Strzępek drugi - "Krzyk ciszy" [Słuch]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy cisza może krzyczeć?

Może.

I to bardzo, bardzo głośno.

Cisza może krzyczeć bardziej niż rozpaczliwy lament. Może być bardziej wymowna niż najbardziej żałośliwy i głośny płacz.

Wiktor doskonale to wiedział.

Elektroniczny zegar na szafce nocnej wskazywał godzinę piątą trzydzieści siedem. Nikiforov przeklinał się w myślach za pomysł z cichym urządzeniem. Teraz, gdy cisza rozsadzała sypialnię i zdawała się mordować każdy kawalątek jego duszy, modlił się choćby o cichutkie tykanie ściennego zegara.

Nic. Nawet najmniejszej muchy czy znienawidzonego komara, który swym upierdliwym brzęczeniem zagłuszyłby nieprzeniknioną ciszę.

Wiktor leżał w miękkiej pościeli, ogrzanej ciepłem jego własnego ciała i wpatrywał się tępo w biały sufit, przeklinając sąsiadów, którzy postanowili nie hałasować. Przeklinał dzieciaki z sąsiedztwa, które bezczelnie nie darły swych pyzatych buziek i nie skakały z kanapy na podłogę, bawiąc się w skoki narciarskie. Przeklinał to upierdliwe babsko z góry, które o tej porze zazwyczaj urządzało maratonu po mieszkaniu w drewnianych klapkach, słuchając powtórek „Mody na Sukces". Przeklinał tych pieprzonych patusów z meliny obok za to, że akurat dziś posnęli twardym, pijackim snem, zapewniając mu znienawidzoną ciszę.

Wiktor nienawidził ciszy. Nie takiej, nie w takim momencie. Przewrócił się niespokojnie na drugi bok, patrząc na puste miejsce obok. Pogładził palcami przenikliwie zimną poduszkę, wzdychając ciężko. To jedno głośne westchnienie przez moment zagłuszyło nieznośny krzyk ciszy, lecz był to raptem jeden moment. Po nim znów nie było nic. Żadnego stukania, pukania, żadnych rozmów. Totalnie nic.

Jedna wielka, upierdliwa cisza.

Wiktor nie lubił budzić się nad ranem. Często jakiś dziwny sen wyrywał go z objęć Morfeusza, a potem wybijał go z rytmu na cały dzień. Na takie sytuacje było tylko jedno lekarstwo.

Miarowy oddech śpiącego Yuuriego i powolne bicie jego serca, tak dobrze słyszalne, gdy Nikiforov wtulał się w męża.

Którego teraz było brak.

I oddechu, i bicia serca.

I męża.

Siarczyste, rosyjskie przekleństwo przecięło suche powietrze w pomieszczeniu. Wiktor wtulił twarz w zimną poduszkę, zagryzając niemal do krwi wargę i próbując powstrzymać głośny szloch.

Bezskutecznie.

- Yuuri... YUURI!...

Odpowiedziała mu cisza.




Czy cisza może krzyczeć?

Może.

I to bardzo, bardzo głośno.

Cisza może krzyczeć bardziej niż rozpaczliwy lament. Może być bardziej wymowna niż najbardziej żałośliwy i głośny płacz.

Wiktor doskonale to wiedział. Był tego boleśnie świadom, swym głośnym szlochem walcząc z ciszą. Wtulał twarz w poduszkę Yuuriego, czując resztki jego zapachu i usiłując choć odrobinę wytłumić swój żałośliwy płacz. Kilka razy podniósł głowę, nabierając powietrza urywanymi haustami, przy czym nie przestawał płakać ani na moment. I tak oto o godzinie piątej czterdzieści dwa sąsiadka przypomniała sobie o tym, że trzeba po raz piętnasty w tym tygodniu przestawić meble nad ranem. Meliniarstwo obok przypomniało sobie jednocześnie o tym, że na stole stoją trzy napoczęte 0,7-zgłoś-się i wypadałoby je dokończyć w akompaniamencie darcia zapitych niemal do nieprzytomności mord. W tym też momencie dzieciaki z mieszkania obok, że szósta nad ranem to idealna pora na maraton kreskówek, puszczonych tak głośno, że Nikiforov słyszał wyraźnie każdą kwestię rysunkowych bohaterów.

Życie toczyło się dalej swym nieubłaganym rytmem.

A pośród tego codziennego zgiełku był on.

Wiktor.

Sam jeden w sypialni, owinięty kołdrą jak naleśnik, z twarzą mokrą od łez, wciśniętą w gorącą już poduszkę, szlochający pod niebiosa w tęsknocie za ukochanym mężem.




Czy cisza może krzyczeć?

Może.

I to bardzo, bardzo głośno.



______________________________

Wszystkich przepraszam za opóźnienia w Challenge'u oraz za wcześniejsze, długie milczenie. Po prostu praktyki, także trochę (mocno) brak weny dający się boleśnie we znaki, a obecnie wyjazd. Bardzo vkusno wyjazd. Z bardzo vkusno kochaną osóbką (ง¬◡¬)ง

Asami wspominała u siebie w najnowszej notce. (ง¬◡¬)ง

Także  - przyzywam Cię, Samaelu. Zenaida0 i cała reszto - nie martwcie się, nie umrzyłam, nie zniknęłam, nie zapomniałam. :'D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro