Rozdział piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Niedziela. Był zwolennikiem pracy w niedziele. Był to taki dzień, kiedy prawie wszystko było pozamykane i nie miał co ze sobą zrobić. Co prawda był leniwy i kiedy miał wolne spał do południa po zarwanej na imprezie sobotniej nocy lecz przez następne pół dnia, mógłby zanudzić się na smierć. Kiedyś niedzielne popołudnia, były to dni spędzone z przyjaciółmi w którymś z ich mieszkań. Kiedy jeszcze mieszkał z Liamem w czasie studiów, zapraszali do siebie Nialla i przez większość dnia grali w gry, zamawiali jedzenie na wynos i popijali je piwem. Później, kiedy jego przyjaciel poznał Zayna, mulat dołączył się do nich. Co prawda już nie każdy weekend spędzali we czworo, często Liam i Zayn jako świeżo upieczona para gdzieś razem wychodzili, jednak czas spędzony z samym Horanem podrywając ładne studentki też był ciekawy i wspominał te chwile z nostalgią i szerokim uśmiechem. Jednak teraz, kiedy wszyscy jego przyjaciele, byli w związkach nie mieli już tyle czasu, by spędzać z nim każdych niedziel. Nie chcieli już siedzieć beztrosko całymi dniami na kanapie i grać w x-boxa. Mieli swoje drugie połówki i często mu odmawiali, tłumacząc się brakiem czasu, pracą czy dniem spędzonym z ukochanym czy ukochaną. Kiedyś jeszcze się prosił o uwagę. Jednak im więcej mijało czasu, tym bardziej zaczął zdawać sobie sprawę, że jego przyjaciele mieli już własne życie w którym już nie było dla niego tyle miejsca. Oczywiście lubili go i wciąż mieli za przyjaciela lecz spotkania dwa razy w tygodniu w pobliskim barze „Sunflower" całkowicie im wystarczało. Życie szło naprzód i nigdy nie będzie już tak jak kiedyś. Nie byli już beztroskimi dzieciakami. Tylko on wciąż nie dojrzał.

Dzisiaj prawie cały dzień zmieniał opony. Kończyła się zima i mieli natłok klientów którzy chcieli mieć już wymienione opony z powrotem na letnie. Dokręcał jedno z kół dynamometrem ze skupionym wyrazem twarzy kucając przy jednym z osobówek. To autko było wyjątkowo ładne. Lubował w starych samochodach, szczególnie tych odnawianych z lat osiemdziesiątych. Mieli kilku klientów którzy chcieli by odnawiali ich stare cacka, jednak to były bardzo wysokie koszty i często otrzymując cenę, po prostu rezygnowali i sprzedawali swoje samochody za grosze bogatym kolekcjonerom. Najczęściej byli to starzy ludzie nie mający tyle gotówki lub po prostu wolący kupić nowszy model, zamiast sprowadzać do używalności czegoś używanego. Jednak ten samochód sam odnawiał. A właściciel był tak z niego zadowolony, że w sprawach z samochodem przyjeżdżał tylko do ich warsztatu.

– I jak ci idzie tutaj? Widzę, że pozostałe samochody są już zrobione. Jak skończysz wyjedź nimi na zewnątrz, a ja przedzwonię do właścicieli. – słyszy za plecami Payne'a który chwyta za zmienioną oponę, by włożyć ją do bagażnika klienta.

– Tych nie. Sa już po terminie. – mówi krzywiąc się nieco i używając więcej siły by dokręcić oponę. – Gotowe. – wstaje i pociera o siebie dłonie patrząc na Liama który zostawia opony na swoim miejscu i delikatnie się uśmiecha. – Co się tak szczerzysz. – prycha zdejmując rękawice i podchodząc do stolika by napić się łyka kawy.

– Nie wiem. Po prostu czasami wciąż nie wierze, że mamy ten warsztat. I że jesteśmy tu razem. – wzrusza ramionami Payno, a on wywraca oczami. Wie, że jego przyjaciel często rozczula się nad tym miejscem. Zawsze chcieli to zrobić. Już pod koniec pierwszego roku studiów, kiedy trafili razem do akademika wymyślili plan awaryjny na życie, kiedy po skończeniu studiów uznaliby, że nie chcą robić tego co studiują. Oboje kochali samochody i grzebanie w nich, więc wymyśli sobie warsztat. I udało się. Zrobili to. Sam nie dokończył swoich studiów, jednak jego przyjaciel tak i mimo tego, że bardzo się od tamtego czasu zmienił i się zakochał, wciąż chciał mieć to z Louisem. Mimo, że szatyn był imprezowiczem i zdawał się być często nieodpowiedzialny, jego przyjaciel wciąż chciał z nim to zrobić. To wciąż przypominało mu o tym, że mimo iż nie jest tak jakby tego sobie życzył i nie żyją tak jak wcześniej wciąż są przyjaciółmi. – Często mnie wkurzasz ale cieszę się, że nam się udało. – brązowooki klepie go w ramię, a on mu oddaje samemu też się w końcu uśmiechając. – Możesz wyjść wcześniej. Odpocznij sobie trochę. Ten tydzień był bardzo pracowity. Następny pewnie nie będzie mniej. – brunet odwraca się i za pewne idzie z powrotem do biura by zadzwonić do właścicieli samochodów. On tylko kiwa głową, siadając na usmarowanym czymś brudnym krzesełku i dokańcza bez pośpiechu swoją czarną kawę. Była dopiero trzynasta. Powinien jeszcze skoczyć do sklepu z częściami po nowy pneumatyk. Te co ma są już zużyte. Zębatki się już wytarły. A na pewno ten klucz będzie potrzebny w przyszłym tygodniu. Powinien warsztat zaopatrzyć w jeszcze kilka innych rzeczy. Myśli o tym by wstać i poinformować o tym Liama jednak wie, że ten każe mu po prostu iść do domu i zrobić to jutro. On sam nie wie, czemu tak usilnie chce jeszcze tu zostać. Starał się nie myśleć o tym co dzisiaj się wydarzy. Nie był zestresowany. Raczej chciał zająć sobie czymś ręce, by nie oczekiwać gościa który pojawi się dzisiaj w jego mieszkaniu po raz pierwszy. Ma nadzieję, że Harry Styles będzie sam, a nie w towarzystwie swojej żony. Lubił Danielle ale ta była czasem zbyt natrętna w takich sprawach i jeśli miało to związek z Harry'm. Nie wie, czy będzie potrafił się skupić jeśli ta, będzie ich nasłuchiwać w pokoju obok. Na pewno Harry również będzie zestresowany. W końcu to ten typ człowieka. Nawet nie wyobraża sobie, co ten może czuć będąc zmuszony by zrobić to z mężczyzną. Może nie zmuszony. Ale jest to dla niego zło konieczne. Wie dobrze, że jego przyjaciel nie jest jednym z tych co lubi mężczyzn. Ma żonę i z tego co mówił, zawsze interesował się jedynie płcią piękną. Wciąż nie rozumiał czemu seks miałby być lepszym rozwiązaniem niż in vitro czy nawet adopcja, jednak nie siedział w ich głowach. Chyba nie chciał nawet głębiej tego analizować. Ani wdawać się w długie dyskusje z Danielle na ten temat. Był nieco zdziwiony, że to ona do niego zadzwoniła i podała szczegóły tego jak ma przebiegać to spotkanie. Ale być może Harry nie chciał rozmawiać o tym przez telefon.
Na początku myślał, że będzie się z tym czuł neutralnie. Naturalnie lubił seks. Jednak nie potrafił zaprzeczyć temu, że czuł też małą nutkę ekscytacji. Harold był bardzo pięknym, atrakcyjnym i elokwentnym mężczyzną. Był delikatny i elegancki w dodatku nigdy tego nie robił, więc za pewne będzie podążał na ten swój uroczy sposób za tym co mówi Louis.
Powinien być profesjonalny. W końcu miała być to tylko przysługa by ci spełnili swoje marzenie o dziecku. Jednak samo wyobrażenie tego, napawało go jakimś dziwnym uczuciem satysfakcji. Ten chłopak zawsze był w jego guście. Ale nigdy nie był i nie będzie dla niego osiągalny. Tacy chłopcy jak Harry Styles to była zupełnie inna liga. I może dobrze. Nie pakował się w dłuższe relacje i za pewne by tylko kogoś jego pokroju skrzywdził.


– To ten adres. Musi mieszkać w tym budynku. – usłyszał nieco ironiczny głos Danielle, która spoglądała na nawigację i z dużym dystansem patrzała na kilkunastopiętrowy budynek. Było to zwykle blokowisko w centrum miasta niczym specjalnie nie wyróżniający się od reszty. Na dworzu było już ciemnawo. Dochodziła szesnasta. Jego żona chyba spodziewała się czegoś gorszego, ponieważ miała to krytyczne spojrzenie ale nic nie mówiła. On sam musiał przyznać, że kobieta przesadzała w swoich osądach. Budynek był całkiem ładny i jak dla niego był w porządku. Nie każdy musiał mieć po kilka pokoi, basenu czy jacuzzi by być zadowolonym. Tym bardziej, że Louis był kawalerem i nie potrzebował dla samego siebie aż tylu przestrzeni. Kiedy wchodzą na klatkę schodową, zaciska mocniej dłoń na tej Danielle. Stresował się co raz bardziej. Cieszył się, że ta postanowiła go odprowadzić. Idąc sam byłby chyba zestresowany tysiąc razy bardziej. A tak przyjemniej do wejścia ma towarzyszkę, która go wspiera. Droga na szóste piętro nie zajmuje im długo. Mija tylko kilka minut nim stają przed drzwiami do których zmierzali. On wpatrywał się w swoje sztyblety i z pewną dozą niepewności poprawiał dłonią małe przygniecenie na płaszczu. Dziewczyna zadzwoniła do drzwi i szepnęła spoglądając na niego.

– Nie rozumiem czemu nas nigdy nie zapraszał. Mieszkanie wydaje się być całkiem w porządku. Lokalizacja też nie jest najgorsza. – on zerknął na jej twarz, a ona pocałowała go po krótce w policzek. – Nie masz się czego obawiać. To nasz przyjaciel. Spróbuj za wiele o tym nie myśleć.

– Nie myśleć. – powtarza i kiedy tylko wychodzi to z jego ust drzwi od mieszkania gwałtownie się otwierają, a w progu stoi nikt inny jak sam Louis Tomlinson w swoim roboczym stroju. Od razu na jego twarzy wykwita mały uśmiech w kącikach, a Dan tylko przewraca oczami.

– O to wy! Wybaczcie. Dopiero co wróciłem z pracy. Muszę jeszcze wziąć prysznic. Zapraszam w moje skromne progi. – Tomlinson nie wyglądał na jakoś bardzo przejętego sytuacją. Zaszczyca go tylko jednym spojrzeniem po czym się odsuwa by ich wpuścić.

– Witaj Louis. – Dan cmoka szatyna lekko w policzek. – Zostawię was samych. Nie chce wam przeszkadzać. Będę pod telefonem kochanie. Jeśli będziesz chciał żebym po ciebie przyjechała dzwoń. A ty Louis, zaopiekuj się moim mężem i nie waż mi się go upijać. Słyszałam te wszystkie historie od Gemmy kiedy przyjeżdżała tu w nocy po swojego narzeczonego, który nie kontaktował. – grozi ich przyjacielowi palcem i jeszcze raz cmoka go tym razem w usta. – Powodzenia, kochanie. Pamiętaj o tym o czym ci mówiłam.

– Oczywiście kochanie. Kocham cię. – przytulają się na pożegnanie. Po chwili drzwi się zamykają, a Louis wciąż stoi w progu. On z powrotem się do niego obraca spoglądając na przyjaciela, który również ma już teraz zawieszone na nim spojrzenie.

– Możesz się rozebrać. Ja wezmę tylko szybki prysznic żaby nie śmierdzieć i zaraz do ciebie przyjdę. Jakbyś chciał się czegoś napić kuchnia jest na prawo. – Tomlinson od razu znika w łazience, a on zostaje w przedpokoju. Bierze głęboki wdech i powoli zaczyna rozpinać swój długi płaszcz by powiesić go na wieszaku. To samo robi z butami układając je równo koło wycieraczki. Poprawia nieco swoje przydługawe włosy i powoli wchodzi głębiej do mieszkania by się rozejrzeć. Jego serce mimowolnie hulało w piersi. Był bardzo zestresowany. Został sam z Louisem w jego mieszkaniu. Teraz muszą już sami sobie poradzić. Z jednej strony cieszył się, że Danielle już wyszła i nie będzie się przyglądać temu lub czekać w mieszkaniu Louisa aż skończą. Byłoby to nieco niekomfortowe. Jednak jej brak sprawiał, że był niepewny i nie wiedział jak właściwie mają zacząć temat. Jak w ogóle zaczną cały ten proces. W końcu zbliżenie jest bardzo intymne, a oni są tylko przyjaciółmi. Ma nadzieję, że Louis nie jest tak samo zestresowany jak on i będzie wiedział co robić. Ma też nadzieję, że nie uzna go za strachliwego dzieciaka. Po chwili siada na jednym z krzeseł oczekując, aż szatyn wróci. Słyszał przez chwile dźwięk prysznica. Kiedy ten ustał, spiął się jeszcze bardziej i oczekiwał jak mężczyzna pojawi się w pomieszczeniu. Ten już po chwili to zrobił. Jego klatka piersiowa była naga i mokra, a biodra okalał jedynie mały przywiązany dookoła ręcznik. Jego oczy od razu się rozszerzyły, a wzrok zniżył do bioder mężczyzny który za pewne nie miał już na sobie bielizny. Normalnie pewnie to by nie zrobiło na nim takiego wrażenia, lecz teraz miał świadomość co będą za chwile robić. Nigdy nie gustował w mężczyznach, jednak nie potrafił się mu nie przyglądać. W końcu będą ze sobą uprawiać seks. Dotykać się. Obiektywnie rzecz biorąc ten był przystojny i męski. Jego ciało było wyrobione za pewne od pracy w warsztacie. Nie wie co jeszcze mógłby dodać. Na pewno Louis był w tym bardzo dobry, skoro tyle kobiet i mężczyzn chciało z nim to robić.

– Uznałem, że nie ma sensu się ubierać jak i tak zaraz bym musiał z powrotem się rozebrać. – słyszy wyjaśnienie i widzi jak Louis podchodzi swobodnie do lodówki i wyjmuje z niej wino. – Wiem, że nie miałem cię upijać ale przyda się kieliszek na rozluźnienie. Co ty na to? – wzrok przyjaciela jest teraz utkwiony na nim. On kiwa powoli głową na tak, a szatyn wyjmuje dwa kieliszki i jeden podsuwa tuż obok niego. Po chwili otwiera butelkę i zasiada naprzeciwko. – W porządku? Możemy najpierw o tym porozmawiać jeśli masz ochotę. Właściwie to nie mieliśmy szansy.

Harry upija łyk wina z kieliszka i uśmiecha się delikatnie. Nie chce drążyć niewygodnego tematu. Czuł się już wystarczająco niekomfortowo.

– Masz ładne mieszkanie. – na jego słowa szatyn automatycznie również szeroko się uśmiecha, a przy jego oczach jak zwykle pojawiają się te ładne kurze łapki. Mimo iż pojawiły się z wiekiem mu się bardzo podobały. Pasowały do Louisa i kiedy się ukazywały ten zawsze szczerze się uśmiechał.

– Przyznam się, że specjalnie na wasz przyjazd posprzątałem. Zwykle nie jest tu tak ładnie. Ale pewnie wy macie zawsze porządek– mężczyzna również pije swoje wino, a on czuje się już nieco spokojniejszy i mniej zestresowany. Mogą normalnie przed tym pogadać. Może nie będzie aż tak źle i się dogadają. Może wcale nie musi się tego aż tak obawiać. W końcu to tylko Louis, a nie jakiś obcy facet.

– Nie zawsze. – to było lekkie kłamstwo. Jednak Louis nie postanowił tego kwestionować. – Dziękuje jeszcze raz, że się zgodziłeś. Jesteśmy ci oboje z Danielle bardzo wdzięczni, że dla nas poświęcasz ten czas.

– Proszę cię. Nie dziękuj mi. Jeszcze nic nie zrobiłem. Podziękujesz jak się uda. Nie wiem co mam ci odpowiedzieć kiedy tak na mnie patrzysz. – Tomlinson wypija swoje wino do końca po czym nalewa sobie kolejny kieliszek. On chce go zatrzymać i go upomnieć, że alkohol zabija plemniki ale gryzie się w język. Nie chce wyjść na dziwaka. Już za pewne w jego oczach jest nieco dziwny. On dziękuje gestem kiedy ten proponuje mu więcej i patrzy przyjaźnie i w milczeniu na Louisa kiedy ten opróżnia swój drugi kieliszek. Po tym mężczyzna już odsuwa wino i wstaje z miejsca jakby rozumiejąc jego wzrok jako komunikat, że na tym powinni zakończyć. – Pokaże ci moją sypialnie. Tam będzie nam najwygodniej. – Louis drapie się lekko po zaroście i zaprasza go gestem by wstał. Potem przepuszcza w przejściu i zaprasza do swojego pokoju. To wszystko było inne niż wyglądało u niego w życiu prywatnym. To on dbał o swoją żonę. Oczywiście ona o niego też, ale w sytuacjach takich jak ta, to on proponował wino jej lub przypuszczał ją w drzwiach. On starał się stworzyć romantyczną atmosferę. Może nie powinien tego porównywać lecz teraz to on był tym adorowanym. Nie wie czemu ale poczuł wewnętrzny spokój i bez większych obaw wszedł do sypialni przyjaciela i z miłym uśmiechem usiadł na jego pościeli. Ten przypatrywał mu się z dziwnym wyrazem twarzy. Nie potrafił tego rozszyfrować. – Pójdę się przygotować, yhm. Możesz się rozebrać. – słyszy jego głos. Brzmiał inaczej. Nieco niepewnie? Za pewne nie był szczególnie zadowolony z tej całej sytuacji.
Louis zawsze lubił seks i nigdy nie wyglądał jakby jakoś specjalnie się tego wstydził. Przeciwnie. Często podczas pobytów w „Sunflower" opowiadał wszystkim kogo udało mu się zaliczyć. Lubił zabawiać się z kobietami i mężczyznami. Często również przy nim podrywał różne osoby, a te wydawały się być nim totalnie oczarowane. Miał w tym spore doświadczenie. Było to nieco stresujące. Z pewnością nie był w jego typie i nie będzie podobało mu się to jaki będzie w tym Harry. W końcu nigdy tego nie robił. I niańczenie go pewnie będzie dla niego nudne. Dla niego seks nigdy nie był czymś ważnym. Robił to bo był w związku ale bez problemu mógłby się bez tego obyć.
Przegryzł wargę, zaczynajac zdejmować z siebie obcisłe dżinsy. Zerknął na drzwi za którymi zniknął Louis. Za pewne musi się rozgrzać zanim zaczną to robić. Kiedy jego spodnie leżały już dokładnie złożone na łóżku zdjął również koszulkę. W końcu jego przyjaciel także miał ją ściągniętą. Potem zdjął także skarpetki i z powrotem usiadł. Nie mógł się przemóc, by też zdjąć bieliznę. Nie miał się za brzydkiego czy nieatrakcyjnego. Wie, że był całkiem przystojny. Ale wstydził się. Nie wie co pomyśli o nim Louis i to wszystko go przytłaczało. Ta cała sytuacja była niekomfortowa. Pragnął dziecka ale czuł, że to wszystko nie powinno się tak odbywać. Że będzie tego żałować. Przecież był heteroseksualnym mężczyzną, a zaraz miał zostać zapłodniony przez innego faceta. To była zdrada. On był przecież żonaty.

Wkrótce w sypialni stanął również Louis. Wciąż miał na biodrach ręcznik. Jego policzki były lekko rumiane i wyglądał na rozpalonego. Był podniecony. W końcu za pewne się masturbował. Niezręcznie podrapał się dłonią w kark i uśmiechnął do niego. On w przypływie chwili lekko zakrył swoją klatkę piersiową dłońmi. Obaj milczeli. Wodził wzorkiem po Louisie. Był opalony, a jego mięśnie były mocno zarysowane, a uda mocne i wysportowane. Miał wrażenie, że ten też się mu przypatruje. Że zerka na jego nogi i częściowo zakrytą przed dłonie klatkę piersiową.
Szatyn w końcu zbliżył się do niego i usiadł przy nim na łóżku.

– To teraz musimy chyba zdjąć bieliznę, kochanie. Inaczej dalej nie ruszymy. – widzi mały zachęcający uśmiech na twarzy Louisa.

– Prosiłem cię Louis, żebyś mnie tak nie nazywał. – mówi powolnie poprawiając nieco swoje włosy. Mężczyzna nie reaguje na jego słowa jedynie ściąga z siebie swój ręcznik ukazując mu się nagi w pełnej krasie. On nie potrafi się powstrzymać, żeby mu się nie przyjrzeć. Jego przyrodzenie było w pełnym wzwodzie, a mężczyzna tak jak się spodziewał był już gotowy. Patrzał się chyba nieco zbyt długo ponieważ usłyszał cichy, nieco nerwowy śmiech obok siebie.

– Tak. To jest mój penis. Twój pierwszy, prawda? Ale widziałeś już swój więc przypuszczam, że nie jesteś zbyt zdziwiony jego wyglądem.

– Wybacz. Jestem nieco poddenerwowany. – przyznaje również wstając i powolnie ściągając z siebie bokserki. Teraz już był całkowicie nagi. Nie zdążył nawet zerknąć na Louisa by zobaczyć jego reakcje, ponieważ ten lekko go pociąga i popycha na łóżko unosząc się nad nim z dziwnym nieznanym mu uśmieszkiem na ustach. Oddychał nieco szybciej czując ciepło bijące od ciała przyjaciela unoszącego się nad nim.

– Spokojnie Harold. Nic się nie dzieje. Będę ci mówił co robie, dobrze? Jak coś ci będzie nie pasować to powiedz. Wtedy przestane. – jego głos jest spokojny i patrzy na niego z powagą ale także uspokajającym uśmiechem. – Jeśli chcesz wiedzieć ja też się stresuje. Nie chce żeby cię bolało i było ci nieprzyjemnie.

– W porządku. – odpowiada przypatrując się jego twarzy nachylającej się tuż nad nim i oddaje mu słaby uśmiech – Nie martw się. Nic mi nie będzie.

– Lubrykant. Pewnie używaliście jakiegoś nawilżacza z Danielle. My też tego potrzebujemy, żeby cię zbyt mocno nie bolało. Najpierw nawilże tym siebie, a potem ciebie. Dobrze? – Tomlinson zerka po krótce na jego twarz, a kiedy otrzymuje lekkie kiwnięcie głową wyciska trochę żelu z tubki i zaczyna obsmarowywać nim swoje przyrodzenie. On patrzy na to uważnie czując lekkie napływające do twarzy rumieńce. Później czuje jak Louis unosi się na kolanach i lekko dotyka placami jego bioder. On jak na zawołanie lekko drży. Otrzymuje od Louisa mały uśmiech. Ten lekko gładzi jego boki, po czym rozwiera lekko jego zwarte ze sobą uda. On rozumiejąc co ma zrobić, rozchyla je przed nim. Teraz już jest chyba cały rumiany i zawstydzony aż po szyję. Nigdy nie robił czegoś takiego i nie musiał pokazywać tak wiele. Pocieszało go jedynie, że nie był z tym sam. Louis powiedział, że też się tym stresuje. Nie tylko on. Mężczyzna wyciska trochę żelu na swoje palce, po czym z powrotem się nad nim nachyla. Ma wrażenie, że ten słyszy jak bardzo bije mu serce i jak bardzo jest spięty. Patrzy w sufit czekając aż ten zacznie go nawilżać między nogami ale niespodziewanie czuje małe mokre cmokniecie na swoim sutku. Cały się wzdryga i patrzy na szatyna który psotnie się uśmiecha.

– Co robisz? – pyta mrugając szybko rzęsami i przypatrując się przyjacielowi który robi to samo ale z drugim jego sutkiem, wodząc wolną dłonią bez żelu po jego nagim torsie.

– Musisz się rozluźnić kotku. Inaczej nie pójdę dalej. Spróbuj się nie koncentrować na tym co mamy zrobić, tylko troszkę się wyluzować. Pomyśl o czymś miłym i zaufaj mi. – słyszy i wstrzymuje oddech, kiedy czuje gorący język krążący wokół jego wrażliwego sutka i delikatnie zaczepiającego o niego zębami. Te od razu pod wpływem przyjemnego ssania, zrobiły się twarde i wdzięcznie się wyprężyły. Louis był chyba z siebie zadowolony, ponieważ wciąż krążył wokół nich ustami powodując to, że te go dziwnie łaskotały, a on lekko się wyginał. Postanowił go posłuchać i postarać się odprężyć. Jedynie wstrzymał powietrze, kiedy ten ponownie pogłaskał go po biodrach, a potem po wnętrzu jego ud. Spiął się znów, kiedy poczuł zimne palce pomiędzy swoimi udami ale język, który ponownie pocałował jego sutek sprawił, że rozchylił nieco mocniej nogi pozwalając na to, by jego przyjaciel swobodnie krążył dłońmi pomiędzy nimi. Po chwili poczuł palce Tomlinsona pocierające jego intymne miejsce. Żel był zimny, a szatyn starał się delikatnie wcierać go między jego uda. Wstrzymał znów powietrze, kiedy ten zaczął wsuwać delikatnie do środka jeden z nich.

– Oddychaj kochanie. – słyszysz głos tuż przy swojej twarzy i widzi mały uśmiech Louisa który ma swój palec między jego udami. Jego spojrzenie było dziwne jakby ten był podekscytowany. Posłusznie skinął głową z powrotem starając się, cicho oddychać i nie zastygać w miejscu. Lekko sapnął, kiedy do jednego palca doszedł drugi i poczuł, że lekko zaczęło mu się kręcić w głowie. To było bardzo dziwne uczucie. Lekko go bolało, było nieco niekomfortowe ale nie jakoś specjalnie złe. Po prostu nowe. W końcu palce zniknęły, a Louis chwycił lekko za jego podbródek mówiąc w jego usta – Jesteś pewien Harry? Może na początku boleć. Nie chce zrobić ci krzywdy.

– Po prostu zróbmy to, po co tu jesteśmy. – po jego słowach Louis Tomlinson ułożył się wygodniej między jego nogami. On nie potrafił się skupić na myśleniu o czymś innym. Jego wzrok zjeżdżał w dół i doskonale widział jak mężczyzna obejmuje dłonią swoje przyrodzenie i powoli nakierowuje je między jego uda. Po chwili czuje jego czubek pocierający się o jego intymność, a za moment jak jego kawałek wchodzi w jego wnętrze. Znów powstrzymuje oddech i się spina nie chcąc jęczeć z bólu ale wtedy znowu szatyn się nad nim pochyla i szepcze w jego usta.

– Oddychaj. Nie masz czego się wstydzić. – delikatnie głaszcze jego loki opadające na poduszkę i wsuwa się nieco głębiej. Mu wymyka się z buzi głośny jęk i krzywi się z bólu. Louis oczywiście się zatrzymuje, by spojrzeć na jego twarz i w jego przymknięte teraz powieki.
– Powiedz jeśli mam przestać. Mogę poczekać.– jego głos jest kojący, a on kręci głową na nie.

– Kontynuuj. Chce mieć to z głowy. – po tych słowach czuje jak ten powoli wsuwa się co raz głębiej. On czuje ból i nie wie jak ktoś może to lubić. Gdyby nie pragnął dziecka nigdy w życiu by się na coś takiego nie zgodził. Nawet by o tym nie pomyślał. Czuje jak coś długiego i grubego jest co raz głębiej w jego wnętrzu. Jego nogi się trzęsą, a on z każdą chwilą czuł, że traci kontrole nad swoim ciałem. Louis był już w jego wnętrzu i lekko się poruszył. Myślał, że to zaboli i będzie musiał go powstrzymać ale poczuł coś dziwnie przyjemnego w swoim brzuchu i znów niekontrolowanie jęknął.

– Boli? – słyszy to troskliwe pytanie znów tuż przy swoich ustach, a on powoli oddycha żeby się uspokoić.

– Nie. Tylko trochę. – kiedy szatyn to słyszy jak na zawołanie porusza się nieco głębiej i mocniej chwytając za jego boki. Jakby to był sygnał, że się przyzwyczaił i może wreszcie zacząć. On kurczowo chwyta za pościel, czując jak z każdym ruchem robi mu się co raz przyjemniej. Jego przyrodzenie również się pobudziło tylko tym, że Louis wsuwał i wysuwał się z jego wnętrza. On zacisnął kolana na bokach mężczyzny i cicho sapał i pojękiwał w jego usta. Nigdy chyba nie czuł czegoś takiego. Oczywiście nie raz uprawiał seks ze swoją żoną ale to co właśnie robili sprawiało, że jego ciało samo nie wiedziało co się z nim dzieje. Sam nie wiedział co sprawiało, że jeszcze chwilę temu myślał, że nigdy z własnej woli by tego nie chciał robić, a teraz ma wrażenie, że to najprzyjemniejsze czego w życiu doświadczył. Nie wie ile minęło. Jak długo obaj sapali sobie w usta i oddychali tuż przy swoich twarzach. Wie jedynie, że w końcu oplótł nogami plecy Louisa chcąc go czuć jeszcze bliżej, a swoje paznokcie wbił w jego plecy. Jednym razem poczuł jak penis Tomlinsona drży w jego ciele. Jego czując to już dłużej nie wytrzymuje i chwile po tym kończy brudząc ich torsy spermą. Louis nie zwraca na to większej uwagi i wciąż porusza się szybko w jego wnętrzu. W końcu sam dochodzi. Czuje jak w jego ciele rozlewa się gorący płyn. Jest to kolejne dziwne uczucie. Ale wciąż przyjemne. Szatyn tuż po tym, opada na niego lekko ciałem opierając się łokciami po obu stronach jego głowy. Oboje głośno oddychają w swoje usta. Ich klatki unoszą się niespokojnie w górę i w dół. Czuje jak jest spocony i jak jego mokre włosy przyczepiają mu się do czoła.
Zrobili to. Nie wiedział, że będzie czuł po czymś takim coś takiego. W końcu był heteroseksualny i nigdy nie interesowali go mężczyźni, a tym bardziej gejowski seks.
A jednocześnie seks nigdy wcześniej nie zrobił na nim takiego wrażenia i nie doprowadził do takiego stanu. Był oczywiście przyjemny ale to co poczuł teraz było po prostu z tym nieporównywalne. To go nieco przeraziło. Nie powinno tak być. Za pewne dlatego Louis miał tyle partnerów i partnerek. Był w tym po prostu dobry.
Jego przyjaciel chwile na nim leży z niego nie wychodząc. On nie wie jak ma się zachować. Ma mu podziękować? Co prawda nie chce wstawać i odchodzić. Wolałby jeszcze chwile poleżeć. Jednak wie, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Zrobili już to co mieli zrobić.
Danielle pewnie na niego czeka i się martwi oraz za pewne będzie chciała wiedzieć wszystko ze szczegółami. Kiedy Tomlinson opada na miejsce obok on prawie od razu wyplątuje się z uścisku i podnosi się do siadu. Kiedy wstaje czuje pieczenie między udami i nieznany dotąd ból. Krzywi się nieznacznie i powoli się prostuje. Czuje na swoich plecach palący wzrok przyjaciela, który wciąż leży i milczy. On postanawia, że weźmie prysznic u siebie. I tak nie ma czystych ubrań. Od razu zakłada na siebie bokserki i z małym bólem zgina się, by założyć także spodnie. Kiedy jego elegancka koszula jest już zapięta, zerka na Louisa który wciąż mu się przypatruje. Nie potrafi rozszyfrować jego wyrazu twarzy, ale Harry postanawia się do niego po prostu uśmiechnąć.

– Dziękuję Ci Louis. Mam nadzieję, że nam się udało. Nie potrafię opisać jak bardzo jestem wdzięczny. Nie musisz wstawać. Znam drogę do wyjścia. Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro