32. Daughter

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poruszyłam się ociążale. Otworzyłam powoli oczy aby przyzwyczaić je do panującej tu jasności. Siedzę na ciemno brązowym, dębowym krześle z czerwonym materiałem. Zdziwiło mnie bo nie jestem niczym przywiązana. Przede mną stoi podłużny stół, przykryty bordowym obrusem, na którym po mojej stronie rozłożone jest jedzenie, ciasto i jakieś mięsne potrawy. Na drugim końcu, na przeciw mnie jest krzesło podobne do mojego, ale jest bardziej przyozdobione, przpomina trochę tron. Druga część stołu jest pusta, oprócz dwóch kieliszków i butelki wina. Cały pokuj jest w tonacji głębokiej czerwieni, brązu i odrobiny złota. Ktoś tu ma dobry gust albo lubi luksus bo pomieszczenie jest elegancko wystrojone. Chciałam wstać ale jakaś niewidzialna siła mi na to nie pozwoliła. Drzwi po przeciwnej stronie niż tam gdzie ja siedzę znajdujące się trochę dalej od stołu zostały gwałtownie otwarte na rościesz, a przez nie wszedł dumnym krokiem w dopasowanym, czarnym garniturze oraz w tym samym kolorze, długim płaszczu. Posłał w moją stronę lekki uśmiech, a następnie usiadł na krześle, na przeciw mnie. Jego widok sprawił, że momentalnie moje ciało ogarnęła wściekłość. Gdyby ta głupia niewidzialna siła mnie nie trzymała rzuciłabym się na niego.

-Widzę, że nie jesteś zadowolona moim widokem.- powiedział głębokim tonem z wyczuwalnym brytyjskim akcentem niezwracając uwagi że aż mną nosi by zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.

-Crowley.- powiedziałam wkurzona.

-Czyli jednak mnie pamiętasz, jak miło.- zrobił minę jakby go to naprawdę rozczuliło.

-Zniszczyłeś mój stół.- warknęłam.

-Poważnie? To tylko głupi mebel, a zachowujesz się jakbym zabił Ci kogoś bliskiego.- fuknął urażony.

-Tak się składa, że ten stół własnoręcznie wykonał mój tata, ciężko się przy nim napracował.- ten dureń wyprowadził mnie z równowagi przez co głód stał się jeszcze bardziej nie do zniesienia albo to miejsce tak na mnie działa, pewnie za ścianą jest horda demonów czekających na jego rozkazy. Tak, to na pewno to, czuję ich, ich krew, czuję jak pulsuje. Przygryzłam dolną wargę tak mocno, że popłynęła z niej struszka krwi. Jeszcze chwilę temu czułam się w miarę dobrze, ale teraz czuję jak ten cholerny głód rozrywa mnie od środka, jak moje żyły płoną. Crowley'a chyba bawi to. Zabrał mnie w miejsce gdzie bez problemu mogę zaspokoić swoje pragnienie ale on nie pozwala mi na to. Czuję się jak narkoman, którego związano i postawiono mu przed samym nosem narkotyk. Może próbować się uwolnić ale i tak jest skazany na porażkę, na okropne cierpienie.

-Chciałaś raczej powiedzieć ojczym, Jim Salvatore, a twoja matka Viktoria, jej panieńskie nazwisko to Bennet.

-I co z tego?!- podniosłam głos. Do czego ten parszywy dupek zmierza?

-Bardzo dużo.- powiedział tajemniczo.- Wyglądasz na głodną, ale może najpierw zaproponuję ci kieliszek wina.- wstał z miejsca i biorąc do ręki kieliszki oraz butelkę napoju podszedł do mnie. Otworzył i nalał czerwonego wina do połowy obydwu kieliszków. Podniósł jeden, a drugi przysuną w moją stronę.- Śmiało, mam nadzieję że ci posmakuje.- upił małego łyka alkoholu. Spojrzałam na swój kieliszek i wyciągnęłam prawą rękę w jego stronę. Spóbowałam poruszyć resztą ciała, ale okazało się, że tylko tą jedną częścią ciała mogę ruszać. Na początku zamoczyłam tylko usta, ale czując smak tego trunku jednym susem wypiłam całą zawartość naczynia. Ma metaliczny posmak, czuję się trochę lepiej, jakbym dostała lekarstwo. Pomyślałam że może alkohol trochę mi ulży. Król Piekła uśmiechnął się.

-Dobre, nieprawdaż? Proszę - przysunął w moją stronę butelkę -częstuj się.

Spojrzałam na butelkę i poczułam pieczenie w gardle. Zerwałam się z miejsca i przyłożyłam gwint butelki do ust, po chwili oprużniłam ją całkowicie. Nie zdziwił mnie nawet fakt, że mogę już normalnie funkcjonować. Upuściłam butelkę, która z zderzeniem z podłogą rozbiła się na kawałki. Tak łatwo dałam mu się podpuścić, tak łatwo mnie wikiwał. Co ja zrobiłam?

-Oh, nie martw się zaraz ktoś to posprząta.

-Co to było?- zapytałam patrząc na rozbite szkło.

-Mój ulubiony rocznik, który pochodzi z czasów kiedy byłem jeszcze człowiekiem. Oczywiście z domieszką demonicznej krwi, ale tobie to chyba nie przeszkadzało skoro wszystko wypiłaś.- znowu na jego twarzy zagościł uśmiech, ale tym razem przebiegły.

Czuję jak jakaś siła mnie pochłania, moc, która zaczęła krążyć w moich żyłach. Podniosłam dłonie do góry i zaczęłam im się przyglądać. Zaczęły się na nich pojawiać czerwono ogniste żyłki.

-Co się dzieje?- zapytałam wystraszona.

-Twoja od dawna uśpiona demoniczna połowa się budzi. Ale trzeba jeszcze jej pomóc.- pstryknął palcami, a po chwili przez drzwi wszedł młody chłopak opentany przez demona.- A to jest kolacja.- wskazał na demona, który podszedł bliżej i nożem, który miał w dłoni rozciął sobie skórę przy szyi.

Nie potrafię tego powstrzymać pragnienie jest tak silne, że niemal od razu się na niego rzuciłam. Wpiłam się w jego szyję i zachłannie zaczęłam pochłaniać bordową ciecz. A kiedy nie zostało już kropli wbiłam dłoń w jego klatkę piersiową, jęknął głośno. Czerwone żyłki znowu pojawiły się na moich rękach oczy przybrały czerwony kolor, a demon zaczął płonąć, następnie zmienił się w popiół. Odsunęłam się na krok od kupki czarnego prochu. Spojrzałam na Crowley'a, który wygląda na zachwyconego i z szerokim uśmiechem zaśmiałam się.

-Chcę więcej.- powiedziałam ocierając dłonią brudne od krwi usta i podbródek.

-Oczywiście że dostaniesz córeczko.- powiedział wyniośle król Piekła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro