ice cream

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga do lodziarni minęła im zadziwiająco przyjemnie. Jadąc samochodem, przesłuchali kilka piosenek z ich wspólnej playlisty. Często to robili, uwielbiali spędzać czas w taki sposób. 

- Nick? 

- Tak?

- Odwiedzisz mnie kiedyś? - zapytał, odwracając się lekko w stronę bruneta. - I nie zapomnisz o mnie?

- Żartujesz? - oburzył się starszy i odwrócił na chwilę wzrok od drogi. - Nie mógłbym o tobie zapomnieć, głupku. O tobie nie da się zapomnieć - Wywrócił oczami, uśmiechając się szeroko. Jego wzrok na ponów skupił się na drodze, jednak chłopak nie zakończył swojej wypowiedzi. - I oczywiście, że przyjadę. Najszybciej jak będę mógł. 

- Dziękuję.

Chwilę później byli już na miejscu. Wysiedli z auta, ruszając w stronę budki z lodami. 

- Jakieś preferencje co do smaku? 

Młodszy spojrzał na przyjaciela, rozważając jego pytanie. Może spróbowałby dzisiaj czegoś nowego? Albo pójdzie na łatwiznę, i weźmie ulubiony smak Nicholasa. 

- To co ty - zadeklarował, dobrze wiedząc, że brunet weźmie czekoladę. 

W zamian za odpowiedź uzyskał promienny uśmiech starszego. Zaśmiał się, zakrywając usta dłonią, po czym złapał chłopaka za rękę i pociągnął do "kasy". 

- Co podać? - zapytał mężczyzna, stojący w środku. 

- Dwa czekoladowe - odpowiedział Armstrong.

Blondyn kiwnął głową, po czym podał cenę. Chłopcy czekali chwilę, lecz nie długą. Zaraz po tym jak mężczyzna podał im lody, odeszli od budki udając się na ławkę. 

Słońce świeciło tego dnia wyjątkowo mocno. Promienie odbijały się od twarzy Jacobsa, nadając jej niesamowitego uroku. Gdy usiedli na ławce, a młodszy zaczął jeść przekąskę, Nicholas nie potrafił opanować śmiechu. 

- No co? - zapytał oszołomiony szatyn. 

Chłopak pokiwał rozśmieszony głową i przysunął swoją dłoń do policzka Karla. Palcem delikatnie starł substancję z jego nosa i kąciku ust, patrząc w jego twarz zaczarowany.

- Jesteś taką ciamajdą - mruknął z uśmiechem, powodując tym rumieniec zawstydzenia na policzkach przyjaciela.

- Wcale nie - odburknął, ściągając jego dłoń ze swojej twarzy i splatając ich palce. 

Nicholas wciąż na niego patrzył, uśmiechając się urokliwie. Młodszy uwielbiał, kiedy ten się uśmiechał, zwłaszcza z jego powodu. Uwielbiał to uczucie, kiedy motyle łaskotały swymi skrzydłami jego brzuch. Zawsze tłumaczył się samemu sobie, że po prostu uwielbia dotyk. Od kilku jednak miesięcy wiedział, że to wcale nie jest prawdziwy powód. Prawda była taka, że Nicholas od dawna mu się podobał, po prostu nie chciał się do tego przyznawać. Bał się, że to nie jest normalne, przecież od zawsze rodzinę tworzyła kobieta i mężczyzna, poza tym, Nick wolał dziewczyny. A przynajmniej tak myślał Jacobs. 

Uczucia starszego nie były jednak takie jasne. Wiedział, że nie traktuje Karla jedynie jako przyjaciela. Jego mama dobitnie mu to uświadomiła. Jednak nie był w stanie przyznać się przed samym sobą, że kocha szatyna. Może to było zwykłe zauroczenie, a może przywiązanie. Nicholas nigdy nie był w związku, co więcej, nie był nawet zakochany. Nie można było go winić za to, że nie miał pojęcia czy młodszy naprawdę mu się podoba. 

Chociaż, jestem w stanie stwierdzić, że to zdanie jest źle sformułowane. Karl mu się podobał, to było jasne, ale czy w sposób, jaki by chciał?

***

Hejo, co tam kochani?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro