Rozdział szósty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Taki dosyć nudny rozdział. Nie będę oszukiwać, że to przez to, że nie mam weny, bo ostatnio nie mam jej wcale i nawet się nie staram.
Nie będę pytać z kim zobaczę się w tym roku na Lou w Warszawie lub H w Krakowie, bo kto wie czy w tym roku któreś z tych wydarzeń się odbędą. Mam nadzieję, że tak
(: miłej reszty dnia (:

Zbiegł po schodach. Sześć pięter. Aż dziw, że się w tym pośpiechu nie potknął.
Nawet nie miał do końca zapiętego płaszcza i nie dałby sobie ręki uciąć czy na pewno zamknął drzwi od mieszkania Louisa. Powinien się wrócić i to sprawdzić. Szatyn będzie pewnie na niego zły jeśli się okaże, że w pośpiechu zostawił je otwarte na oścież. Nie wie dokąd się tak spieszył. Nawet nie zadzwonił jeszcze po Danielle. Będzie musiał czekać w tym zimnie na zewnątrz aż ta przyjedzie. A co jeśli ta śpi? Wtedy na pewno prędko nie dostanie się do domu. Najmądrzej było po prostu poczekać u Louisa. Ale ciężko było mu nawet na niego patrzeć. A przecież nie było źle. Można by rzec, że na prawdę było profesjonalnie, a Tomlinson odwalił kawał niezłej roboty. Niedość, że bolało go tylko chwilę, to ten zadbał, by wszystko było dla niego komfortowe. Oczywiście na tyle na ile współżycie ze sobą dwóch przyjaciół może być komfortowe.
Ale i tak musiał opuścić ten budynek.
Czekanie tutaj w tych okolicznościach nie było dla niego zbyt straszne. Adrenalina wciąż buzowała w jego żyłach, a ból w dole kręgosłupa przypominał o tym co przed chwilą zaszło. Zrobili to. Przespali się ze sobą. Czuł się z tym okropnie mimo tego, że taki właśnie był plan. Jakby zrobił coś bardzo złego. A przecież jego żona o wszystkim wiedziała. Nie przekroczył żadnej granicy. Dlaczego czuł się tak winny i sobą zawstydzony? Jakby ją zdradził? Ma nadzieje, że Louis nie zauważył jego dziwnego zachowania. Pewnie nawet go nie obeszło i poszedł spać. Oby. Błagał w myślach żeby to za bardzo na nich nie wpłynęło. Żeby była to jednorazowa sytuacja i żeby obaj prędko o tym zapomnieli. Jedyne co go pocieszało to nadzieja, że się udało. Jego dłoń spoczywała już na brzuchu i w tym całym stresie i niepokoju gładził delikatnie go przez materiał płaszcza. Chodził wzdłuż chodnika pisząc smsa do żony, by poinformować ją, że skończyli i że czeka na nią przed blokiem. Jego nogi były niespokojne. Mimo dość intensywnego jeszcze bólu w dolnych partiach chodził w te i we wte jakby miało mu to pomóc w lepszym samopoczuciu. Ma nadzieje, że biologia sobie z niego nie zakpi.

Czarne porsche zatrzymuje się na parkingu po drugiej stronie ulicy mimo, że te są jeszcze puste. Musi przejść przez pasy, a potem jeszcze kawałkiem chodnika. Ból w dole kręgosłupa mu dokucza ale stara się go ignorować. Chwyta za drzwi i wchodzi z nieśmiałym uśmiechem na przednie siedzenie pasażera. Dziewczyna na powitanie całuje go w policzek po czym od razu wjeżdża z powrotem na jezdnię.

– Gdybym wiedziała, że potrwa to pół godziny to poczekałbym na was w środku zamiast jechać do domu. Ledwo weszłam do mieszkania i już dostałam od ciebie wiadomość. Powinieneś trochę poleżeć po tym. Mój ginekolog przecież mówił, że przy staraniu się o dziecko po seksie powinno się co najmniej godzinę poleżeć by była większa szansa na zajście. – mówi dziewczyna karcąco, a on spogląda na nią zapinając pas i nie wiedząc co zrobić ze swoimi dłońmi.

– Och. Wyleciało mi to z głowy. Przepraszam. – mówi szczerze. Nawet o tym nie pomyślał. Zazwyczaj jak robił to z Danielle to potem oglądali serial, a następnie szli się umyć. Był tak rozemocjonowany, że zapominał o tym co radził lekarz. Nawet sobie nie wyobrażał żeby zostać nagi w łóżku z również nagim Louisem. To było dziwne i nieznajome. O czym mieliby rozmawiać? Wciąż by się dotykali ciałami. I pachnieli seksem.
Przegryza wargę, a dziewczyna jedynie kręci głową.

– Nieważne. Nic się nie stało. Mam nadzieję, że mimo to się udało. I jak było? Wszystko w porządku?

– Taak. Chyba wszystko okej. – mówi cicho nie wiedząc co ma jej na to odpowiedzieć. Poczuł jak coś w żołądku go ściska a jego dłonie pocą się ze stresu. Jego ciało wciąż było jak z waty i nie doszedł jeszcze całkowicie do siebie. Ma wrażenie, że ta czuje jego zapach po seksie i widzi jakim jest bałaganem. Ma ochotę jak najszybciej wejść pod prysznic i zmyć z siebie wyrzuty sumienia. Mimo iż chyba nie zrobił nic haniebnego? Przecież zrobił to co ustalili.

– I co? Chyba nie było tak strasznie, nie? Mówiłam, że ten pomysł jest genialny. Niedość, że prosty do realizacji to jeszcze nasz przyjaciel jako kandydat to coś wspaniałego. Nawet jak nam się nie uda za pierwszym razem to nie będzie tragedii, bo Tomlinson na pewno zgodzi się na powtórkę. Tylko mam nadzieję, że Louis choć trochę trzymał się tego co ustaliliśmy. Że zjadł porządne śniadanie. Że nie pił alkoholu i jadł tego dnia warzywa i owoce. Ale kto to może wiedzieć. Nie jest zbyt odpowiedzialny. Och, cóż. Najwyżej później będziemy się tym martwić. W czasie ciąży unormujemy odpowiednimi witaminami wszystkie negatywne rzeczy, które mógłby przekazać naszemu maluszkowi Tomlinson.


– Louis? Wcześnie jesteś. Nie mogłeś spać? – słyszy od progu mocno zaciekawiony ale wciąż przyjazny głos swojego szefa.

– Miałem na dziewiątą, jestem na dziewiątą. Masz z tym jakiś problem? – prycha szukając pudełka ze swoją kawą. Skoro kawa nie czeka na niego jak codziennie zrobiona musi ją zrobić sam. Dlaczego wszystko musi iść ostatnio nie po jego myśli. Gdzie się podziało to cholerne pudełko. Kiedy nie ma jej w szafce trzaska ze złością drzwiczkami, zaczynajac krążyć po pomieszczeniu, próbując ją znaleść.

– Nie stary, nie mam z tym problemu. Jestem nawet całkiem zadowolony, że nie muszę dzwonić i przypominać, że masz pracę. Po prostu zazwyczaj przychodzisz przed dziesiątą, a ja co rano przypominam ci, że jak nie przyjdziesz to cię wyrzucę bez względu na to, że się przyjaźnimy. Jesteś jakiś podenerwowany. Ale mogę się mylić. – pyta Liam ostrożnie, teraz już bacznie mu się przypatrując.

– Ja? Skądże. Nie wiem skąd ci się biorą te niedorzeczne pomysły. Jestem spokojny i mam bardzo dobry humor. Nie masz nic do roboty? Będziesz się tak gapić? – szatyn parska i kolejny raz gniewnie otwiera szafkę by sprawdzić czy na pewno nie ma tam jego kawy.

– Oczywiście. Czego szukasz? Może pomogę póki warsztat jeszcze się nie rozleciał? – jego przyjaciel opiera się o framugę, a on ze złością siada na swoim krzesełku.

– Niczego.

– Twoja kawa jest na stoliku przed tobą. Dokładnie tam gdzie ją zostawiłeś wczoraj przed wyjściem – on spogląda na stolik przy którym siedzi i parska niezadowolony zakładając dziecinnie ręce na piersi.

– Wcale jej nie szukałem.

– Jasne, stary. Skoro tak mówisz.

– Po za tym zawsze rano gotowa kawa na mnie czeka kiedy przychodzę. Dlaczego jej tu nie ma? Sam mam ją teraz robić?

– Przyszedłeś wcześniej. Po prostu jeszcze nie zdążyłem ci jej zrobić Tommo. – Liam uśmiecha się wywracając oczami, a on unosi brwi patrząc na przyjaciela ze zdziwieniem.

– To ty mi ją robisz?

– Tak. A myślałeś, że kto? Że sama się robi i czeka gorąca na twoje przyjście? – prycha brunet, a on wzrusza ramionami.

– Nie zastanawiałem się nad tym.

– Jasne przyjacielu. Pamiętaj jak wyjdziesz na lunch o dokupieniu narzędzi z listy. Weź ze sobą paragon żebyśmy mogli pod koniec miesiąca się z tego rozliczyć. Cokolwiek tak cię dzisiaj wzburzyło postaraj się być miły dla klientów. I oczywiście miłego dnia. – brunet znika w biurze, a on przymyka powieki jeszcze przez pare chwil siedząc na swoim krzesełku. Wcale nie nie był wkurzony. Nic się nie stało. Wszystko było kurwa idealnie.


– Panie Styles, pani Beger czeka już na zewnątrz. Mam kazać jej poczekać, aż pan skończy lunch? – sekretarka wychyla głowę przez drzwi do jego gabinetu, a on kręci głową na nie w pośpiechu odkładając kanapkę do śniadaniówki.

– Nie, zaproś ją proszę. I tak już kończyłem. – mówi z uśmiechem biorąc jeszcze dwa łyki herbaty i poprawiając swój kitel. Po niespełna minucie do drzwi ktoś puka, a po jego wyraźnym „proszę" kobieta mniej więcej w jego wieku wchodzi do gabinetu trzymając za rękę swojego sześcioletniego syna.

– Dzień dobry panie Styles. Przepraszam, że jesteśmy dziś tak późno ale zatrzymali mnie w pracy, a potem te korki. Jestem bardzo wdzięczna, że pan mógł przyjąć nas w czasie swojego lunchu. – wzdycha kobieta uśmiechając się jednak nieco, a on jedynie kiwa współczująco głową.

– Nie ma sprawy. Takie sytuacje się zdążają. Bardzo się cieszę, że dotarliście. – patrzy na małego chłopca który chowa się za mamą. Był bardzo nieśmiałym dzieckiem ale zawsze gdy zostawali sami po chwili rehabilitacji otwierał się i był bardzo miłym kochanym dzieciakiem.

– Maxymilianie przywitaj się proszę z panem. – pani Beger spogląda na swojego syna, a ten nieśmiało patrzy na Harry'ego.

– Dzień dobry panie Styles.

– Witaj Max. Jak się dzisiaj czujesz? Rączka dalej tak bardzo ci dokucza? – Harry kuca przy chłopcu, a ten lekko kręci główką. – To bardzo się cieszę. Zaraz ją obejrzymy, a potem twoja mama sobie odpocznie w poczekani, a my zrobimy pare ćwiczeń. Co ty na to? – chłopczyk uśmiecha się w zgodzie, a panna Beger patrzy na niego również z zadowolonym wyrazem twarzy. – Może ma pani ochotę na kawę albo herbatę? – pyta teraz mamy chłopca.

– O nie, dziękuje. Nie chce panu zawracać głowy. – świergocze mama chłopca – Zostawię was samych. Będę na zewnątrz kochanie jak zawsze. Pan Styles zawoła mnie jak skończycie.

Harry uwielbiał swoją pracę. Prace z dziećmi. I nawet jeśli praca ortopedy mogła wydawać się nudna i nieciekawa on uwielbiał pomagać, a na dodatek uwielbiał dzieciaki w każdym wieku. A pomaganie dojść im po złamaniu czy po innym urazie do pełnej sprawności sprawiało mu ogromną satysfakcję. Kiedyś przyjmując dzieciaki sam zastanawiał się jak będą wyglądać te jego i ile będzie takich pociech miał. Teraz starając się o swoje bał się, że zachodząc w ciąże będzie musiał zrezygnować na jakiś czas z pracy i zostawić te którymi aktualnie się zajmował. Nie wiedział na jak długo ale był pewien, że będzie za tą pracą tęsknił. Wcześniej był plan, że to Danielle zrezygnuje z posady na dobre, by opiekować się ich dzieckiem. Ona również uwielbiała być ortopedą jednak nie zależało jej na tym tak jak jemu. Chyba żałowała trochę, że nie została jednak chirurgiem. Jednak teraz kiedy to on miał zajść w ciąże, sprawy będą wyglądać inaczej. To ona będzie utrzymywać ich i ich rodzinę. A on będzie zajmował się dzieckiem. Tylko nie wie czy chce rezygnować z pracy na zawsze. Nie mówił o tym jeszcze Dan ale na prawdę się tutaj spełnia. Właściwie to już sam nic nie wiedział. To co ostatnio się działo w jego życiu sprawiało, że już we wszystkim się pogubił. Mieli już od liceum konkretny plan na swoje życie który krok po kroku razem realizowali. A nagle okazało się, że Danielle podobno nigdy nie urodzi ich dziecka i to zburzyło wszystkie ich dotychczasowe plany.

Po wyjściu ostatniego dziecka na dziś, usiadł wygodnie w swoim krześle kładąc mimowolnie swoją dłoń na brzuchu. Nawet nie wiedział czy faktycznie rozwijało się w nim życie. Test zrobi dopiero pod koniec tygodnia bo narazie byłoby to nieco bezsensowne i nie miarodajne. Jednak już czuje mały stres i podniecenie. Lekko głaszcze się przez materiał bluzki i przegryza wargę patrząc w okno. To by było za piękne żeby było prawdziwe. Za łatwe, żeby się udało. Starali się tak długi czas z Dan i on miałby od razu zajść w ciąże? Sekretarka po chwili zagląda znów do niego oznajmiając, że już wychodzi, a on jak oparzony zdejmuje dłoń z brzucha bojąc się, że ta go przyłapie jakby robił coś nieprzyzwoitego.  A przecież nie robi, prawda? Ciekawe czy jego przyjaciel zastanawiał się czy się im udało. Czy myślał o tym co robili. Z pewnością ma nadzieje, że mają już to z głowy. Ma nadzieję, że ten zgodzi się to wszystko powtórzyć jeśli się okaże, że nie. Chyba nie było przecież im razem, aż tak źle. Racja. Było to nieco niezręczne. Ale finalnie chyba było im całkiem przyjemnie. Przyjemnie jak na przyjaciół oczywiście. Bo pewnie Louis robił to już z bardzo wieloma bardzo dobrymi w takich rzeczach i Harry był przy nich zupełnie zwyczajny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro