Rozdział 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Od ostatniej wymiany zdań między Zaynem, a Niallem minęły dwa tygodnie. Horan postanowił skupić się na nauce i swojej przyszłości, będąc za bardzo przerażonym wizją zakochania się w Maliku. Nie potrafił wytrzymać bez niego zaledwie kilku godzin, definitywnie potrzebował odwyku. Nie chodziło nawet o sam seks, a o wspólne rozmowy, które w ostatnim czasie stały się ich codziennością.

  Blondynek, widząc bruneta na szkolnych korytarzach starał się nie patrzeć w jego stronę. Ignorował dziwne ukłucia w sercu, gdy ten kleił się do kolejnych dziewczyn z równoległych klas. Niebieskooki zrozumiał, że był tylko kolejną zabawką i obwiniał się za to, że wierzył, że faktycznie coś między nimi może zaiskrzyć. Przecież Zayn powiedział mu na samym początku, że nie ma na co liczyć.

  Niall potrząsnął głową, znów przyłapując się na tym, że myśli o ciemnookim. Tak cholernie pragnął ponownie znaleźć się w jego objęciach, ale duma nie pozwalała mu zbliżyć się do chłopaka. Chciał, aby ten pokazał, że choć trochę zależy mu na ich znajomości. Irlandczyk miał wrażenie, że nie doczeka się momentu, w którym Zayn jako pierwszy zaproponuje spotkanie.

  Horan miał tendencję do przywiązywania się do niewłaściwych ludzi. Jak on mógł pozwolić sobie na znajomość z kolesiem, jakim z natury był Malik? Przecież mógł domyślić się, że to zajdzie za daleko i jedynie będzie cierpiał. Tak jak zawsze zresztą. Nawet zaprzestał całkowicie chodzić do klubów! Nie było go tam z miesiąc, a wcześniej widziany był tam niemal codziennie. Ale czego nie robi się dla drugiego człowieka? Malik z pewnością wciąż tam bywał, nawet w czasie, kiedy pieprzył się z Niallem. Tak, świadomość, że Zayn robił to z kimś innym, cholernie go bolała. Czuł się, jakby był zdradzany, a oni przecież do cholery nie byli razem!

  Irlandczyk jęknął z frustracji i uderzył czołem kilka razy o metalową szafkę, obok której stał. Uczniowie spojrzeli na niego, przerywając prowadzone rozmowy, jednak widząc, że to tylko chwilowe wrócili do wcześniej prowadzonych pogawędek.

  — Co ty się tak złościsz? — spytał Louis, przystając u jego boku. Obdarzył zmartwionym spojrzeniem przyjaciela, a następnie pogłaskał go uspokajająco po plecach. — Co się z tobą dzieje ostatnio, Ni?

  Horan przymknął oczy, rozluźniając się pod wpływem dotyku niebieskookiego. Chociaż wolałby, żeby dłoń Tomlinsona zastąpiła ta Zayna. Znów przyłapując się na myśleniu o Maliku zapłakał sztucznie, wzdychając po chwili.

  — Chyba się zakochałem, Lou i to tak cholernie mnie męczy.

  — Em... przecież to dobrze! Co jest złego w miłości? — dopytał nie rozumiejąc.

  — To osoba, która nigdy tego uczucia nie odwzajemni. Ona nawet nie zwraca na mnie uwagi, Louis. Nigdy nie spojrzy na mnie tak jak ja na niego, bo, cholera, łączy nas coś, co przeczy uczuciom. U mnie nie jest tak kolorowo w miłości jak u ciebie i Harry'ego. Wy nie widzicie świata poza sobą i jeszcze słabo próbujecie to ukryć — prychnął, a szatyn zarumienił się na słowa przyjaciela — Problem polega na tym, że jesteśmy z dwóch różnych światów i ujawnienie swoich uczuć równać się będzie z definitywnym końcem naszej znajomości — mruknął pod nosem — Miłość jest taka beznadziejna — szepnął, a niedługo potem poczuł ramiona wokół swojej tali. Westchnął odwracając się w stronę Louisa, a następnie wtulił się w jego ciało. Wiedział, że mógł na nim polegać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro