22. Dom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stan Arizona, miasteczko Shonto, miesiąc później

Pod niedużym drewnianym domem z werandą, po której rośnie zielone winogrono podjechała czarna Impala. Obok budynku po lewej stronie jest ogródek z warzywami i sad z owocowymi drzewkami, po prawej trochę dalej znajduje się stodoła i stajnia z dużym wybiegiem, w którym są konie.

-Myślisz że to tu? Monic nie wspominała że lubi konie.- odezwał się Sam.

-A jak myślisz ile w stanie Arizona jest miast, w których około osiem lat temu doszło do krwawego morderstwa prawie całej rodziny.- powiedział zirytowany zachowaniem brata Dean.- Sprawdziliśmy w policyjnych aktach, to ten adres. Dobrze że Monic chociaż wspomniała kiedyś w jakim stanie USA mieszkała bo szukanie jej znaczenie dłużej by wtedy zajęło gdybyśmy tego nie wiedzieli.

-A jeśli tu już nie mieszka? To co wtedy.- blondyn przetarł dłonią twarz zmęczony zachowaniem Sam'a.

-Litości, to na pewno tu. A nawet jeśli nie to i tak ją znajdziemy. Chodźmy już.

Dean wysiadł z auta i ruszył w kierunku domu, Sam jeszcze chwilę siedział w samochodzie zastanawiając się co jej powie, zanim zrobił to samo co brat. Weszli na werandę i zapukali w drzwi. Nikt nie otworzył dlatego Dean jeszcze raz zapukał tyle że znacznie mocniej.

-Chcesz rozwalić te drzwi?- skarcił zachowanie blondyna.

-Jeżeli nikt nie otworzy to zrobię to.

Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanęła starsza kobieta po pięćdziesiątce z krótkimi blond włosami i z wiatrówką w ręku celując w ich stronę. Chłopcy wystraszeni podnieśli ręce do góry w obronnym geście.

-Spokojnie, chcemy tylko porozmawiać.- odezwał się Sam mówiąc łagodnym tonem.

Kobieta jeszcze chwilę trzymała uniesioną broń przyglądając im się uważnie, po czym opuściła ją i z lekkim uśmiechem na ustach powiedziała:

-Sam i Dean Winchester, myślałam że już nigdy tu nie traficie. Wejdźcie.- gestem ręki zaprosiła ich do środka. Oni nie pewnie weszli. Kobieta zaprowadziła ich korytarzem do salonu po drodze odkładając wiatrówkę.

-Proszę usiądźcie.- wskazała im miejsca na kanapie.

-Dziękujemy, może nam pani powiedzieć skąd nas zna?- zapytał grzecznie Sam.

-Miły z Ciebie człowiek Samuel'u. Monic mi opowiadała o was, szczerze to raczej ja z niej siłą wyciągałam jakiekolwiek informacje o tym co ostatnio robiła. Ona nie należy do zbyt wylewnych osób.- powiedziała radośnie siadając w fotelu na przeciw braci.- Tak w ogóle jestem Anya.

-Możemy wiedzieć gdzie jest Monic?- zapytał Dean.

-Jest na przejażdżce konnej, powinna wrócić za godzinę może dłużej jeżeli odwiedzi grób najbliższych. Pewnie jesteście głodni za raz wam coś przyniosę.- blondynka wstała i wyszła z pokoju.

-Czy tylko ja dziwnie się czuję?- zapytał Dean.

-Uwierz, nie tylko ty. Najwyraźniej nic nie wiemy o Monic.- powiedział smętnie Sam.

Po paru minutach wróciła Anya z ciastem i talerzami. Chłopcy zwrócili uwagę na to że kobieta dziwnie chodzi, jakby kulała na jedną nogę.

-Dolega ci coś?- zapytał w prost Dean.

-Jeśli chodzi wam o moją nogę. Sprawa z wendigo, teraz mam od  kolana lewej nogi w dół protezę.

-Jesteś łowcą?

-Raczej byłam, teraz jestem na emeryturze. Może czasami rozwiąże jakąś sprawę jeśli jest coś w okolicy ale tak na codzień to wiodę zwykłe życie.

Na stoliku między nimi położyła przeniesione rzeczy i ukroiła ciasto. Dean'owi na ten widok zaczęła cieknąc ślinka.

-Mam nadzieję że wam posmakuje, śmiało częstujcie się.- kobieta usiadła na swoje miejsce. Dean bez jakichkolwiek zahamowań zaczął jeść. Anya na ten widok zaśmiała się. Sam nie jest zbyt głodny dlatego oddał swoją porcję gdy jego brat zjadł swój kawałek.

-Skoro tak bardzo Ci smakuje to możesz zjeść resztę, Dean.- powiedziała kobieta.

Sam rozejrzał się po salonie dokładnie przyglądając się pomieszczeniu. Pełno zdjęć na ścianach przedstawiających szczęśliwych ludzi, różnych figurek i innych zapewne rodzinnych pamiątek oraz stare pianino stojące w koncie pokoju, zdziwił się że wcześniej go nie zauważył bo ten instrument rzuca się w oczy.

-Grasz na pianinie?- zapytał młodszy.

-Nie, należy do Monic.

-Kolejna ... rzecz ... o której ... nie wiedzieliśmy ... o Monic.- powiedział Dean w tym samym czasie jedząc ciasto, brat posłał mu karcące spojrzenie.

-To prezent od jej rodziny. Gdy Monic miała 12 lat zamarzyła o grze na pianinie, rodzice zapisali ją na lekcje. Ale niestety nie było ich stać aby kupić nowy instrument aby Monic mogła grać w domu. Dlatego trzy miesiące przed świętami kupili stare nadające się jedynie do remontu pianino. Przez ten czas każdy z nich w jakiś sposób przykładał się do naprawy. W dzień wigilii przed kolacją dali jej go. Spełnili jej marzenie mimo że widać było że był używany i tak była szczęśliwa. W końcu mogła zagrać na swoim własnym pianinie. Grała im kolędy prawie cały wieczór aż palce ją bolały. Co rok od ich śmierci przyjeżdża w wigilię i gra jedną ulubioną piosenkę jej rodziców, jako pamiątka że pamięta o nich.

-To piękne.- powiedział wzruszony historią Sam, Dean'owi aż łezka zakręciła się w oku gdy tego słuchał.

-Ale jednak w jej życiu jest niestety więcej tych złych wspomnień. Zwłaszcza po śmierci rodziny, wtedy wszystko zaczęło jej się sypać.- Anya wstała i podeszła do półki z której zdjęła dwa albumy. Wręczyła je Winchester'om.

-Pewnie nie będzie zadowolona że dałam wam obejrzeć jej zdjęcia z dzieciństwa i nie tylko ale uważam że powinniście wiedzieć. W końcu jesteście dla niej ważni.- znowu usiadła w fotelu.

-Mogłabyś więcej o niej opowiedzieć?- zapytał Sam oglądając zdjęcia Monic.

-Oczywiście. Może zacznę od momentu, w którym ją poznałam. To ja zajęłam się sprawą śmierci jej rodziny. Jaka ona była wtedy załamana cały świat jej nagle runął. Sama chciała rozwiązać to, zemścić się. Prawie się przy tym zabiła, musiałam jej pomóc. Wytropiliśmy sprawców, demony, zabiła je. Wtedy zobaczyłam że nie jest zwyczajną dziewczyną, w sumie kto normalny ma naturalne granatowe włosy, ujawniły się jej wtedy zdolności. Od tamtej pory zaczęłam ją uczyć polować. Nie dlatego że ja chciałam tylko dlatego że ona chciała i nie potrafiła normalnie żyć od tamtej pory.

-Opowiadała nam o ich śmierci. To okropne.- rzekł Sam.

-Ale wy też w życiu nie mieliście łatwo.

-Racja, śmierć matki, ojciec który od dziecka szkolił nas na łowców.- powiedział beznamiętnie Dean.

-Sama też straciłam bliskich dlatego stałam się łowcą. Monic dała mi szczęście, zapełniła tą pustkę  której mi brakowało. Jest dla mnie jak córka, której nigdy nie miałam. Dała mi większy sens życia. Kocham ją. Gdyby sytuacja wymagała tego sprzedałabym nawet swoją duszę tylko po to aby ją uratować. Jest najwspanialszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.

Sam przeglądając album natrafił na zdjęcie przedstawiające osiem osób, w których jest także Monic. Pokazał je Anya.

-Kim oni są?- zapytał długowłosy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro