Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Demon

Nie warto przyzwyczajać się do jednej osoby. Podporządkowywać swoje życie do niej. Prędzej czy później wszystko szlag jasny trafi, tak jakby wszystko co do tej pory razem się przeszło nie miało znaczenia.

Tak właśnie w tej chwili się czuję. jakbym nic dla Angel Blue nie znaczył. Jakbym sam sobie wymyślił naszą miłość, która jak widać nie była odwzajemniona.

Jestem totalnym głupcem, ponieważ myślałem, że dziedziczka spojrzy na zwykłego mechanika. Teraz zdaję sobie sprawę, że nasza relacja była zwyczajnym, nie obowiązującym flirtem. Za bardzo różnią nas pozycje społeczne. Jest to bariera nie do przebicia, którą nawet miłość nie pokona.

Angel nie ma zaledwie od kilku godzin, a ja już od tego czekania głupieję. Intuicja podpowiada mi, że ona zwyczajnie w świecie uciekła. Odeszła bez pożegnania. Nie mam pojęcia, dlaczego tak postąpiła. Szukam logicznego wytłumaczenia tej całej sytuacji, ale zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy.

Gdybym tylko znał miejsce jej pobytu, bez zastanowienia od razu sprowadziłbym ją tu, gdzie jest jej miejsce. Przy mnie. Nieważne czy jej to się podoba, czy nie. Angel Blue należy tylko i wyłącznie do mnie.

Najchętniej przyrżnąłbym jej w ten seksowny tyłek, aby nigdy więcej nie wpadłaby jej myśl do głowy o tym, żeby się od mnie oddalić.

Co ta dziewczyna sobie myśli? Że gdy zniknie nagle uczucia wyparują? Tak to nie działa.

Siedzę właśnie na sofie w salonie w swoim domu. Pustym wzrokiem wpatruję się w ekran telefonu. Dokładnie nie wiem ile czasu przesiedziałem w tej pozycji. Jak głupiec wciąż czekam na choćby jeden znak od mej ukochanej. W końcu ryzykuję i wybieram do niej numer. Po sześciu godzinach czekania. Odpowiada mi jedynie automatyczny głos sekretarki. Kolejna rysa na sercu właśnie w tym momencie się pojawia.

Złudnie obstawiałem, że jednak dam radę się z nią skontaktować. Jest to najbardziej uparta dziewczyna jaką znam.

Wciąż widzę ją zapłakaną przed moimi oczami. Nie mogę pojąć jak tak silną kobietę jak Angel można by było złamać.

Mam nadzieję, że jej jest również tak cholernie trudno jak mi. Tłumaczyła mi jeszcze poprzedniego wieczoru, że przede wszystkim chce uchronić mnie i bliźniaczki przed niebezpieczeństwem. Kosztem naszego związku. Chronić przed czym? Owszem prowadziła dość .ryzykowny tryb życia. Zadzierała dosłownie z każdym kto choćby krzywo na nią spojrzał, ale to nie powód by po prostu wyjeżdżać. Przecież osiągnęła zbyt wiele, aby się po prostu bać. Ona jest niezniszczalna, muszę ją tylko o tym uświadomić.

Na raz spadło na nią zbyt wiele tragedii. Śmierć Medison, napad na nią, spłonięcie DemonsAngel, próba zabójstwa, odkrycie, że osoba, którą traktowała jak babcie jej nienawidzi. Wszystko w końcu musiało się skomulować i wybuchnąć pod naporem emocji.

Serce do tej pory mi pęka, gdy przypominam sobie jej płacz. Ona ponoć nigdy nie płacze, to daję mi doskonały pretekst do tego, żeby jej pomóc nawet wbrew jej woli.

Kolejny raz wykonuję połączenie. Po dwóch sygnałach odbiera. Po drugiej stronie słuchawki słyszę tylko jej niespokojny oddech. Serce wali mi niemiłosiernie szybko. Z wrażenia nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W końcu połączenie zostało przerwane. A mi pozostaje jedynie przeklinać samego siebie. Tym, że przyjęła chociaż jedno połączenie dała mi nadzieję na to, że nasz związek jest do ocalenia.

Szybko ponownie do niej dzwonię, teraz jednak nie odbiera. Co chwilę wybieram jej numer. Mój telefon aż się przegrzał. W końcu przystopuję, z niedowierzaniem odkrywam, że nachalnie dzwoniłem do niej przez godzinę co kilka minut. Odebrała od mnie ten jeden cholerny raz i sama przerwała połączenie tak jakby bała się, że mógłbym ją przekonać do powrotu.

Słyszę dzwonek do drzwi. Czyżby ona wróciła? Jak poparzony wstaję z sofy, omal po drodzę przewracam szklany stolik. Czym prędzej otwieram drzwi frontowe.

Za nimi jednak czeka na mnie jedne wielkie rozczarowanie. Przede mną stoi Abby, moja była dziewczyna. Ostatnia osoba jaką chciałbym oglądać na oczy.

- Czego chcesz?- na wstępie od razu ją atakuję/

Niech widzi, że nie jest tutaj mile widziana. Nigdy jej nie zapomnę tego, że próbowała oddzielić mnie od bliźniaczek.

Dostrzegam, że posmutniała gdy tak posępnie ją przywitałem. Czy się tym przejmuję? Zdecydowanie nie. Jebie mnie ona po prostu. Chcę jak najszybciej się jej pozbyć.

- Przyszłam się pogodzić- mówi wypychając biust do przodu.

Omal nie zwracam szklanki whisky, którą wypiłem może z dwadzieścia minut temu. Za wszelką cenę próbuję zwrócić na siebie moją uwagę. Czyżby była aż tak zdesperowana?

- Nie bądź żałosna i się zakryj- znacząco patrzę na jej dekolt- Jeśli myślisz, że gdy dasz mi dupy, sprawisz, że zapomnę o tym, co zrobiłaś. Jesteś głupsza niż sądziłem- niemal krzyczę na nią.

Abby dosłownie czerwieni się na całej twarzy. W moim mniemaniu wygląda to co najmniej niesmacznie.

- To przez te sukę Angel tak się do mnie teraz odnosisz?- krzyczy Abby.

Nie wytrzymuję i kieruję w stronę jej twarzy liścia, lecz w ostatnim momencie się powstrzymuję. Nie upadłem jeszcze tak nisko. Abby ma szczęście, że jest kobietą inaczej musiałaby zbierać swoję zęby z podłogi za to, że nazwała moją ukochaną kobietę suką.

- Nie wierzę. Miałeś zamiar mnie uderzyć. Kiedyś byliśmy tacy szczęśliwi. Nie dostrzegasz tego, że ta pizda wszystko zepsuła co między nami było?- piszczy Abby i patrzy na mnie z wyrzutem.

- Mylisz się. To nie ona wszystko zepsuła tylko ty. Zdradziłaś mnie w momencie, w którym najbardziej potrzebowałem jakiegokolwiek wsparcia. Całkiem niedawno, żeby mnie dobić nasłałaś na mnie opiekę społeczną. a co gdyby odebrano mi bliźniaczki? Naprawdę wierzyłaś, że od tak po prostu o tym zapomnę? Dobrze wiedziałaś, że utrata ich mnie zabiję, więc nie miałaś skrupułów, żeby spróbować prawda? Nie możesz pogodzić się z tym, że zwyczajnie w świecie cię nie-chcę!!!- podnoszę na nią głos- To co kiedyś myślałem, że było miłością między nami pomyliłem z młodzieńczą fascynacją. Teraz jednak nie czuję do ciebie nic. Nie zasługujesz nawet na nienawiść z mojej strony, ponieważ na takie kreatury jak ty nie warto marnować czasu. Żegnaj. Znajdź sobie innego debila, któremu zatrujesz życie- gdy kończę swoją wypowiedź moja ex zamiera.

Słowa, które przed chwilą wypowiedziałem były ostre, ale chcę, aby raz na zawsze się od mnie odpieprzyła. Nie myślę nawet o zachowaniu jakichkolwiek oznak kultury i zatrzaskuję jej drzwi przed nosem. Mam ją głęboko w dupie.

Pojawienie Abby mnie rozwścieczyło. Sprawiło, że mój i tak już podły nastrój się pogarsza. Postanawiam więc się napierdolić jak księciunio. Podchodzę do barku i nalewam sobie do szklanki rumu. Jednym haustem wypijam całą zawartość szkła. Alkohol aż pali mój przełyk. Gwałtowne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Moje gardło zaczyna płonąć, a ja się tym nie przejmuję. Raz za razem wlewam w siebie kolejną dawkę trunku. Gdy alkohol się kończy sfrustrowany rozbijam szklankę o ścianę na milion drobnych kawałków.

- KURWAAAAAA!!!- wydzieram się na cały dom.

Mam ochotę roznieść wszystko wokół. Biorę telefon do ręki i kolejny raz dzwonię do Angel. Bezskutecznie. Znowu mnie odrzuca, powoduje tym, że czuję się jak jakiś bezwartościowy śmieć.

- Demon wszystko w porządku?- słyszę cichutki głos Daisy.

Chaotycznie rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swej siostry. W końcu ją lokalizuje stoi wraz z Dianą w rogu salonu. Obie wyglądają na zmartwione. Łapię się za włosy, ciągnę je tak, że omal ich sobie nie wyrywam. Wstyd mi, że one muszą oglądać mnie w takim stanie.

Widzę jak wydoroślały. Przez okres w którym Angel leżała w śpiączce każda z nich spoważniała. Być może się mylę, ale zniknął z ich oczu młodzieńczy blask. Nawet radośnie usposobiona Daisy teraz żadko kiedy się uśmiecha.

- Tak, nic mi nie jest. Naprawdę możecie iść już spać- odpowiadam im łagodnym tonem.

- Przestań traktować nas jak jakieś przedszkolaki! Myślisz, że nie widzimy tego, że Angel zwyczajnie nas zostawiła?!- krzyczy Diana.

Daisy patrzy na mnie współczująco tak jakby samym spojrzeniem chciała mnie pocieszyć.

- Ona wróci. Musi jedynie uporządkować swoje sprawy- bronię Angel przed Dianą.

Znam swoją siostrę. Wiem, że drugi raz nie przyjmie nikogo do naszej rodziny. Z naszej trójki ona właśnie ma najcięższy charakter. Diana nie wierzy w drugie szansę. Nie praktykuję ich.

- Nawet się nie pożegnała i przez nią cierpisz. Niech tutaj nawet nie wraca- burczy i odchodzi.

- Ona wcale tak nie myśli. Po prostu nie może pogodzić się z odejściem Angel. Kocha ją jak siostrę, sama mi to wyznała. Woli udawać, że ją w tej chwili nienawidzi niż rozpaczać z powodu zniknięcia Angel- uspokaja mnie Daisy- Nie gniewaj się na Dianę proszę- uśmiecha się smutno.

- Nigdy na żadną z was nie mógłbym się gniewać- odpowiadam jej szczerze- Tobie też jej brakuje?- zadaję jej pytanie.

- Bardzo. Ona jest tobie przeznaczona, byłbyś cholernym głupcem, gdybyś bez walki pozwolił jej odejść- odpowiada i odchodzi.

Zostawia mnie samego z mymi myślami, które ciągle uciekają do Angel. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro