12. Przymierze z demonem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sundbury, wieczór

Otworzyłam drzwi domku. Reszta po kolei wchodziła do środka za mną, z wyjątkiem Meg i Cas'a, ich zatrzymała przed wejściem niewidzialna bariera.

- Cholera. Czemu nie możemy wejść?- demonica zaczęła uderzać rękoma w niewidzialną barierę.

- Sorry, zapomniałam że jesteście nadprzyrodzonymi istotami. A ten dom dzięki starożytnej figurce, którą zdobyłam będąc w Europie jest chroniony przed takimi jak wy.

- Przed wszystkimi potworami też?- zapytał blondyn.

- Tak.

- Super. Czemu my tego nie mamy?

- To jak teraz się tu dostaną?- spojrzał pytająco na mnie Sam.

- Jak dla mnie mogą zostać na zewnątrz, żartuję.- dodałam i podeszłam do figurki stojącej na stoliku pod ścianą. Wyjęłam z niej dwa małe okrągłe talizmany. Podeszłam do Meg i Cas'a podając im je.

- Trzymajcie je przy sobie, a będziecie mogli tu wejść.

To miejsce miało być schronem przed takimi jak oni, a teraz wpuściłam dwie nadprzyrodzone istoty. Czuje się jakbym sama siebie zdradziła.

Zaprowadziłam Kevina do piwnicy aby miał więcej swobody i mógł skupić się na tłumaczeniu tabliczki.

- Wybacz za bałagan ale rzadko kiedy miewam gości.- zaczęłam trochę ogarniać tu, zabrałam ze stołu narzędzia aby zrobić mu miejsce.

- Wygląda jak loch do tortur seksualnych? To taki loch?

- Tak.- spojrzał się dziwnie.

- Naprawdę?

- Oczywiście że nie. Siadaj tu i czytaj.- wskazałam mu miejsce.

Siedzimy tu już ponad pół godziny.
Chłopak nagle zaczął niespokojnie oddychać.

- Kevin?

- Za wiele tego. Co się stało z moim życiem?! Jestem tylko dzieckiem z Michigan. Nie chciałem być strażnikiem słowa!- dostał ataku paniki.

- Chyba musisz pooddychać przez torbę.- wstałam w poszukiwaniu papierowej torby.

- Nie jestem gotowy na czynnik nadprzyrodzony w moim światopoglądzie.- gdy znalazłam to czego szukałam podeszłam do niego przykładając mu do twarzy torbę i masując barki. Chwycił ode mnie przedmiot i zaczął przez niego oddychać.

- Już dobrze. Właśnie tak. Uspokój się.

Wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce. Kevin odłożył torbę już uspokojony, kryzys załamania nerwowego zażegnany.

- Co ja ci mogę powiedzieć? Zostałeś wybrany. Nie pytaj "dlaczego ty?" bo aniołów to nie obchodzi. Zrób co masz do zrobienia, a może wszystko się jakoś dla ciebie w miarę dobrze ułoży.- nigdy dobrze nie wychodziło mi pocieszanie innych, tym razem też nie wiedziałam jak go pocieszyć ale chyba mi się udało bo wrócił do czytania.

~~~

Kevin został w piwnicy, a ja zresztą jestem teraz w salonie.

- Widzicie zniknęła. Pewnie przyprowadzi tu armię demonów, która nas wykończy.- chodziłam rozjuszona po pokoju. Meg gdzieś zniknęła, pewnie poszła nas wydać.

- Przestań tak chodzić, to denerwujące.- odezwał się Dean, posłałam mu jedynie ostrzegawcze spojrzenie.

Pod drzwiami narysowałam pułapkę na demony gdyby Meg raczyła wrócić.

Po jakimś czasie w końcu wróciła i od razu wpadła w zasadzkę.

- Nie spodziewałam się że wrócisz, a na pewno nie bez armii demonów.- gdyby wzrok mógł zabijać Meg była by już trupem.

- Ratuję nam tyłki, a wy czekacie na mnie z pułapką.- wyciągnęła nóż na demony, Dean go jej zabrał.- Przed chwilą zabiłam dwóch ludzi Crowleya, którzy zauważyli nas gdy mieliśmy postój na stacji. Mogłam postąpić inaczej ale tego nie zrobiłam.

- Nawiasem mówiąc to prawda. Na ostrzu jest krew innych demonów.- powiedział Cas biorąc do ręki ostrze i mu się przyjrzał.

- Nic nie kombinuje. Jednego dowiedziałam się o tym świecie. Znajdź cel i mu służ. Poświęć mu się a uporządkuje ci życie. Tym były dla mnie misje Lucyfera i żółtookiego.- chwila, ona powiedziała że służyła Lucyferowi?
To przez sługusów diabła zginął mój narzeczony i jego siostra, Kol i Bonnie. Zostali opętani, a gdy już nie byli potrzebni zabili ich. Krew zaczęła buzować mi się w żyłach ale starałam się nie okazywać zdenerwowania.

- Mamy ci zaufać bo chciałaś uwolnić Szatana z Piekła?- zapytałam tak jadowicie jak tylko mogłam.

- Mówię o celu jako powodzie by rano wstać z łóżka. Z czasem się one zmieniają. Uczymy się z wiekiem. Moim obecnym celem jest obalenie króla. Do tego będzie mi potrzebna pomoc. Dlatego nie mam zamiaru was oszukiwać ani stracić jedynego anioła, który mi pomagał.

Może to co mówi jest szczere bo w sumie nie opłacała by się jej gra na dwa fronty, było by to kiepskie posunięcie. Dean starł kawałek pułapki aby mogła normalnie się poruszać.

Niestety wróciły bolesne wspomnienia dlatego prawie wybiegłam tylnymi drzwiami na werandę aby się uspokoić. Zanim opuściłam pomieszczenie usłyszałam niewyraźny głos Meg:

- Powiedziałam coś nie tak.

- Chodzi raczej z kim kiedyś trzymałaś.- odpowiedział jej Dean.

~~~~~

Stałam chwilę opierając się o drewnianą poręcz z zamkniętymi oczami. Chłodny wiatr otulał moją twarz. Już lepiej się czuje choć nadal mnie to boli.
Poczułam jak ktoś od tyłu mnie przytula. Wiedziałam od razu że to on, wszędzie rozpoznałabym zapach jego wody kolońskiej. Mimowolnie na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech.

- Wszystko w porządku?

- Teraz tak.

- To dobrze. Chodź do środka.- brązowowłosy pociągnął mnie za rękę do pomieszczenia.

Wspominałam kiedyś Winchester'om o tym dlatego Sam nawet nie pytał o co może chodzić.

Wchodząc do salonu widziałam jak Dean stoi nad siedzącą na krzesełku ze spuszczoną głową Meg i coś jej tłumaczy gestykulując przy tym rękoma.

- O co chodzi?

- Po tym jak wyszłaś Dean postanowił pouczyć Meg aby uważała na to co mówi gdy ty jesteś w pobliżu i że powinna być wdzięczna, że jej nie zabiłaś a do tego pozwoliłaś jej tu być.

Oh, jakie to miłe z jego strony.

- Już jej tak nie męcz Dean.- blondyn odwrócił się do mnie.

- Już dobrze?- zapytał, a ja machnęłam głową na tak.

- Teraz jedynym problemem jest Hester.- odezwał się anioł.

- Co?- równocześnie powiedzieliśmy i spojrzeliśmy na niego.

- Zabijając demona wysyłasz jasny sygnał.- wytłumaczył Cas.

- Potrzebujemy dodatkowej ochrony.- powiedziałam.

- Mówiłaś że ta figurka chroni ten dom.

- No tak. Najazd demonów by wytrzymała ale nie aniołów. One są silniejsze.- zaczęłam grzebać w szafkach aby znaleźć składniki na dodatkowe ochronne zaklęcia.

Znowu światła zaczęły mrugać, a figurka eksplodowała, zostawiając nas całkowicie bez ochrony. Cholera!

Pojawili się, Hester i Inias. Pierwsza odezwała się anielica:

- Zabrałeś nam proroka?!- krzyknęła z wyrzutem na Castiela.

- Przepraszam.

- Upadłeś w każdy możliwy sposób.

- Musimy postępować według kodeksu. Pomóż nam wykonać zadanie.- spokojnie powiedział Inias.

- Nie potrzebujemy jego pozwolenia ani jego pomocy. Strażnik udaje się dziś na pustynię.- machnęła ręką do Iniasa, ten zniknął a po chwili pojawił się z Kevinem.

- Puść go!- rozkazałam aniołowi. Może to lekkomyślne posunięcie ale trzeba coś zrobić, to jeszcze dziecko.

- Nie rozumiecie że próbujemy posprzątać bałagan, który narobił jeden z waszych!- do dyskusji dołączył się Dean.

- Anioł sprowadził tu lewiatany, a oni błagali go żeby tego nie robił.- Cas spojrzał przepraszająco na Winchester'ów.

- Dajcie nam trochę czasu. Zaopiekujemy się waszym prorokiem.- próbował negocjować blondyn.

- Czemu po wszystkim co nam zabraliście mamy dać wam cokolwiek? Castiel był zgubiony w chwili gdy wyciągnął cię z piekła!- wskazała Deana podchodząc do niego.- Zapłacisz za to!

Drogę do blondyna zastawił jej Cas.

- Zesłano nas tu by ich chronić.

- Nie Castiel. Dość tego szaleństwa! Koniec z obietnicami i nowymi bogami!!- anielica uderzyła go w twarz, a on się przewrócił. Złapała go za koszulę podnosząc do góry i znowu uderzyła.

- Nie, Hester! Proszę, zostało nas tak niewielu.- odezwał się jej towarzysz.

- Chciałeś wolnej woli. Teraz ja podejmuję decyzję.- wyjęła ostrze i zamachnęła się ale nie zdążyła zabić Cas'a bo Meg przebiła ją anielskim ostrzem od tyłu. Przez chwilę pomieszczenie wypełniło jasny blask, ciało anielicy upadło bezwładnie na ziemię.

- No co? Ktoś musiał to zrobić.

~~~~

Następny dzień, rano.

- Dzięki Kevin. Niewielu dałoby radę.- przytuliłam chłopaka na pożegnanie.

- Wszystko gra wybrańcu? - zwrócił się do niego Dean, ten pokiwał na tak.

- Tylko odzywaj się czasami, jasne?

- Tak.

- Gotowy, Kevinie Tranie?- zapytał Inias.- Zabierzcie strażnika do jego domu. Będziemy go tam pilnować.- zwrócił się do swoich braci.

Zanim znikneli pomachałam Kevinowi. Oby dał sobie radę.

- Meg gdzieś zniknęła.- rzekł Sam.

- Spokojnie, lubi się przyczaić.- odpowiedział mu Cass.

Po tym jak Meg zabiła Hester ustaliliśmy z Irniasem, że gdy Kevin przetłumaczy jak pozbyć się lewiatanów dopiero wtedy będą mogli go zabrać.

Zaczęłam czytać notatki które Kevin mi dał.

- Lewiatana można zabić jedynie kością prawego śmiertelnika obmytą w krwi trzech upadłych.

- To zacznijmy od upadłego anioła.

- Znacie mnie. Z chęcią oddam krew za was.- Castiel wręczył Deanowi fiolkę ze swoją krwią.

- Co teraz zrobisz, Cass?- zapytał Sam.

- Nie wiem.- i po prostu zniknął.

- Jak zwykle.- skomentował Dean.

- Bierzmy się do pracy, chłopcy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro