9. Potem przyjdzie czas na wieczór we dwoje, a przynajmniej taki był plan....

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Charlie siedział w swoim gabinecie i zawzięcie pisał instrukcję, którą miał już skończyć poprzedniego dnia, ale nie mógł się skupić przez zamieszanie związane z wywiadem i tabunem obcych ludzi w Instytucie. Zbyt duża ilość obcych twarzy skutecznie wytrącała go z równowagi, dlatego szukał Summer, aby pomogła mu to przetrwać.

Później wrócili do swoich zadań, ale wciąż miał ochotę z nią rozmawiać, wyjaśnić swoje zachowanie, dlatego poszedł późnym wieczorem prosto do jej gabinetu. Robiło się gorąco na samo nieprzyjemne wspomnienie tego, co tam zobaczył, kogo tam zobaczył, z kim zobaczył i w jakich okropnych okolicznościach.

Wściekłość, którą poczuł na widok tego, co zastał, nie dawała mu spokoju do tej pory, pomimo upływu wielu godzin. Złamał już trzecie pióro, ale wciąż nie zdecydował się na przerzucenie się na samonotujące. Obawiał się, że nie będzie w stanie nad nim zapanować, jego myśli popłyną, a pióro będze wypisywało wciaż jedno i to samo zdanie zakończone setką wykrzykników "Jak ona mogła mi to zrobić????!!!!!".

Przyszedł do pracy wcześniej niż zwykle, aby nie stykać się z nikim, nawet przypadkiem. Panowanie nad gniewem nie należało do jego najmocniejszych stron, dlatego wiedział, że powinien unikać dzisiaj ludzi. Zaczynała go denerwować atmosfera panująca w pracy, a to było niepokojącym zjawiskiem. Miał ochotę rzucić to wszystko w diabły i zamówić międzynarodowego świstoklika, który zabierze go prosto do Rumunii.

Głupie gadanie, bo wiedział, że bez niej się nigdzie nie ruszy.

A wszystko przez Summer.

Summer, która siedziała półnaga w pokoju z półnagim Tonym.

Rzucił kolejne pióro, które złamało mu się w rękach, gdy tylko przycisnął je odrobinę za mocno do pergaminu i schował twarz w dłoniach, aby mógł się uspokoić.

Wiedział, że tylko rozmowa z Summer pozwoli mu na wyciszenie emocji, ale kompletnie nie miał pojęcia, od czego powinien rozpocząć dyskusję. Jedyna odpowiedź, jaka go interesowała brzmiała: "Charlie, nic mnie z tym człowiekiem nie łączy", ale wcale nie był pewien, że to właśnie od niej usłyszy. Zganił się w myślach za takie podejście, bo przecież Summer miała pełne prawo spotykać się i rozbierać przed kim tylko miała ochotę.

Zrobiło mu się niedobrze.

W tym samym momencie do jego mózgu dotarła jedna, mocna i zaskakująca myśl, że rozbierać powinna się w jego obecności. Tylko i wyłącznie w jego obecności. Tony mu się absolutnie nie podobał. Summer na pewno nie powinna mieć z nim do czynienia w romantycznym znaczeniu. Po prostu do siebie nie pasowali i zamierzał jej to powiedzieć wprost.

Oparł się na fotelu i zadarł głowę do góry, wpatrując się bezmyślnie w sufit. Przyznanie się przed sobą, że nie był w stanie wyrzucić z głowy obrazu Summer bez koszulki, wiele go kosztowało. Przede wszystkim ta myśl burzyła ułożony w jego głowie schemat, zgodnie z którym podążał, odkąd rozpoczął tę pracę. Lubił tę dziewczynę i miał się z nią przyjaźnić. Tymczasem jego wnętrzności zżerała pierwotna zazdrość, z którą sobie nie radził.

– Cześć, Charlie – podniósł nagle głowę, gdy w jego gabinecie pojawiła się kobieta, która ciągle gościła w jego myślach.

– Summer – odpowiedział i nie potrafił się do niej nie uśmiechnąć, gdy wpatrywała się w niego czujnie, z wyczuwalnym lękiem przed jego reakcją.

Rozluźnił się natychmiast, bo przecież ona w żadnych okolicznościach nie powinna się go bać.

Stała w oddaleniu, opierając się plecami o jedną z szaf umieszczonych po obu stronach wejścia. Zastanawiał się, dlaczego nie podeszła swobodnie w jego stronę i nie usiadła na krześle naprzeciwko niego, jak to miała w zwyczaju.

– Nie było cię na dole.

– Przyleciałem dzisiaj wcześniej, dlatego nie udało nam się spotkać.

– Zdenerwowałeś się wczoraj – powiedziała, zmuszając go spojrzeniem, żeby nie odwracał wzroku.

– Wcale się nie...

– I nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś – przerwała mu, a jej ton stał się odrobinę ostrzejszy. Spojrzenie zielonych oczu przewiercało go na wylot. – Nie zrobiłam nic złego.

– Przeszkodziłem wam, dlatego przepraszam, ale nie powinnaś robić takich rzeczy... – Nie chciał kończyć tego zdania, dlatego mocno zacisnął usta.

– Jakich, Charlie?

– Takich właśnie... Widziałem przecież – warknął, wstając z krzesła. Musiał koniecznie się przejść, bo złość zaczynała w nim niebezpiecznie buzować.

– Zapytaj mnie o to, co tam robiłam – powiedziała Summer, patrząc na niego groźnie swoimi jasnozielonymi oczami, które tak mocno kontrastowały z jej czekoladowymi włosami.

W takim ostrym wydaniu wyglądała naprawdę pociągająco. Czuł iskry, które pomiędzy nimi przeskakiwały, ale postanowił, że się temu nie podda.

Charlie zbliżył się jednak do niej, bo coś niewytłumaczalnego go do niej ciągnęło.

– Zapytaj mnie, Charlie.

– Sama mi powiedz.

– Nie zrobię tego, bo nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, ale widzę przecież po twoim zachowaniu, że cię to bardzo interesuje.

– Wcale mnie to nie interesuje – warknął Charlie nieprzyjemnie.

– Myślałam, że uda się nam porozmawiać normalnie – zaczęła Summer, ale umilkła, widząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu.

Kobieta odwróciła się i podeszła do drzwi, kładąc dłoń na klamce.

– Chciałam ci powiedzieć, że mam dzisiaj randkę.

– Z nim?

– Nie – odparła szybko, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. – Myślałam, że się przyjaźnimy, myślałam, że mogę ci ufać. Liczyłam na to, że będziesz za mnie trzymał kciuki, a ty się zachowujesz, tak jakbyś, źle mi życzył. Złościsz się na mnie, a ja nie chcę tego znosić, nie muszę. Miłego dnia, Charlie.

Mężczyzna nie odpowiedział. Patrzył jedynie bezradnie, jak dziewczyna, którą szczerze polubił, wychodzi z jego gabinetu, zniesmaczona jego postępowaniem. Nigdy nie chciał, żeby dostrzegła jego gorszą stronę osobowości, ale już było za późno. Musiał zrobić coś, żeby mu wybaczyła ten nagły wybuch, którego sam nie był w stanie racjonalnie wyjaśnić.

***

Summer siedziała samotnie w sali jadalnej, która mieściła się na parterze, gdzie czarodzieje mogli zamówić sobie lunch w nowopowstałej kuchni. Kobieta wzięła sobie kawę i rogalika z pomarańczową konfiturą. Ten dzień nie należał do najlepszych, chociaż wcześniej myślała, że uda jej się porozmawiać z Charliem i wszystko sobie wyjaśnią.

Na początku miała wyrzuty sumienia i chciała go zapewnić, że to, co zobaczył, zupełnie nic dla niej nie znaczyło, chociaż mogło wyglądać dwuznacznie. Z drugiej jednak strony nie czuła potrzeby, żeby mu się z czegokolwiek tłumaczyć. Zrozumienie jego zachowania przychodziło jej z trudem, szczególnie gdy z samego rana ujrzała w jego oczach gniew, gdy tylko weszła do jego gabinetu. Informacja o tym, że dzisiaj idzie na randkę w ciemno, tym bardziej nie poprawiła mu humoru.

– Witaj, Słoneczko! – przywitał ją Nigel, gdy usiadł naprzeciwko po złożeniu zamówienia u pracującego w Instytucie skrzata. – Coś jesteś jakaś markotna.

Summer opowiedziała mu o wczorajszym zdarzeniu, chociaż na początku miała opory przed wyjawieniem wszystkich szczegółów. Nigel był jednak dobrym słuchaczem i wzbudzał zaufanie, dlatego postanowiła, że podzieli się z nim swoimi problemami. Kolega słuchał jej z uwagą, jedząc w międzyczasie letnią zupę z pomidorów i papryki.

– Weasley jest głupi jak but – skwitował krótko, uśmiechając się do niej pocieszająco. – Nie przejmuj się, niedługo pewnie wpadnie z przeprosinami.

– Zdenerwował się, widziałam wczoraj. Wydaje mi się, że...

– Summer, skarbie – zwrócił się do niej Nigel, ocierając usta serwetką. – On jest zazdrosny.

– To niemożliwe – zaprzeczyła żywo, upijając łyk kawy.

– Jest zazdrosny jak cholera.

– O mnie? – szczerze się zdziwiła.

– No chyba nie o wytatuowanego atletę – zaśmiał się szczerze Nigel.

Summer przyjrzała mu się uważnie, przetrawiając to, co powiedział Nigel. Zazdrości w ogóle nie brała pod uwagę jako przyczyny zachowania smokologa. Nigel wydawał się jednak mówić o tym z taką pewnością, że i ona mu uwierzyła.

– To na pewno nie przyjął dobrze wiadomości, że idę dzisiaj na randkę.

– Z kim? – zainteresował się Nigel, uśmiechając się tajemniczo. – Rozkwitasz nam tutaj, kochana i świat to dostrzega, i czuje!

– Moje przyjaciółki zorganizowały mi randkę w ciemno, dlatego nie mam pojęcia, kto to będzie – wyjaśniła mu, odsyłając różdżką brudne naczynia do odpowiedniego okienka.

– Mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. Pamiętaj, zero presji, to tylko randka. – Nigel starał się poprawić jej humor, bo wiedział, że Summer miała tendencję do zamartwiania się, a to było jej całkowicie niepotrzebne.

***

Dawno temu w Hogwarcie

Summer podeszła do Adeline, która siedziała na parapecie wielkiego, wykuszowego okna na jednym z mniej uczęszczanych korytarzy Hogwartu. Siostra czytała książkę i całkowicie pochłonięta lekturą, nie zwróciła uwagi na zbliżającą się Puchonkę.

– Summie – powiedziała do niej z uśmiechem, odkładając podręcznik. – Myślałam o tobie.

– Niedługo pierwszy mecz – zaczęła Summer, siadając obok siostry.

– Na pewno świetnie sobie poradzisz.

– Cedrik chce wystawić mnie w pierwszym składzie, a ja bardzo chciałabym mu pokazać, że dokonał dobrego wyboru.

– Dasz sobie radę – powtórzyła Adeline, otaczając siostrę opiekuńczo ramieniem. – Ciężko trenujesz i jesteś w tym dobra.

– Wiem, ale... Czasem trudno mi w to wszystko uwierzyć. Jestem taka szczęśliwa, że jestem w drużynie, ale nie spodziewałam się aż takiej presji. Gramy z Gryfonami, a ten ich kapitan, Wood, jest tak cholernie nakręcony na wygraną. I mają Harry'ego Pottera.

– A Puchoni mają Summer Force – powiedziała z dumą, szczerze wierząc w swoje słowa. – Macie świetnego szukającego i ścigającą – dodała po chwili, po czym zamyśliła się na chwilę.

– Zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby mi poprawić humor – mruknęła Summer, lecz tak naprawdę była wdzięczna za tę krótką rozmowę. – Colin przestał już ze mną trenować, odkąd jestem w drużynie.

– Roger mu zakazał, mam nadzieję, że nie masz mu tego za złe. Każda drużyna liczy w tym roku na wygraną – wyjaśniła Adeline. – Ale wciąż się spotykacie?

– Tak – odparła Summer, lekko się rumieniąc. – Colin jest bardzo miły.

– Cieszę się, bo wiem, że nic ci przy nim nie grozi. To porządny chłopak.

– Co mogłoby mi grozić? – zdziwiła się brunetka, odsuwając się odrobinę od siostry.

– Mógłby ci złamać serce, ale sam mówił, że się tylko przyjaźnicie i wasza relacja nigdy nie wejdzie na romantyczny poziom. Jesteś za mała na to, żeby mieć chłopaka, a tak to jest jasna sytuacja.

– Ty miałaś już chłopaka, a jesteś ode mnie tylko o rok starsza – obruszyła się Puchonka, gniewnie zakładając ręce przed siebie. Nigdy w życiu nie przyznałaby, jak bardzo zabolała ją usłyszana prawda.

– Po prostu wydaje mi się, że ja jestem dojrzalsza i nie biorę wszystkiego tak na poważnie – wycedziła Adeline, marszcząc z niezadowoleniem brwi.

– Ja też jestem dojrzała.

– Summie.

– Co?

– Summie, czy ty się w nim zakochałaś? Zakochałaś się w Colinie?

Summer nie odpowiedziała, nie wiedząc tak naprawdę, co czuła do swojego nowego kolegi. Musiała przyznać, że bardzo go lubiła, a spędzanie z nim czasu było czystą przyjemnością. Na samym początku czuła przy nim dziwne skrępowanie, ale to wszystko mijało z czasem. Poznawanie go było dla niej ciekawym doświadczeniem, ale musiała się chwilę zastanowić, aby w jasny sposób stwierdzić, że czuje do niego coś szczególnego. Coś, co by wykraczało ponad normalną, koleżeńską relację.

– Nie – odpowiedziała zupełnie szczerze Puchonka. – Ale nie jęcz mi, że nie mam prawa mieć chłopaka, bo jeżeli będę chciała, to go sobie znajdę.

– Dobra – odparła Adeline, wzruszając ramionami. – Nic przecież już nie mówię.

Adeline zeskoczyła zgrabnie z parapetu i włożyła podręcznik do torby. Odgarnęła na plecy swoje długie włosy, a następnie zarzuciła torbę na ramię. Patrzyła na swoją młodszą siostrę z ogromną troską, której ona tak bardzo nie lubiła. Adeline nie mogła się jednak przed tym powstrzymać, chociaż wiele razy sobie powtarzała, że już przestanie się zachowywać, jak jej matka, którą przecież nigdy nie była. Chciała tylko chronić swoją małą, dobrą siostrzyczkę przed całym złem tego świata. Miała na twarzy maskę obojętności, którą prezentowała dalszym znajomym. Można sądzić, że była oschła, ale czasem nie miała innego wyjścia.

Teraz wiedziała, że okropnie namieszała. Zrobiła coś, czego może bardzo mocno żałować, dlatego musiała zrobić wszystko, żeby nikt nigdy się o tym nie dowiedział. Robiło jej się niedobrze, gdy pomyślała, że już jedna osoba się dowiedziała i to całkowicie przypadkiem. Najgorsze jest to, że tą osobą była najlepsza przyjaciółka Summer. Gorzej być nie mogło. Adeline była w potrzasku.

Summer nigdy jej nie wybaczy tego, że postanowiła coś zrobić.

Dostrzegła w oddali znajomego Puchona, który czekał na nią, wpatrując się zbyt intensywnie.

– Nie masz treningu? – zwróciła się do Summer, chcąc jak najszybciej się jej stąd pozbyć.

– Mam – odpowiedziała Puchonka. – Ale...

– To idź już, przygotujesz się, wyczyść miotłę, czy coś...

– Ale...

– Idź już, Summie – mruknęła Adeline, ruszając przed siebie. Odwróciła się jeszcze, sprawdzając, czy siostra na pewno poszła w przeciwnym kierunku, w którym zmierzała ona.

Podeszła szybko do Puchona, który złośliwie uśmiechnął się na jej widok.

– Witaj, Adeline. Unikasz mnie. Dlaczego? – zapytał Timothy Green, pałkarz drużyny Hufflepuff.

– Tylko ci się tak wydaje – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem. Przerażała ją myśl, że teraz musi wypić to piwo, którego nawarzyła i nikt nie był w stanie jej pomóc.

***

Obecnie

Summer stała przed otwartą szafą i próbowała odnaleźć coś, co będzie się nadawało na randkę. Musiała dzisiaj trochę dłużej zostać w pracy, a i tak nie zdążyła wszystkiego zrobić, co do niej należało. Wychodząc, pożegnała się z Charliem przelotnie, chociaż siedział z grobową miną. Nigel doniósł jej, że z nim rozmawiał, chociaż prosiła go o to, żeby nie interweniował.

Musiała przyznać, że Charlie, taki odrobinę nadęty wyglądał dosyć zabawnie, jak małe dziecko, któremu zabrano za karę ulubioną zabawkę. Unikała również przez cały dzień Tony'ego, ponieważ miło spędziła z nim czas, gdy pracował nad jej tatuażem i bardzo chciała to powtórzyć, a obawiała się, że on mógłby mieć do niej pretensje o tę nieszczęsną randkę.

Było już późno i miała niewiele czasu, ale nie zamierzała się spóźnić. Spojrzała na zegarek i uznała, że te dwa kwadranse muszą jej wystarczyć na ekspresowy prysznic, wybór ubrania, szybki makijaż i teleportację na Pokątną.

Ostatecznie wyskoczyła z domu bez jakiegokolwiek zapasu czasu, tłumacząc w biegu tacie, że ma randkę i nie może podzielić się z nim żadnymi szczegółami, bo się spóźni. Jack dobrze wiedział, że jego córka nie lubiła przychodzić nigdzie po czasie, dlatego nie usiłował jej zatrzymywać, a jedynie życzył jej dobrej zabawy. Cieszył się, że się z kimś spotka i będzie, chociaż odrobinę mniej samotna. Odkąd rozpoczęła pracę w Instytucie, była jedynie gościem w ich domu, jednak wcale mu to nie przeszkadzało, dopóki widział, że była szczęśliwa, a wcale nie musiała mu o tym mówić. Widział to w jej wielkich, zielonych oczach, takich samych, jak oczy jej pięknej matki.

Jack głośno westchnął, mnąc w dłoniach list od Giseli, który przeczytał już dziesiątki razy, jednak jeszcze nie zebrał się na odwagę, żeby wyznać Summer prawdy o rychłej wizycie matki. Jego celem nie było zburzenie jej długo budowanego spokoju, dlatego uznał, że powie jej o tym dopiero następnego dnia.

***

Summer szła szybko po brukowanej alejce, uważając, aby nie się przewrócić na nierównej powierzchni. Cieszyła się, że wybrała płaskie sandały, bo była pewna, że w wysokich obcasach nie byłaby w stanie przejść nawet pół mili. Mijała nieznajome twarze czarodziejów spacerujących po wąskiej uliczce, cieszących się chłodniejszym wieczorem, po kolejnym upalnym dniu. Miała na sobie średniej długości, białą sukienkę, z wyhaftowanymi polnymi kwiatami, wykonaną z przewiewnego materiału. Postawiła na delikatny makijaż, chociaż odrobinę zaszalała, malując mocniej usta. Przydymiony róż idealnie podkreślał kształt jej pełnych warg. Rozpuściła włosy, które wcześniej pofalowała kilkoma zaklęciami.

Przystanęła w umówionym miejscu, rozglądając się za tajemniczym nieznajomym, który powinien trzymać w ręce słonecznika, ale nikogo takiego nie dostrzegła. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że nadszedł już czas. Skonsternowana usiadła na murku, postanawiając, że zaczeka.

Przyglądała się leniwie spacerowiczom, od czasu do czasu zerkając na godzinę. Czuła coraz większą frustrację, ale nie chciała dopuścić do siebie myśli, że została wystawiona. Tajemniczy nieznajomy zrezygnował ze spotkania, a przecież nie mógł jej zawiadomić, ponieważ wszystko miało pozostać zagadką do momentu jej odkrycia.

Westchnęła z rezygnacją i podniosła się z murka. Stanęła, rozglądając się ostatni raz po zatłoczonej uliczce w poszukiwaniu mężczyzny ze słonecznikiem. Nikogo takiego nie było w promieniu kilkuset stóp, tego była pewna. Siedziała tutaj samotnie ponad godzinę i uznała, że wystarczy już czekania.

Ruszyła w stronę gastronomicznej części ulicy Pokątnej. Nie miała do nikogo pretensji. Callie na pewno chciała dobrze, umawiając ją ze swoim znajomym i nie mogła wiedzieć, że wszystko skończy się w taki, a nie inny sposób. Cieszyła się, że miała okazję się ładnie ubrać i ułożyć włosy, ponieważ na co dzień nie zwracała uwagi na to, co miała na sobie. Wolała skupić się na pracy.

Postanowiła skorzystać z przyjemnego wieczoru, spacerując w stronę znanej lodziarni. Było jej dobrze samej ze sobą. Mogła spokojnie pomyśleć o wszystkim, co ostatnio wydarzyło się w jej życiu, w domu i pracy. Wiedziała, że niedługo musi spotkać się z Adeline. Tęskniła za nią i chciała z nią porozmawiać, opowiedzieć jej o pracy, Tonym i Charliem. Wiele ją z siostrą dzieliło, ale jeszcze więcej łączyło, o czym nie powinna zapominać.

Zatrzymała się przy niewielkiej budce, przyglądając się smakom lodów. Miała ochotę na czekoladowe i waniliowe, jak zawsze, ale uderzyła ją myśl, że są bardzo popularne, niczym się niewyróżniające. Takie smaki można było znaleźć wszędzie, nic nadzwyczajnego. Trochę tak jak ona. Zerknęła zatem w stronę bardziej egzotycznych etykietek, ale nie przemówiły do niej ani miodowe z orzeszkami pinii, ani tym bardziej takie o smaku marakui.

Postawiła na to, co lubiła i poprosiła czarodzieja o czekoladowe i waniliowe. Ona je lubiła i to jej w zupełności wystarczało. Ruszyła dalej, ale po chwili zatrzymała się nagle, słysząc swoje imię. Odwróciła się z uśmiechem, gry rozpoznała głos. To był Tony.

– Cześć – uśmiechnęła się. – Jakie miłe spotkanie – dodała, liżąc loda, który szybko topniał, pomimo że był to już letni wieczór.

– Pięknie wyglądasz – odpowiedział, lustrując ją z podziwem od stóp do głów.

– Dziękuję – przyjęła komplement z radością. – Co tutaj robisz?

– Przyszliśmy z chłopakami na zimne kremowe. Ten upał nas wykończy.

Summer spojrzała w stronę pozostałych artystów, którzy rozsiedli się wygodnie przy jednym ze stolików w rozstawionym ogródku piwnym i pomachała im uprzejmie.

– Może masz ochotę usiąść z nami?

Kobieta się zawahała, ponownie jedząc loda, aby odwlec moment odpowiedzi. Nie była pewna, czy ma ochotę na spędzenie wieczoru w ten sposób, ale z drugiej strony nic lepszego nie miała do roboty. Zgodziła się i przyjęła ramię Tony'ego, który poprowadził ją w stronę znajomych.

***

Summer teleportowała się z głośnym trzaskiem. Mrugnęła oczami i odetchnęła głębiej, aby uspokoić swoje ciało. Zawsze pojawiała się na tyłach posesji, tak aby  niepotrzebnie nie straszyć sąsiadów. Nagle stanęła jak wryta.

Na schodkach prowadzących na werandę okalającą domek, stał Charlie Weasley. W ręce trzymał bukiet, składający się z trzech pięknych słoneczników oraz irysów w kolorze mocnego fioletu. Denerwował się, a ona to zdenerwowanie doskonale widziała na jego napiętej twarzy, na której nie drgnął mu nawet jeden mięsień.

Charlie patrzył na nią zupełnie inaczej niż zwykle. 

Roztapiała, bardzo chciała się roztopić pod jego spojrzeniem. 

Spokojnie, Summie. To nie może być prawda. Nie żyjesz w bajce.

A może ja chcę żyć w bajce. 

– Charlie.

– Summer.

– Co tutaj robisz? – zapytała, zakładając ręce przed siebie.

– Chciałem... Przyszedłem...bo... – zaczął, podchodząc bliżej, aby wręczyć jej kwiaty. – To dla ciebie, Summer. Wiem, że uwielbiasz słoneczniki.

Kochała je całym sercem. Westchnęła cicho, przyjmując bukiet. Uniosła go do góry i powąchała, przepełniona zachwytem, którego nie chciała przed nim ukrywać. 

– Chciałem cię przeprosić.

– Za co?

– Byłem niemiły i nie chciałem, żebyś...

– Czego nie chciałeś?

– Tego było już stanowczo za dużo, Summer. Byłem zazdrosny.

– Czego było za dużo, Charlie? – zadała mu kolejne pytanie, wcale nie ułatwiając mu przeprowadzenia tej trudnej rozmowy. Chciała, żeby wydusił z siebie to, co go do niej przywiodło.

– Najpierw ten malarz...

– Tony.

– Tony – poprawił się, po czym westchnął z irytacją. – A potem randka.

– Randka się nie udała, dlatego nie musisz się o to wkurzać.

– Jak to się nie udała? – zapytał, zmieniając od razu ton głosu i wyraz twarzy na łagodniejszy.

– Zostałam wystawiona. Tajemniczy nieznajomy nie przyszedł.

– Summer, tak mi przykro, nie chciałem, żebyś... Nie życzyłem ci źle.

– Nie martw się, bo miałam miły wieczór, spotkałam na Pokątnej Tony'ego i jego kolegów, wypiłam z nimi jedno kremowe. Dopiero teraz wracam do domu – wyjaśniła.

– Ten facet, który cię wystawił, nie wie, co stracił – powiedział pewnie Charlie, wchodząc za nią po schodkach. – Dobrze, że ja się zjawiłem. Wyglądasz cudownie, ten wieczór nie może się zmarnować.

– Widziałam się przecież z Tonym – przerwała mu.

– Aj tam, kim on w ogóle jest. Nie znam typa. Poza tym to ja teraz idę z tobą do domu.

– Mój wybawca – zaśmiała się szczerze. – Jak dobrze, że jesteś, Charlie. I jeszcze nie wiesz, czy ze mną idziesz do domu – zaznaczyła, znowu pozwalając sobie na wesołe chichotanie.

Młoda kobieta zagapiła się w ciemne oczy Charliego, którymi patrzył na nią łagodnie. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło i poczuła, że nie chce, żeby odchodził. Chciała, żeby ten wieczór nigdy się nie skończył. 

– Wejdziesz? – zapytała, cofając się w stronę drzwi. – Skoro już tutaj przyleciałeś, to miło będzie wypić razem coś chłodnego. Jutro sobota, nie musisz się nigdzie spieszyć.

– Oczywiście, bardzo chętnie – odparł, a jego twarz rozświetlił szczery uśmiech. 

Summer nagle zatrzymała się w korytarzu, a Charlie wpadł na jej plecy, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Przytrzymał ją mocno za ramiona, aby się nie przewróciła.

– Charlie – powiedziała, odwracając się w jego stronę.

Byli bardzo blisko siebie.  Owionął ją zapach jego mocnych perfum, przypominający jej świeże tony rozmarynu i pomarańczy. Zakręciło jej się w głowie. Nie mogła przestać się uśmiechać. Od momentu kiedy pojawił się przed jej domem, była po prostu szczęśliwa.  

– Summie – mruknął, wciąż nie zabierając rąk z jej odsłoniętych ramion. – Co się dzieje?

– Nic. Po prostu cieszę się, że się pojawiłeś. Dobrze, że jesteś.





fotografia Summer: https://pl.pinterest.com/pin/162762974024916445/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro