3. Klony

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miesiąc później, Sudbury

Chłopcy nie chcieli wracać do domu Bobby'iego więc zatrzymaliśmy się w mojej starej kryjówce na obrzeżach Sudbury. Jest to niewielki, trochę stary i zbudowany z ciemnego drewna domek znajdujący się w lesie. Wokół niego rosną brzozy, które zasłaniają go więc ten kto byłby tu pierwszy raz łatwo mógłby przeoczyć to miejsce. 

Wracając do wydarzeń sprzed miesiąca, przez pierwszy tydzień niemalże nic nie robiliśmy nawet nie rozmawialiśmy o tym co się stało. Po tygodniu postanowiłam się ogarnąć bo Bobby na pewno nie chciałby abyśmy tak się zachowywali. Zaczęłam szukać informacji o lewiatanach oraz także zaczęłam polować na własną rękę bo bracia nie byli chętni aby się przyłączyć. Dowiedziałam się że lewiatany produkują substancje, która zawarta jest w dużej liczbie, może nawet w większości, produktów. Dick twierdzi że dzięki temu produkty są zdrowsze i tym udało mu się przekonać niczego nieświadomych ludzi, którzy postanowili go poprzeć w tym. Gówno prawda, to sprawia że ludzie szybciej tyją i są jak zombie, nie funkcjonują normalnie. Lewiatany muszą być naprawdę ''chciwe'' bo ich produkt w jedzeniu spożywanym przez ludzi zabija inne potwory, które także żywią się ludźmi, na przykład wampiry, to dla nich jak trucizna. Informacjami, które zdobyłam podzieliłam się z innymi łowcami, których kiedykolwiek poznałam, nawet jeśli nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu, aby uważali na siebie. Korzystając z komórki Bobby'iego zadzwoniłam do jego znajomych i przekazałam smutną wiadomość, że nie ma go już pośród nas.

Sklep spożywczy, teraz

Stoję przy kasie i o mało co nie zemdleje widząc w gazecie na pierwszej stronie zdjęcie Winchester'ów. Z przerażeniem biorę ją i czytam nagłówek "Bracia Winchester znów mordują."

-Coś okropnego ci goście w ciągu tygodnia sterroryzowali trzy miasta mordując ludzi w publicznych miejscach jak w jakimś krwawym horrorze. - zagadał kasjer. Nie zwróciłam na niego większej uwagi tylko zapłaciłam i szybkim tempem ruszyłam do domku. 

Wparowałam jak burza do salonu zostawiając zakupy w kuchni. Bracia jak zwykle siedzą przed telewizorem. Zasłoniłam im ekran sobą rzucając w nich gazetą.

-No czytajcie. Od tygodnia lewiatany się pod was podszywają i mordują ludzi. Mam tego już dosyć tylko siedzicie i nic nie robicie, nie mam zamiaru dłużej bawić się w waszą niańkę. Myślicie że Bobby by tego chciał oczywiście, że nie idioci. Sam pewnie by się na was wydarł i kazały by wam ruszyć wasze tłuste tyłki bo zanim postanowicie sami w końcu zejść z tej kanapy te parszywe kreatury przerobią ziemię na osobistą spiżarnię . Wiem że jest wam ciężko po jego stracie to był wspaniały człowiek, ale trzeba iść dalej rozumiecie.- powiedziałam wszystko na jednym wdechu podnosząc głos aby coś do nich dotarło. Patrzyli się na mnie w osłupieniu, wychodząc z pokoju dodałam:

-Jak będziecie czegoś chcieli będę w kuchni.

Będąc w kuchni usłyszałam odgłos kroków kierujących się w moją stronę.

-Masz rację, przepraszamy. -powiedzieli równocześnie bracia.
W końcu dawni Winchester'owie wrócili. Rozmawialiśmy dość długo, w szczególności o tym co ostatnio odkryłam oraz co robić dalej.

                                                 Stanfor, przyczepa kempingowa

Skoro twarze braci są teraz łatwo rozpoznawalne muszą zniknąć. W tym ma im pomóc znajomy Bobby'iego Frank jest szalony, ale przynajmniej wie jak pomóc. Lewiatany będąc w ciele Cas'a  dużo dowiedzieli się o Winchester'ach dlatego nie mogą posługiwać się dawnymi fałszywymi odznakami bo anioł znał je wszystkie oraz muszą zmienić auto bo ich klony jeżdżą takim samym. Dean nie dowierzał że musi odstawać swoją dziecinkę.

-Nie martw się Dean to nie potrwa długo.- starałam się pocieszyć starszego Winchester'a.
Frank pomógł nam też rozwiązać zagadkę  jak te kreatury wybierają miasta, jak się później okazało wybierały chronologicznie miejsca, w których Winchester'owie rozwiązywali sprawy.

Casper

Casper, to miasto które było kolejne na liście tych kreatur. Właśnie zaparkowaliśmy niedaleko knajpki gdzie Dean uwielbiał jeść hamburgery bo uważał że w tym mieście są tu najlepsze. Sądziliśmy że tu właśnie mogą się zjawić. 

Chłopcy poszli przodem zostawiając mnie w tyle. Jak przewidzieliśmy  pod knajpkę podjechała Impala, a w niej klony Winchester'ów to był naprawdę dziwny widok dla mnie nie mówiąc jak czuli się moi przyjaciele. Lewiatany zauważyły braci i szyderczo się do nich uśmiechnęli.

Nagle gdy chłopcy chcieli rzucić się w ich stronę zatrzymała ich policja, próbowali się wyrwać i tłumaczyć że to nie oni są mordercami, ale na nic im to się zdało.

Kurdę.

 Pojechałam za nimi na komisariat. Przebrałam się w bardziej formalne ubrania. Będąc w budynku podałam się za FBI. Rozmawiałam z szeryfem, pokazał mi raport w których było napisane co klony Deana i Sama zrobiły oraz ich nagrania.

Po obejrzeniu nagrań kazałam zaprowadzić się do przetrzymywanych Winchester'ów tłumacząc szeryfowi że tą sprawę przejmują federalni.

-Dziękuję może Pan nas już zostawić.- skierowałam te słowa do zastępcy, który mnie tu wprowadził. Sprawdziłam czy są tu kamery, na szczęście nie ma ich tu.

-No nareszcie, musisz nas wypuścić. Ci idioci w ogóle nas nie słuchają.- rzekł Dean.

-Już się robi Dean'o.- odpowiedziałam machając przed nimi kluczami do celi.
Gdy wypuściłam ich, w innym pomieszczeniu rozległy się strzały z broni, a do nas wbiegł przerażony zastępca mówiąc że jakieś stwory identycznie wyglądające jak Winchester'owie pożarły szeryfa i kilku funkcjonariuszy.

-Widzisz matole było nam wierzyć, a teraz przynieś nam wszystko co zawiera borax.-powiedział Dean do zastępcy. Ja wyciągnęłam spod płaszcza dwie nieduże maczety i podałam chłopcom, a sama przeładowałam swój pistolet.
Tym razem ja szłam pierwsza, a za mną reszta. Przechodząc do głównego pomieszczenia pełnego krwi zatrzymałam się gwałtownie i dałam znać reszcie aby się schowali bo są tu lewiatany.

-Ej paszczaki tu jestem!- krzyknęłam do kreatur stojących niedaleko, dzięki temu odwróciłam ich uwagę od braci, którzy ukryli się.

Winchester'owie okrążyli lewiatany i bez problemu oddzieli  im głowy.

-Na pewno dasz radę wymyślić jakąś historyjkę o tym co tu się stało?-zapytał Sam zastępcę.

-Coś wykombinuje. Teraz wszyscy będą myśleli, że nie żyjecie.- odrzekł policjant.

-I oby tak zostało.- uśmiechnął się głupkowato Dean.

Jezioro Jaro

Zawinięte i oddzielone części ciał lewiatanów wrzuciliśmy do jeziora To ich nie zabije, ale na pewno unieszkodliwi na bardzo długo aż niczego lepszego  nie wymyślimy by ich się pozbyć.

Stojąc na moście.

-Naprawdę mam serdeczne dosyć tych paszczaków, przez nich muszę odżywiać się jak królik, jak Sam który wpierdziela te swoje sałatki i inne warzywka. Jestem wojownikiem to może mi zaszkodzić.-rzekł z oburzeniem Dean.

-Ej nie tylko ty nie możesz jeść tego co chcesz.- uśmiechnęłam się do blondyna.

-Przynajmniej trochę schudniesz bo przez te śmieciowe żarcie przytyłeś.- zażartował Sammy klepiąc brata po ramieniu i kierując się do samochodu.

-Lepiej zwarzaj na słowa Sammy.-pogroził Dean swojemu bratu.

-Dobra ogarnijcie się i pakujcie do samochodu. - te słowa skierowałam do nich obojga.

Przystanęłam jeszcze na chwilę by ostatni raz spojrzeć na zachodzące słońce oznaczające koniec kolejnego ciężkiego dnia i dające nadzieję że jutro może będzie lepiej.

_________________________________
Jak się podobało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro