~*~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na wstępie chcę podziękować @BTSgingin za pomoc z ogarnięciem tego, bo gdyby nie ona, to mielibyście zamiast komedii dramat. I to serio beznadziejny i nienadający się na święta. To tutaj też nie jest normalne, naprawdę, ale no. Moje szoty z zasady są rakowe. 

I w sumie miałam dodać to 25, ale musicie mi wybaczyć, bo zwyczajnie nie dałam rady i dopiero skończyłam to pisać ;---;  Mam nadzieję, że ujdzie...

WESOŁYCH ŚWIĄT! KOCHAM WAS <3


 ~*~


 Gdyby Jungkook musiał opowiedzieć o tym, co najbardziej kochał w świętach, to bez wątpienia nie byłby to Pustak, który aktualnie bawił się szklanymi bombkami, stukając w nie stopami. Za każdym razem, gdy ten złośliwy chochlik zbliżał się do choinki, chłopak przeżywał mały zawał, nie raz już bowiem, nie dwa, całość lądowała na podłodze, a śliczne, skrupulatnie wybierane w sklepie ozdoby, kończyły jako miazga brokatu i szkła. Oczywiście na drzewku się nie kończyło, bo ów stworzonko należało do wyjątkowo głupich i nieznośnych, przez co trzeba było uważać tak naprawdę na wszystko, bo zastępowanie porcelany plastikiem nie wchodziło w grę. Nie w wigilijny wieczór. Nie w TEN wigilijny wieczór.


— Co się tak pindrzysz, psi odwłoku?

Brunet skrzywił się brzydko, wpatrując w swoje odbicie w lustrze, gdy tylko usłyszał skrzeczący, irytujący głos współlokatora.

— Spójrz na siebie, a potem powtórz to raz jeszcze, kurduplu z krzywymi stopami.

— Psi odwłok. Co teraz? — Pustak wystawił długi język, wzruszając ramionami bez jakiegokolwiek zaangażowania. Nieco mocniej stuknął po tych słowach w bombkę, z parszywym uśmiechem na ustach zerkając na coraz bardziej zbulwersowanego chłopaka.

— Zaraz cię wypatroszę i wypcham poduszką. Twoje zwłoki sprawią radość jakiemuś dziecku.

— Nie zrobisz tego, bo popłakałbyś się na widok krwi. Poza tym zbyt szybko biegam, więc to podwójne utrudnienie.

Jungkook zamknął oczy, w myślach licząc do dziesięciu, by naprawdę nie spróbować go złapać, złośliwość bowiem, jak i złe wychowanie Pustaka, działało mu na nerwy jeszcze bardziej, niż zazwyczaj. W końcu czekał go stresujący wieczór, a ten mały owsik zamiast wesprzeć go i pomóc w sprzątaniu i przygotowaniach, tylko bardziej zawadzał, wpychając swoją nieznośną osobę w każdy kąt niedużego mieszkania.

— Mam ochotę wysłać cię dzisiaj w nocy na wycieraczkę, byś zamarzł tam jak sopelek. Może to by cię nauczyło kultury.

— Nie o takich sopelkach myślisz, przyznaj.

Pustak w końcu zabrał nogi z okolic choinki i wstał, wyciągając sobie spodenki spomiędzy płaskich pośladków. Kilkakrotnie poruszył też głową na boki, rozciągając ciałko, by następnie znaleźć się przy wybitnie z tego niezadowolonym Jeonie.

— Nie myślę. Mój umysł jest czysty jak łza.

— Och, racja, przepraszam! — Pustak uniósł łapki do góry, wykrzywiając kąciki ust ku dole. — Zapomniałem, że ty nie myślisz i faktycznie w twojej głowie znajduje się tylko czysta przestrzeń.

— Ty mały... — Brunet odwrócił się w stronę sięgającego mu do pasa potworka i nie bacząc na to, że dopiero co ułożył swoje niesforne dzisiaj włosy, zaczął go gonić po salonie, pod nosem wyzywając od najgorszego źródła swoich problemów.

Trzeba bowiem w tym momencie zaznaczyć, iż Pustak to nie jest pseudonim żadnego głupiego kolegi z podwórka. To pełnoprawne imię, które zostało nadane tej istocie kilka lat temu, gdy zafascynowany czarami i magią Jungkook, postanowił wezwać z zaświatów mroczną zjawę, by napuścić ją na kolegów, którzy ciągle nabijali się z jego pryszczatej buzi. O dziwo zaklęcie zadziałało, a pośrodku wymalowanego ze skrupulatnością kręgu, pojawił się niewysoki, odrobinę szkaradny stwór. Początkowo wręcz przerażał on Jeona, w końcu nie dość, że po zaatakowaniu jego wrogów nie zniknął, to dodatkowo postanowił zamieszkać w jego domu rodzinnym, a dokładniej w szafie, w której stworzył sobie legowisko z poduszek. Nie dało się z nim dogadać, a na każdą próbę wygonienia, reagował zbyt agresywnie, przykładowo dziurawiąc jego bokserki w strategicznych miejscach. Musiał więc przystać na tak niewygodny warunek, tłumaczenie bowiem wszystkiego mamie było niemożliwe. W końcu tylko on potrafił go dostrzec i usłyszeć jego głos. Dla pozostałych ludzi Pustak nie istniał. To właśnie zmusiło po kilku latach chłopaka do samodzielnego życia w wynajętym mieszkanku, nie chciał w końcu wyjść na wariata, który gada sam do siebie.

Jungkook sam też nie wiedział, jak ostatecznie przyzwyczaił się do jego obecności. Nie należał do osób wierzących w klątwy, czary i magiczne istoty, w zasadzie ufał jedynie kuponom do ulubionej sieci fast-foodów i odwiecznej zasadzie, że im więcej potu, tym lepsze bicki. Miejsca dla stworka z zaświatów w reprezentowanych przez niego poglądach nie było i pojawić się ono nie powinno, a jednak Pustak na stałe zagościł w życiu bruneta i wygonić się go już nie dało, a Jeon, pomimo wielkiego ciała, posiadał też i wielkie serce, dlatego bał się szukać zaklęcia, które zakończyłoby tę historię. W końcu kto wie, czy przypadkiem nie odesłałby tylko jego głowy lub nogi i pół tyłka? Może tamta noc należała do magicznych i z tego powodu wszystko się udało, a teraz już taka nigdy nie nastąpi? Nie chciał ryzykować, bo chociaż czasami Pustak działał mu na nerwy, to zabić by go nie chciał. W końcu naprawdę dobrze urządził Jimina, gdy za karę za wyśmiewanie się z jego pryszczy, został oblany kupami ze szkolnej toalety, które dziwnym trafem zaczęły latać właśnie wtedy, gdy miał zamiar zrobić siku. Hoseok miał nieco więcej szczęścia, bo dostał tylko rozwolnienia, a potem spłuczka postanowiła zacząć szaleć właśnie wtedy, gdy z zadowoleniem się wypróżnił. Mieli za swoje.



— Nie biegaj, bo się spocisz, a nie stać cię na wysokie rachunki za wodę — sapnął w końcu Pustak, chowając się za kanapą, gdy dyszący Jungkook prawie go dorwał w swoje wielkie łapska.

— Jak cię uduszę, to odejdą mi te za prąd, bo marnujesz go codziennie za dużo!

Jego głos nie brzmiał przyjemnie, stworek więc skrzywił się, obmyślając jakąś dobrą wymówkę, by człowiek dał mu spokój.

— Ale wtedy nie zdążysz się ogarnąć, bo koncert zaczyna się chyba za godzinę, nie? Pewnie ludzie już tam są i nie dostaniesz pierwszego rzędu dla siebie...

Brunet niemal natychmiast się wyprostował i spojrzał na wiszący na ścianie zegar, który wprawdzie wskazywał czas troszkę wcześniejszy, niż ten Pustaka, jednak nie miało to większego znaczenia. Pierwszy raz skrzat miał rację: musiał pojawić się pierwszy, by móc stać tuż obok występujących kolędników. Nie było czasu na rozmyślanie i przejmowanie się brzydalem.

— Masz szczęście, zakało. Dzisiaj ci odpuszczę, ale jak wrócę tutaj wieczorem, to masz siedzieć zamknięty w szafie, bo inaczej nie ręczę za siebie.

Pustak tylko wysunął głowę zza kanapy i przytaknął, niewinnie się uśmiechając.

— Jasne, daruj mi tylko.

Jeon skinął głową i szybko skierował się w stronę lustra, gdzie jako tako ogarnął buzię i przebrał się w przygotowany strój, by chwilę później wybyć z domu, przy akompaniamencie trzaskających drzwi.

A stworzonko przekształciło uroczy uśmiech w złośliwy i klasnęło w dłonie.

— Już ja mu pokażę!


~*~


Na dworze było już ciemno, gdy drzwi od mieszkania się otworzyły, a na korytarzu pojawiły się dwie roześmiane postacie.

Jungkook niemal od razu pomógł drobniejszemu od siebie chłopakowi w zdjęciu przemokniętego płaszcza, a następnie z wielkim uśmiechem zaprosił go do salonu, gdzie na stole leżała już przygotowana porcelanowa zastawa i małe przekąski, a także butelka wina, na które wydał resztkę swojej wypłaty.

Z zadowoleniem stwierdził, że wszystko było całe, Pustak więc musiał posłuchać jego polecania i grzecznie zamknął się w sypialni. Było to aż nieprawdopodobne, jednak wieczór ten należał do wyjątkowych, doszukiwanie się więc wszędzie spisków było nie na miejscu. Wolał skupić się na ślicznym blondynie, teraz grzecznie stojącym z niewielkim kartonikiem.

— Upiekłem ciasto, ale nie wiem, czy jest zjadliwe, więc musisz być ostrożny — powiedział niepewnie, wyciągając dłonie przed siebie.

Zaskoczony Jungkook odebrał paczuszkę, czując napływające zewsząd gorąco. Nie spodziewał się, że obiekt jego westchnień ot tak postanowi poświęcić swój czas nie tylko na wspólną, świąteczną kolację, ale i na przygotowywanie ciasta, bo bądźmy szczerzy - Jeon nie był nikim szczególnym w jego życiu. Ciągle tylko pałętał się za jasnowłosym po uczelni, niby niechcący wpadając na niego w bibliotece, barze czy przy wyjściu z sali. Poza tym widywali się tylko na spotkaniach uniwersyteckiego chóru, gdzie ten prześliczny chłopiec był jednym z głównych wokali, a zakochany w niskim głosie brunet nie mógł się tam nie zapisać. Każda okazja była dobra, by trochę do niego wzdychać.

Tego wieczoru również nie potrafił sobie darować, dlatego kilka dni wcześniej, podczas jednej z generalnych prób do bożonarodzeniowego koncertu, zaproponował mu wspólne spędzenie tego czasu, skoro tak, czy siak musiał zostać w stolicy, bo nie zdążyłby wrócić do rodzinnego miasta. Tak więc po pięknym występie, gdzie anielski kolędnik tylko bardziej go w sobie rozkochał, miał szansę pobyć z nim sam na sam, rozkoszując się dobrym alkoholem i słodyczami. I oczywiście Taehyungiem. Może nie bezpośrednio, ale jednak!

— Um, dziękuję. Na bank jest pyszne, w końcu nie wierzę, by coś mogło ci się nie udać.

Blondyn tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami, rozglądając się dookoła, a Jungkook dopiero wtedy zreflektował, że nawet nie zaproponował mu czegoś do picia. Chyba nie będzie tak idealnie, skoro na samym początku robi z siebie kretyna w jego oczach.

— Um, rozgość się. Chcesz coś ciepłego do picia? Zaraz przyniosę jedzenie, tylko muszę je podgrzać i no... — Zmarszczył nos i wsunął wolną dłoń w swoje włosy, lekko drapiąc skórę głowy, by w jakiś sposób ukryć nerwy.

Gość tylko szerzej się uśmiechnął i usiadł na najbliższym krześle przy stole, opierając złączone dłonie na udach.

— Nie trzeba, poczekam na jedzenie. Jestem ciekaw co takiego upichciłeś, a jak się napiję, to nic nie zmieszczę.

Jeon tylko przytaknął i nie wiedząc co ze sobą zrobić, odwrócił się i poszedł do kuchni, gdzie włączył kuchenkę, by znajdujące się w garnkach potrawy były ciepłe. Byle jak je przemieszał, starając się zapanować nad drżącymi rękoma, które z racji stresu tańcowały jak oszalałe, przez co zabrudził płytę gazową sosem, a nieprzyjemny zapach spalenizny drażnił jego nos. Nie przejął się tym jednak jakoś szczególnie, samotnie siedzący chłopak był bowiem ważniejszy i pragnął znaleźć się przy nim jak najszybciej. Gdy więc temperatura wszystkiego była odpowiednia, przelał zawartość do ładnych półmisków i ułożył na tacy, by móc przetransportować wszystko do salonu za jednym zamachem.

— Hm, już gotowe, możemy zjeść — mruknął, ustawiając naczynia na stole, zaraz zajmując miejsce naprzeciwko.

Jeżeli wtedy był zdenerwowany, to teraz przypominał wulkan i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wybuch żalu, niepewności byłby kłopotliwy i upokarzający, jednak naprawdę nie wiedział, jak sobie z tym wszystkim poradzić.

— Smacznego. — Tae wyszczerzył swoje białe zęby pokrzepiająco i sięgnął po duszone warzywa, nabierając ich sporo na talerz. Nie czekając specjalnie na nieradzącego sobie z nabieraniem Jungkooka, wpakował pierwszą, dość porządną porcję do ust, powoli zaczynając ją żuć.

Gospodarz kątem oka go obserwował, gdy więc nieco zwolnił i zaczął się rumienić wiedział, że coś jest nie tak.

— Za gorące? Niedobre? — Zagryzł nerwowo wargę i szybko nabrał sobie odrobinę, od razu próbując.

Reakcja była błyskawiczna. Niemal natychmiast przysunął sobie do ust serwetkę i wszystko wypluł, łapiąc za szklankę z wodą, którą postanowił zapić smak. Warzywa bowiem nie przypominały ich w smaku kompletnie. Nie dość, że zdecydowanie przesadzono z cukrem, ostrą papryką i czymś kwaśnym, to jeszcze były rozgotowane i smakowały jak obrzydliwa papka.

Nigdy w życiu nie czuł się tak upokorzony, jak właśnie w tej chwili.

Zawstydzony Tae wycierał wargi chusteczką, uśmiechając się niepewnie, a Jungkook najchętniej wyskoczyłby z okna i zakończył tym samym swój żywot. Przecież próbował wszystko przed wyjściem, smakowało dobrze! W końcu kupił to w dobrej restauracji i tylko przelał do garnków! To nie mogło się nie udać.

— Ja... Ja nie wiem jak to możliwe, miało być dobre — stęknął, łapiąc za miskę z ryżem, by nabrać trochę na talerzyk. Szybko wsunął go ust, niemal dusząc się, gdy wyczuł w nim mnóstwo octu i soli. Do jego oczu napłynęły łzy, gdy kolejny raz wszystko wypluwał. Mięsa nawet nie miał ochoty próbować, bał się bowiem tego, co może w nim zastać. — Ja nic nie rozumiem... To tak nie powinno być.

— Spokojnie, Jungkookie... Nic się nie stało. Ja sam nie jestem mistrzem w gotowaniu, więc rozumiem, że czasami coś nie wyjdzie. Raz posoliłem herbatę, też była niedobra — odparł pokrzepiająco, pełen talerz jednak od siebie odsunął, na co brunet wygiął usta w podkówkę, czując się żałośnie. Ledwo usiedli do stołu, a on już zaliczył gafę wielkiego kalibru. — Może zjemy ciasto? Zaczynanie od deseru jest najlepsze, a ja w sumie nie jestem jakoś specjalnie głodny...

Jungkook spojrzał na mniejszego od siebie chłopaka i tylko przytaknął. Złapał za miski z jedzeniem i udał się w stronę kuchni, a gość podreptał za nim.

— Nałożę nam za ten czas — odparł i złapał za pudełko, zaraz wracając do pokoju, a brunet nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał okazji i nie zaczął iść za nim, niegrzecznie obserwując te śliczne nogi. I naprawdę byłby z tego powodu szczęśliwy, gdyby nie skrzat, który znienacka podstawił blondynowi nogę, przez co ten poleciał do przodu, a on sam był w zbyt dużym szoku, by go złapać.

— PUSTAK, CO TY ROBISZ? — krzyknął i spojrzał na zjawę, która tylko wystawiła mu język i uciekła za kanapę, śmiejąc się przy tym jak szaleniec.

— Ja nie chciałem, Jungkook! Przepraszam! Nie musisz od razu tak agresywnie, naprawdę... To nie było specjalnie — pisnął blondyn i uniósł się tak, by usiąść na podłodze, zerkając to na rozwalone pudełko, to na zdezorientowanego bruneta. Nie rozumiał on, o co chodziło przez chwilę, dopiero po dłuższym przemyśleniu dotarło do niego, że dla Tae wygląda to tak, jakby nazwał go pustakiem.

Spanikowany opadł na kolana i złapał go za ramiona, z wyszczerzonymi oczami wpatrując się w drobne ciałko.

— To nie tak! Nie ty jesteś pustakiem, to... to kot! Pałęta się między nogami!

— Masz kota? — Tae wygiął kąciki ust ku dołowi, sięgając po kartonik, który otworzył, a widok zgniecionego ciasta załamał go na tyle, że stęknął cierpiętniczo i odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w sufit.

— Ja... W sumie to nie. To wina podłogi, ona jest pustakiem. Albo dywan... Nie wiem. Powietrze?

Jungkook naprawdę czuł się jak kretyn i nie potrafił nawet się z tego wybronić. Nie miał jak, w końcu zrzucenie wszystkiego na głupiego skrzata, którego przywołał z tajemniczej księgi babci, było średnim pomysłem. Nie dość, że ukaże swoją osobę jako chamidło, to jeszcze jako nawiedzonego psychopatę bawiącego się w satanistyczne rytuały. Nie wchodziło to w grę.

Jedyne, co w tym momencie go uspokoiło, to to, że nie on popsuł jedzenie. Musiał to zrobić ten wredny gnojek w ramach zemsty. Strach pomyśleć, co jeszcze przygotował na ten wieczór...

To będzie ciężka Wigilia.



— Fuj, to okropne! — Taehyung zasłonił sobie oczy dłonią, wsuwając sobie rurkę między wargi, by powoli sączyć kolejne już tego wieczoru piwo. Z powodu braku większych posiłków zmuszeni byli do picia i zagryzania tego chipsami i ciasteczkami, które na szczęście brunet wygrzebał z szafy z zapasami na czarną godzinę.

O dziwo nie przeszkadzało to starszemu kolędnikowi, który okazał się być dość rozrywkowy, gdy idzie o alkohol, nie szczędził sobie bowiem ani trochę i dorównywał kroku Jungkookowi bez większych problemów. Brunetowi było to na rękę, bo z każdą butelką zachowywał się pewniej i zabawniej, jego reakcje stawały się bardziej urokliwe, niż zazwyczaj. Obserwowanie go w takim stanie sprawiało, że jego serce szalało z rozkoszy. Nikt nie był piękniejszy, niż ten śliczny chłopiec. I nikt piękniej się nie upijał.

— To tylko krew — mruknął, uśmiechając się na jego reakcję. Sam dopił swoją butelkę i odstawił ją na stolik, by wstać i nieco się przeciągnąć. — Zaraz wracam.

Tae tylko przytaknął, a Jeon skierował się w stronę łazienki, gdzie szybko załatwił potrzebę i umył dłonie. Zawsze przy piciu biegał do toalety za często, teraz zaś starał się powstrzymywać, więc każda wizyta była błogosławieństwem. Pęcherz wiewiórki nie był zbyt męski, trzeba było więc zgrywać pozory.

Rozluźniony zaczął iść w stronę salonu i gdy już praktycznie miał siadać na kanapę, drogę zagrodził mu Pustak, uśmiechając się bezczelnie. Jungkook miał go już pogonić, przypomniał sobie jednak sytuację z upadkiem i zrezygnował. Posłał mu tylko groźne spojrzenie i już miał go wyminąć, gdy ten wyciągnął przed siebie szklankę z wodą i zanim chłopak cokolwiek zdążył zdziałać, zawartość wylądowała na jego kroczu, a stworzonko zwiało, chichocząc irytująco.

— JUNGKOOKIE SIĘ POSIUSIAŁ. POWODZENIA!

I tyle go widział.

Zestresowany spojrzał na swoje jasne, mokre w strategicznym miejscu spodnie i już miał odejść, by się przebrać, gdy Tae zwrócił na niego uwagę i zaskoczony otworzył buzię, wpatrując się w plamę.

— T-to nie tak... — pisnął Jungkook i zakrył szybko dłońmi nieszczęsny fragment, czując, jak jego twarz robi się czerwona.

Nigdy, naprawdę nigdy nikt go tak nie upokorzył, jak w tym momencie Pustak.

Teraz naprawdę chciał zniknąć, a do jego oczu napłynęły łzy.

Taehyung widzi go zasikanego. Takiej katastrofy nie przeżył chyba nikt na tym świecie.

Został siusiumajtkiem na pierwszej randce. To zbyt wiele.

— Och... — Tylko tyle powiedział Kim, przymykając usta. Spuścił wzrok, a Jungkook nie mając pojęcia co uczynić, zwyczajnie uciekł do sypialni.

— Ja się zabiję... — stęknął, chowając twarz w dłoniach, gdy tylko znalazł się za drzwiami.


Piekące łzy pchały się pod jego powieki, on zaś otworzył szafę i wyciągnął z niej pierwsze lepsze dresy i bokserki. Musiał wytrzymać, chociaż chętnie wskoczyłby do łóżka i poszedł spać. Najlepiej, by był to sen wieczny. Taki na amen.

Pociągnął nosem i potarł powieki wierzchem dłoni. Co on teraz powie Tae? Jak ma z nim rozmawiać? Czy może ten już uciekł, gdy zobaczył coś tak obrzydliwego? Facet dwadzieścia jeden lat, a robi w gacie na spotkaniu wigilijnym. Przy chłopcu jedenaście na dziesięć. Przecież teraz nie dość, że nigdy go nie wyrwie, to jeszcze pewnie ten nie będzie chciał go znać! To koniec końców.


— Ach. To było do przewidzenia. Jesteś królem przegrywów — mruknął sam do siebie i tylko odetchnął, kierując się do piekła, które zgotował mu współlokator iście z piekła rodem. Nie miał zbyt wielu nadziei. Naprawdę był już nawet złej myśli, iż ten właśnie w pośpiechu opuszczał jego dom, w duchu modląc się do wszelkich bogów, by nigdy więcej nie skazali go na taki los. Dopuszczał też do siebie opcję, iż Tae zacznie go wyśmiewać gorzej, niż Hoseok i Jimin wieki temu. Nie spodziewał się jednak, że jasnowłosy odciągać będzie od Pustaka drugiego skrzata, ubranego w różową sukienkę i ze sterczącą kitką na środku głowy.

— TY ŚMIERDZĄCY IMBECYLU! JA NA CIEBIE KILKA LAT CZEKAŁAM W STWORKOWIE, A TY SOBIE TUTAJ WYGODNIE ŻYJESZ I NA PODUSZKACH ŚPISZ?! JA CIEBIE ZABIJĘ I WYPATROSZĘ, TY OBRZYDLIWY PADALCU!

Jeon przystanął w progu i wytrzeszczył oczy, zerkając na załamanego Taehyunga, który na jego widok tylko mocniej zaczął ciągnąć stworkową dziewczynkę.

— Co tu...

— To nie tak, Jungkookie! Ona sama za mną przylazła!

Świat to jednak nie był normalny.


Reszta wieczoru upłynęła im spokojniej. Pustak został zmuszony do przeprosin i wyjaśnień, duma Jungkooka więc ocalała i nie został uznany za sikającego pod siebie kretyna.

Pani Pustakowa, którą Tae nazwał Pięknotką, obiła wrednemu potworkowi twarz, przez co ten ze skruchą siedział na kanapie i chrupał sobie przekąski.

A co z ludzką parą?

Wbrew pozorom oboje uznali Wigilię za udaną. Czas spędzili na opowieściach o przywoływaniu swoich magicznych istot (Jeon pominął epizod z latającymi kupami), głupich żartach i urokliwych spojrzeniach. A noc?

Jungkook w końcu mógł zasnąć przy swoim wymarzonym aniołku, wtulając jego ciałko w swoje. Z nim nawet kanapa była idealnie wygodna. Łóżko w końcu zajęła Pięknotka. Jej nawet Tae bał się podskoczyć.

Koniec <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro