18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiecie, jaki jest największy problem z wakacjami?

Mijają zbyt szybko.

Może właśnie dlatego, zanim się obejrzałam, wyszliśmy z pracy po raz ostatni tego lata i poszliśmy na Sun Rays ze świadomością, że to ostatni dzień, gdy możemy się tam spotkać z dzieciakami. Zastaliśmy już nieco zawężone grono, które jednak nic sobie nie robiło z mijającego czasu i jakby nigdy nic, bawili się w jeziorze.

Posłaliśmy sobie z Chrisem porozumiewawcze spojrzenia i zostawiając wcześniej ubrania na kocu, wbiegliśmy do wody.

- Przyszliście! – pisnęła Jenny, praktycznie na mnie wskakując, a ja objęłam ją ramionami, śmiejąc się.

- Wątpiłaś w nich? – Frankie przybił sobie z Chrisem piątkę na powitanie, a ja dopiero puściłam blondynkę, przytulając jeszcze jej brata i kilka dzieciaków.

Przez to, że bywaliśmy tu prawie codziennie, zdążyłam znów się do nich przyzwyczaić i to do tego stopnia, że naprawdę nie mogłam sobie wyobrazić powrotu do Phoenix. Zdecydowanie było mi zbyt dobrze w Westphall.

- Justin, po ciebie! – krzyknął Jacob, który wraz z innymi opiekunami wydawał kolejne dzieci ich rodzicom. Gdy nasz wzrok się spotkał, puścił mi oczko, a ja posłałam mu lekki uśmiech. Chłopiec natomiast jeszcze raz pożegnał się z każdym i pobiegł się przebrać, podczas gdy jego ojciec zbierał jego walizki.

- Najgorszy moment każdego roku – westchnęłam bardziej do siebie, ale reszta mi przytaknęła.

Spędziliśmy w wodzie jeszcze koło godziny, chlapiąc, odbijając piłkę i śmiejąc się mniej więcej cały czas. W międzyczasie Frankie nosił mnie na barana, Chris wyrzucał dzieciaki w górę, żeby po chwili znów wpadały do wody, pływaliśmy trochę, nurkowaliśmy, chociaż właściwie to chłopaki nurkowali, łapiąc przypadkowe osoby za kostki, co zwykle znów kończyło się bitwą na chlapanie, ale jednak... Było fajnie.

Wreszcie zdecydowaliśmy się wyjść na brzeg, poprzebieraliśmy się i usiedliśmy już całkiem małą grupką w miejscu, gdzie zwykle paliliśmy ognisko. Z opiekunów zostali tylko Jacob i Jeff, który już zbierał się do wyjazdu, z dzieciaków Suzie, Lucas i nasze ulubione rodzeństwo.

Siedziałam obok Jenny, a ona opierała głowę na moim ramieniu. Miałam wrażenie, że wszystkich dość mocno zamuliło, bo od jakiegoś czasu tylko siedzieliśmy, patrząc w niewielki okrąg z kamieni, gdzie zwykle był ogień.

- Nie mogę uwierzyć, że to nasz ostatni obóz – mruknął nagle Frankie, a ja spojrzałam na niego z niekrytym smutkiem, ale mimo tego podłego nastroju, posłał mi uśmiech.

- Nie, żebym nam schlebiała, ale właśnie minęły najlepsze lata tego obozu – dodała Jenny.

- Normalnie powiedziałbym, że minęły już dwa lata temu, ale w sumie to jestem z was dumny, że podtrzymaliście to nawet bez nas – wtrącił Chris, przez chwilę nawiązując ze mną kontakt wzrokowy, ale ostatecznie tylko poczochrał młodszego przyjaciela po włosach.

- Żartujesz? – zaczął nagle Lucas. – Rok temu było o wiele gorzej niż w jakiekolwiek poprzednie lato i cały czas wszyscy tylko rzucali wspomnieniami. Gdybyście się w tym roku nie pojawili właściwie znikąd, to byłoby naprawdę kiepsko, a tymczasem...

- To było najlepsze zakończenie Sun Rays, jakie mogliśmy sobie wymarzyć – przerwała mu blondynka, wciąż niemal leżąca na mnie, po czym lekko się uśmiechnęła. – Będę tęsknić.

- Ja też – westchnęła Suzie, a chłopaki od razu jej przytaknęli.

- My chyba najbardziej – palnął Chris, posyłając mi uśmiech, który niemal mnie rozkleił, choć i bez niego byłam bliska płaczu.

Chyba jestem zbyt sentymentalna.

- Dobra, ja się muszę zwijać – Jeff podszedł do naszej grupki, patrząc na Jacoba, który cały czas siedział w ciszy, wyłącznie nas słuchając. – Wszystkie pokoje są puste, posprzątane i zamknięte, musisz tylko poczekać, aż wszyscy pojadą, ja po drodze zadzwonię do właściciela, klucze są, wiadomo gdzie, więc już ich nie ruszaj, a on pewnie jutro przyjedzie je zabrać – zakończył, wreszcie obdarzając nas wszystkich uśmiechem. – Dzięki za super wakacje i może do zobaczenia kiedyś.

Dzieciaki szybko wstały, okrążając chłopaka, a on zaśmiał się, obejmując ich wszystkich ramionami. Potem jeszcze przybił piątkę z chłopakami, a mnie przytulił i machając jeszcze w naszą stronę, wsiadł do samochodu.

- Nadal nie wierzę, że to koniec – burknął Frankie. – Obiecajcie mi, że jeszcze się spotkamy.

- Obiecujemy – powiedzieliśmy z Chrisem jednocześnie, po czym oboje się zaśmialiśmy. Nie pamiętałam wtedy o żadnej niezręczności między nami. W tym miejscu był, jest i zawsze będzie po prostu moim najlepszym przyjacielem i osobą, bez której mimo wszystko nie wyobrażam sobie życia.

- Przypomniało mi się, jak dwa lata temu graliśmy w podchody w środku nocy – Suzie uśmiechnęła się szeroko, a my się zaśmialiśmy.

- Bardziej to był chowany przed opiekunami – zaznaczył Chris. – W sumie i bez tego mieli nas wystarczająco dość.

- Trafiłeś na wyjątkowo spokojny rok – Frankie posłał Jacobowi znaczące spojrzenie. – Ciesz się, bo miałbyś przewalone.

- Gdybym trafił na poprzednie to raczej jako uczestnik.

- Ale by się wtedy porobiło – Jenny aż zagwizdała pod nosem, a ja wyłącznie szturchnęłam ją lekko łokciem. – No, a nie? Przecież Di- – Nie zdążyła dokończyć, bo zakryłam jej usta dłonią, a Chris dla niepoznaki zmienił temat, zwracając się do chłopaków.

- Pamiętacie, jak wpuściliśmy gołębia do pokoju dziewczyn?

- Jak zrobiliście co? – spytałam natychmiast, a Jenny wyłącznie wybełkotała coś w moją rękę, którą natychmiast zabrałam.

- Wiecie, jakiego ja zawału dostałam, jak on wyleciał z łazienki?! – krzyknęła, a ten idiota chyba dopiero uświadomił sobie, co powiedział, podczas gdy Frankie i Lucas zdzielili go po głowie. – Od tamtej pory boję się gołębi, ty chamie! – Rzuciła się na niego, ale zamiast chociażby dać mu z liścia, ona zaczęła go łaskotać, co w sumie dla niego było większą katorgą. Jednak wciąż to on był silniejszy, więc już po chwili to ona leżała na ziemi, śmiejąc się głośno, a ja, czując obowiązek interwencji, zaczęłam łaskotać Chrisa po bokach. Przewrócił się na plecy, próbując złapać mnie za ręce, żeby mnie powstrzymać, ale wciąż byłam górą, a do tego pomagała mi Jenny.

Zanim jednak ostatecznie się poddał, podjechały kolejne dwa samochody, a my zamarłyśmy, patrząc na resztę. Suzie i Lucas podnieśli się z miejsc, uśmiechając smutno.

- To chyba na nas czas – westchnęła dziewczyna, nie kryjąc nawet łez, które pojawiły się w jej oczach. – Nie wierzę, że to ostatni raz.

- My też, słońce, ale jeszcze się spotkamy, obiecuję – Jenny natychmiast ją przytuliła, a po chwili przygarnęły do uścisku również mnie i naprawdę, żadna z nas już nie powstrzymywała płaczu.

Kolejne kilka minut było pełne łez, obietnic i pożegnań i przysięgam, dawno nie czułam się tak rozbita, jak wtedy gdy staliśmy w grupowym uścisku zapewne ostatni raz w tym miejscu.

- Dzięki za wszystko! – krzyknął jeszcze Lucas, machając nam, gdy wsiadał do samochodu.

- Kocham was wszystkich! – dodała Suzie, a ja i Jenny posłałyśmy jej jeszcze buziaki w powietrzu.

Ledwo oboje wyjechali za bramę, a na ich miejscu pojawiło się kolejne auto.

- To za dużo na moje serce – mruknęłam, a rodzeństwo po prostu dopadło mnie i Chrisa z obu stron, przytulając mocno.

- Nie wierzyłem, że będę przeżywać rozstanie z wami jeszcze raz – dodał Frankie, a ja uśmiechnęłam się lekko, czochrając go po włosach. – Będę tęsknić. Znowu.

- My za wami też, dzieciaki – Chris zacieśnił uścisk, a ja naprawdę byłam wdzięczna, że oni to powiedzieli, bo chyba ani ja, ani blondynka nie byłybyśmy już w stanie.

Wreszcie się odsunęli, chyba jeszcze z dziesięć razy mówiąc, że nas kochają i będą tęsknić, aż wreszcie zapakowali się do samochodu, machając nam smutno na pożegnanie. Czułam łzy w oczach i naprawdę byłam wdzięczna, że Chris po prostu objął mnie ramieniem bez słowa, bo to było coś, czego cholernie wtedy potrzebowałam.

- To ja też się zwijam – Jacob pojawił się obok nas i choć byłam świadoma, że dzieciaki żegnały się też z nim, to przez chwilę zupełnie zapomniałam o jego obecności. – Cieszę się, że się spotkaliśmy i do zobaczenia w tym piekle – Pokiwał głową na potwierdzenie własnych słów, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Wreszcie przytulił mnie długo na pożegnanie, po czym przybił Chrisowi piątkę i sam zapakował się do samochodu, chwilę później wyjeżdżając z terenu obozu.

A my zostaliśmy sami.

***
sami tego chcieliście pf

wiedzcie że mnie ten rozdział zabił emocjonalnie and i'm done a was zostawiam z tym przynajmniej do jutra x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro