7. Musimy porozmawiać, o tym co się wydarzyło...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry! 🌻💛

Na dworze mróz i chłód, a u naszej Summer pełnia lata i 🌞

Miłego weekendu!

J.


Charlie Weasley nie lubił rozmawiać na temat swoich uczuć tak jak większość mężczyzn chodzących po ziemi. Uczucia i ich waga były całkowicie przereklamowane. Nikt go nigdy nie uczył, jak ma ubrać w słowa to, co się działo w jego głowie. Zwykle zdawał się na instynkt, jeżeli jakaś kobieta mu się podobała, to ją zdobywał. Zdarzało się i tak, że spotykał się z odmową, ale nigdy zbyt długo się tym nie przejmował, bo znajdował sobie nowy obiekt westchnień. Z Summer było zdecydowanie inaczej, ponieważ bał się zrobić cokolwiek, nie będąc pewnym rezultatu.

Ostatnie wydarzenia skutecznie zaburzyły jego spokój, a do jego myśli, zupełnie przypadkowo, bez względu na porę dnia, wkradała się dziewczyna o czekoladowych włosach, śmigająca na miotle lepiej, od niejednego czarodzieja. Odegnał od siebie wspomnienie ostatniej nocy, bo zbyt mocno napierało na jego rzeczywistość, a musiał się przecież skupić na śniadaniu.

Ten wieczór był cudowny. 

Morska bryza, szum wyciszonego, nocnego morza, spacer po chłodnym piasku, wiatr tańczący w czekoladowych włosach Summer oraz jej delikatny uśmiech wraz ze szczerymi, ufnymi oczami, wszystko to, cała ona – sprawiało, że kręciło mu się w głowie i było to niesamowicie przyjemne uczucie.

Nieco skonsternowany własnym mętlikiem w głowie, sięgnął po kubek gorącej, wciąż zachęcająco parującej kawy i dmuchnął delikatnie na jej czarną powierzchnię, aby odrobinę przyspieszyć proces stygnięcia napoju. Po chwili zrezygnowany odstawił kubek, nie chcąc się poparzyć i ponownie wziął widelec, aby zatopić go w jajecznicy, którą przecież uwielbiał, szczególnie w wersji przygotowywanej przez mamę, lecz coś nie pozwalało mu cieszyć się porankiem. Zastanawiał się nad słowami kobiety, który wyznała mu, że kochała tego gamonia. Miał nadzieję, że już go nie kocha. Chciałby, żeby to uczucie było przeszłością, odcięte bardzo grubą linią. Dlaczego jednak aż tak emocjonalnie zareagowała na rozmowę z nim?

Rodzice siedzieli również przy kuchennym stole, lecz ojciec zatopiony w lekturze weekendowego wydania Proroka Codziennego, zdawał się kompletnie nie zwracać uwagi na swojego syna ani na jego szalejące w głowie rozterki. Mama jadła powoli swoją porcję śniadania, wyglądając przez okno w stronę dużego ogrodu. Charlie był pewien, że zastanawia się nad tym, co dzisiaj będzie musiała w nim zrobić, aby prace ogrodowe szły w zgodzie z rytmem lata.

– Poznałeś jakąś miłą dziewczynę? – spytała nagle Molly, skupiając swoje czujne spojrzenie na synu, gdy ułożyła już sobie plan robót.

– Nawet dwie – odpowiedział Charlie, nie chcąc spojrzeć matce prosto w oczy, bo wiedział, że nie będzie zadowolona z tak niejasnej odpowiedzi.

– Dwie! Synu! – wykrzyknął radośnie Artur, odkładając natychmiast gazetę, którą uprzednio starannie złożył. – A to dopiero!

– Arturze! – zgasiła go żona, nie wierząc, że jej mąż, aż tak się tą wiadomością podekscytował.

– Przepraszam, kochanie – zaczął Artur, patrząc w jej stronę dobrodusznie. – Ach, więc, synu, opowiadaj, jestem bardzo zaciekawiony.

– Nie ma o czym opowiadać – mruknął, grzebiąc widelcem w jedzeniu.

– Chyba jest, skoro zniechęca cię to do jedzenia – zauważyła matka, przyglądając mu się czujnie. – Charlie, opowiadaj, co nabroiłeś.

Wiedział, że dłużej nie będzie w stanie się opierać namowom mamy, która zawsze potrafiła wyciągnąć z niego największe sekrety, które go zbyt mocno gniotły. W tym momencie jednak nie potrafił w żaden sposób ująć w słowa i nazwać tego, co czuł w stosunku do wspomnianych dwóch kobiet. Postanowił skupić się na faktach.

– Coral jest niesamowicie piękna i jest moją szefową – zaczął mężczyzna, a gdy zobaczył aprobatę w oczach matki, kontynuował. – Pracowałem z nią rok temu w czasie Kongresu Czarodziejów, pomagała mi ogarnąć smoki w czasie wystawy, to naprawdę mądra i pracowita czarownica. To ona ściągnęła mnie tutaj z Rumunii, abym włączył się do projektu utworzenia instytutu, a przy nim rezerwatu smoków.

– Powinnam jej wysłać kosz z podziękowaniem za to, że znalazła sposób na to, żebyś wrócił do Wielkiej Brytanii – żachnęła się Molly, wstając ciężko, aby sięgnąć po różdżkę i zabrać naczynia ze stołu. – My z ojcem, nie mogliśmy cię przekonać do powrotu od lat.

– Muszę jeszcze znaleźć powód, żeby tu zostać na dłużej – odpowiedział jej syn, co Molly przyjęła z niezadowoloną miną. – Tam naprawdę było mi dobrze.

– Gdyby było ci tam tak dobrze, to byś nie wrócił – wtrącił się Artur, wierząc, że ma rację. Znał przecież swojego syna, chociaż Charliemu wydawało się, że długa rozłąka z rodziną sprawiła, że się odrobinę od nich oddalił, a rodzice nie potrafią już odgadnąć, z czym ma problem.

– Skoro zacząłeś opowieść od tej Coral, to znaczy, że mimo wszystko jest dla ciebie ważniejsza – zawyrokował Artur, zakładając ręce przed siebie, po czym odchylił się odrobinę do tyłu na krześle.

– To nieprawda – zaprzeczył szybko Charlie. – Po prostu Summer...

– Summer to ta dziewczyna, która nadużywa alkoholu? – wtrąciła się Molly, mrucząc pod nosem zaklęcia, które rozpoczęły rytmiczne szorowanie patelni.

– W Instytucie, gdzie mają być smoki, pracuje osoba, która ma taki problem? – zdziwił się Artur, przecierając oczy ze zdumienia. – Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.

– Summer nie ma żadnego problemu – powiedział Charlie, patrząc z naganą w stronę matki. – To był jednorazowy wyskok, każdemu się zdarza.

– To, co nam opowiesz o Summer, synu? – wtrącił się Artur, chcąc tym samym dać ochłonąć żonie i Charliemu, którzy aż poczerwienieli po tej drobnej sprzeczce.

– Summer jest... Summer... – chrząknął, lecz to mu wcale nie pomogło zebrać myśli. – Jest... – zatrzymał się, nie potrafiąc ująć w słowa tego, kim dla niego była. Miał ochotę natychmiast wstać i wyjść, aby przerwać te natrętne spojrzenia zaciekawionych rodziców i tym samym uciec od odpowiedzi, ale nie był w stanie się poruszyć. Kiedy myślał o Summer, zbyt wiele ciepłych określeń przychodziło mu do głowy, ale bał się je wypowiedzieć na głos. Obawiał się, że mama od razu powiązałaby to w jakiś dziwny sposób z ledwo co wykreowanym w jej głowie obrazem Summer, co ostatecznie tylko by ją przekreśliło w oczach surowej Molly.

Pani Weasley była kobietą kochaną i troskliwą, ale dopiero od momentu, gdy dopuszczała kogoś w pełni do swojego serca. Charlie pamiętał, jak łatwo było sprawić, żeby zwątpiła w czyjeś dobre intencje, gdy obraziła się prawie śmiertelnie kiedyś na Hermionę Granger, której skrzywiony obraz w gazecie przedstawiła pseudodziennikarka Rita Skeeter. Musiał opowiedzieć o Summer w taki sposób, żeby pokazać ją w jak najlepszym świetle, dlatego zamknął na chwilę oczy, przywołując ciepły uśmiech dziewczyny i już wiedział, od czego powinien zacząć.

– Summer jest niesamowita – zaczął z uśmiechem na ustach. – Jest bardzo pracowita i ma ogromną wiedzę na temat smoków. Świetnie lata na miotle. Wczoraj polecieliśmy razem w stronę wybrzeża, tam, gdzie mieszka razem z tatą. Ledwo za nią nadążałem, muszę poćwiczyć, bo ostatnio nie jestem w formie – dodał, śmiejąc się, a następnie upił łyk kawy.

Artur nie skomentował usłyszanych słów, ale widział, jak bardzo zmieniła się twarz syna, gdy w końcu zebrał się w sobie i opowiedział im o drugiej, nowo poznanej kobiecie. Spojrzał na Molly, która posłała mu krótki, porozumiewawczy uśmiech. Rodzice wiedzieli o czymś, z czego Charlie sam sobie jeszcze nie zdawał sprawy, a to bardzo ich podniosło na duchu. Ich marzeniem było, żeby wszystkie dzieci odnalazły swoje szczęście i zaczęły powoli budować swoją przyszłość z drugą połówką u boku.

Na samo wspomnienie Freda coś dziwnego zakłuło serce Artura, jednak odwrócenie wzroku w stronę okna, pomogło mu zapanować nad emocjami. Molly również musiała pomyśleć o tym samym, ponieważ w tym samym czasie położyła pomarszczoną, zniszczoną życiem i pracą dłoń na dłoni swojego męża i mocno ją ścisnęła. Oboje czuli się już lepiej z myślą o odejściu syna, ale mieli świadomość, że ta rana, nigdy się w ich sercach nie zagoi.

– Summer się mi stawia, zwraca mi uwagę, gdy się mylę, a to jest niesamowite. Niektórzy w Instytucie mi potakują, choćbym gadał największe głupoty, ale ona jest inna, ona się nie obawia mnie obrazić – kontynuował Charlie po chwili milczenia. – Taka prawdziwa z niej kumpelka. Jestem pewien, że gdyby wpadła do nas na niedzielny obiad, to pierwsza wybiegłaby z miotłą, aby rozegrać mecz. Ale...

– Ale... – podchwycił Artur, lekko zaniepokojony wahaniem w głosie syna.

– Ale nie jest w moim typie. Jest bardzo ładna jednak... – stwierdził Charlie, drapiąc się po głowie. – Summer to nie Coral.

***

Summer siedziała przy okrągłym stoliku i gapiła się na sprzeczające się ze sobą Callie i Pię. Bardzo długo czekała na to spotkanie. Wiedziała, że posiedzi z nimi przez następnych kilku godzin, dlatego wcale się nie spieszyła, żeby przerwać ich kłótnię.

Pia siedziała sztywno, ignorując rozpuszczający się w pucharku deser lodowy i rzucała gromy w stronę swojej przyjaciółki, która była jednocześnie jej kuzynką. Przyglądała się Callie, która siedziała z wciąż naburmuszoną miną.

Callie, jak na typową Gryfonkę przystało, uwielbiała stawiać na swoim i mieć zawsze ostatnie słowo, praktycznie w każdej kwestii, ale teraz się ewidentnie myliła, co Pia jej udowodniła. Każdą kłótnię traktowała zbyt serio, a potem nie mogła sobie poradzić, z tym że ktoś mógł wytknąć jej błąd lub niewiedzę. Siedziała teraz sztywno, jakby połknęła kij od miotły, nakręcając na palec swoje loki i czekając, aż ochłonie.

– Skończyłyście? – zapytała Summer, nabierając na łyżeczkę lody czekoladowe, które coraz mocniej się rozpuszczały w upale przedpołudniowego słońca. – Lody wam się zmarnują.

– Ja tak – odparła Pia, wracając do swojego deseru.

– Ja już prawie – mruknęła Callie, próbując z całych sił odpuścić, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem.

– Summie, zacznij nam opowiadać o Instytucie, to Callie zaraz zapomni o swojej porażce – zwróciła się do brunetki Pia, uśmiechając się do niej szczerze. – Jestem bardzo ciekawa! I jak nasz uroczy miedziany smokolog!

– Praca jest wspaniała – zaczęła Summer, odrobinę się rozluźniając po wcześniejszej sprzeczce przyjaciółek. – Najczęściej współpracuję z Coral, Maggie, Fitzym, Nigelem oraz Charliem. Ostatnio musiałam przygotować projekt wybiegu dla smoka, a gdy zostanie zaakceptowany przez bardziej doświadczonych smokologów i innych specjalistów, to rozpoczniemy budowę, a potem pojawi się pierwszy smok!

– Jestem z ciebie naprawdę dumna – stwierdziła Callie, skupiając się na swojej przyjaciółce, a następnie ścisnęła ją mocniej za ramię. – Zawsze wiedziałam, że się do tego nadajesz.

– Dobrze, że dałaś się namówić na porzucenie pracy kelnerki – wtrąciła się Pia, przekręcając pucharek z lodami, aby dobrać się do kolejnego smaku.

– Nie byłam pewna, czy się nadaję – powiedziała Summer, chcąc w ten sposób wytłumaczyć lata zwłoki w sięgnięciu po swoje marzenia.

– Dobrze, że chociaż w tym czasie robiłaś te dodatkowe kursy i szkolenia ze smokologii – rzuciła Callie, przyglądając się z oddali przystojnemu czarodziejowi, który ze swoim deserem usiadł nieopodal nich.

– Cal, przestań się gapić na wszystkich facetów w okolicy, wystarczy, że nieudacznie próbowałaś zwrócić na siebie uwagę kelnera, który ostatecznie tylko zaśmiał się pod nosem na twoje umizgi – mruknęła Pia, gdy zauważyła zachowanie kuzynki, po czym przewróciła z niesmakiem oczami, na co Callie w odpowiedzi wywaliła język.

– Nie wyglądasz na poważnego pracownika banku – zaśmiała się Summer, przyglądając się z uśmiechem przyjaciółce, która przestała posyłać nieznajomemu mężczyźnie czułe spojrzenia i wróciła w pełni do rozmowy.

– Nie jestem poważnym pracownikiem banku – stwierdziła ze smutkiem w głosie Calliope. – Jestem przemęczonym, znudzonym do granic możliwości i usychającym z braku miłości pracownikiem banku, a to jest ogromna różnica.

– Jeszcze niedawno byłaś totalnie zakochanym, z głową w chmurach i rzygającym tęczą pracownikiem banku, gdy łaziłaś wszędzie z tym, jak mu tam, Clarkiem – przypomniała Pia z przekąsem, wyskrobując z dna resztki deseru.

– Clark był moją pomyłką i doskonale o tym wiesz – warknęła Callie, zbierając swoje jasne, kręcone włosy w wysoki, luźny kok na głowie. – I nawet nie mów, że trzepię włosami nad jedzeniem, bo już i tak skończyłaś jeść.

– A co Charliem? – zmieniła temat Pia, gdy uznała, że już wystarczająco dogryzła kuzynce.

– Co z nim? – spytała Summer, wypijając duży łyk mrożonej kawy, która przyniosła jej chwilowe orzeźwienie.

– Gadałaś o nim od ponad roku, w sumie od Kongresu Czarodziejów, bez przerwy o nim wspomniałaś, o nim i o jego doświadczeniu w opiece nad smokami – powiedziała Callie, przyglądając się z uwagą przyjaciółce, aby z jej twarzy odczytać wszystko, czego nie chciała im wyznać na głos.

– Nie przesadzajcie – zaprzeczyła Summer, nie dając się zbić z tropu. – Możliwe, że czasem o nim wspominałam, ale...

– Lubisz go? – zadała konkretne pytanie Pia, na co Summer jedynie otworzyła usta, nie wiedząc, jakiej odpowiedzi powinna udzielić.

Odpowiedź była jasna i prosta. Lubiła Charliego i nie mogła temu zaprzeczyć, jednak tak samo mogła powiedzieć, że lubi Nigela albo Fitzy'ego. "Ale z nimi nie latasz na miotle" dopowiedziała sobie w myślach.

– Przeleciałam się z nim... – zaczęła Summer, zakładając nieposłuszne włosy za uszy, na co Callie odpowiedziała głośnym kaszlem, krztusząc się przy piciu lodowego latte.

– Brawo, Summie! – zaśmiała się Pia, klaszcząc z ekscytacji w dłonie.

– Na miotłach! – krzyknęła z oburzeniem, mordując przyjaciółki wzrokiem.

– Przez chwilę myślałam, że... – mruknęła Callie, ocierając łzy z kącików oczu.

– Nie myśl tyle, Cal – zaperzyła się Summer. – To tylko kolega z pracy, którego lubię i czasem z nim latam. Był przecież w drużynie w szkole, wie, jak to się robi.

– Ty też byłaś – przypomniała Pia, chcąc rozładować atmosferę.

– Lubi go – przerwała jej Callie i spojrzała wymownie na blondynkę, aby ta się z nią zgodziła, nie pozwalając na zmianę tematu. – Lubisz go, Summer, nie oszukasz mnie. Chciałabym, żebyś sama w to uwierzyła i coś z tym zrobiła.

– Co miałabym z tym zrobić? – zapytała Summer, nie wiedząc, jakiego ruchu oczekuje od niej przyjaciółka.

– Zrób cokolwiek w tym kierunku – wyjaśniła Callie, chwytając za jej dłoń. – Pozwól sobie na chwilę szaleństwa. Pozwól sobie na to, żeby mu pokazać, że ci może na nim zależeć.

– Cal, wiem, uważasz, że powinnam kogoś sobie znaleźć, ale Charlie Weasley nie jest odpowiednim mężczyzną – wyznała Summer, starając się wytłumaczyć, dlaczego nie powinna robić pierwszego kroku w ich jak na razie pracowniczej relacji.

– Dlaczego? – zapytała Pia, której dziennikarska ciekawość nie pozwoliła odpuścić, gdy Summer odpowiadała ogólnikami. – Dlaczego tak bardzo się przed tym wzbraniasz? – dopytała po chwili, chcąc wymusić na niej wyznanie, które pomogłyby jej pomóc.

– Tak naprawdę – zaczęła Summer, starając się nie patrzeć w oczy przyjaciółkom. – Tak naprawdę... – powtórzyła po chwili, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. – Nie chcę, żeby między nami się coś zmieniło. Długo zbierałam się w sobie, żeby zacząć pracę w Instytucie. Smoki i możliwość bliskiego z nimi przebywania od zawsze były moim marzeniem i ono się teraz na moich oczach właśnie spełnia. Hipotetycznie, gdybym spróbowała zrobić cokolwiek z Charliem i by nam nie wyszło...

– Nie powinnaś zakładać, że wam nie wyjdzie, bo nigdy... – przerwała jej Pia, lecz po chwili umilkła, widząc zaciętą minę Summer.

– Stracę wtedy wszystko. Jeżeliby nam nie wyszło, stracę Instytut, smoki i ostatecznie jego, a nie mogę sobie na to pozwolić, nie mogę aż tak zaryzykować – powiedziała brunetka, chcąc, żeby przyjaciółki poparły jej tok myślenia, który im dokładnie przedstawiła.

– Bez ryzyka nie ma zabawy – skwitowała Callie. – Jeżeli nie spróbujesz, nie dasz sobie tej szansy, będziesz zawsze żałować.

Callie nie miała pojęcia, że Summer już raz, kiedyś, w innym życiu, pozwoliła sobie na szaleństwo, którego żałowała po dziś dzień, nie mogąc sobie do tej pory poradzić z własną przeszłością.

Dawno temu w Hogwarcie

Summer siedziała na drewnianej, długiej ławie w przebieralni dla zawodników i tupiąc nerwowo nogą, wyglądała przez uchylone drzwi, obserwując to, co się działo na boisku. Miotła leżała tuż obok, gotowa, wyczyszczona i pokryta woskiem, tak jak powinno to wyglądać przed meczem. Włosy spięła w wysoki, ciasny kucyk, aby jej nie przeszkadzały w czasie sprawdzianu, w trakcie którego mieli być wyłonieni nowi zawodnicy w drużynie Hufflepuffu. Denerwowała się, ale miała świadomość, że te nerwy były jej potrzebne do tego, aby była w stanie dać z siebie wszystko. Była dobrze przygotowana, czego potwierdzeniem były liczne, prywatne treningi, które odbyła w ciągu ostatnich dwóch tygodni z Colinem. Chłopak starał się wcale nie przejmować upomnieniami kapitana drużyny Krukonów – Rogera Daviesa, że nie powinien szkolić swojej konkurencji. Przychodził o umówionych godzinach i ćwiczył z Summer różne manewry, tak, aby jak najlepiej pomóc jej w przygotowaniach. Dziewczyna była przekonana, że robił to tylko dlatego, że poprosiła go o to jej siostra. Jednak musiała przyznać, że Colin niesłychanie rzadko o niej wspominał, a we wszystkich rozmowach skupiał się właśnie na niej, na Summer, i to ją całkowicie i w pełni ujęło w jego osobie.

Podniosła głowę w stronę drewnianych, skrzypiących drzwi, które uchyliły się szybko, a w szparze pojawił się Colin. Podszedł szybko do Puchonki i kucnął tuż przed nią, łapiąc ją mocno za dłonie.

– Nie masz rękawic – powiedział, oceniając jej strój, który był niepełny.

– Zamówiłam ze sklepu na Pokątnej, ale zamówienie nie dotarło – wyjaśniła mu z przejęciem, bo wiedziała, że może być jej niewygodnie.

– Weź moje – zaoferował, wyciągając je z kieszeni peleryny, a po chwili wsunął na ręce i spiął mocno paskiem w nadgarstku tak, żeby pasowały. – Powodzenia, Summie. Dasz sobie radę. Będę na trybunach, razem z twoją siostrą i resztą Puchonów.

– Dziękuję – szepnęła, bo na więcej jej w tym momencie nie było stać. – Colin, za wszystko dziękuję.

– Pamiętaj, żeby skupić się na chwycie, gdy będą posyłać silne rzuty w twoją stronę. Wykorzystaj swoją szybkość i zwinność, to są twoje najmocniejsze atuty.

Summer kiwnęła głową i odprowadziła chłopaka wzrokiem, po czym wstała i zaczęła się przechadzać po niewielkim, odrobinę zatęchłym pomieszczeniu. Czekała na swoją kolej, na ten jeden, najważniejszy moment, kiedy wszelkie wątpliwości od niej odpłyną i zostanie tylko ona, miotła, kafel i powietrze, w którym miała pokonywać swoje słabości.

Gdy usłyszała swoje imię, chwyciła miotłę i wyszła na boisko, nad którym słońce rozprzestrzeniało swoje ciepłe promienie. Jedynie chłodny i porywisty wiatr, wiejący nieprzyjemnie od północy przypominał zebranym, że jest już jesień. Rozejrzała się po znanych jej twarzach i odpowiedziała uśmiechem na miłe gesty i słowa, padające w jej kierunku. Kapitan drużyny Cedrik Diggorry uśmiechał się do niej promiennie, dodając tym samym otuchy. Summer nie rozglądała się po boisku i trybunach, ale wiedziała, że jej przyjaciółki, siostra i Colin na pewno tam są, aby jej kibicować.

– Jesteś gotowa? – zapytał Cedrik, przyglądając się jej z uwagą. – Pamiętaj, że jest to tylko sprawdzian, chcemy sprawdzić twoje umiejętności i ocenić, czy nadajesz się do naszej drużyny, ale jednocześnie dbamy o bezpieczeństwo. Jeżeli manewr będzie zbyt trudny, to go po prostu nie wykonuj – zaczął jej tłumaczyć spokojnym tonem, a jego kolega, szatyn o jasnej karnacji, który stał tuż obok, czujnie się jej przypatrywał, po czym powoli skinął głową.

– Najpierw lot na czas – kontynuował Cedrik, gdy Summer była gotowa, siadając na miotle. – Zrób kilka okrążeń wokół boiska, możliwie jak najszybciej, a my sprawdzimy czas każdego z nich.

Summer wzbiła się w powietrze, wiedząc, że teraz nadszedł jej moment, który musi w pełni wykorzystać. Chwyciła mocniej trzonek miotły i pochylając do przodu całe ciało, pomknęła przed siebie, aby rozpocząć sprawdzian.

– Szybka jest – stwierdził Timothy Green, który był pałkarzem, zerkając na trzymany w ręce przez Cedrika zegar.

– To prawda – odparł kapitan, nie spuszczając dziewczyny z oczu. – Jednak ma sporą konkurencję.

Po pierwszym zadaniu, które poszło Summer bardzo dobrze, przyszła kolej na następne. Tym razem dziewczyna musiała odbierać silne rzuty, kierowane w jej kierunku przez obecnych członków drużyny. Doświadczeni zawodnicy nie oszczędzali jej, posyłając w jej stronę naprawdę mocne piłki, jednak z każdą z nich Summer sobie radziła, nie pozwalając ani razu na upuszczenie kafla na boisko. Była z siebie bardzo dumna, chociaż odczuwała już delikatne zmęczenie związane z przebywaniem na miotle od kilkunastu minut.

Następnie kapitan chciał sprawdzić, czy Summer radzi sobie z rzucaniem do celu, dlatego postawił przy bramkach zawodnika i na jego sygnał dawał jej znać, że po otrzymaniu podania, ma celować w jedną z trzech, wskazanych przez niego pętli.

To zadanie nie poszło już jej tak dobrze. Dziewczyna była z siebie niezadowolona, gdy Cedrik długo zagwizdał i kazał wszystkim wrócić na murawę. Cały czas odtwarzała w głowie jeden moment, w którym kafel, choć pierwotnie przez nią złapany prawidłowo, po chwili wysunął się z jej rąk, spadając prosto w ręce stojącego na ziemi kapitana drużyny. Summer popełniła niewybaczalny, szczeniacki błąd, który sprawiał, że miała ochotę schować się ze wstydu pod ziemię. Ten jeden błąd sprawił, że pojawiło się ich zdecydowanie więcej i nie potrafiła już tego zatrzymać. Była zbyt zdenerwowana, żeby mogła policzyć, ile razy chybiła i to bezpowrotnie odebrało jej pewność siebie, która od niej biła z chwilą wejścia na boisko.

– Poszło ci całkiem nieźle. Wyniki zostaną wywieszone na tablicy ogłoszeń w naszym pokoju wspólnym – powiedział Cedrik, klepiąc ją pocieszająco po plecach.

Summer strapiła się i nie potrafiła ukryć swojego rozczarowania. Odważyła się na chwilę spojrzeć w stronę trybun, gdzie siedzieli jej znajomi, którzy wesoło zaczęli do niej machać, sądząc, że dobrze jej poszło. Tylko Colin siedział z nietęgą miną, co Summer od razu dostrzegła i zrozumiała. On również wiedział, że nie poszło jej tak dobrze, jak oboje tego oczekiwali. Dziewczyna zmartwiła się, że będzie musiała poradzić sobie nie tylko ze swoim rozczarowaniem, ale też innych, którzy tak bardzo na nią liczyli. Podziękowała zawodnikom za możliwość współpracy, pożegnała się i ruszyła do szatni.

Zatrzymała się po chwili, gdy wyraźnie usłyszała swoje imię wypowiedziane przez pałkarza drużyny. Żywo gestykulował, opowiadając o czymś Cedrikowi, po czym obaj się głośno zaśmiali, co jeszcze bardziej pogorszyło humor dziewczyny. Wiedziała, że teraz chce się jedynie schować w swoim dormitorium i przeczekać trudny czas ogłoszenia wyników.

Myślała, że Colin ją odnajdzie, ale nie zrobił tego, chcąc pewnie dać jej przestrzeń. Przez chwilę pomyślała, że chciałaby porozmawiać o swoim niepowodzeniu z siostrą, ale ostatecznie uznała, że nie ma na to ochoty. Przebrała się w przebieralni, schowała swoją miotłę do schowka i poszła samotnie w stronę zamku.

Weszła niepostrzeżenie do pokoju wspólnego Puchonów, wypełnionego o tej porze uczniami z różnych roczników, ale nie zatrzymała się, aby z kimkolwiek porozmawiać. Udała się do swojej sypialni, gdzie usiadła ciężko na łóżku, zasłanym żółtą narzutą z własnoręcznie przez nią wyszytym borsukiem. Schowała twarz w dłoniach, chcąc się rozpłakać, ale nie miała na to siły. Opadła ciężko na łóżko, wpatrując się bezmyślnie w przestrzeń nad swoją głową. Była już na czwartym roku, ale czasem czuła się, jak bezbronne dziecko, które potrzebowało pocieszenia. Samotność pozwalała jej na wyciszenie emocji i kiepskich wspomnień.

– Tak myślałam, że tutaj cię znajdę – powiedziała Pia, siadając tuż obok niej i pocieszająco poklepując po kolanie. – Świetnie ci poszło.

– Upuściłam kafel. Kilka razy.

– Wiem, ale to nie jest koniec świata.

– Nie trafiłam do pętli. Kilka razy.

– To nic takiego, przecież...

– Byli lepsi.

– Nie lepsi od ciebie, mieli swoje wady i zalety, ale wierzę, że to ty, tym razem znajdziesz się w drużynie.

Dziewczyna podniosła się i podziękowała przyjaciółce za wsparcie, chociaż sama wciąż czuła się fatalnie i żadne pocieszające słowa nie były w stanie tego zmienić. Uśmiechnęła się jednak, ponieważ nie chciała, aby jej samopoczucie negatywnie oddziaływało na inne osoby.

– Chodź na dół, będziemy grać w eksplodującego durnia – Pia zachęciła Summer do wyjścia między ludzi, a następnie wstała i wyciągnęła w jej stronę dłoń.

Summer siedziała w miękkim fotelu, oparta o stos różnokolorowych poduszek, przyglądając się grze znajomych, gdy nagle do pokoju wszedł Cedrik. Trzymał w dłoniach zapisany pergamin i podszedł z uśmiechem rozświetlającym jego twarz do tablicy ogłoszeń. Dziewczyna spięła się cała w sobie i z przerażeniem otworzyła szerzej oczy. Wiedziała, że nie jest w stanie podejść do listy, aby sprawdzić, czy jest na nią jej nazwisko. Spojrzała błagalnie w stronę Pii, która bezbłędnie odczytując jej intencje, wstała z podłogi, gdzie siedziała po turecku na jednej z poduszek i ruszyła w stronę kapitana drużyny. Summer patrzyła za przyjaciółką, nie potrafiąc się ruszyć z miejsca. Po chwili, gdy Pia wciąż stała przy Cedriku, przysłuchując się rozmowie pozostałych Puchonów, Summer nie wytrzymała. Wstała, wycierając spocone dłonie o materiał jeansów.

Pia wciąż nie wracała.

Summer czuła nienaturalnie szybki rytm swojego serca, które się nie uspokajało. Musiała wiedzieć i nie mogła już dłużej czekać na odpowiedź. Ruszyła szybko przed siebie, aby po pokonaniu kilkunastu stóp znaleźć się tuż przed listą.

Summer Force – ścigająca

Kręciło jej się w głowie i miała ochotę się rozpłakać, tym razem ze szczęścia. Przyłożyła dłoń do ust, a dosłownie za chwilę, poczuła oplatające ją w talii ręce Pii, która szeptała jej do ucha same pochwały, przeplatane czystą radością, którą z nią dzieliła.

– Witamy w drużynie – powiedział Cedrik, klepiąc brunetkę po plecach. – Wspaniale ci poszło, Summer.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć we wszystko, co się wydarzyło.

Właśnie spełniło się jedno z jej największych marzeń i czuła się z tym cholernie dobrze, postanowiła, że się nie zatrzyma, tylko będzie odhaczać kolejne, głęboko ukryte na jej liście.

Pia odsunęła się od przyjaciółki, do której podeszli inni członkowie drużyny, aby jej pogratulować. Przeszła w stronę kanapy, na której oparciu przysiadła, aby poczekać na Summer. Wiedziała, że dziewczyna na pewno będzie chciała przejść się w stronę pokoju wspólnego Krukonów, by pochwalić się swoim sukcesem siostrze i Colinowi. Odwróciła głowę w stronę kominka, gdzie stał Cedrik z Timothym Greenem, gdyż zaciekawiło ją to, że wypowiedzieli nazwisko Summer. Skupiła się na tym, co do siebie mówili i chociaż wiedziała, że podsłuchiwanie jest niegrzeczne, to nie żałowała tego, co zrobiła.

Przebieg podsłuchanej rozmowy ją zmroził i poczuła się nieswojo, nie wiedząc, co powinna zrobić z informacjami, które niechcący usłyszała.

***

Obecnie

– To niemożliwe – warknął Fitzy, przyglądając się rudemu z wściekłością.

– Jak niemożliwe, skoro robiłem to wielokrotnie – odparował Charlie, zakładając ręce przed siebie.

– Skoro to robiłeś, to znaczy, że postępowałeś niezgodnie z międzynarodowymi wytycznymi dotyczącymi opieki nad smokami.

– Wybacz, ale w dupie miałem międzynarodowe wytyczne, jeżeli widziałem, że nie działają, a stworzenie się męczy!

– Może źle je zastosowałeś i dlatego...

– NIE ZASTOSOWAŁEM ICH ŹLE! – huknął Charlie, czerwieniąc się jeszcze bardziej.

– To, co w takim razie nie zadziałało? – kontynuował Fitzy zjadliwie.

– Tu nie chodzi o mnie i o moje racje. Tu chodzi o coś większego... – zaczął Weasely.

– O twoje czoło? – zaśmiał się specjalista od leczenia smoków, na co reszta wybuchła śmiechem.

Summer słyszała podniesione głosy, lecz z oddali ciężko jej było rozróżnić konkretne słowa i zrozumieć, o co toczy się kłótnia pomiędzy jej kolegami. W czasie weekendu dużo myślała, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się, gdy ostatni raz widziała Charliego, a również jak zareagowały na wszystko jej przyjaciółki. Sama nie znalazła jeszcze odpowiedzi na to, w jaki sposób powinna traktować ich relację. Wspinała się po stromych schodach Instytutu, rozglądając się po wyczyszczonych z pajęczyn ścianach i uśmiechała się do odświeżonych portretów znanych smokologów, którzy dumnie prezentowali się w złotych ramach. Zatrzymała się i podniosła do góry głowę, aby spojrzeć na powstające na suficie odnawiane malowidło. Była pod ogromnym wrażeniem talentu i kunsztu artystów, którzy za pomocą pędzli i magii, tworzyli na sklepieniu wielkiego hallu wspaniały, ruchomy obraz. Musiała przyznać, że nie może się doczekać efektu. Pomachała do jednego z malarzy, z którym często zdarzało jej się rozmawiać w czasie przerw i ruszyła przed siebie w stronę głównej sali, gdzie codziennie rano spotykali się, przed odejściem do swoich gabinetów.

Weszła do jasno rozświetlonej porannym słońcem sali i zbliżyła się do siedzących na biurku Coral i Maggie. Nigel siedział w fotelu nieopodal i ze złożonymi rękami, przyglądał się przedstawieniu, z którego w sposób oczywisty czerpał satysfakcję. Kobiety jadły coś z wielkiej miski, którą Maggie trzymała w dłoniach, a przypominało popcorn. Wyglądał jednak inaczej od wersji mugolskiej, bo podskakiwał za każdym razem, gdy czyjaś dłoń się do niego zbliżyła, ratując się przed zjedzeniem. Summer stanęła tuż obok nich, zsuwając z ramienia ciężką, wypchaną książkami torbę na ziemię. Miała dzisiaj na sobie krótkie, jeansowe ogrodniczki, a pod nimi jasny T-shirt z kolorowymi smokami.

Coral przesunęła w jej stronę miskę ze smakołykami, ale Summer grzecznie odmówiła, nie mając ochoty na nic słodkiego po obfitym śniadaniu, które zjadła przed wyjściem z domu razem z tatą.

– Jest i moje Słoneczko! – krzyknął z radością Nigel, gdy ją zauważył. – Siadaj koło mnie. – Zaprosił ją, klepiąc siedzenie fotela stojącego po jego prawej stronie. Wyciągnął różdżkę i wypowiadając zaklęcie, nalał z dzbanka lemoniady do wysokiej szklanki, a następnie odrobinę ją schłodził, zanim przyfrunęła prosto w ręce brunetki.

– Dziękuję – powiedziała, ciesząc się, że będzie mogła się ochłodzić w tak gorący poranek. – Co tu się dzieje? – zapytała Summer, przysłuchując się już teraz dokładnie trwającej kłótni między kolegami.

– Jak to co? – zaśmiał się Nigel, siadając wygodniej. – Walka kogutów, a my mamy przedstawienie. Nareszcie coś się zaczęło dziać w tej naszej robocie, będę miał co opowiadać żonie.

– Kłócą się o sposób leczenia oparzeń po walce smoków – wyjaśniła jej Maggie, nie odrywając wzroku od swojego chłopaka. – Ja z urzędu muszę zgadzać się z Fitzym, ale Charlie ma również sporo racji. A ty co myślisz o tym, Cor?

Coral poruszyła się nieznacznie na biurku, po czym sięgnęła do miski po słodycze i wepchała je sobie do buzi. Dzisiaj miała rozpuszczone włosy, które spływały jej gładko na plecy. Ubrana była w białą koszulę z krótkim rękawem i czarne, długie spodnie w kant. Summer uznała, że na pewno będzie musiała się stawić w Ministerstwie, skoro wybrała tak oficjalny strój.

– Fitzy ma ogromną wiedzę i podchodzi do opieki nad smokami jak służbista. Ciężko jest mu czasem wytłumaczyć, że smoki są specyficznymi istotami, z silną, pradawną duszą i nie można ich zamknąć w żadnych ramach. To niezbadane stworzenia, o których czarodzieje będą się uczyć jeszcze przed dekady, a możliwe, że nigdy nie odkryją wszystkich tajemnic – zaczęła, przyglądając się czujnie swoim podwładnym. – A Charlie bardziej czuje smoki. Ma ogromną wiedzę i doświadczenie, ale ma zupełnie inne podejście. Pewnie jeszcze nie raz będziemy świadkami takich scen.

– A ty, co o tym myślisz, Summer? – zwróciła się do niej Coral, przenosząc na nią wzrok.

– Nie mam jeszcze doświadczenia i mam głowę napakowaną zasadami, ale czuję, że to wszystko nie może być takie proste, jak to wygląda w podręcznikach – odpowiedziała dyplomatycznie, po czym wypiła spory łyk lemoniady i utkwiła spojrzenie w Charliem, który wciąż zażarcie bronił swojego stanowiska, rzucając w swojego przeciwnika celnymi argumentami.

Kobieta musiała przyznać, że smokolog wyglądał dzisiaj niesamowicie, w starych lekko postrzępionych jeansach i jasnej koszuli, której rękawy miał zawinięte powyżej łokcia, sprawiał wrażenie, jakby bardzo dobrze się czuł w tym towarzystwie. Summer całym sercem zgadzała się z podejściem Charliego, jednak nie była gotowa na to, żeby otwarcie przy wszystkich stanąć po jego stronie.

– Nie kłóć się, Charlie. Musisz przyjąć to, że czasem nie masz racji – warknął Fitzy, gdy kolejny raz powtórzył swoje argumenty, z którymi rudowłosy czarodziej się całkowicie nie zgadzał.

– Nie zgodzę się z tobą, bo to ty nie masz racji – oburzył się Charlie.

– Nie wiem, jak ja z nim wytrzymam na weselu – rzuciła Coral.

– Weselu? – zapytała Summer, czując jak krew odpłynęła jej z twarzy.

– Tak, zaprosił ją dzisiaj – wyjaśniła jej Maggie, gdy Coral wstała, otrzepując ubranie z okruszków i wyszła na korytarz. – Jego brat się żeni i potrzebował partnerki.

– Och... – zdołała jedynie wykrztusić z siebie Summer, co dostrzegły czujne oczy Nigela. – Mam nadzieję, że mimo wszystko będą się dobrze bawić – dodała głosem pozbawionym wyrazu, a Nigel poklepał ją po przyjacielsku po kolanie, bo wiedział, że ta niespodziewana wiadomość bardzo ją dotknęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro