SUNFLOWER.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


𝑐𝑜𝑚𝑒 𝑓𝑙𝑦 𝑤𝑖𝑡𝘩 𝑚𝑒 — 𝑓𝑟𝑎𝑛𝑘 𝑠𝑖𝑛𝑎𝑡𝑟𝑎.

𝑠𝑒𝑏𝑎𝑠𝑡𝑖𝑎𝑛 𝑠𝑡𝑎𝑛.

𝑐𝘩𝑟𝑖𝑠 𝑒𝑣𝑎𝑛𝑠.

𝑚𝑦 𝑤𝑎𝑦 — 𝑓𝑟𝑎𝑛𝑘 𝑠𝑖𝑛𝑎𝑡𝑟𝑎.



tego poranka obudził go głos franka sinatry i ciepłe promienie słońca, wdzierające się przez wielkie okno przestronnej, białej sypialni. przykrył się szczelniej kołdrą, gdy przez uchylone drzwi balkonowe wleciał chłodny, rześki wiatr, a na jego skórze pojawiła się lekka gęsia skórka. w powietrzu unosiła się woń wiosennych kwiatów, mocnej, czarnej kawy i intensywnych męskich perfum, zmieszanych z naturalnym zapachem ludzkiego ciała. odetchnął ciężko, a po chwili na jego ustach zagościł uśmiech, gdy poczuł jak czyjaś silna, ciepła dłoń oplata go w pasie, a po chwili ktoś przyciąga do siebie.

— dzień dobry — dosłownie wymruczał rozczulony, a odpowiedź otrzymał w postaci miłego pocałunku w kark. chciał się odwrócić i zobaczyć twarz swojego kochanka, ale jak na razie musiała wystarczyć mu pozycja mniejszej łyżeczki. zadrżał delikatnie z podniecenia, gdy mężczyzna wtulony w niego przejechał opuszkami palców po jego udzie. westchnął zadowolony, czując jak chris tworzy pocałunkami ścieżkę na jego karku, a następnie prawym ramieniu.

— która godzina? — spytał cicho sebastian, ziewając po chwili.

— mmm, siódma... — mruknął niewyraźnie szatyn, chowając nos we włosach stana.

— wstałeś przed siódmą tylko po to, żeby obudzić mnie frankiem sinatrą? — spytał jeszcze bardziej rozczulony brunet.

— mhm — mężczyzna wydawał się być wyraźnie zadowolony. — i zrobić nam kawy.

sebastian spojrzał na magnetofon stojący na komodzie w korytarzu i zmrużył oczy wsłuchując się w come fly with me. nie minęło wiele czasu, gdy stan w końcu przekręcił się na prawy bok i spojrzał z uśmiechem na lekko przysypiającego chrisa.

— cholera, jak ja cię uwielbiam —powiedział, a dłoń szatyna po raz kolejny powędrowała na talię sebastiana, by przyciągnąć go do siebie, oraz by tym razem złączyć ich wargi także w delikatnym pocałunku. evans uwielbiał aksamitne wargi swojego chłopaka. zwykle smakowały czekoladą, albo truskawkami. ten zamruczał mu w usta niczym kot, by po chwili rozkosznie wtulić się w jego klatkę piersiową. starszy z mężczyzn położył brodę na jego głowie.

— kawa nam wystygnie — westchnął.

— nie chcę mi się teraz wstawać — wymruczał brunet.

więc leżeli tak pochłonięci swoimi myślami, słuchając franka sinatry, ciesząc się ze swojego towarzystwa i wdychając zapach wiosny.

— kocham cię, wiesz? — powiedział po chwili brunet zamykając oczy i splatając ich nogi. czuł ciepło ciała mężczyzny obok, a po chwili poczuł jak ten całuje go w czoło i szepcze mu nad uchem:

— wiem. ja ciebie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro