16. Powiedz pa pa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc, w drodze do kaplicy

Dean wpadł na pomysł że aby zdobyć kość świętego musimy odwiedzić miejsce gdzie chowają takie osoby.
Na miejscu zaczęliśmy zastanawiać się kogo wybrać, padło na siostrę Marty Constant, 83 lata milczącej pokornej dobroci.

Mamy prawie wszystko, został tylko ostatni składnik. Dlatego postanowiliśmy wezwać Crowley'a.

-Czemu się nie pojawił?- zapytałam gdy próba wezwania Crowley'a się nie powiodła.

-Może próbuje wejść z hukiem?-zaproponował Sam.

-Sukinsyn nas wystawił.- wściekł się blondyn.

-Przyzwaliśmy go. Musi się pojawić.- rzekł Sam.

-Chyba że nie może bo coś poszło nie tak.- powiedziałam patrząc na chłopaków.

Nagle do chaty weszła zdenerwowana Meg, a za nią Castiel.

-Sami się z nim męczcie. Ja już nie daję rady. Ukryłam się na końcu świata gdy ten-wskazała anioła- pojawił się znikąd i zabrał mnie prosto tutaj.- skrzyżowała ręce niezadowolona z czynu Castiel'a.

-Dlaczego? - Dean skierował pytanie do demonicy.

-Jego zapytaj. Najpierw był twoim chłopakiem.- ja z Samem zaśmialiśmy się cicho na co blondyn posłał nam gniewne spojrzenie.

-Chodzi o garnizon. Cisza była tak ogłuszająca, że poszedłem sprawdzić do domu proroka. Lewiatany mogą zabijać anioły dlatego Ojciec zamknął je w Czyśćcu. Cały garnizon nie żyje.-powiedział Cas.

-Chwila, jeśli anioły nie żyją to gdzie jest Kevin?- wiedziałam że coś się stało, czułam to.

-Lewiatany go porwały.

-Cholera.

-Po co to wszystko?- Meg podeszła do stołu, na którym znajduje się naczynie do przyzwania Crowley'a.

-Wezwaliśmy Crowley'a.-powiedział Sam.

-Jak to?- demonica spięła się.

-Spoko, nie zjawił się. Wystawił nas.

-Wybaczcie ale ja spadam. Może ...-Meg chciała wyjść ale drogę zastawił jej Crowley, który nagle się pojawił.

-Zjawić się w każdej chwili.- dokończył jej zdanie przybyły.- Wybaczcie spóźnienie. Nie masz dokąd uciec.-zwrócił się do demonicy- Nawet nie myśl o opuszczeniu tego ciała, kiciu. Całe miejsce jest pod obserwacją.

-Zostaw ją.- w obronie Meg stanął Cas.

-Gdy ostatnio rozmawialiśmy zniewoliłeś mnie. Dlaczego nie jesteś martwy, hm? Z chęcią ci w tym pomogę.

-Wystarczy.- powiedział Dean.

-To ja o tym decyduję. Przyszedłem pomóc, a okazuje się że mnie okłamujecie ukrywając anioła. I to nie byle jakiego. Akurat tego, którego najbardziej chcę obrócić w pierzynę.- chyba naprawdę jest wkurzony bo trochę poczerwieniał na twarzy.

-Wystarczy tego dramatu. Nie jesteśmy tu aby rozwiązać wasze dawne rozterki tylko wykończyć Dicka.- moja irytacja sięgnęła zenitu. Udało się. Demon wyjął z kieszeni płaszcza fiolkę z czerwoną cieczą.

-Podarek.-z uśmieszkiem podał mi fiolkę.

-Zapakowany i gotowy do użycia?- uniosłam brew ze zdziwienia podejrzewając demona o podstęp.

-Jestem wzorem efektywności.

-To dlaczego się spóźniłeś?- zapytał Sam.

-Dick mnie uwięził. Nie jest idiotą. Wie że chcecie go dopaść.

-Co ci zaoferował?

-Uczciwy układ. W zamian za danie wam niewłaściwej krwi. To krew demona ale czy moja?

-Czyli mamy ci zaufać?- prychnął pogardliwie Dean.

-Na Boga, nie ufajcie nikomu. Nauczyłem się tego od mojego ostatniego wspólnika.- spojrzał na anioła - I bonus. Meg zabiorę cię do domu i będę przysmażał aż wyschniesz. Ale jeszcze nie teraz.- po skończeniu swojego monologu zniknął.

~~~~~

Do naczynia wleliśmy potrzebną krew. Dean zamoczył naostrzoną kość świętego.

-Żadnych grzmotów czy błyskawic?

-Może nie zadziałało?

-Myślicie że Crowley chce nas wykiwać?- spojrzałam na braci.

-Trzeba się dowiedzieć czyjej śmierci pragnie bardziej. Naszej czy Dicka.- powiedział Sam.

-Zależy co zaoferował Dick.- dodałam.

Pojawił się obok mnie nagle Castiel. Instynktownie podskoczyłam łapiąc się za serce. Winchester'zy zaśmiali się z mojej reakcji.

-Castiel, nie rób tak bo dostanę zawału.

-Zawał rzadko zdarza się z powodu wystraszenia się czegoś, a zwłaszcza jeśli jest się młodą i zdrową kobietą. Znacznie częściej umierają z tego powodu mężczyźni.

-Okay.-posłałam braciom minę typu serio?, oni jedynie wzruszyli ramionami.

-To nie powinno wam zaszkodzić. Udałem się na małą farmę w Normandii po pszenicę, sałatę i pomidora. No i gruntownie przebadałem i dodałem otuchy świni, zanim zabiłem ją dla szynki. Proszę, potrzebujecie siły.- Castiel podał nam kanapki, które sam przyrządził.

~~~~~

Skontaktowaliśmy się z Charlie aby pomogła nam zhakować monitoring w firmie Dicka. Usiedliśmy przy stole obserwując na laptopie co dzieje się w siedzibie SucroCorp.

-Mamy cię Dick.- powiedział Dean wskazując palcem monitor.

-Cholera tu też jest Dick.- rzekł Sam przełączając na następną kamerę i później na kolejną.

-Dick stworzył więcej swoich kopii. Musiał zatrzymać kawałek prawdziwego Romana.- powiedziałam.

-Nie wydaje się wam że brakuje tu jednego gatunku? Potrzebujemy kota.- anioł wszedł nagle do pomieszczenia. Co on ma z tym pojawianiem się i znikaniem?

-Masz coś do powiedzenia w temacie Dicków?- Dean podszedł do anioła.- Mógłbyś pomóc.

-Nie mogę. Rozumiesz? Wszystko zniszczyłem i znów to zrobię.

-Ty wypuściłeś te cholerstwa. Nie rób kanapek, kota też nie dostaniesz!

-Dean, przestać.- upominał go Sam.

-Nie. Posprzątaj po sobie!- krzyknął blondyn,a anioł zniknął, znowu.

-Wystraszyłeś jedyną nadzieję Imperium.- powiedziała Meg wchodząc do salonu.- Przyszło wam do głowy że wszystkie były w Cas'ie? I nie sądzę by dobrze to wspominał.

-Czyli że może widzieć przez ludzką powłokę? Będzie w stanie dostrzec prawdziwego fałszywego Dicka.

-Medal dla Ciebie, jagódko.

-Dlaczego mnie tak nazwałaś?

-Bo twoje włosy mają podobny kolor.- uśmiechnęła się demonica. Nie widzę żadnego podobieństwa ale nie mam ochoty o to się spierać.

~~~~~

Siedziba SucroCorp

Plan jest prosty. Meg odciąga uwagę wjeżdżając samochodem z rozmachem w przód budynku, załatwić lewiatany pomóc mają jej wysłannicy Crowley'a. A my wchodzimy od tyłu. Dean i Cas idą szukać Dicka, a ja z Samem znaleźć Kevina.

Rozdzieliliśmy się w różne strony. Idziemy przez korytarz przeszukując po kolei pomieszczenia. Sam przycisnął mnie do ściany przykładając palec do ust żebym była cicho. Przez korytarz obok przeszły dwa lewiatany.

-Chodźmy dalej.-szepnął cicho szatyn.

Zeszliśmy na niższe piętro.

-Myślisz że wyjdziemy z tego cało?- zapytałam cicho do długowłosego.

-Mam taką nadzieje.- odpowiedział z szczerym uśmiechem na twarzy. Może powinnam mu powiedzieć?

-A chcesz coś powiedzieć?- zapytał jakby czytał mi w myślach.

-Nie.- szybko odpowiedziałam, obym tego nie żałowała.

Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia. Kevin siedzi przywiązany do krzesła. Wyciągnęłam nóż i szybko rozcięłam więzy.

-Dobrze że nic ci nie zrobili.- przytuliłam chłopaka.

-Też dobrze was widzieć.- powiedział Kevin.

-Musimy się spieszyć.- ponaglił nas Sam.

-Nie możemy jeszcze odejść. Dick ma w laboratorium zabielacz. Zabiję wszystkich chudych.

-Co? Zwolnij. O czym Ty mówisz?

-Musimy wysadzić laboratorium.

-Trochę obcesowo ale w porządku.

Wyszliśmy z pomieszczenia. Musimy teraz znaleźć Dean'a i Cas'a.

Udało się nam ich znaleźć na drugim piętrze. Wchodząc do dużego pokoju zobaczyłam po drugiej stronie Dicka, stał z szerokim uśmiechem. Cas i Dean leżą przy ścianie znacznie dalej od niego.

-Myślicie że tak łatwo wam uda się mnie pokonać, żałosne.- nie zwrócił uwagi na nas gdy weszliśmy do pomieszczenia. Zauważyłam że obok niego leży kość. Wykorzystałam chwilę, chwyciłam za broń i wbiłam ją w kark Romana. Ten rozdziawił paszczę w gigantycznym uśmiechu. Jakieś dziwne przezroczyste fale zaczęły z niego wychodzić.

-Monic odsuń się!- usłyszałam za sobą krzyk Sama.

Lewiatan pękł, obryzgując czarną mazią wszystko w pomieszczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro