Asystentka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przymknęłam oczy. Zayden chwycił moją rękę i zaczął mówić:

- Wiem, że schrzaniłem. I że to moja wina. Nie powinienem tak reagować.- Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć, jak kręci głową. Spojrzał na mnie, a jego spojrzeniu dostrzegłam... skruchę. Zayden Williams i skrucha. Pomocy, świat się walił. Zaraz przylecą kosmici i porwą nas na planetę ze słodyczy, na której mieszkają jednorożce.- Zacząłem na ciebie krzyczeć, mimo że niczym nie zawiniłaś. To nie była twoja wina i nie zasłużyłaś na to. Pomogłaś mi, mimo że nie musiałaś, bo nikt- nawet ja- nie oczekiwał od ciebie takiego poświęcenia. A gdy zobaczyłem cię później... byłaś taka męczona i osłabiona. Obiecałem sobie, że nie będę tego dalej ciągnął, bo to tylko ci szkodzi. I tak zrobiłaś bardzo dużo. Powinnaś się skupić na studiach, a nie wyciąganiu z więzienia oszustów podatkowych.- Uśmiechnęłam się delikatnie.- Rosie, naprawdę żałuję, że na ciebie nakrzyczałem. Serio żałuję tych wszystkich słów. Bo wiesz... to nie była prawda. Potrzebuję cię bardziej, niż mogłoby się wydawać. Zrobiłaś więcej niż ktokolwiek i nie chciałem cię tym dalej obciążać. Zależy mi na tobie i nie chcę, żeby kiedyś to, że byłaś zamieszana w tę sprawę się na tobie mściło. Nie zasłużyłaś na to. Tak więc... Jeśli nadal chcesz, to bardzo chętnie przyjmę twoją pomoc. Naprawdę przyda mi się wsparcie, a tylko tobie mogę zaufać w stu procentach.

Uśmiechałam się tak szeroko jak nigdy. Zayden przyznał się, że potrzebuje pomocy. Mojej pomocy!

- Oczywiście, że ci pomogę, Zay- szepnęłam.

Chłopak posłał mi jeden z tych uśmiechów, od których miękły kolana.

- Za trzy dni jadę do kancelarii i uważam, że jako moja asystentka powinnaś pojechać ze mną- oznajmił z pewnym siebie uśmiechem.

- Asystentka?- Uniosłam brwi.- Chyba na nic takiego się nie umawialiśmy, ale dobra.- Wzruszyłam ramionami.- Ile płacisz?

Zayden się roześmiał. Tak szczerze, jak lubiłam.

- Moje towarzystwo ci nie wystarczy?- spytał, nachylając się.

- Hm... Zastanówmy się. I tak spędzam z tobą sporo czasu, więc to będą dodatkowe tortury, a nie wynagrodzenie- stwierdziłam.

A potem brunet przybliżył się do mnie i pocałował mnie. Na początku chciałam oddać pocałunek, pogłębić go...

Ale przypomniałam sobie ostatnie dni.

Zayden*

Rosanna odsunęła się ode mnie gwałtownie, a ja z szoku zesztywniałem. Jeszcze nigdy nie zrobiła czegoś takiego. I w sumie nie tylko ona, bo jeszcze nigdy żadna laska mnie nie odepchnęła. Ale teraz wiedziałem, że gdyby to zrobiły, to nie zabolałoby to tak bardzo jak ten ruch Rosy.

Blondynka pokręciła głową, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Ja... Nie mogę... Przepraszam... Ale przez to wszystko...- zaniosła się szlochem.

A mnie zmroziło, gdy dotarło do mnie, o czym mogła mówić. Zacisnąłem dłonie w pięści, myśląc, jakim chujem trzeba być, żeby skrzywdzić tak cudowną dziewczynę.

Przysunąłem się do niej i ją objąłem. Tak po prostu. Bez większego zastanowienia. To był... odruch. Przytulenie płaczącej Rosie było dla mnie czymś zupełnie normalnym.

- Ćśś, nie płacz, różyczko.- Szepnąłem, nie zwracając nawet uwagi na przezwisko, którym ją nazwałem.- Nie warto. Ten kutas nie zasługuje na twoje łzy. Będzie dobrze, obiecuję- szepnąłem, wtulając twarz w jej włosy.

Zrobię wszystko, żeby dotrzymać tej obietnicy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro