2. ...sprzątania i zabawy do białego rana!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Summer czekała na nowy początek od wielu lat, dlatego dzisiaj, gdy już nastąpił, nie potrafiła ukryć podekscytowania. Weszła razem z Charliem do wielkiego budynku i szła powoli, przyglądając się wszystkiemu, co mijała po drodze.

Na ścianach Instytutu znajdowało się wiele obrazów i malowideł oraz fresków, przedstawiających wspaniałe sceny, w których główne role grały smoki w ciągu setek lat. Stare, ceglane, odrobinę surowe mury skrywały wiele tajemnic, a dziewczyna nie mogła doczekać się ich odkrywania. Była przekonana, że w tym miejscu czeka ją wiele wspaniałych przygód. Spoglądała ukradkiem na swojego towarzysza, który obojętnie patrzył w przestrzeń przed sobą, zupełnie nie zauważając ogromu kolorów i tajemnic, które szeptały z tych nieodkrytych zakamarków. Miała nadzieję, że wkrótce on również będzie patrzył z takim zaciekawieniem, jakie sama w tej chwili odczuwała.

– Jesteście! – usłyszeli wesołe powitanie.

Przed nimi, na szczycie schodów, stała kobieta, którą oboje bardzo dobrze znali z Kongresu Czarodziejów. Coral Smith była prawdziwą czarownicą sukcesu i dokładnie tak wyglądała, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że emanowała pozytywną energią. Miała wszystko, co powinna mieć w sobie spełniona kobieta, miała piękną duszę i ciało oraz satysfakcjonującą pracę. Ponadto uwielbiała ludzi, dlatego bardzo łatwo nawiązywała z nimi relacje. Osoby, które jej nie znały, mogły mylnie uznać, że jest sztuczna i odrobinę arogancka, ale wystarczyło chwilę z nią porozmawiać, aby stwierdzić, że było się w ogromnym błędzie. Coral z miejsca zjednywała sobie ludzi i bez problemu przekonywała ich do swoich racji.

Dzisiaj wyglądała cudownie, co od razu zauważył Charlie Weasley. Przyglądał się jej z zachwytem, gdy wspinał się po schodach razem z Summer. Pamiętał, że blondynka zrobiła na nim ogromne wrażenie już we wrześniu, w czasie poprzedniego pobytu w Anglii. Oboje mieli wtedy bardzo dużo pracy, dlatego nie mieli czasu, by się lepiej poznać, ale i tak słyszał o niej wiele dobrego. Mówiono mu, że Coral ma niesamowitą wiedzę i to "coś", co jest tak ważne w opiece nad magicznymi stworzeniami. Nie wiedział, jak to dokładnie nazwać, ale czuł, że na pewno ta kobieta jest tym magicznym "czymś" przepełniona. Widział to w jej oczach i pasji, z jaką pracowała i oddawała się swoim obowiązkom.

Oderwał na chwilę od niej wzrok i spojrzał na Summer, która wydawała mu się jak z innego świata w porównaniu z kobietą, której urokiem się zachłystywał. Summer była brunetką, a Coral jej całkowitym przeciwieństwem i sam nie wiedział, która w tym momencie bardziej mu się podobała. Na twarzy młodszej dziewczyny rozkwitł taki sam ciepły uśmiech, jakim go przywitała i zrozumiał, że tym właśnie jest jej magiczna moc. Moc, której chyba Coral nie miała albo on jeszcze tego nie dostrzegał.

Blondynka od razu wpadła mu w oko i wiedział, że będzie chciał ją bliżej poznać, zaś Summer była dla niego siostrą od pierwszego wejrzenia, ciepłą i miłą.

– Cześć! – usłyszał brunetkę, która podeszła do znajomej i wyciągnęła w jej stronę dłoń w geście powitania. Charlie ponownie zagapił się na jej tatuaż, który był jedyny w swoim rodzaju.

– Witaj, Summer, Charlie – powiedziała z uśmiechem Coral. – Bardzo się cieszę, że właśnie dzisiaj dołączacie do naszego zespołu. Potrzebujemy świeżej krwi i wieloletniego doświadczenia i muszę przyznać, że tylko was brakuje mi do szczęścia.

Szły razem, ramię w ramię, wspinając się po kolejnych stopniach, dosyć stromych, kamiennych schodów. Rozmawiały swobodnie, wspominając zeszłoroczne wydarzenia, kiedy się poznały, a Charlie milcząco przysłuchiwał się tej rozmowie, dziwiąc się temu, że tak niewiele pamięta.

Był wtedy bardzo skupiony i zajęty napiętym harmonogramem. Łapał się na tym, że od wielu lat funkcjonował właśnie w ten sposób, wykonywał swoje obowiązki, jednocześnie jednym okiem obserwując smoki. Nauczono go, że zawsze powinien być czujny, nie powinien ufać do końca tym potężnym magicznym stworzeniom.

Gdy tylko poznał magiczny świat na tyle, żeby wiedzieć, co mu się w nim najbardziej podoba i co czuje najmocniej, tak całym sercem, wiedział, że będzie zajmował się w przyszłości smokami. Zrobił wszystko, żeby mógł zrealizować swoje młodzieńcze marzenia. Gonił za nimi, nie oglądając się za siebie, tym samym wprawiał swoich rodziców w dumę. Postanowił, że wyjedzie z zimnej Anglii, aby uczyć się, poznawać to, co nieznane i przede wszystkim ciężko pracować. Teraz powrócił i sam nie wiedział, czego powinien się spodziewać po tym, co na niego czekało.

– Tutaj będziemy pracować – powiedziała Coral, wprowadzając ich do dużej sali, w której nie było jeszcze dosłownie niczego.

Summer jednak nie dała po sobie poznać, że jest w jakiś sposób rozczarowana. Uśmiechała się i patrzyła z zaciekawieniem na ogromne, duszne, przepełnione starym kurzem pomieszczenie. W każdym rogu pokoju znajdowały się sterty mebli, poprzykrywane połaciami brudnego materiału. Ciemne, szarobure szyby nie pozwalały słońcu na dostateczne oświetlenie sali, co jedynie dodawało wszystkiemu ponurej aury.

– No nieźle – skwitował Charlie tonem pełnym dezaprobaty, poprawiając zsuwający się z jego ramienia materiałowy plecak. – Trzeba będzie zorganizować skrzaty. Będą miały robotę na co najmniej miesiąc, żeby doprowadzić ten bałagan do porządku. Pewnie trzeba będzie zwalczyć całą masę szkodników. Malfoy kiedyś siedział w szkodnikach, brat mi o tym opowiadał.

– Dostaliśmy do pomocy tylko dwa skrzaty – odpowiedziała mu Coral, poprawiając ciasny kucyk na głowie. – I będą organizować posiłki, w kuchni na parterze, gdzie będziemy jeść. Ten bałagan sami będziemy musieli ogarnąć.

– Coral, czy ty masz w ogóle jakiś plan? Myślałem, że będziemy się zajmować...

– Smokami, których jeszcze tu nie ma. Wiem i zrobię wszystko, żeby pojawiły się tutaj, jak najszybciej, ale żeby to się mogło wydarzyć, musimy zapewnić im bezpieczeństwo i odpowiednie warunki. Ministerstwo stworzyło Instytut niedawno, dali nam ten budynek w całości w takim stanie, jakim jest. Marzyłam o tym od dawna i uwierz mi, doprowadzę to do końca, a smoki...

– Słychać cię w całym budynku! – krzyknął wesoło Nigel, niewysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który pojawił się nagle, wchodząc szybko do sali, niosąc ze sobą echo szybkich kroków. – Na kogo znowu krzyczysz? Kogo mam ratować z opresji?

– Nie krzyczę – zaśmiała się Coral, opuszczając spięte ramiona. – Jest już Summer i Charlie.

– Witam – powiedział mężczyzna, witając się z nowymi pracownikami silnym uściskiem dłoni. – Czekaliśmy na was, teraz możemy się wziąć do pracy. Ja nazywam się Nigel i jestem współtwórcą idei stworzenia rezerwatu smoków na terenie Wielkiej Brytanii. Brzmi bardzo dostojnie, a w rzeczywistości widzicie, jak tu jest. Musimy przywrócić temu miejsce dawną świetność i tchnąć w nie nowe życie! – skończył swoją wypowiedź z entuzjazmem.

– I mamy to zrobić w czwórkę? – zapytał Charlie, nie kryjąc zdziwienia i delikatnej złości, która zabarwiła jego policzki.

– Tymczasowo w szóstkę, do naszego zespołu dołączą jeszcze Maggie i Fitzy, ale dopiero za tydzień – odparł Nigel, zupełnie nie zwracając uwagi na poirytowany ton rudowłosego.

– Poradzimy sobie – wtrąciła się Summer, która do tej pory pozostawała milcząca.

Uśmiechnęła się do zebranych i wyciągnęła różdżkę, pokazując tym samym, że jest gotowa do pracy.

– Od czegoś zawsze trzeba zacząć, a ja się cieszę, że będę mogła w tym uczestniczyć – powiedziała spokojnym, lecz pewnym tonem. – Zaraz ustalimy plan działania i rozpoczniemy prace.

Summer jak powiedziała, tak zrobiła. Podeszła do Coral i zaczęły cicho rozmawiać o tym, co powinno się zrobić w pierwszej kolejności. W ciągu kilku ostatnich lat miała okazję pracować w różnych miejscach, dlatego nie obawiała się nowych wyzwań. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten pierwszy dzień w pracy, ale nie zamierzała narzekać, bo to nie leżało w jej naturze. Lubiła naprawiać wszystko to, co zostało zepsute, dlatego widok zagraconego miejsca, nie wywołał w niej negatywnych reakcji. Po prostu należało zakasać rękawy, przypomnieć sobie kilka zaklęć gospodarskich i rozpocząć skuteczne machanie różdżką. Zdziwiła się reakcją Charliego, który początkowo wydawał jej się być dosyć sympatycznym i ciekawym mężczyzną. Nie sądziła, że okaże się gburem w takiej sytuacji, ale nie chciała go jeszcze oceniać. Był przedstawicielem płci męskiej i wszelkie porządki musiały wprawić go w zdenerwowanie i zakłopotanie. Uznała, że nie był świadomy, jak będzie wyglądała praca, której się podjął. Będzie musiał się przyzwyczaić i zmienić podejście do tej na pewno zaskakującej, nowej rzeczywistości.

Charlie stał odrobinę naburmuszony, próbując ogarnąć wzrokiem ogrom pracy, jaki będą musieli włożyć w to miejsce, a to było dopiero pierwsze pomieszczenie. Bardzo się starał, ale nie potrafił ukryć swojego rozczarowania. Zacisnął usta i zamilkł, żeby nie powiedzieć czegoś, czego by za chwilę żałował. Nie chciał zniechęcić do siebie współpracowników pierwszego dnia pracy, ani się w żaden sposób wywyższać. Jednak musiał przyznać, że nie miał ochoty na sprzątanie i prawie para mu z nosa buchała z tej skrywanej złości.

Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjś delikatny ucisk i odwrócił się w stronę Summer, która go tym bardzo zaskoczyła.

– Charlie, coś się stało? – zapytała, wpatrując się w niego swoimi dużymi, zielonymi oczami.

– Nie jestem fanem porządków – odpowiedział, nie chcąc ukrywać przed nią prawdy.

– A jesteś fanem zaklęć?

– Oczywiście, miałem Wybitny na OWUTEM – ach.

– Cudownie się składa – odparła, uśmiechając się do niego, tak jak lubił. – Wyciągaj różdżkę i czaruj, panie Weasley.

Charlie delikatnie się zaczerwienił, tak bardzo ta młoda dziewczyna zaskoczyła go swoją wypowiedzią, dlatego szybko się odwrócił i położył plecak na podłodze. Dziwne myśli zaczęły przychodzić mu niespodziewanie do głowy.

– Zostaliśmy teraz sami na jakiś czas, bo Coral i Nigel teleportowali się do Ministerstwa, aby załatwić jakieś formalności. Mam pomysł, ja się zajmę usuwaniem kurzu, a ty możesz pootwierać te okna i ewentualnie spróbować je naprawić, bo wygląda na to, że nikt dawno ich nie ruszał. To pomieszczenie potrzebuje dużo świeżego powietrza.

– Czy ty zawsze do wszystkiego podchodzisz tak pozytywnie?

– Staram się – odpowiedziała Summer, ściągając kurtkę. – Gdy myślę, że wszystko się jakoś ułoży, to łatwiej mi się żyje, a problemy, początkowo ogromne, maleją, a potem znikają.

– Musiałaś mieć niewielkie te problemy w swoim życiu, skoro tak lekko o nich mówisz i tak łatwo udało ci się je rozwiązać – odpalił bez namysłu.

Summer otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Posmutniała, a z jej twarzy zniknął uśmiech.

– A czy ty zawsze musisz podchodzić do wszystkiego tak arogancko? – zadała mu pytanie spokojnym, poważnym tonem. – Pamiętam twoje zachowanie z czasu Kongresu. Nikomu nie dawałeś dojść do słowa. Wszyscy cię słuchali, bo na miejscu były smoki, a ty masz ogromne doświadczenie, ale tutaj, jak widzisz, smoków jeszcze nie ma. Jest bałagan i z nim musimy się teraz uporać – skończyła, odwracając się do niego plecami.

Charlie wiedział, że popełnił błąd, ale nie miał pojęcia, co powinien zrobić, by dziewczyna znowu obdarzyła go tym ciepłym spojrzeniem. Mógł jedynie bezradnie się przyglądać, jak wyciąga różdżkę i zabiera się do ciężkiej pracy. Bez wahania ruszył w jej ślady, uświadamiając sobie, że może wcale ta praca nie będzie taka zła, jak mu się początkowo, mylnie wydawało.

Kurz tańczył w kolorowych spiralach, wprawiany w ruch przez serię wypowiadanych przez Summer zaklęć, a ciężkie materiały, dotychczas chroniące zapomniane meble, fruwały, wdzięcznie składając się w równiutką kostkę tuż przy drzwiach. Charlie przyglądał się tym zabiegom ukradkiem, z nutką podziwu, chociaż postanowił jeszcze nie wygłaszać głośno pochwał pod adresem brunetki.

Po kilku godzinach pracy, kiedy czas mijał im niespodziewanie szybko, oboje zorientowali się, że zbliżał się moment rozstania. Summer otarła ręką kurz z twarzy, pozostawiając na niej szarą smugę. Charlie miał ochotę podejść i ją zetrzeć, ale nie ruszył się, jedynie przyglądając jej się z rozbawieniem. Uznał, że sam jest pewnie w nie lepszym stanie.

– Dobra robota! – zaczęła Coral, gdy weszła do pomieszczenia i oceniła, że jej pracownicy zrobili naprawdę dużo, idąc zgodnie z harmonogramem.

– Wielkie dzięki – zaśmiał się Charlie półgębkiem. – Tylko nie spijaj później całej śmietanki.

– Ja ją spiję – wtrącił się Nigel, pojawiając się w drzwiach tuż za blondynką. – Uwielbiam lśnić w blasku chwały.

– Możecie pić jej, ile wam się podoba, tylko sprowadźcie wcześniej smoki, ja i tak będę zadowolona – powiedziała Summer, podchodząc do nich bliżej.

Słońce obniżyło swoją pozycję na nieboskłonie, zwiastując nadejście wieczoru.

– A teraz idziemy się lepiej poznać. Zarezerwowałam stół w tym nowym pubie na Pokątnej – zakomenderowała Coral, zmieniając temat. – Idziemy wszyscy, bez wyjątku! Przeniesiemy się kominkiem, adres to Pub Tarantallegra. Widzimy się na miejscu.

Podeszła do kominka, sięgając po magiczny proszek, który za chwilę rzuciła w płomienie, po czym weszła w nie bez strachu i zaraz zniknęła, nie pozostawiając nikomu możliwości zaprotestowania.

– Nazwa wskazuje na to, że powinna się tam tańczyć, a nie tylko pić piwo – mruknął Charlie, zupełnie wypruty po całym dniu ciężkiej, fizycznej pracy.

– Można tam tańczyć i również dobrze zjeść – wtrącił się Nigel, podchodząc jako następny do kominka. – I dzisiaj będziemy to robić całą noc!

– Jesteśmy brudni – jęknęła Summer, gdy spojrzała na swoją kiedyś białą koszulę i przybrudzone nogawki spodni. – Poza tym przyleciałam miotłą, nie będę mogła później latać, będąc pod wpływem alkoholu – dodała po chwili, mając nadzieję, że dzięki temu nie będzie musiała uczestniczyć w niespodziewanym spotkaniu.

– Nie marudź – skwitował Charlie, otrzepując kurz z koszulki. – Poradzimy sobie zaklęciami czyszczącymi, będziemy w pubie chwilę za nimi, a gdy tam dotrzemy, będą czekać na nas już schłodzone drinki.

Summer chciała mu powiedzieć, że tak naprawdę miała inne plany związane z pojawieniem się siostry i jej rodziny. Obiecała tacie, że razem będą świętować jej pierwszy dzień w pracy. Nie spodziewała się, że wszystko tak szybko się zmieni, ale teraz nie miała wyjścia. Postanowiła, że uda się razem z nowymi znajomymi do pubu i to z nimi spędzi wieczór. Wysunęła różdżkę i wymruczała zaklęcia, którymi usunęła z ubrania zabrudzenia i zalegający kurz. Potem obejrzała się za siebie, chcąc zrobić to samo na plecach, ale nie mogła wcelować. Podniosła wzrok i złapała Charliego na tym, że czujnie się jej przyglądał. Nie speszyła się jego spojrzeniem, a jedynie uśmiechnęła.

– Pomożesz? – zapytała, pokazując na pokaźnych rozmiarów plamę na plecach.

– Oczywiście – odpowiedział i szybko do niej podszedł.

Miała wrażenie, że dotykał jej tak, jakby była porcelanową lalką, a gdy skończył, ona odwdzięczyła mu się tym samym. Oboje byli czyści i chociaż zmęczeni, to naprawdę mieli ochotę na odrobinę dobrej zabawy.

– Czy są tutaj jakieś sowy? – zapytała lekko zdenerwowanym głosem, co od razu wyczuł. – Chciałabym wysłać komuś wiadomość. Miałam na wieczór inne plany.

– Jeszcze nie, Coral dzisiaj o tym mówiła. Mamy dostać służbowe sowy w przyszłym tygodniu – odpowiedział, badając jej reakcję. – Chcesz napisać do chłopaka, że nici z randki?

– Nie – zaprzeczyła szybko, jakby taka sugestia była całkowicie chybiona. – Trudno. Ruszajmy.

Zatrzymała się przed kominkiem i sięgnęła dłonią do spiętych włosów, po czym rozpuściła je jednym ruchem, pozwalając, żeby opadły luźno na plecy. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni spodni i przetransmutowała rękawy koszuli, usuwając je całkowicie, a po chwili rozpięła trzy górne guziki, odsłaniając dekolt.

– Tak będzie zdecydowanie lepiej – stwierdziła z rozbawieniem, widząc wzrok nowego kolegi.

Charlie nie śmiał zaprzeczyć, kiwając jedynie głową z uznaniem.

***

Nowy pub był jednym z najbardziej obleganych w magicznym świecie miejsc przez młodych czarodziejów. Przesiadywali w nim wieczorami, by odpocząć po ciężkim dniu w pracy, pijąc kolorowe zimne drinki i tańcząc do rana. Charlie z Summer z trudem przecisnęli się przez tłum rozgadanej młodzieży, aby dotrzeć do zajętego przez szefową stolika. Coral siedziała z Nigelem i czterema drinkami, rozmawiając z nim swobodnie i śmiejąc się co chwilę.

Charlie usiadł obok niej, a naprzeciwko niego miejsce zajęła Summer. Oparł jeden łokieć na blacie i zaczął przysłuchiwać się zabawnej historii, którą opowiadała blondynka. Podobała mu swoboda, z jaką zachowywała się kobieta. Czarowała mężczyzn swoim uśmiechem i wdziękiem, co sprawiało, że skupiali na niej całą swoją uwagę.

Przestrzeń pomiędzy częścią ze stolikami, a tą wykorzystywaną do tańca oddzielała niewidzialna bariera, pozwalająca na prowadzenie swobodnej rozmowy. Summer siedziała odrobinę znudzona, popijając swojego kolorowego drinka z palemką. Zamówili frytki z serem oraz różnokolorowymi sosami, a dziewczyna jadła je, chcąc spróbować każdego. Sosy miały bardzo ciekawe smaki, a całe danie zostało wymyślone na wzór tradycyjnych magicznych fasolek. Przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie, od czasu do czasu wtrącając coś na temat swojego doświadczenia lub smoków. Zżerały ją wyrzuty sumienia, bo była pewna, że siostra znowu będzie miała powód, żeby się na nią złościć. Na szczęście wypijane procenty sprawiały, że wyrzuty te rozmywały się w jej umyśle, ustępując miejsca coraz lepszemu nastrojowi.

– Lubisz tańczyć, Summer? – zapytał Nigel z uśmiechem, trącając ją lekko w bok.

– Lubię – odpowiedziała z entuzjazmem, gdy usłyszała, że zaczarowana szafa grająca rozpoczęła wygrywanie latynoskiej melodii, z jaką dziewczyna, ze względu na swoje portugalskie pochodzenie, czuła się zdecydowanie najlepiej.

– Wspaniale – odpowiedział, wstając i wyciągając w jej stronę dłoń. – Zatem ruszamy na podbój parkietu!

Charlie podniósł wzrok, przerywając rozmowę i chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak powinien ubrać w słowa to, co chciał przekazać. W pierwszym odruchu chciał zatrzymać Summer, bo czuł się lepiej, gdy była blisko i mógł zerkać na nią co jakiś czas, ale ostatecznie nie zrobił nic. Stwierdził, że to będzie dobry moment, żeby wejść na wyższy poziom flirtu w rozmowie z Coral. Zamierzał ją dzisiaj oczarować, chociaż ona zdawała się nie reagować w żaden sposób na jego namiętne spojrzenia, co sprawiało jedynie, że chciał zrobić coś więcej, żeby go zauważyła w ten sposób, na jakim mu zależało.

Widział, że Summer bawiła się świetnie z Nigelem, co wprawiało go w zdziwienie. Mężczyzna był równy wzrostem ze swoją partnerką i początkowo Charlie sądził, że na parkiecie będą wyglądać dziwacznie, jednak się mylił. Wyglądali wspaniale i tańczyli tak dobrze, że królowali na samym środku sali. Charlie nie spodziewał się, że Summer okaże się tak dobrą tancerką, która prawie płynęła, poruszając z gracją swoim zgrabnym ciałem.

Summer nie mogła się nadziwić temu, jakim świetnym tancerzem jest Nigel. Prowadził ją w tańcu, zaskakując ją wymyślnymi figurami, z którymi dobrze sobie radziła. Wychodził z inicjatywą, mocno trzymając ją w talii, a ona radośnie oczekiwała na jego ruchy. Pomiędzy standardowe obroty, wrzucał coś niestandardowego, co wcale nie wprawiało jej w zakłopotanie. Raz nie zrozumiała jego intencji i zaplątały jej się nogi, ale partner szybko ją złapał, ratując przed upadkiem. Zaczęła wtedy śmiać się w głos razem z nim, co jedynie dodatkowo poprawiło im obojgu humor.

To lato oraz praca zaczynały się naprawdę niesamowicie i gorąco.

Jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że lekko się skrzywiła. Nie pozwoliła jednak na to, żeby ten dyskomfort trwał zbyt długo. To był jej czas, jej moment w życiu.

Przetłumaczyła sobie, że zupełnie nic ją nie obchodzi fakt, iż Charles Weasley całą noc przetańczył z Coral, całkowicie o niej zapominając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro