02

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś pewna, że nie wolisz posiedzieć w domu? – Pokręciłam ze śmiechem głową, dopinając torbę i przytuliłam mocno swoją mamę. – Potrzebny ci ten wyjazd?

Mimowolnie wywróciłam oczami. Zadała to pytanie chyba tysiąc razy, odkąd tylko dowiedziała się o naszych planach. Z jednej strony mnie to nie dziwiło, bo zawsze się o mnie wręcz przesadnie martwiła, ale to już podchodziło pod skrajność.

- Mnie nie, ale Chrisowi tak – Spojrzałyśmy odruchowo w okno, przez które widać było chłopaka opartego o samochód. – Spokojnie, są wakacje, a ja już jestem dorosła!

- Dorosła? – Uniosła znacząco brew. – Minnie, bądźmy szczere...

- Dobra, to mało możliwe, ale dziwisz się? Dorosłość jest nudna – parsknęłam śmiechem, biorąc w ręce swoje bagaże. – Tak, czy tak jestem pełnoletnia, liczy się. A teraz wybacz, jadę wyciągnąć mojego przyjaciela z rozpaczy i wepchnąć go do jeziora.

- Uważaj na siebie – westchnęła, schodząc za mną po schodach i jeszcze raz mnie przytuliła. – I na niego. I napisz coś od czasu do czasu, żebyśmy się nie martwili, jasne?

- Jak słońce – Cmoknęłam ją w policzek i z szerokim uśmiechem wyszłam z domu. Puściłam oczko Chrisowi, który szczerzył się w moją stronę.

Porównując go z nim samym sprzed kilku dni, wyglądał, jakby przeszedł duchową przemianę, poważnie. Bardzo się cieszyłam, że trochę mu się poprawiło i miałam nadzieję, że przez następne tygodnie będzie tylko lepiej. Dla bezpieczeństwa uznałam też, że Tess stała się tematem tabu, którego nie będę poruszać, o ile on sam nie zacznie. Wbrew pozorom takiego pewnego siebie chłopaka, dobrze wiedziałam, że Chris w środku jest miękką kluchą, zresztą zdążyłam się o tym wielokrotnie przekonać przez tyle lat naszej przyjaźni.

Wpakowaliśmy się do auta i wyjechaliśmy z mojego osiedla. On zajął się drogą, a ja wybieraniem odpowiedniej składanki.

- Ej, myślisz, że blondi ma teraz czas? – zagadnął, ale nawet nie oderwałam wzroku od płyt.

- Możliwe, pewnie siedzi nad basenem, bo nie ma nic ciekawszego do roboty. Właściwie miałam do niej napisać, ale... Mam! – pisnęłam, wyciągając szukane przeze mnie cudo, stworzone przeze mnie i Dianę na poprzednie urodziny chłopaka.

- Poważnie? – zaśmiał się, gdy zaczęła się pierwsza piosenka, a ja tylko wzruszyłam niewinnie ramionami, po chwili marszcząc brwi.

- Widziałeś mój telefon?

- Poważnie?

- Pytam tak hipotetycznie – mruknęłam, przeszukując swój plecak. Wewnętrznie czułam, że wywrócił oczami, bo robił to zawsze, gdy tylko nie mogłam czegoś znaleźć. Nie, żebym była nierozgarnięta, po prostu czasem miałam za dużo myśli w głowie i niektóre, mniej istotne po prostu mi umykały. – Wrócimy się?

- Minnie...

- No daj mi spokój, każdemu się zdarza zapomnieć! – Wydęłam dolną wargę, ale on tylko się zaśmiał. – Super, moje nieszczęście jest przecież takie zabawne – prychnęłam.

- Zginęłabyś beze mnie – Sięgnął do kieszeni, po chwili podając mi telefon.

- Bez ciebie miałabym go przy sobie i się nie wkurzała – Trzepnęłam go w ramię, odbierając swoją własność.

- Jeśli ja go zawsze bez problemu zabieram, to każdy potencjalny złodziej też by dał radę – Wzruszył ramionami. – Ja cię chronię, powinnaś to docenić.

W odpowiedzi wyłącznie wywróciłam oczami, włączając wiadomości z przyjaciółką.

myszka: DIANAAAAA
myszka: LET ME BE THE ONE TO
panda: czy zawsze musisz zaczynać tak rozmowę?
myszka: nah, ale kocham tę piosenkę
panda: lecz się
myszka: jak się bawiiiiiiiisz?
panda: super
panda: siedzę sobie nad basenem a ty nieeee
myszka: bo ja w samochodzie
myszka: możesz gadać?
panda: yas, dzwoń

- Heeej – przeciągnęła, kiedy tylko odebrała połączenie. – Gdzie jedziesz?

- Gdzie jedziemy, panie nieudany kierowco? – Spojrzałam kątem oka na Chrisa, włączając tryb głośnomówiący.

- Przed siebie, pani zepsuta nawigacjo.

- Też tak chcę, ej – jęknęła Diana, na co prychnęłam pod nosem.

- Siedzisz nad basenem hotelowym na Hawajach, podczas gdy my... stoimy w korku. Brawo, panie wkurzający.

- Stul twarz, pani wkurzająca.

- Czy państwo wkurzający zdają sobie sprawę, że właśnie uznali się za małżeństwo? – wtrąciła Diana.

- Lepiej to odwołaj, zanim któreś z nas puści pawia na samą myśl – parsknął Chris, a ja udawałam, że wymiotuję. – MINNIE, WYPIERDALAJ Z SAMOCHODU, NIE NA TAPICERKĘ! – krzyknął, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.

- Nie wierzę w was czasem – zaśmiała się. – Dowiem się wreszcie, co za szaloną podróż wymyśliliście?

- Westphall! – krzyknęliśmy jednocześnie.

- Okay, teraz poczułam się odrzucona – prychnęła. – O jasna cholera, typek wygląda jak z kampanii Kleina.

- Tylko nie szalej tam za bardzo! – rzuciłam.

- I pamiętaj o tych gumkach, co ci zapakowałem!

- Zapakowałeś, co? – parsknęła śmiechem, po chwili wzdychając. – Dobra, uważajcie na siebie, dzieciaki. Tęsknię!

- My też! – przeciągnęłam, wciskając czerwoną słuchawkę i przełączyłam aplikacje na Twittera, rozkładając się wygodnie na fotelu. – To jak, panie kierowco, ile jeszcze będziemy jechać?

- Według moich skomplikowanych obliczeń jakieś trzy godziny plus czas w korku.

- Zanudzę się – jęknęłam przeciągle.

- Dzięki, też lubię twoje towarzystwo – dodał pod nosem, a ja zrobiłam motorek ustami, poniekąd ignorując jego słowa. Pogłośnił muzykę, ruszając ustami zgodnie z tekstem, na co parsknęłam śmiechem, ale oczywiście musiał mnie za to dźgnąć w brzuch, gdy zatrzymał się na światłach. Zmroziłam go wzrokiem. – Wyglądasz, jakbyś już miała mnie dość.

- Bo mam.

- Kłamiesz. Uwielbiasz mnie – Puścił mi oczko, ruszając.

Niechętnie musiałam przyznać mu choć trochę racji, skoro śmiałam nazywać go swoim przyjacielem, nawet najbliższym, nie licząc Diany. Chociaż może to bardziej kwestia tego, że zbyt bardzo przywykłam do jego obecności, widząc go niemal codziennie od jakichś dziewięciu lat i mniej więcej przez to ufałam mu, jak chyba nikomu innemu i jakoś tak nawet automatycznie spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu, nie tylko w szkole. Nasze rodziny zdążyły już do tego przywyknąć i tak, jak jego rodzice kochali mnie i traktowali jak własną córkę, tak moi uwielbiali z niego żartować, czym chyba zarazili się ode mnie, ale cóż, nic nie poradzę, że on tak działał swoją naturą błazna

- Obrazisz się, jak pójdę spać? – Przywarłam bokiem do oparcia, patrząc na niego niewinnie.

- Na luziku, obudzę cię wodą do szyb na najbliższej stacji – Wzruszył ramionami, na co prychnęłam, zamykając oczy.

- Frajer – rzuciłam cicho, ale i tak to usłyszał.

- Dzban.

- Debil.

- Kretynka.

- Krewetka – mruknęłam, odwracając się tyłem do niego, ale w odpowiedzi wyłącznie parsknął śmiechem.

***
zapraszam na Aloha Sunny!

buziaki! x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro