1. A wszystko zaczęło się od...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Summer podniosła nieprzytomnie głowę, gdy niewielkie, czerwone ptaszki zaczęły latać w okolicach jej włosów, a ich głośny trel nie pozwalał jej na ponowne zamknięcie oczu. Unosiły się w niedalekiej odległości, powodując hałas i zamieszanie. Miała ochotę przekląć skuteczność rzuconych przez siebie wieczorem zaklęć budzących. Położyła znowu głowę na miękkiej pościeli i próbowała ułożyć sobie wydarzenia, które na nią czekały. 

Ale najpierw postanowiła przypomnieć sobie i przeżyć jeszcze raz piękny sen, który mimowolnie znikał z głębi jej zaspanego umysłu. W śnie tym była szczęśliwa, a u jej boku był ktoś, kto mówił do niej coś, co było miodem dla jej uszu. Pamiętała, że rozmawiali w tym śnie o smokach, dalekich podróżach i nowoodkrytych gatunkach. Próbowała przypomnieć sobie, kim mógł być ten nieznajomy i przez chwilę wydawało się, że już wiedziała, ale w tym samym momencie jeden z budzących ptaszków usiadł na jej nosie i ponownie zaczął wyśpiewywać swoje arie.

Nagle otworzyła oczy i usiadła, lekko chwiejąc się od tak szybkiej zmiany pozycji. To był jej pierwszy, prawdziwy dzień w pracy i nie mogła się spóźnić. Musiała skończyć z marami sennymi, nadszedł czas na skupienie się na realnym życiu.

Od zawsze miała problemy z porankami, ale dzisiaj było zupełnie inaczej. Przetarła oczy rękawem długiej, flanelowej koszuli, która służyła jej za piżamę i zakryła twarz, tłumiąc potężne ziewnięcie. Podniosła się i podeszła do szafy, na której wisiały wcześniej przygotowane ubrania. Z uznaniem spojrzała na ulubione, wygodne, ciemne jeansy oraz jasną koszulę z rękawem do łokcia. Do tego zestawu postanowiła nałożyć krótką kurtkę w ciemnozielonym kolorze i stwierdziła, że nic się od wczoraj nie zmieniło. To był odpowiedni strój, w którym będzie się czuła atrakcyjnie i przede wszystkim komfortowo. Adeline zawsze jej powtarzała, że powinna bardziej zwracać uwagę na to, co na siebie nakłada, ale Summer uparcie nie słuchała jej rad, wierząc, że sama sobie poradzi w tej kwestii, tak jak i w każdej innej, kiedy siostra ją krytykowała.

Wyszła z sypialni, aby zbiec szybko po schodkach. Mijając wąski korytarz wypełniony szeregiem rodzinnych zdjęć, przeszła do kuchni i otworzyła szeroko okno, wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze. Nastawiła czajnik elektryczny i wrzuciła pieczywo do tostera.

Dzisiaj w tym samym czasie, co tata, szykowała się do wyjścia z domu, a wiedziała, że on czuł się dosyć niekomfortowo, gdy przesadzała z ilością magii w wykonywaniu codziennych, domowych czynności. Rozumiała go i nie chciała w żaden sposób sprawiać, żeby czuł się źle w jej towarzystwie, dlatego pomimo tego, że była pełnoprawną czarownicą, ograniczała zbędne machanie różdżką w ich wspólnym domu.

– Cześć, Słoneczko – usłyszała znajomy głos i uśmiechnęła się szczerze, odwracając w stronę drzwi.

– Witaj, tato – odpowiedziała, sięgając po dwa kubki. – Chcesz dzisiaj słodzoną?

– Nie, od dzisiaj dbam o linię – odpowiedział mężczyzna, obdarzając córkę pobłażliwym uśmiechem, klepiąc się jednocześnie po zaokrąglonym brzuchu.

Za każdym razem powtarzał to samo, dlatego wiedziała, że żartuje i wsypała mu niewielką ilość, aby tylko poczuł słodki smak. Następnie nasypała kawę i po chwili zalała oba kubki wrzątkiem, czekając chwilę, aż się zaparzą. Potem wyciągnęła różdżkę i wymruczała zaklęcie, na którego skutek fusy zniknęły i mogła dolać podgrzanego wcześniej w rondelku mleka.

– Dzisiaj mój pierwszy dzień – zaczęła dziewczyna, nerwowo zakładając za ucho kosmyk ciemnych włosów.

– Wczoraj był – stwierdził, sięgając po gorącego tosta.

– Ale dzisiaj będzie taki prawdziwy pierwszy. Wczoraj tylko zaniosłam dokumenty do Coral. Dzisiaj dowiem się, co będę robić, jaki będzie zakres moich obowiązków, z kim będę współpracować.

– Czy to ta dziewczyna, z którą pracowałaś w czasie wrześniowego Kongresu czarodziejów?

– Ta sama – Summer ochoczo pokiwała głową, upijając łyk kawy. – Uwielbiam ją. Po Kongresie napisała mi list polecający, dzięki któremu moja kandydatura była poważniej brana pod uwagę w czasie rekrutacji. I teraz będę z nią pracować w Instytucie.

– Odwaliłaś kawał dobrej roboty, chociaż wiesz, że się nie znam na tych magicznych sprawach. Cały sierpień i wrzesień cię nie było, ciągle pracowałaś – pochwalił ją ojciec, stawiając na stole gotowe tosty, słoiczek miodu oraz przełożoną do miseczki różaną konfiturę.

– Nie mogłam zbliżać się do smoków, bo jeszcze nie mam uprawnień i doświadczenia, ale wiesz, tato, samo przebywanie z nimi, sprawiało, że byłam niesamowicie szczęśliwa.

– Wiem, Summer. Od miesięcy nie mówiłaś o niczym innym. Ale teraz mamy czerwiec i przyszedł czas na nowe wyzwania. Cieszę się, że udało Ci się zdobyć tę pracę. Jestem z ciebie bardzo dumny.

Dziewczyna wyciągnęła rękę, aby ścisnąć dłoń taty. On od wielu lat był jej jedynym wsparciem i opoką. Samotnie wychował ją i jej siostrę, pozwalając na to, żeby stały się czarownicami, chociaż sam nie miał o tym nieznanym i trudnym świecie bladego pojęcia. Starał się jednak ze wszystkich sił zrobić to, co mógł, aby dać swoim małym dziewczynkom to, czego potrzebowały.

Wiele lat temu w czasie wakacyjnego wyjazdu do Portugalii jego świat zmienił się całkowicie w ułamku sekundy. Wystarczyło jedno przeciągle spojrzenie atrakcyjnej brunetki, która podawała w nadmorskiej restauracji kolację jemu oraz jego przyjaciołom i przepadł. Pokochał dawno temu kobietę i dopiero po jakimś czasie, gdy była już w ciąży, wyznała mu prawdę o tym, że jest pełnoprawną czarownicą. Ta informacja sprawiła, że zakręciło mu się w głowie i wydawało, że ta obca, piękna dziewczyna go okłamuje. Pokazała mu jednak magię, a on jej dopiero wtedy uwierzył.

Przez jakiś czas mieszkali w Lizbonie, ale gdy zbyt długo nie mógł znaleźć pracy przez barierę językową, a Gisela straciła swoją, nie mogąc dłużej wykonywać swoich obowiązków, zdecydowali się na przeprowadzkę do zimnej Anglii. Jack wiedział, że pomiędzy nim a piękną Portugalką istnieje więcej różnic niż podobieństw, a ich związek nie ma przyszłości. Początkowe zakochanie i fascynacja z jej strony po pewnym czasie zamieniło się w niechęć, z którą nie walczyła. Mężczyzna widział, że kobieta, którą kochał, pomimo jego wciąż silnej miłości, gasła w oczach. Gisela miała marzenia i nie chciała z nich rezygnować. Okazało się, że nie jest w stanie poświęcić siebie dla rodziny. Jack myślał, że druga ciąża sprawi, że odnajdzie się w roli matki, ale mylił się, co było jeszcze bardziej bolesne. Gisela nie chciała drugiego dziecka i stale mu o tym przypominała, ale było już za późno. Po pojawieniu się na świecie Summer zgodnie postanowili, że się rozstaną, a kobieta wróci do swojego domu. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, a okazało się niestety takim na całe życie.

Jack Force został sam z dwiema córkami, przepełniony nadzieją, że matka jego dzieci, wróci, gdy tęsknota stanie się dla niej nie do zniesienia. Nie wróciła jednak nigdy, a on pogodził się ze swoją stratą, wynagradzając córkom brak najważniejszej osoby w ich życiu, najlepiej jak potrafił. Gdy dziewczynki były małe, traktował je normalnie, ale przeraził się, dopiero gdy w ich obecności zaczęły się dziać dziwne, niewytłumaczalne zjawiska, które mimo woli, napełniały go lękiem. Nie wiedział, że coś takiego może mieć miejsce, dlatego zażądał wtedy od Giseli, szybkiego powrotu i wyjaśnień. Jako samotny ojciec musiał wiedzieć wszystko na temat objawów magii u dzieci. Nie wiedział, w jaki sposób powinien z nimi postępować, dlatego potrzebował informacji, które przekazać mu mogła jedynie czarownica. Rozmawiali wtedy długo, a on starał się zrozumieć wszystko, robiąc obszerne notatki. Dowiedział się wtedy, że jego dzieci, nie musiały stać się czarownicami, ale ewidentnie posiadały w sobie magię, co przesądzało o ich przyszłym losie.

Musiał pogodzić się z tym, że będzie w przyszłości zmuszony do samodzielnego wprowadzenia ich do świata, o którym sam nie miał pojęcia, ale Gisela przekonała go, że magia to dar, którego nie wolno zmarnować, a życie Adeline oraz Summer miało być dzięki temu lepsze. Ten argument przekonał go do tego, żeby nie walczyć z czymś, co jest nieuniknione, dlatego pogodził się z nową rzeczywistością. 

Jack ponownie, z rozrywającym się na pół sercem, pozwolił Giseli odejść. Wracała do swojego domu, gdzie spełniała dalej marzenia.

– Summer, czy napisałaś list do mamy? – zadał pytanie, które sprawiło, że jego córka odwróciła głowę w stronę okna i zacisnęła mocno usta. Dostrzegał, że nie chciała odpowiadać, ale przywykł do tego, że musi ją popychać do niektórych gestów, szczególnie tych związanych z Giselą.

– Nie napisałaś – odpowiedział za nią, patrząc się czujnie na swoje dziecko, które nie chciało wyrosnąć z dziecięcego, bezpodstawnego uporu.

– Tato, mamy to nie interesuje – odparła, nie mogąc znieść świdrującego wzroku ojca.

– Oczywiście, że ją to zainteresuje, przecież wiesz, że też kocha sm...

– Nie wmawiaj mi, że przekazała mi miłość do smoków w genach.

– Nie wmawiam, tylko taka jest prawda i dobrze o tym wiesz.

– Tato, proszę... – zaczęła Summer, nie wiedząc, w jaki sposób skończyć tę rozmowę. Nie lubiła się kłócić i za wszelką cenę starała się kłótni w swoim życiu unikać.

Ojciec westchnął, nie chcąc jej dzisiaj drażnić, ale zastanawiał się, co takiego musi się wydarzyć, żeby Summer wybaczyła swojej matce. Cieszył się, że Gisela nie zniknęła z życia córek całkowicie. Odwiedzała je w każde wakacje, a gdy były starsze, zabierała je do siebie, ale to Summer nigdy nie wystarczyło. Adeline miała zupełnie inne relacją z matką, ale jego młodsza córka zawsze traktowała Giselę chłodno. Jack liczył na to, że kiedyś to się zmieni.

– Dzisiaj na obiad wpadnie twoja siostra z Colinem i małym Felixem – wtrącił ojciec, nie potrafiąc ukryć uśmiechu na myśl o swoim wnuku.

– Och...– westchnęła Summer, zanim zdążyła się powstrzymać. – Myślałam, że mieliśmy inne plany. Mieliśmy iść na naszą pizzę.

– Adeline dzwoniła do mnie i zaproponowała to spotkanie, bo dawno u nas nie była i oczywiście cieszy się twoim sukcesem, chce z nami poświętować.

– Na pewno – mruknęła dziewczyna, tłumiąc w sobie lekką frustrację.

– Będzie o siedemnastej i przyniesie potrawkę z kurczaka i twoje ulubione kokosowe ciasto.

– Cudownie, musi czegoś chcieć, skoro przynosi to ciasto – odpowiedziała Summer, tłumiąc w sobie niezadowolenie.

Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten dzień i nie chciała, żeby Adeline właśnie dzisiaj ją przyćmiła. Robiła to w jej życiu zdecydowanie zbyt często.

– Nie mogę się doczekać współpracy z Charliem Weasleyem i oczywiście Coral. Oni są fantastyczni, bardzo dobrze wyszkoleni. Jestem pewna, że wiele się od nich nauczę, nawet jeżeli początkowo będę mogła się tylko przyglądać ich pracy – zmieniła temat, odsuwając od siebie wizje związane z siostrą, Colinem oraz ich małym synkiem, którego uwielbiała. Tylko Felix i jego słodki uśmiech sprawi, że będzie w stanie przetrwać ten wieczór.

Jack spojrzał na swoją córkę i nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc szczęście na twarzy swojego dziecka. Cieszył się, że udało mu się odłożyć odpowiednią ilość pieniędzy, które ona zamieniła na magiczną walutę i mogła zapłacić za dodatkowe kursy i szkolenia, dzięki którym zdobyła wymarzone uprawnienia. Zawsze starał się wspierać swoje córki w ich wyborach, nawet jeżeli były dla niego trudne i niezrozumiałe. Walczył o ich szczęście tak, jak potrafił. Adeline odnalazła swoje przeznaczenie i spełnienie w założeniu urodziny, trwając w ramionach wspaniałego mężczyzny, zaś Summer wolała postawić na siebie, inwestować w swoje wykształcenie.

Z rozmyślań wyrwał go podekscytowany głos dziewczyny oraz wymowne spojrzenie, oznaczające to, że dostrzegła to, że odpłynął i przestał jej słuchać.

– Summer – zaczął pewnym tonem, takim, jakiego zawsze używał, gdy chciał powiedzieć coś mądrego, coś co powinno zapaść jego dziecku w pamięci na zawsze. – Ty też jesteś świetnie wyszkolona. Ty też jesteś wspaniale przygotowana. Oni też mogą się od ciebie czegoś nauczyć. Pamiętaj o tym. Jesteś dobra i masz ogromną wiedzę, pozwól, żeby cały świat to widział.

Dziewczyna nie odpowiedziała, zaskoczona tak mocnymi zdaniami, z których wypływała czysta duma, jaką mógł czuć tylko rodzic w stosunku do swojego dziecka. Była wdzięczna ojcu za tak ciepłe słowa, dlatego nie potrafiąc zebrać myśli, ścisnęła mocno jego dłoń w geście podziękowania. Wiedziała, że ją zrozumie i sam gest wystarczy.

– Idę wziąć prysznic i uciekam, nie mogę się dzisiaj spóźnić – powiedziała z uśmiechem, całując ojca w czoło, gdy wstała, zabierając ze sobą tosta z konfiturą.

Summer Force nie cierpiała konfliktów, bo sprawiały, że czuła się w relacjach z ludźmi niekomfortowo. W swoim życiu starała się postępować tak, żeby móc łagodzić wszelkie spory zaraz po tym, gdy powstaną. Największym nieszczęściem dla niej było to, że od lat nie potrafiła dogadać się z własną matką i siostrą, dwiema najważniejszymi kobietami w jej dotychczasowym życiu. Kochała je całym sercem, ale problemy jakie pomiędzy nimi powstały w przeszłości, boleśnie trwały, tworząc niezabliźniającą się ranę.

– Powodzenia! – krzyknął, słysząc szybki stukot kroków na schodach.

***

Charlie stał boso na rozgrzanej słońcem trawie i patrzył na rozległy teren na tyłach Instytutu, planując w głowie rozmieszczenie wybiegów dla smoków, które miały się tu wkrótce znaleźć pod ich opieką. Gorące powietrze w często wilgotnej i chłodnej Anglii zdziwiło go, ale przypominało mu Rumunię, więc nie narzekał. Brakowało mu jedynie ciepłego morza i rozgrzanego słońcem, sypkiego piasku na rozległych plażach.

Po powrocie do Wielkiej Brytanii dużo myślał, zastanawiając się nad tym, co powinien dalej robić ze swoim życiem. Nie spodziewał się tego, że z taką wewnętrzną, nieopisaną ulgą powita rodzinny dom, rodziców i rodzeństwo.

Coś przerwało jego rozmyślania. Podniósł do góry głowę, gdy usłyszał dziwny, a po chwili coraz głośniejszy świst, którego źródła nie potrafił zlokalizować w spokojnej, otaczającej go scenerii.
Nagle dostrzegł na błękitnym bezchmurnym niebie czarną kropkę, która z każdą kolejną sekundą nabierała wyraźniejszych kształtów.

Nieznajoma postać podróżująca na wyścigowej miotle zatoczyła koło nad terenem, aby później wylądować lekko nieopodal. Dziewczyna zgrabnie zeskoczyła z miotły, a następnie machnięciem różdżki odesłała ją do specjalnego składzika, znajdującego się na zewnątrz budynku.

Podniosła głowę, poprawiając potargane przez wiatr długie, brązowe włosy.

To była ta sama dziewczyna, którą kilka dni temu widział przy wejściu do Instytutu.

Mężczyzna przyglądał się jej lekko zauroczony, bo kobiety śmigające na miotłach zawsze robiły na nim niesamowite wrażenie.

– Cześć! Co słychać? – powiedziała radośnie, a na jej twarzy pojawił się ciepły, szczery uśmiech.

– Wiesz, kim jestem? – zapytał zdziwiony tym, że dziewczyna zachowuje się, jakby dobrze go znała, dlatego nie spuszczał z niej czujnego wzroku.

– Oczywiście, że wiem. Jesteś Charlie Weasley, znany smokolog. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu w czasie Kongresu Czarodziejów, ale, jak widać, ty nie zapamiętałeś, kim jestem ja. – odparła pewnie.

Lekkie zażenowanie zabarwiło jego policzki, ale szybko się pozbierał, przybierając pewną pozę.

– To niemożliwe. Zapamiętałbym, gdybym spotkał na mojej drodzę taką ślicznotkę. – Błysnął zębami w szerokim uśmiechu, chociaż zauważył, że tym razem nie udało mu się oczarować dziewczyny. – Serio, nie będę kłamał, nie pamiętam, ale chcę teraz to naprawić. Zacznijmy jeszcze raz. Jestem Charlie Weasley. – Wyciągnął w jej stronę dłoń, czekając na jej ruch.

Dziewczyna patrzyła na niego z kpiącą miną, ale ostatecznie dała za wygraną, podając mu swoją rękę, którą on mocno uścisnął. Podobało jej się to i w odpowiedzi równie mocno odwzajemniła uścisk.

– Summer Force, zapamiętaj na całe życie, Charlie, bo kolejnej szansy nie otrzymasz.

– Co to jest? – zapytał, przyglądając się z zaciekawieniem wewnętrznej stronie jej nadgarstka. – Mogę?

Przysunął jej rękę bliżej oczu i z nieukrywanym podziwem oglądał misternie wykonany tatuaż zdobiący jej skórę.

Summer uśmiechnęła się delikatnie, chociaż poczuła lekkie zawstydzenie, gdy mężczyzna wciąż trzymał jej dłoń.

– Zmodyfikowałam trochę ten tatuaż – poinformowała go, przykładając palec drugiej dłoni do środka wytatuowanego słonecznika.

W tym samym momencie roślina poruszyła się nieznacznie, drgnęła, aby po chwili rozwinąć swoje płatki, których kolor stał intensywnie żółty.

– Nigdy czegoś takiego nie widziałem – stwierdził z uznaniem, w końcu puszczając jej dłoń.

– Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się ciebie zaskoczyć – powiedziała z uśmiechem.

Charlie szedł kilka kroków za dziewczyną, trzymając w dłoni buty wraz z wciśniętymi do ich środka skarpetkami. Jeszcze kilka chwil temu czuł lekkie rozczarowanie tym, w jaki sposób potoczyło się jego życie. W pewnym sensie żałował decyzji o powrocie do Anglii. Rodzina zawsze była dla niego niezwykle ważna, jednak musiał przyznać, że nauczył się żyć z nimi na odległość. Teraz wiele rzeczy się zmieni, a on nie wiedział, czy wyobrażenia na ten temat pokryją się w jakimkolwiek stopniu z zastaną rzeczywistością.

Po tylu latach spędzonych za granicą czuł się tutaj odrobinę nieswojo. Większość jego znajomych było już w związkach małżeńskich i zajęli się wychowywaniem dzieci, a on wciąż pozostawał wolny i odrobinę samotny. Jego rodzeństwo również pozakładało rodziny, poza najmłodszym bratem, który jednak z jakąś dziewczyną się intensywnie spotykał, co go wciąż zaskakiwało. Sądził, że Ron po dosyć głośnym rozstaniu ze swoją wieloletnią dziewczyną, zamknie się w sobie, ale ku zdziwieniu całej rodziny, poradził sobie całkiem nieźle, przekuwając swoje negatywne emocje w ciężką pracę, a później w budowanie nowego związku.

Przyglądał się swojej najbliższej rodzinie z zaciekawieniem, każdego dnia dostrzegając, jak bardzo się zmienili i dorośli. A wszystko to wydarzyło się w czasie jego nieobecności, gdy był daleko i teraz mógł jedynie przyjąć te zmiany.

– Nie wiesz, czy już coś przygotowane? Zaprojektowane? Kiedy rozpoczną się prace? – usłyszał potok pytań, gdy zorientował się, że zrównał się z dziewczyną.

– Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą, przyglądając się jej ukradkiem.

– Chciałabym wiedzieć – odpowiedziała, spuszczając skromnie wzrok. – Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy robić coś konkretnego.

– Co na przykład? – zapytał, widząc jej niegasnący entuzjazm.

– Karmić smoki – odparła z uśmiechem, od którego tuż przy jej oczach pojawiły się niewielkie, urocze zmarszczki. Ta dziewczyna śmiała się całą sobą, zarażając swoim dobrym nastrojem całe otoczenie.

– To rzeczywiście konkretne zadanie – zaśmiał się, gdy zatrzymali się przy głównym wejściu.

Lekki wiatr, wiejący ze wschodu, szarpnął jej włosami, lecz ona nie przejęła się, tylko odgarnęła jej wprawnym ruchem. Patrzyła tak, jakby chciała go prześwietlić, a on zastanawiał się, dlaczego tak wiele uwagi mu poświęca. Podobało mu się to i chciał, żeby nie przestawała. Gotów był stać tam z nią do końca świata.

– Jesteś gotowa na tę smoczą przygodę, Summer?

– Oczywiście – odpowiedziała radośnie. – Czekałam na to całe życie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro