popatrzył na okno i skierował znów wzrok na Yuki.
- A tak ogólnie, wszystko w porządku? Miewasz jeszcze te... sny?
Yuki spoważniała nieznacznie i wyprostowała się.
- Czasami – Odparła cicho – Ale coraz rzadziej. Nie martw się o mnie. Już jest w porządku. Naprawdę.
Uśmiechnęła się. Kion odwzajemnił uśmiech i pocałował ją w czoło. Minął miesiąc odkąd Yuki została porwana przez klan Czarnych Kłów, które próbowały za pomocą niej wymusić siłą na księciu Kamau oddanie władzy nad klanami kotołaków. Na całe szczęście ich plan nie powiódł się, a Yuki została uwolniona przez Kiona i Nafariego. Jednakże te wydarzenie nie przeszło bez echa. Yuki sporo czasu zajęło dojście do siebie. Choć spędziła w klanie wilkołaków ledwie dobę, to wystarczyło, by dziewczyna przez ponad tydzień chodziła ciągle wystraszona, przybita i nie wyspana, bo dręczyły ją w nocy koszmary. Wszyscy starali się jak mogli, by pomóc dziewczynie stanąć na nogi. Szczególnie Kion codziennie przychodził i siedział z nią w pokoju całymi godzinami, by Yuki czuła, że jest bezpieczna. Również Zola przejął się jej stanem i tym, co ją spotkało, gdy Kamau w zaufaniu wyjaśnił mu sytuację. Starszy kotołak osobiście przyszedł do rezydencji i chwilę porozmawiał z Yuki zapewniając ją, że jest dumny z tego, iż dziewczyna nawet na chwilę nie porzuciła swojego ducha wojowniczki w tak trudnej sytuacji. Jej kondycja zaczęła się w końcu poprawiać po dwóch tygodniach i nawet powróciła do treningów walki zapewniając wszystkich, iż nadal chce być jak najlepszą wojowniczką. Ba, ówczesne wydarzenie tym bardziej rozbudziło w niej jeszcze większy zapał do ćwiczeń, bo chciała umieć obronić się, gdyby kiedyś znów zetknęła się z klanem Kłów. Gdy minął już miesiąc, Yuki zepchnęła w najdalsze możliwe zakamarki pamięci pobyt w klanie wilkołaków i znów biegała szczęśliwa i roześmiana. Jedynie w nocy od czasu do czasu jeszcze przewijały się przez jej głowę ponure obrazy. Ale starała się nie zwracać na nie uwagi. Cieszyła się ponad wszystko, że jest otoczona przez wspaniałych ludzi, którzy nie opuścili jej nawet na sekundę. To była dla niej najcenniejsza rzecz na świecie.
- O, przejaśnia się wreszcie. Chyba rzeczywiście niedługo burza już minie.
Usłyszała nagle głos Kiona i drgnęła lekko, wyrwawszy się z zamyślenia. Uniosła głowę i popatrzyła w okno. Deszcz nadal padał, ale wydawało się, że siekał już znacznie mniej, a krople nie były tak wielkie i ciężkie. Ciemne chmury, które sprawiały, że dzień zamienił się w wieczór, lekko zaczęły się przerzedzać i rozjaśniać, a pioruny oddaliły się wyraźnie. Yuki odetchnęła z ulgą.
- No w końcu. Może wieczorem zdołam chociaż wyjść do ogrodu.
Kion uśmiechnął się.
- No, ja też. Choć od rzeki lepiej się trzymać z daleka. Pewnie nadal poziom wody jest wysoki. Może też wybiorę się na jakiś spacer.
Yuki spojrzała na niego.
- Ale chyba już mnie nie zostawiasz, co? Dopiero przyszedłeś.
- No co ty, oczywiście, że jeszcze posiedzę. Nie martw się.
Yuki rozpromieniła się.
- To zjesz z nami obiad. Dziś Tim ma przyrządzić dzikie perliczki w cytrynowym sosie. Ledwie wczoraj złapane w lesie.
Kion zamruczał na te słowa.
- Hmm, brzmi apetycznie. Chętnie się poczęstuję. W moim domu nie ma takich luksusów.
Yuki zachichotała i trąciła go pięścią w ramię dla żartu. 

Przy obiedzie, wszyscy z wielkim apetytem zajadali się chrupiącymi, pieczonymi perliczkami. Szczególnie Kion, który nigdy nie przepuszczał okazji, aby nasycić się pysznymi posiłkami w królewskiej rezydencji. On i Yuki rozmawiali jeszcze w tym czasie ze sobą i przekomarzali się na temat ulubionych smaków. Jedynie książę Kamau siedział dziwnie zamyślony, zupełnie nie zwracając uwagi na śmiechy młodych kotołaków. Wpatrywał się w swój talerz, na którym wciąż spoczywało udko perliczki, a jego wzrok był nieobecny. W końcu Yuki pochyliła się ku niemu ze zdziwieniem.
- Tato? Czy coś się stało? Nie smakuje ci obiad?
Kamau drgnął lekko i uśmiechnął się do niej.
- To nic takiego. Nie chodzi o obiad. Tim jak zawsze spisał się na medal.
Zatknął na widelec kolejny kawałek mięsa i włożył je do ust, ale zaraz znowu się zamyślił. Yuki i Kion wymienili między sobą zaciekawione spojrzenia i dziewczyna znów zapytała:
- Chodzi o te problemy z jakimś klanem, o którym mówiłeś w zeszłym tygodniu?
- Problemy z klanem? Ale chyba nie chodzi o kolejne plemię wilkołaków? - Zaniepokoił się Kion.
Kamau pokręcił głową.
- Nie, nie. Tym razem to żaden z naszych wrogów. Choć właściwie ten klan nawet nie należy do Sojuszu Ras. I w tym właśnie leży problem.
Ułamał kawałek chleba i zamoczył go w cytrynowym sosie. Yuki uniosła wysoko brwi.
- Jak to? Myślałam, że wszystkie klany, które nie wykazywały odznak wrogości oraz nie przejawiają chęci najazdów na inne klany, przynależą do Sojuszu.
- Och, nie. Nie wszystkie – Odparł spokojnie książę – Są też i takie, które w pewnym sensie pozostają neutralne. Choć nie do końca jest to powód. Niektóre klany lubią pozostać odcięte od całej reszty, kładąc nacisk na chronienie swoich terenów i władzy. Nie chcą zawierać sojuszy, choć też stronią od wojen. To bardzo skomplikowana sprawa.
- W sumie to przypomina klan pandarenów. Oni też przez ponad sto lat pozostawali odcięci od reszty świata, celowo ukrywając się by chronić swoje tajemnice – Powiedział Kion, żując z namysłem perliczkę.
- Niby tak, ale zauważ, że ich klan od dawna tak naprawdę należał już do Sojuszu. Tyle że wszyscy myśleli, że wyginęli – Dodała Yuki.
- Z tym klanem, o którym mówimy, jest inaczej – Mówił dalej Kamau – To wszystko jest o tyle delikatne i trudne, że za każdym razem, gdy wysyłam im list z propozycją sojuszu, spotykam się z definitywną odmową. A gdy wysyłałem do nich posłańców, moi ludzie byli niemal brutalnie przeganiani z wioski, niezamieniwszy z tamtejszym wodzem ani słowa.
Yuki sposępniała.
- To rzeczywiście poważna sytuacja. A dlaczego chcesz zawrzeć z nimi sojusz? Są aż tak ważnym klanem?
- Poniekąd tak. Chodzi o to, że wojownicy w tym klanie są wyjątkowi. Dysponują jedynymi takimi umiejętnościami, których nie posiada żadne inne plemię zwierzołaków. Byliby bardzo cennym nabytkiem w Sojuszu Ras, a szczególnie dla naszych klanów. A z kolei gdyby ich umiejętności wpadły w ręce, na przykład, wilkołaków, to by była katastrofa. Dlatego tak mi zależy, aby ich przekonać do zawarcia przymierza. Ale to bardzo uparty klan.
Yuki zamyśliła się na chwilę, dłubiąc widelcem resztki po udku perliczki.
- W takim razie chyba należałoby przedstawić im wszystkie kontrargumenty. Ile korzyści by mieli z tego sojuszu, co im może grozić ze strony Czarnych Kłów, których my znamy od wielu lat, no i że mamy przyjazne zamiary. Przecież muszą być chyba świadomi zagrożenia, jeśli nie opowiedzą się po żadnej stronie.
Kamau uśmiechnął się do niej.
- Mówisz jak prawdziwa przywódczyni, Yuki. Jednak coś zapamiętałaś z naszych lekcji.
Yuki zarumieniła się na policzkach. Z kolei książę westchnął ciężko.
- I masz słuszność. Właśnie to napisałem w ostatnim liście, ale i tak nie chcą mnie słuchać. Nie wiem już, co robić. To tylko kwestia czasu nim na ich klanie położą łapy inne plemiona, zdecydowanie nie mające przyjaznych zamiarów, ale cóż. Chyba muszę jednak odpuścić. Nie będę w końcu ich zmuszać. Mają prawo odmówić sojuszu. Ale przeczucie mówi mi, że to nie tyle upartość, co ich wrodzona nieufność do naszej rasy.
Yuki i Kion znów unieśli wysoko brwi ze zdziwieniem.
- Dlaczego?
Kamau wychylił kubek z ziołową herbatą i odparł ze spokojem:
- Ponieważ mówimy tu o plemieniu królikołaków.
- Królikołaków? - Zdumiała się dziewczyna – Czy to nie ten dziwny klan, który niegdyś szkolił się na zwiadowców?
- Słyszałem o nich – Odezwał się Kion – Podobno ich wojownicy byli nawet wynajmowani przez inne klany jako płatni zabójcy.
Yuki zdumiała się jeszcze bardziej.
- Poważnie?? No nieźle. Brzmi trochę strasznie. Ale chyba obecnie już się tym nie zajmują, prawda?
Kamau uśmiechnął się lekko.
- Co do tego nie mamy pewności. Rzeczywiście, dawniej królikołaki były bardzo często obecne podczas wojen jako zwiadowcy w armiach. A byli w tym najlepsi z najlepszych. Jako że te istoty są dość niewielkie, potrafią doskonale ukrywać się w terenie, poruszają się niczym cienie, a atakują szybciej niż nawet ich ofiara zdąży cokolwiek zauważyć. A gdy wielkie wojny się skończyły, ich plemiona wyspecjalizowały się w sztuce zabijania z ukrycia. A w tym są jeszcze lepsi niż jako zwiadowcy. Dlatego są cenną siłą zarówno dla nas, jak i dla wrogów.
Kion zagwizdał cicho.
- No proszę. Teraz rozumiem, dlaczego książę chciałby mieć ich w swoich szeregach.
- No, tacy malutcy wojownicy mogliby zrobić niezłe zamieszanie w klanie Czarnych Kłów – Powiedziała Yuki, szczerząc się z błyskiem w oku.
- Oczywiście nie chodzi o to, by wykorzystać ich umiejętności skrytobójstwa. Sojusz byłby i dla nich korzystny, gdyby klan został zaatakowany. Być może obroniliby się bez problemu, ale nie wiem, ilu obecnie mają aktywnych wojowników. Mimo wszystko szkoda by było gdyby Xiao Chin został zniszczony. Miałem nadzieję, że nawiążę z nimi przyjazną relację, jak to było z klanem Hamelin, no ale ich nieufność to spora przeszkoda.
Kamau upił herbatę z ponownym westchnięciem. Yuki chwilę się zastanowiła, postukując palcami o blat stołu, po czym powiedziała zdecydowanie:
- Tato, w takim razie ja tam pójdę. Do tego Xiao Chin. Skoro mimo wszystko nie są naszymi wrogami, chyba nie powinno nic mi się stać z ich strony. Pogadam z ich wodzem osobiście. Może zmieni zdanie, gdy zobaczy księżniczkę.
Kion dotknął jej ramię.
- Yuki, przecież dopiero co się pozbierałaś po tym ataku Kłów. A jak królikołaki również coś ci zrobią?
Dziewczyna popatrzyła na niego hardo.
- Nie boję się ich. Nie chcę ciągle siedzieć w domu i chować się w czterech ścianach. Jeśli mam być w przyszłości przywódczynią, muszę nauczyć się stawiać czoła każdej przeszkodzie. Inaczej nigdy nie będę dostatecznie silna. Skoro udało się z Hamelin, jestem pewna, że Xiao Chin też zmieni zdanie.
Kion spoważniał jeszcze bardziej i Yuki zauważyła w jego oczach lęk. Chwyciła jego dłoń i zacisnęła.
- Kion, ja tylko nie chcę być ciągle taka słaba. Przez ten miesiąc dużo myślałam. Pobyt w klanie Czarnych Kłów dobitnie uświadomił mi, ile jeszcze muszę się nauczyć. Chcę być silniejsza i odważniejsza.
Chłopak uśmiechnął się szerzej.
- Wiem, i jesteś silna, Yuki, wierz mi. Nie chcę tylko aby coś ci się stało.
- Będzie dobrze. Na pewno. Szczególnie, że nie pójdę tam sama przecież. Będziesz mi towarzyszył, prawda?
- Oczywiście, że tak – Odparł od razu.
Yuki spojrzała na ojca.
- I co ty na to, tato?
Ten długo się namyślał i również trudno mu było nie odczuwać niepokoju o córkę, wiedząc ile przeszła już ze strony wilkołaków. Ale prawdą było, że klan Xiao Chin nie był taki jak oni. Nawet pomimo profesji, jaką uprawiali. W końcu Kamau westchnął.
- Dobrze. Możesz iść. Choć nie jestem pewien czy coś wskórasz, skoro nawet mnie to się nie udało. Ale już nieraz pokazałaś, że masz niezwykły dar przekonywania, a więc zobaczymy, czy to zadziała również i na ten klan.
Yuki uradowała się i podziękowała mu rozpromieniona. Zgodnie ustalili, że ona i Kion wyruszą następnego dnia z samego rana. Droga do klanu Xiao Chin była równie długa, co do Xian Yu, z tą jedynie różnicą, iż królikołaki zamieszkiwały otwarte tereny na równinie, znajdującej się parę mil od Gór Mglistych. Kamau zapewnił ich, że szybko trafią do ich wioski, ale ze względu na jej usytuowanie, również i oni sami będą doskonale widoczni już z daleka. O to w sumie właśnie chodziło królikołakom.
- Mimo wszystko bądźcie ostrożni. Mówię poważnie, Yuki – Dodał Kamau gdy młoda para wracała do pokoju – Królikołaki może i nie trzymają strony agresywnych klanów, ale nie wiadomo jak na was zareagują. A z pewnością nie zgotują ciepłego powitania. Nie naciskajcie na nich i uważajcie by ich nie obrazić. Są bardzo wrażliwi na obcych.
Yuki skinęła głową i poszła przygotować się do jutrzejszej drogi. Dziewczyna i tak niecierpliwiła się już, by poznać te dziwne plemię królików, o których wiele słyszała. Traktowała to jako kolejną, fascynującą przygodę, i nawet jeśli zostaną przepędzeni, odejdzie z satysfakcją, iż mogła poznać kolejny klan. 

                                                                      ➸

Następnego dnia pogoda zaczynała się już wyraźnie poprawiać. Po prawdzie jeszcze siąpił lekki deszcz, ale pomiędzy sinymi chmurami pomału przebijało ciepłe słońce. Jednakże wczorajsza burza pozostawiła po sobie wciąż mnóstwo wielkich i błotnistych kałuż. Yuki ostrożnie kroczyła między nimi, nie chcąc ubrudzić sobie świeżo wyczyszczonych, skórzanych butów. Szczelnie okryła się kapturem i peleryną podróżną i strzepała z nosa kilka kropel wody. W tym momencie głośno psiknęła i kaptur zjechał jej aż na oczy. Kion, stojący kilka kroków dalej, parsknął ze śmiechu.
- Nawet kichasz uroczo. Trochę dziś mokro, co?
Yuki potarła nos i prychnęła.
- Bardzo zabawne. Po prostu deszcz mi podrażnił nos. Cieszę się, że już burza się skończyła, ale ta mżawka doprowadza mnie do szału. Mam dość deszczu na długi, długi czas.
I poprawiła sobie kaptur na głowie. Kion znów zachichotał i chwycił jej dłoń, gdy razem szli przez wioskę. 
- E tam. Lepsze to niż susza. Rok temu było tak sucho, że niektóre uprawy na polach oberwały. Całe szczęście, że klan zawsze robi awaryjnie duże zapasy zboża.
- Fakt – Przyznała Yuki – Mój ojciec bardzo pieczołowicie sprawdza wszystkie magazyny i stan młynów, aby mieć pewność, iż nie będzie żadnych problemów. Tim również robi zawsze spore zapasy w spiżarni. Jesteśmy doskonale przygotowani na każdą klęskę.
- No, u ciebie w domu to raczej klęska nie grozi. Jak już tam kiedyś zamieszkam, nie wiem czy uda mi się powstrzymać, by nie zaglądać do kuchni co najmniej trzy razy dziennie.
Yuki trąciła go lekko pięścią ze śmiechem.
- Na to czekasz najbardziej niecierpliwie, nie?
Kion wyszczerzył się z lekkimi rumieńcami.
- Troszkę. Nie no, żartuję. Jeszcze pomyślisz, że mam w głowie tylko żarcie.
- Coś ty, a myślisz, że ja nie jestem głodomorem? Tim już dawno się przyzwyczaił, że lubię do niego przychodzić po ciasteczka albo drożdżówki. Tylko się ucieszy, gdy zobaczy dwie głodne myszki, zamiast jednej – Mrugnęła okiem Yuki, na co Kion roześmiał się wesoło.
Po niedługim czasie opuścili tereny klanu Shri Lan, a gdy zaczęli ze spokojem przemierzać dzikie pola i łąki, deszcz w końcu przestał padać i mogli odetchnąć z ulgą. Słońce jasno oświetlało całą dolinę, a błotne kałuże natychmiast zaczęły wysychać. Yuki rozpromieniła się i poczuła, jakby była po prostu na zwykłym spacerze. Była rozluźniona i w doskonałym humorze, a jeszcze fakt, że mogła przeżyć kolejną przygodę, dodawał jej tylko entuzjazmu. Spojrzała na Kiona, idącego obok i uśmiechnęła się szeroko. Chłopak odwzajemnił jej uśmiech. Yuki trąciła go lekko bokiem, na co Kion odpowiedział tym samym. Dziewczyna zachichotała i trąciła go mocniej. I tym razem Kion zrobił to samo, popychając ją lekko z łobuzerskim błyskiem w oczach. W końcu Yuki roześmiała się i pchnęła go jeszcze mocniej, po czym zaczęła biec przed siebie. Chłopak przewrócił oczami z rozbawieniem i pobiegł za nią. Młode kotołaki goniły się ze śmiechem, aż opuściły dolinę. Yuki nie mogła się oprzeć i zboczyła ze ścieżki by pobiegać po łące. Skakała dookoła siebie jak mały kociak, krzyczała głośno z radości i strącała z kwiatów barwne motyle. Czuła się tak szczęśliwa, że miała poczucie, iż nic nie mogłoby zepsuć tej chwili. Nawet nie zauważyła, gdy Kion pobiegł do niej i nagle chwycił ją mocno za ręce. Yuki aż krzyknęła z zaskoczenia i oboje przewalili się w trawę, wzburzając mnóstwo kwiatowego pyłku. Przeturlali się i dziewczyna uniosła spojrzenie na Kiona, który teraz kucał nad nią. Poczuła jak jej serce bije jak szalone, rozłożona niczym placek na ziemi, a tymczasem Kion uśmiechał się szeroko i zbliżył swoją twarz, patrząc głęboko w jej błyszczące, błękitne oczy. Pocałował ją w usta, a Yuki poczuła jak przez całe jej ciało przepływa dobrze już znana fala gorąca. Objęła go wokół szyi i odwzajemniła ochoczo pocałunek.
Dopiero po kolejnej, dłuższej chwili w końcu dźwignęli się z ziemi i oboje zarumienieni po same uszy, kontynuowali marsz ku wiosce Xiao Chin. 

Pod noc rozbili mały obóz na kawałku wolnej przestrzeni w niewielkim, pobliskim lesie. Yuki okryła się szczelniej peleryną i ogrzewała sobie dłonie przy trzaskającym ognisku. W lesie szczególnie panowała intensywna wilgoć po minionych, obfitych opadach deszczu, przez co dominował przenikliwy chłód. Ale ogień roztaczał przyjemne ciepło, jak i gorące napoje z ziół, które Yuki zabrała z domu. Powiodła spojrzeniem po ciemnym leśnym zagajniku i wzdrygnęła się nieznacznie, niekoniecznie z zimna. Kion popatrzył na nią, dłubiąc kijem w ognisku.
- Wszystko w porządku?
Yuki uśmiechnęła się lekko.
- Jasne. Po prostu... teraz chyba każdy las będzie mi się kojarzył z puszczą wilkołaków. Wszystkie lasy wyglądają tak samo. Wiem, że ten należący do naszych terytoriów jest bezpieczny i tysiące razy w nim byłam, ale mimo wszystko... cóż – Ścisnęła palcami kubek z herbatą – Trudno, by nie przypominał o tym, jak uciekaliśmy przed Kłami albo jak prowadzili mnie związaną, a ja potykałam się bez przerwy o korzenie...
Kion posmutniał i zbliżył się do niej, aby objąć troskliwie jej ramię.
- Spokojnie, to już przeszłość. Nie każdy las to rewiry naszych wrogów, a teraz jesteśmy daleko od puszczy Kłów. Nic nam tu nie grozi.
Uśmiechnął się do niej, na co Yuki odwzajemniła uśmiech i skinęła głową. Gdy położyli się spać, owinęli się ciepłymi kocami, a Yuki wtuliła się mocno w jeszcze cieplejsze futro przyjaciela. 

                                                                    ➸

Droga do klanu królikołaków rzeczywiście była długa i żmudna. Trzeciego dnia skończyły im się zapasy suszonego mięsa, więc postanowili zapolować na jakieś małe gryzonie. Yuki znów w doskonałym humorze biegała po polach i dla zabawy goniła świerszcze, skaczące wysoko w trawie. Gdy szli cały czas wiejską drogą, od czasu do czasu mijali innych ludzi, spieszących w swoje strony. A to były kotołaki, a to lisołaki, które na widok młodej pary pozdrawiali ich serdecznie. Yuki znów umocniła się w przekonaniu, że na pewno jest więcej klanów lisów poza Hamelin. W końcu pozostawiali z nimi w bardzo dobrej przyjaźni. Wciąż jedynie nie widziała żadnych pandarenów, których Jing również miał namówić do wyjścia z ukrycia. Ale była pewna, że to tylko kwestia czasu. I znów zaczęła zastanawiać się, jakie są królikołaki. Czy rzeczywiście od razu ich przepędzą, jak tylko się zbliżą do wioski, czy dadzą się jakoś namówić na spokojną rozmowę. Przez całą drogę Yuki układała sobie w głowie odpowiednią mowę, aby brzmieć dostatecznie formalnie i przekonywująco. I starała się nie myśleć o tym, iż ten klan specjalizuje się w skrytobójstwie... Westchnęła cicho do siebie i uniosła hardo głowę. Po tym wszystkim, co przeszła, wiedziała, że na pewno nie podda się tak łatwo. 

Piątego dnia podróży, para w końcu ujrzała przed sobą rozległe, otwarte tereny pełne zielonej trawy. Drzew nie było zbyt wiele, a z kolei wszędzie porozsiewane były niskie krzaki twardej roślinności. Zielona równina ciągnęła się aż po horyzont i ze względu na ogrom przestrzeni, nieustannie wiał wiatr, poruszający z cichym szumem wysokimi kłosami trawy. Wędrowali dłuższy czas, aż w końcu zatrzymali się na krótki postój. Kion westchnął i rozłożył mapę.
- Chyba niedługo powinniśmy zobaczyć wioskę. Wygląda na to, że ten klan znajduje się przy jakiejś małe rzeczce, która płynie przez równinę. Te królikołaki wybrały sobie bardzo ciekawy rejon pod swój klan.
Yuki uśmiechnęła się krzywo.
- Założę się, że to też nie było bez powodu. Może napadają na zbłąkanych wędrowców, padających ze zmęczenia, i ograbiają ich z całego dobytku, a potem zostawiają na pastwę wygłodniałych wron.
Kion zaśmiał się lekko.
- Straszna wizja. Choć kto wie, może jest w tym ziarnko prawdy. Ale mam nadzieję, że sami zdążymy dojść do wioski, nim padniemy na twarz.
I po chwili odpoczynku szli dalej, mozolnie wypatrując przed sobą jakichkolwiek odznak obecności królikołaków.
Po kolejnej godzinie, przed parą wędrowców pojawiła się cicho szumiąca rzeka. Płynęła wąskim, kamiennym kanałem przez kilka mil, a zaczynała się prawdopodobnie w Górach Mglistych, majaczących na horyzoncie w postaci szarego paska. Yuki i Kion rozpromienili się na widok spokojnej, czystej wody i natychmiast osunęli się na kolana, aby napić się i obmyć twarze z potu. Yuki odetchnęła z ulgą.
- Cudowna. Możemy napełnić manierki.
- Niedaleko jest most. A więc musimy być już blisko. Na pewno to królikołaki go zbudowały. Choć rzeka wydaje się być dość płytka. Spokojnie możemy ją przejść – Powiedział Kion, spoglądając w bok.
- Pewnie dla niewielkich istot jest zbyt głęboka – Stwierdziła Yuki.
Zgodnie postanowili, że mimo wszystko pójdą na most. A był on dość solidnie zbudowany i widać było, iż regularnie naprawiany. Po drugiej stronie trawa była jeszcze bujniejsza. Kłosy coraz wyższe, a obok ścieżki zauważyli zaczynające się pola, pełne korzennych warzyw. Yuki pociągnęła nosem. Poczuła w powietrzu aromatyczny dym i niewiele się pomylili sądząc, że wioska jest już blisko. Już parę metrów dalej wyłaniały się pierwsze domy. Para przyspieszyła marsz, przedzierając się przez wysokie kłosy nieściętej jeszcze trawy, ale nagle Kion zatrzymał się w miejscu i chwycił mocno za łokieć Yuki. Ta spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co się stało??
- Ciii. Nie jesteśmy tu sami – Powiedział szeptem Kion i zaczął czujnie się rozglądać.
- No tak, przecież zaraz będzie ich wioska – Odparła wzruszając ramionami.
- To nie to. Coś się skrada w trawie.
Uszy Kiona poruszały się na wszystkie strony i chłopak przyczaił się, sięgając jednocześnie dłonią do pasa, przy którym przytroczony został długi sztylet w pokrowcu. Yuki również przybrała pozycję bojową, ale nic nie widziała. Wokoło nich była tylko trawa i parę krzaków. Wszędzie panowała idealna cisza. Ale po chwili i ona wyłowiła jakiś bardzo niewyraźny dźwięk. Jakby szelest, choć musiała wytężyć wszystkie swoje zmysły, aby to usłyszeć. Zmarszczyła głęboko brwi, a jej oczy nieustannie prześlizgiwały się po trawie. Podobnie jak oczy Kiona, który zjeżył się lekko w gotowości. Nagle, nim zdążyli zareagować, z trawy wyskoczyła jakaś istota z donośnym okrzykiem i uderzyła obiema stopami w brzuch Kiona. Ten zachwiał się do tyłu i krzyknął z bólu, ale zaraz chwycił rękojeść sztyletu i uniósł go przed siebie. Dokładnie w momencie, gdy napastnik zrobił to samo i o broń Kiona uderzyły dwa nieco mniejsze sztylety. Yuki tak się zdumiała tym widokiem, że przez chwilę zastygła w miejscu i rozwarła szeroko oczy. Atak nastąpił tak szybko, że przez ułamek sekundy mignęła jej tylko jakaś brązowa plama. Ale gdy stworzenie zorientowało się, iż ma do czynienia z wojownikami, natychmiast cofnęło bronie i odskoczyło w tył, by przybrać bojową pozę.
- Macie mój szacunek, podróżnicy – Pisnęło – Mało kto potrafi tak szybko zareagować.
Kion i Yuki zamrugali oczami, jeszcze bardziej osłupieni i od razu zrozumieli, że mają przed sobą właśnie królikołaka. Rzeczywiście istota nie była imponujących rozmiarów. Sięgała im ledwie do pasa i to nie licząc długich, króliczych uszu. Całe ciało pokrywało krótkie, brązowe futro, jaśniejące jedynie na twarzy i uszach, a z tyłu drżał z podniecenia puchaty, okrągły ogonek. Rzecz jasna królikołak był ubrany w typowy skórzany strój wojowników. Kaftan nie nosił żadnych zdobień, ale za to mnóstwo śladów zużycia.
- A więc w końcu dotarliśmy. Czy mamy przyjemność z klanem Xiao Chin? - Zapytała uprzejmie Yuki, wysuwając się nieco do przodu.
Królikołak, wciąż trzymający uniesione sztylety, cofnął się podejrzliwie i ogarnął ją  uważnym  spojrzeniem.
- Może. A co wyście za jedni?
Yuki uśmiechnęła się.
- Na imię mam Yuki. Myślę, że znacie mojego ojca, księcia Kamau. Przychodzimy z klanu Shri Lan, aby...
- Wynoście się – Przerwał jej od razu królikołak unosząc groźnie noże - Nie chcemy was tutaj, sierściuchy.
Yuki zastygła ponownie, zbita z tropu, natomiast Kion spojrzał na niego z lekkim gniewem.
- Chwileczkę! Najpierw atakujesz nas bez ostrzeżenia, choć nic nie zrobiliśmy, a teraz każesz nam się wynosić, mimo że nie powiedzieliśmy jeszcze o co chodzi? A więc tak traktujecie wszystkich gości?
Królikołak wyprostował się nieco i burknął:
- Nie wszystkich. Tylko ludzi podobnych do was. Nie przepadamy za drapieżnikami. Wracajcie tam, skąd przyszliście.
Młoda para osłupiała jeszcze bardziej.
- Drapieżnikami?? O co wam chodzi? Przecież jesteśmy tylko kotołakami! Prawie nie różnimy się między sobą, a nasze zamiary są czysto pokojowe...
Królik wybuchnął piskliwym śmiechem.
- Nie różnimy się! A to dobre! Już ja wiem, co wam chodzi po głowach, sierściuchy! Nieraz mieliśmy do czynienia z takimi jak wy. Udajecie zagubionych podróżników, by potem niespostrzeżenie zaatakować. Chcecie wykraść nasze techniki walki? Cenny dobytek? A może nas zjeść?!
Teraz Yuki szczerze oburzyła się na te słowa.
- Co?! Ależ skąd! Od wieków nikt nie robi takich rzeczy! Nie jesteśmy dzikimi bestiami!
Królikołak prychnął lekceważąco, krzyżując ręce na piersi.
- Tak, jasne, akurat. A w waszych torbach na pewno nie ma prowiantu w postaci suszonego mięsa, hę?!
Yuki i Kion wpatrywali się w wojownika, całkowicie oszołomieni takimi oskarżeniami. Już dawno nie słyszeli, by ktoś zarzucił ich rasie drapieżne zamiłowania. Owszem, każda rasa, szczególnie wywodząca się z prastarych drapieżników, nosiła w sobie „Pierwotny instynkt", ale to nie miało nic wspólnego z pożeraniem innych zwierzołaków. Nawet wilkołaki nie dopuszczają się do takich rzeczy. Yuki uświadomiła sobie, że teraz zaczyna rozumieć nieufność tych istot wobec innych ras. Ale nie przypuszczała, że jest ona aż tak głęboka.
- Zaraz, to zupełnie co innego! - Zawołał Kion, tracąc już pomału cierpliwość – Polujemy jedynie na zwykłe, dzikie stworzenia. Żyjemy w cywilizowanym świecie i nawet przez myśl by mi nie przyszło traktować was jako posiłek!
Wzdrygnął się z obrzydzenia na własne słowa, ale to i tak nie uspokoiło królikołaka, który patrzył na nich wojowniczo.
- Tak, tak, każdy tak mówi. Ale ja wiem swoje. Nie wejdziecie do mojej wioski, chyba że po moim trupie!
Uniósł ponownie sztylety i ostrza błysnęły w słońcu. Yuki opanowała z wysiłkiem nerwy i spróbowała raz jeszcze do niego przemówić.
- Zapewniam, że nie chcemy zrobić nic złego. A przysięga przed tobą sama księżniczka Shri Lan! Chyba to powinno wystarczyć, nie uważasz?
- Milcz, sierściuchu. Nie obchodzą mnie wasze śmieszne tytuły – Warknął królikołak, na co Yuki poczerwieniała na twarzy. W końcu Kion warknął z wściekłością:
- Ej! Nie mów tak do niej, pokurczu! Najwyraźniej nie dociera do ciebie, z kim masz do czynienia!
I również uniósł sztylet ostrzegawczo. Ale królikołak nagle zastygł i wybałuszył królicze oczy. Długie uszy zadrżały, a na twarzy pojawił rosnący gniew.
- Pokurczu? POKURCZU?!
I nagle z oszałamiającą prędkością młody wojownik podskoczył i ze wściekłym okrzykiem natarł na Kiona sztyletami. Ten natychmiast odepchnął je swoim ostrzem, ale nim zdążył odpowiedzieć, już królik ponowił atak i tłukł nożami w dzikim szale. Kion cofał się, ledwo nadążając za jego wypadami, i poczuł jak kilka razy ostrza otarły się o jego rękawy. Królikołak biegał dookoła niego, wyprowadzając kolejne, bardzo szybkie ataki, aż w końcu znów podskoczył i z całej siły sprezentował soczystego kopniaka w przyrodzenie Kiona. Chłopak zawył z bólu i aż łzy stanęły mu w oczach. Zgiął się w pół, natychmiast łapiąc się rękami za krocze i tylko przemknęło mu szybko przez głowę, że teraz już wie, jak poczuł się wtedy Shen... Osunął się na jedno kolano, a sztylet upadł w trawę. Królikołak uśmiechnął się z satysfakcją i już miał dokończyć dzieła, gdy prędko podbiegła do niego wściekła Yuki.
- Dobra! Dosyć tego!
Bez wahania uderzyła pięścią w pysk królika, na co ten zwalił się na ziemię. Nim zdążył się podnieść, rozwścieczona dziewczyna złapała go obiema rękami za kołnierz kaftanu i warknęła, obnażając ostre zęby:
- Spodziewałam się, że nie zostaniemy ciepło przyjęci, ale tego już za wiele! Co ty sobie myślisz, kurduplu?! Staraliśmy się być mili. Ojciec mówił mi, że jesteście nieufni i nie lubicie obcych, ale moja cierpliwość się skończyła. Jeszcze raz uderzysz mojego chłopaka, a pożałujesz!
Królikołak po raz pierwszy wybałuszył oczy z nieskrywanym lękiem, widząc, że ta dziewczyna nie żartowała. A trzymała go tak mocno, że nie był w stanie się wyrwać. Yuki zbliżyła do niego twarz i warknęła jeszcze:
- A teraz zaprowadzisz nas do waszego wodza. I nie obchodzi mnie czy lubicie kotołaki, czy nie. Wyraziłam się jasno? Czy mam powtórzyć?!
Królikołak przeraził się jeszcze bardziej i tylko gorliwie pokiwał głową. W końcu Yuki puściła go i wojownik spadł w trawę. Podniósł się niemrawo na nogi i potarł sobie policzek, w który uderzyła go Yuki. Spojrzał na nią nieco obrażony.
- Niech wam będzie. Wierzę wam. Tylko was sprawdzałem. Chodźcie za mną, podróżnicy.
Wsunął swoje sztylety z powrotem do pokrowców przy pasie i wciąż mrucząc pod nosem jakieś gniewne słowa, podążył pomału w stronę wioski. Yuki odsapnęła, uspokajając oddech, i wyprostowała się dumnie. Odwróciła się do Kiona, który wciąż kucał na ziemi z szerokimi jak talerze oczami.
- No co??
W końcu Kion uśmiechnął się szeroko i chwiejąc się nieco, dźwignął na nogi.
- Naprawdę nie przestajesz mnie zadziwiać. Gdybyś pokazała taką samą ikrę podczas treningów, Zola już więcej nie powiedziałby o tobie złego słowa.
Yuki prychnęła i odgarnęła z czoła kosmyki białych włosów.
- Wkurzyłam się. Nikomu nie pozwolę cię bić. Chyba, że jestem to ja.
Kion roześmiał się i podszedł bliżej.
- Wierzę, moja wojowniczko. A swoją drogą, to było bardzo seksowne - Szepnął jeszcze, mrugnąwszy okiem.
Yuki zarumieniła się po czubki uszu i wyszczerzyła się do niego.
- Ej! Idziecie, czy nie?!
Rozległ się głos królikołaka, który zatrzymał się i obejrzał na młodą parę. Ci pospiesznie dołączyli do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro