5. I teraz czas wrócić do wspomnień, które wciąż tkwią w głowie...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Summer siedziała na swoim krześle jak zamrożona. Wskazówki starego zegara głośno przesuwały się po jego tarczy, uporczywie i natrętnie wbijając się jednostajnie do głowy zbyt głośnym tykaniem. Colin nie powinien był tutaj jej odnaleźć i rozpoczynać rozmowy na temat, który już dawno został zamknięty, a przynajmniej taką miała nadzieję. W jednej chwili wszystko w niej odżyło, chociaż bardzo chciała ponownie te wspomnienia w sobie stłamsić i wyciszyć. Była w tym momencie bardzo samotna i musiała przyznać sama przed sobą, że potrzebowała pocieszenia, ale nie odważyła się nigdy nikogo o nie prosić, bo nikt nie znał tej strasznej tajemnicy, którą przechowywała. Czasem do jej głowy przychodziły myśli o tym, że pragnie, żeby ktoś zupełnie przypadkiem mógł się o tym dowiedzieć, a ona poczułaby ulgę związaną z głośnym wypowiedzeniem tego, co od lat nie pozwalało jej ruszyć do przodu. Zganiła się w myśli za takie podejście, bo była przekonana, że nikt by jej nie zrozumiał, a jedynie oceniłby ją i skrytykował.

Nie wiedziała, jak powinna zareagować i co zrobić, tak bardzo zaskoczyło ją pojawienie się Colina w Instytucie. Do tej pory znajdował się w bezpiecznej rodzinnej strefie, dzięki czemu mogła o nim nie myśleć, nie wspominać tego, co było, a co szczelnie udawało jej się zamknąć w szkatule przeszłości. Dawny przyjaciel wrócił i z impetem wdarł się do jej na nowo budowanej teraźniejszości. W jej oczach zebrały się łzy i pozwoliła sobie na to, żeby spłynęły po lekko zaróżowionych, rozgrzanych emocjami policzkach, bo nie miała ochoty ich powstrzymywać.

Zamknęła oczy, walcząc z niebezpiecznym drżeniem ciała i odpłynęła myślami daleko, tam, gdzie nikt nie mógł jej teraz odnaleźć.

Dawno temu w Hogwarcie

Pierwsze dni po powrocie do szkoły uczniów po przerwie wakacyjnej były zawsze bardzo intensywne. Pierwszoroczni zapoznawali się z tajemnicami zamku, nieznanymi nauczycielami, odkrywając magiczne zagadnienia w czasie szkolnych lekcji. Starsze roczniki przez pierwsze dni nie mogły się nacieszyć swoim towarzystwem, opowiadając o letnich przygodach, dzieląc się oczekiwaniami związanymi z nowym rokiem szkolnym oraz widmem egzaminów. Wtargnięcie do pociągu dementorów oraz wcześniejsze medialne doniesienia o ucieczce z Azkabanu jednego z najgroźniejszych zbrodniarzy w historii sprawiło, że początkowo wszyscy dyskutowali tylko o tym, ale później wszyscy wciągnęli się w szkolny rytm, odrobinę zapominając o tym, co się działo poza murami bezpiecznej szkoły.

Summer Force cieszyła się z powrotu do Hogwartu, gdzie mogła praktykować magię, czytać kolejne tomy w bibliotece z działu dotyczącego opieki nad magicznymi stworzeniami oraz spędzać czas ze swoimi przyjaciółkami Puchonką Pią i Gryfonką Callie. Jednocześnie była zadowolona, że jest częściowo odseparowana od swojej siostry, której miała całkowicie dość po wspólnie spędzonych wakacjach. Summer liczyła, że Adeline zajmie się w tym roku SUM-ami, a ją zostawi w świętym, merlinowskim spokoju.

Młoda Puchonka miała swoje marzenie i determinację, żeby je w tym roku spełnić, a przynajmniej spróbować. Przygotowana fizycznie i mentalnie, czekała na nadejście soboty, aby móc z samego rana, zaraz po śniadaniu, ruszyć na trening, których cały cykl miał rozpisany w najdrobniejszych szczegółach.

Summer siedziała przy stole wspólnym Puchonów w Wielkiej Sali w czasie sobotniego śniadania i ze złością wpatrywała się w miskę płatków śniadaniowych zalanych letnim mlekiem. Miała ochotę na jajecznicę, ale w pobliżu nie było nigdzie półmiska z jej ulubionym przysmakiem. Była niewidzialną osobą, jedną z wielu uczennic, na którą nikt nie zwracał szczególnej uwagi, ale to jej odpowiadało. Pomimo szczerych chęci, nie odważyła się przespacerować wzdłuż stołu w poszukiwaniu jajecznicy, zadowalając się płatkami, za którymi nie przepadała. Nigdy nie lubiła skupiać na sobie uwagi otoczenia i nauczyła się w taki sposób funkcjonować w społeczeństwie, po cichu robiąc swoje. Sięgnęła po kubek z gorącą kawą i upiła kilka łyków, boleśnie parząc sobie przy tym podniebienie i gardło.

Czwarty rok nauki miał być już zdecydowanie trudniejszy od poprzedniego, ale nie bała się nowych wyzwań. Miała w tym roku zupełnie inny cel i była bardzo zmobilizowana, żeby jej się to tym razem udało. Podniosła głowę, gdy przy stole poniosły się głośne śmiechy Puchonów, dlatego też się uśmiechnęła, skupiając dłużej wzrok na jednym z najprzystojniejszych chłopców, jakich widziała w swoim życiu, a był nim złotowłosy Cedrik Diggory. Cicho westchnęła, zastanawiając się, czy dobrze będzie jej się z nim współpracowało, gdyby jakimś cudem, byli razem w tym roku w drużynie.

– Co dzisiaj robimy? – zapytała Pia, siadając tuż obok Summer na drewnianej ławie. – Jest sobota, mamy cały dzień dla siebie.

– Ja po śniadaniu idę trenować – odparła Summer, skupiając się na przyjaciółce, chociaż jej wzrok wciąż wędrował w stronę siedzącej nieopodal drużyny Puchonów. – To dopiero początek roku szkolnego, a ja nie mogę stracić ani jednego dobrego dnia. Muszę w tym roku dostać się do drużyny. Po prostu muszę.

– W tym roku znowu będziesz próbować? – zdziwiła się blondynka, sięgając po przypieczonego tosta i miseczkę z jagodową konfiturą.

– Tak i właśnie w tym roku mi się uda – odpowiedziała brunetka, upijając kilka łyków już lekko przestudzonej kawy.

– Sama będziesz trenować? – kontynuowała Pia, przegryzając swoje śniadanie.

– Poradzę sobie – odpowiedziała pewnie Summer, patrząc się z niesmakiem na swoje płatki, bo z nerwów czuła lekkie mdłości.

– Myślałam, że bardziej się skupisz na smokach – wtrąciła Pia, szukając wzrokiem na stole dzbanka z kawą.

– Skupiam się na nich cały czas – powiedziała Summer, przełykając niemrawo kilka łyżek rozmokłych płatków. – Ale w międzyczasie quidditch.

– A może ty chcesz się przypodobać jakiemuś zawodnikowi? – zaczęła się głośno zastanawiać Pia.

– Jakiemu? – zaśmiała się z kpiną Summer, dziwiąc się tokowi rozumowania przyjaciółki.

– Mam kilku kandydatów, słuchaj, Potter, Wood, nasz Diggory, o mój Merlinie ROGER DAVIES – wyartykułowała z odpowiednią przesadą, śmiejąc się w głos.

– Przestań – zaśmiała się ponownie Summer, chociaż musiała przyznać, że Pia poprawiła jej humor i pozwoliła jej się rozluźnić. – Wymieniłaś same szkolne gwiazdy, a ja jestem tylko Summer.

– Zapomniałam o tym bucu Malfoyu, on też jest trochę gwiazdą.

– Chciałby nią być – odparła z uśmiechem, brnąc dalej w tę absurdalną rozmowę. – Ale daleko mu do tego. Ktoś, kiedyś zrobi z nim porządek, liczę na to – dodała Summer, patrząc z niesmakiem w stronę stołu Ślizgonów. – Jakiś mały żarcik na utarcie nosa, by mu się przydał.

– Ja i Callie idziemy do biblioteki, chcemy dobrze napisać pracę domową z Obrony przed Czarną Magią, bo ten profesor zrobił na nas ogromne wrażenie na pierwszych zajęciach – stwierdziła Pia, gdy zauważyła, że Summer myślami już jest na boisku quidditcha i chciała ją ponownie zaciekawić rozmową.

Summer w tym samym momencie odwróciła się i spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie najpierw dostrzegła nachmurzonego Mistrza Eliksirów, patrzącego na uczniów z niewypowiedzianą pogardą, potem jej wzrok prześlizgnął się po roześmianym Dyrektorze Szkoły, który wsłuchiwał się z uwagą w opowieść Gajowego Hogwartu, który w tym roku miał pełnić zupełnie nową funkcję jako nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, aby ostatecznie zatrzymać się na profesorze Lupinie, gdy ze spokojem wypisanym na twarzy popijał kawę, przeglądając najnowszy numer Proroka Codziennego.

– Robi niesamowite wrażenie jako nauczyciel, chociaż ja lubiłam Gilderoya Lockharta – mruknęła Summer, przypominając sobie radosny, lecz nieco sztuczny uśmiech czarodzieja piastującego to stanowisko w zeszłym roku szkolnym. – Szkoda, że tak marnie skończył, był bardzo przystojny i miał ładne włosy.

Summer zwróciła uwagę na to, że jedna Krukonka*** o charakterystycznych, różowych włosach, będąca na siódmym roku, również zawiesiła dłużej wzrok na nowym nauczycielu, ale postanowiła tego w żaden sposób głośno nie komentować. Dziewczyna, z którą czasem ją widywała na szkolnych korytarzach, pstryknęła jej palcami przed nosem, aby przerwać to, w czym trwała zdecydowanie zbyt długo.

Puchonka nie odzywała się już więcej w czasie śniadania, zastanawiając się, czy będzie mogła chociaż przez kilka godzin w samotności potrenować przed zbliżającymi się sprawdzianami do drużyny. Pożegnała się z Pią, a następnie wstała od stołu, idąc w stronę wyjścia z sali, gdzie tuż za rogiem zostawiła swoją miotłę. Rano ubrała się w wygodne jeansy i jasny sweter, aby nie marznąć w powietrzu. Włosy ścisnęła mocno gumką, aby jej również nie przeszkadzały w czasie ćwiczeń. Żałowała, że nie ma profesjonalnych skórzanych rękawic, ale obiecała sobie, że jeżeli dostanie się do drużyny, to złoży zamówienie przez sowę, uszczuplając swoje oszczędności, teraz jednak nie zamierzała zapeszać.

Szła szybko przed siebie, nie zwracając uwagi na pozostałych uczniów.

Poprzedniego dnia przez kilka godzin padał deszcz i błonia pokryte były błotnistymi kałużami. Przeskakiwała przez nie sprawnie, wciąż trzymając mocno w dłoni swoją starą, nieco zużytą miotłę. Summer po dotarciu na stadion, wzięła ze schowka treningowy zestaw do ćwiczeń dostępny dla wszystkich uczniów i otworzyła ogromne wieko, chcąc nareszcie rozpocząć. Najpierw siadła na miotle i szybko wzbiła się w powietrze, aby wykonać kilka okrążeń w ramach rozgrzewki. Przechylała się mocno do przodu, aby zwiększać prędkość, a następnie podciągała drążek do góry, aby zahamować i nie spaść przy tym z miotły. Po kilku powtórzeniach zatrzymała się w miejscu, wysoko nad stadionem, aby odetchnąć zimnym, czystym powietrzem. Po chwili skierowała trzonek miotły do dołu i ścisnęła go mocniej, wiedząc, że w tym momencie zacznie z ogromną szybkością lecieć w stronę ziemi. Zatrzymała się tuż nad trawą porastającą gęsto całe boisko, uspokajając szybko bijące serce. Położyła miotłę i chwyciła ze skrzyni kafel, aby wyczuć jego ciężar i podrzucić go kilka razy. Była zachwycona tym, jak dobrze pasował do jej niewielkich dłoni, nie potrafiła przestać się uśmiechać.

W czasie przerwy wakacyjnej przeczytała wiele książek na temat quidditcha i poznała kilka zaklęć, które teraz postanowiła użyć i wypróbować w czasie treningu. Wyciągnęła spod rękawa swetra różdżkę i wypowiedziała zaklęcie, które miało sprawić, że kafel będzie cały czas w ruchu, tak by mogła go chwytać, a następnie usiłować celować w trzy pętle. Kafel wyrwał się z jej dłoni, a następnie z ogromną szybkością poszybował w stronę pustych obecnie trybun, aby mogła za nim podążyć. Wskoczyła szybko na miotłę i ruszyła w jego stronę, a kafel wyczuwając jej ruch, zaczął frunąć w jej kierunku, imitując w ten sposób podanie od nieistniejącego gracza. Summer pochwyciła go w locie, nie zwalniając nawet na chwilę, a następnie jeszcze bardziej przyspieszyła, aby z odległości ponad trzydziestu stóp zamierzyć się i oddać celny rzut. Podniosła do góry rękę w geście triumfu, ale trwało to tylko chwilę, bo kafel poszybował zupełnie w innym kierunku, a ona postanowiła go dogonić jak najszybciej, czując wiatr we włosach.

Po kilkudziesięciu minutach intensywnych ćwiczeń Summer odczuwała zmęczenie, ale nie zamierzała odpuszczać. W każdej chwili jakaś drużyna mogła wtargnąć na boisko, a ona wtedy nie mogłaby się już dłużej cieszyć swoją samotnością. Wyczulona na każdy ruch magicznej piłki śledziła ją wzrokiem, aby nie pozwolić jej zniknąć, nawet na sekundę. W pewnym momencie kafel zatańczył tuż przed jej nosem, aby za chwilę lotem przypominającym slalom, oddalać się od niej zdecydowanie zbyt szybko. Summer pognała za nim, czując, że jej miotła nie jest w stanie sprostać jej oczekiwaniom, ale dziewczyna nie zamierzała się poddać. Nachyliła się mocniej nad trzonkiem, aby maksymalnie wykorzystać możliwości magicznego przedmiotu. Starała się nadążyć za piłką, walcząc z narastającym wiatrem, im wyżej się znajdowała, ale przegrywała, co bardzo jej się nie podobało. Nagle kafel zanurkował do dołu, co Summer przyjęła z ulgą i skierowała miotłę w tym samym kierunku, lecąc z ogromną prędkością.

Dziewczyna nie zważała na to, że zbliża się do ziemi zbyt szybko, miała przed sobą cel, musiała złapać latającą piłkę. Usłyszała rozdzierający krzyk, a potem jedynie poczuła bolesne zderzenie z ziemią oraz mokre błoto, oblepiające jej ciało i twarz, gdy z impetem ślizgała się po rozmoczonym boisku.

Oszołomiona leżała na boku, ściskając w dłoniach kafel, ciesząc się, że przynajmniej udało jej się go złapać. Kątem oka dostrzegła, że wypuszczona tuż przed upadkiem miotła leżała całkowicie bezpieczna nieopodal. Wypuściła z dłoni piłkę i przetoczyła się na plecy, starając się uspokoić rozdygotane serce i zbolałe ciało. Poruszyła delikatnie każdą z kończyn, ciesząc się, że nie doznała żadnych złamań. Zimne błoto, w którym miała zmoczoną całą głowę i część twarzy, sprawiało, że miała ochotę szybko wstać, ale nie była w stanie tego zrobić. Nie spodziewała się, że jej samotny trening skończy się tak tragicznie i boleśnie.

Nagle usłyszała jakieś głosy, których nie była w stanie rozpoznać. Ktoś coś do niej mówił, ale nie rozumiała wypowiadanych do niej słów. Spośród zgiełku rozmów, wyłowiła ten jeden znajomy głos, który ją otrzeźwił bardzo szybko.

– Summer, czyś ty zwariowała?! – warknęła Adeline, klękając bez wahania w błocie tuż przy głowie siostry. – Chciałaś się zabić, żeby ojciec zabił i mnie, że cię nie upilnowałam?!

– Adeline – szepnęła dziewczyna, patrząc na siostrę ze złością. – Co ty tu robisz, do cholery? Prześladujesz mnie? – odcięła się jej Summer, gdy ktoś podciągnął ją do góry, pomagając jej usiąść.

– Przyszłam z moją drużyną pogapić się na trening – wyjaśniła jej siostra, skupiając na niej czujne spojrzenie. – Zabiorę cię do skrzydła szpitalnego.

– Nie trzeba – zaprotestowała szybko Puchonka, machając rękami. – Wrócę do mojego Pokoju Wspólnego.

– Coś cię boli? – ciągnęła Adeline, dotykając twarzy i rąk siostry. – Jesteś cała w błocie i nie wiem, nie widzę, czy masz jakieś obrażenia.

– Nie, tylko się potłukłam – wyjaśniła Summer, pesząc się zebraną nad jej głową drużyną Krukonów. – Błoto skutecznie zamortyzowało upadek.

– Nie jesteś w drużynie Puchonów – stwierdził rzeczowo Roger Davies, który trzymał w dłoni miotłę Summer.

– Nie jestem, ale chcę być, dlatego ćwiczyłam – wyjaśniła mu Summer, pozwalając, żeby nieznana jej osoba, stojąca tuż za jej plecami, pomogła jej stanąć na nogi.

– Szybka jesteś – pochwalił ją Krukon, podając jej cudem ocalałą miotłę. – Będę trzymał za ciebie kciuki, bo masz duże szanse. I jesteś siostrą Adeline – dodał z uśmiechem, szczerząc się do swojej koleżanki.

Podziękowała mu grzecznie i odwróciła się, aby spojrzeć na osobę, która w zupełnej ciszy, pomogła jej stanąć na nogi. Gdy spojrzała na brązowowłosego chłopaka zupełnie zapomniała o tym, że jej ciemne włosy pozostawały w nieładzie, a połowa jej twarzy zabrudzona była zaschniętym błotem. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, chociaż Krukon, należący do drużyny, uśmiechał się do niej sympatycznie.

– To jest Colin, ścigający w naszej drużynie – przedstawiła go Adeline, widząc, że Summer totalnie zatkało. – A to jest moja siostra, Summer, jest w Hufflepuff.

Adeline wyciągnęła różdżkę i zaczęła w międzyczasie czyścić ubranie Summer, bo wyglądała, jak przysłowiowe siedem nieszczęść.

Colin uprzejmie wyciągnął dłoń i bez wahania uścisnął drobną dłoń Puchonki.

– Ścigający – powtórzyła za siostrą Summer, powoli otrząsając się z tego dziwnego otępienia.

– Odprowadzę cię do szkoły – stwierdził po chwili, widząc, że jego drużyna dopiero zaczyna rozgrzewkę. – Niedługo wrócę – rzucił do kapitana swojej drużyny i chwycił Summer w talii, gdy dostrzegł, że się odrobinę zachwiała.

– Przestań już – jęknęła Summer, patrząc prosząco na siostrę, którą ją dodatkowo zawstydzała. – I tak jestem cała brudna.

– Ale będziesz szła przez całe błonia – wyjaśniała jej Adi, chcąc, żeby zrozumiała motywy jej działania.

– To nic, bo na mnie i tak nikt nie zwraca uwagi – powiedziała Puchonka, opierając się ciężej na swojej miotle.

Colin w tym momencie ściągnął z siebie swoją treningową szatę i okrył nią Summer, aby osłonić ją przed coraz mocniejszym wiatrem wiejącym od wschodu. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością, lecz nic nie powiedziała, spuszczając delikatnie wzrok.

Adeline patrzyła z niepokojem na siostrę, którą zaopiekował się jej kolega z roku, za co była mu wdzięczna. Wiedziała, że Summer nie cierpi, gdy narzuca się jej ze swoją troską, dlatego teraz przyjęła z ulgą myśl, że ktoś inny odprowadzi ją bezpiecznie do zamku. Przez całe dzieciństwo sprawowała nad nią pieczę, ale zostało to ograniczone, gdy obie trafiły do Hogwartu. Tiara Przydziału zdecydowała, że trafią do innych domów, co pokrzyżowało jej plany, ale starała się, jak mogła, aby mieć oko na swoją małą siostrzyczkę. Ich życie, całkowicie bez ich woli, ułożyło się w taki sposób, że Adeline musiała być dla Summer, pomimo niewielkiej różnicy wieku, jaka ich dzieliła, jednocześnie siostrą i matką, i wcale nie miała o to do nikogo pretensji.

– A więc chciałabyś się dostać do drużyny – zaczął rozmowę Colin, gdy zmierzali powolnym krokiem w stronę szkoły.

– Chciałabym bardzo, chociaż w zeszłym roku mi się nie udało.

– Wiem, Adeline mi o tym opowiadała, bo wiesz, często o tobie mówi wieczorami, ale jeszcze nie mieliśmy okazji poznać się osobiście, aż do dzisiaj.

– Nie wiem, dlaczego to robi – burknęła Summer niezadowolona, chcąc się odsunąć od Colina, lecz jej nie pozwolił, mocno trzymając ją w talii.

– Przestań się wyrywać, bo znowu się przewrócisz i tylko dołożysz sobie kontuzji. Adeline możesz ściemniać, że cię nic nie boli, ale sam nie raz i nie dwa spadłem widowiskowo z miotły i wiem, jak to cholernie boli – mruknął z dezaprobatą, gdy zrozumiał jej intencje. – Adi mówi o to same dobre rzeczy, więc nie złość się o to, że o tobie wspomina.

– Bardzo ci dziękuję za pomoc – powiedziała Summer, zatrzymując się w miejscu, gdy dotarli do drzwi wejściowych.

– Odprowadziłbym cię do skrzydła, ale ufam, że skierujesz swoje kroki do pani Pomfrey. Trening już się zaczął i kapitan skróci mnie o głowę, gdy szybko nie wrócę.

Summer oparła miotłę o ścianę zamku i ściągnęła z siebie jego szatę, aby mu ją oddać, ale powstrzymał ją gestem.

– Zachowaj ją, ja mam jeszcze kilka – wyjaśnił jej z uśmiechem, na który Summer zapatrzyła się zdecydowanie zbyt długo.

Nie protestowała, tylko zarzuciła szatę ponownie na plecy i nie obchodziło jej to, że miała na plecach wyszyte godło innego domu.

– Pomogę ci z tymi treningami – powiedział po chwili, gdy dziewczyna wciąż nie odwracała wzroku, a on sam przez chwilę zatonął w głębi jej jasnozielonych oczu.

– Będziesz szkolił swoją konkurencję? – zapytała zadziornie. – Bo wiesz, wierzę, że w tym roku naprawdę będę w drużynie i potem spotkamy się jako rywale na boisku.

– Zaryzykuję, a potem będę musiał sobie z tobą jakoś poradzić – powiedział, a następnie odwrócił się i odszedł w stronę boiska, odwracając się w jej stronę kilka razy.

Summer patrzyła na oddalającego się chłopca z uśmiechem. Chciała wierzyć, że jej serce bijące zdecydowanie zbyt szybko, mówi jej coś, z czego jeszcze sama nie zdawała sobie do końca sprawy. Była brudna, obolała i zmęczona, ale szczerze szczęśliwa i nie zamierzała z tym ciepłym uczuciem walczyć.

Obecnie

Charlie odczekał jeszcze kilka minut, gdy usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami oznaczające opuszczenie gabinetu Summer przez nieznajomego mężczyznę. Wstał z krzesła i ruszył szybko przed siebie, prawie przewracając się o zadarty koniec dywanu, chcąc w pewnym sensie uratować ją z opresji i to szybko. Denerwował się, ale był zmobilizowany do działania, w swojej głowie układając wcześniej odpowiednie przemówienie. Liczył na to, że w oczach Summer stanie się jej obrońcą, osobą, na której zawsze może polegać.

Lata spędzone w Rumunii sprawiły, że nie miał zbyt wielu przyjaciół, często spotykał się jedynie z braćmi lub dawnymi członkami Zakonu Feniksa. Coral też była dawną znajomą i chociaż pociągała go jako kobieta, to jednak nie ciekawiła go tak bardzo, jak młoda i ambitna była Puchonka. Uznał, że dobrym krokiem w jego życiu będzie nawiązanie z nią bliższej relacji, tym bardziej że wcale nie przychodziło mu to z trudem. Musiał przyznać, że z Summer wszystko było łatwe i przyjemne, a on sam bardzo tego potrzebował. Nie był jeszcze gotowy do tego, żeby się wprost przyznać, że jest nią zaintrygowany, bo to było zdecydowanie zbyt mocne słowo. W tym momencie był pewien, że jest nią zainteresowany i się po prostu o nią martwił. Gryfońska natura podpowiadała mu, że ta jego niezdrowa ciekawość może mieć inne podłoże, jednak wrodzony upór i zawzięcie skutecznie to w nim tłumiło.

Zapukał trzy razy i nie czekając na jej zaproszenie, wsunął się cicho przez drzwi. Summer siedziała skulona w fotelu, z nogami podkulonymi pod siebie. Widział na jej twarzy ślady łez, ale postanowił tego w żaden sposób nie komentować, aby nie potęgować jej uczucia skrępowania.

– Summer – zwrócił się do najłagodniejszym tonem, jakim potrafił. – Jestem.

– Widzę, że jesteś – odpowiedziała, sięgając po chusteczkę, aby wytrzeć nos. – Zapomniałeś o czymś? – zapytała za chwilę, utrzymując pomiędzy nimi dystans, a przynajmniej tak jej się wydawało, że jest w stanie to zrobić.

– O tobie zapomniałem – zażartował, uśmiechając się do niej ciepło.

Summer dopiero w tym momencie była w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. Ostatnie chwile oszołomiły ją i wybiły z rytmu tak skutecznie, że bała się spojrzeć na podłogę, by nie dostrzec tam kawałków rozsypanej siebie. Rozmowa z Colinem wytrąciła ją z równowagi, sprawiła, że powróciły do niej zupełnie nieproszone dawne strachy i słabości. Zdecydowanie nie była na to gotowa, ułożyła swoje życie na nowo, tłumacząc sobie, że nadszedł już czas na wyjście ze swojej strefy komfortu. I wtedy pojawił się Colin i zniszczył wszystko, co tak skrupulatnie od kilku lat w sobie, a przede wszystkim w swojej teraźniejszości budowała.

Teraz jednak zapatrzyła się w Charliego i jego spokojną, okraszoną uśmiechem twarz i wcale nie miała ochoty przestać tego robić. Wręcz przeciwnie poczuła, że jej usta również wygięły się delikatnie do góry. Spłynął na nią nieopisany spokój i ukojenie nerwów, którego się wcale nie spodziewała w jego towarzystwie. Charlie cierpliwie czekał na jej odpowiedź, a Summer złapała się na tym, że zrobiło się po jego słowach nadzwyczaj przyjemnie i ciepło, tak jak kiedyś, gdy poznała Colina.

* a w Wielkiej Sali siedziała jedna z najfajniejszych Krukonek w historii Hogwartu! jedyna i niezastąpiona, największa miłość Lawendowego Lunatyka - Nessie Raven razem ze pstrykającą jej przed nosem palcami Cath Cone z Clair de Lune i Clair de Lune II autorstwa Atramentova 💜💙

https://www.wattpad.com/story/195637284-clair-de-lune-%E2%80%A2-remus-lupin

https://www.wattpad.com/story/264010146-clair-de-lune-ii-%E2%80%A2-remus-lupin

I to nie jest jej ostatni występ w tej smoczej, słonecznikowej historii!! 💛💚🖤🌻🐲

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro