34. "Kocham cię"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa tygodnie później, bar na rozdrożu

Granatowowłosa pewnym krokiem pchnęła drzwi baru, w którym panuje chaos i gwar. Stanęła uprzednio blokując drzwi by nikt nie mógł uciec, tak samo zrobiła trochę wcześniej z tylnymi drzwiami budynku.
Przekrzywiła głowę w bok rozglądając się po pomieszczeniu. Większość stołów oblegana jest za równo jak przez mężczyzn i kobiety. Widać że budynek ma parę już lat i przydał by mu się remont, bar ma górną część, która służy jako mieszkanie. Stan właściciele tego miejsca najwyraźniej nie przeszkadza, stoi teraz za barem i czyści kufle ścierką.
Granatowowłosa westchnęła lekko zirytowana, że nikt jej jeszcze nie zauważył. Ponownie przeleciała swoimi oczami, które przybrały teraz kolor płonącego ognia. Jej wzrok spoczął na mężczyźnie, który z przestrachem spojrzał na nią, a następnie powiedział coś do swoich kolegów siedzących przy jednym stole. Zapadła cisza, rozmowy się skończyły, a atmosfera znacząco się popsuła. Teraz wszyscy obecni w barze obserwują dokładnie granatowowłosą. Na moment ich ślepia przybrały czarną barwę, oprócz właścicielki tego miejsca, ona wyczuwając co za chwilę może się wydarzyć przerażona schowała się za barem. Granatowowłosa zrobiła krok do przodu, a część istot będących tu nerwowo drgnęła.

-To chyba moment, w którym próbujecie uciec.- uśmiechnęła się psychopatycznie i wyciągnęła za paska od spodni sztylet, ale nie byle jaki, sztylet na demony. Część czarnookich rzuciła się na nią, a reszta pognała do wyjścia, które na ich nieszczęście zostało zablokowane.

-Zacznijmy zabawę.

~

Oderwała się od szyi mężczyzny, który po chwili zmienił się w popiół. Otarła buzię rękawem, ale jeszcze bardziej rozmazała krew na swojej twarzy. Właściwie to prawie cała jest brudna od bordowej cieczy.
Ruszyła w stronę baru starając się omijać leżące na ziemi trupy. Teraz to miejsce wygląda jeszcze gorzej, zniszczone stoły, krzesła, zmasakrowane ciała, resztki popiołu albo czarne breje wypływające z ust niektórych trupów, a wszystko skąpane we krwi. Monic ominęła kolejne truchło i pewnym krokiem ruszyła do lady.

Granatowowłosa usiadła na krzesełku przy barze. Opierając się na łokciach pochyliła się do przodu i zajrzała za bar gdzie chowa się blond-włosa właścicielka baru, który zniszczyła. Zaśmiała się krótko. Z lekkim uśmiechem na ustach ale lodowatym wyprutym z jakichkolwiek uczuć powiedziała:

-Jeśli chcesz jeszcze pożyć to lepiej wyjdź i podaj mi whisky.

Starsza kobieta powoli wyjrzała, a następnie z trzęsącymi się dłońmi nalała do szklanki to o co prosiła ją granatowowłosa. Monic za jednym zamachem wypiła zawartość szklanki, a następnie kiwnęła do barmanki aby jeszcze raz nalała.

-Wybacz ten bałagan ale byłam głodna i zniecierpliwiona.- powiedziała ale w jej głosie nie było żadnej skruchy- Bo widzisz mój "tatuś"- mówiąc to słowo zrobiła w powietrzu cudzysłów- Nie był zadowolony że robię co chcę, a liczba jego demonów szybko się zmniejszała więc postanowił mnie ograniczyć. Mnie, masz pojęcie?- zaśmiała się krótko, a barmance przeszedł dreszcz po plecach słysząc jej psychopatyczny śmiech. Stoi tu i czeka na ruch demona przed nią, ale nie takiego zwyczajnego. Samo spojrzenie na nią, a czujesz strach opanowujący twoje ciało i jej szaleństwo. Nie wygląda niebezpiecznie ale pozory bywają bardzo mylące. Dowodem tego jest bar pełen trupów. - Crowley sądził, że może mnie kontrolować, a przecież czytał list i było tam jasno napisane jak to się skończy. Chciał córeczkę, a dostał potwora. Myślałam że skoro jest królem Piekła to jest zły, a okazało się że tak nie jest, on tylko gra. Ten czas z nim spędzony sprawił, że poznałam jego inne oblicze, te które ukrywa, co również oznacza, że znam jego słabości.- opróżniła kolejny raz szklankę.- Powiedziałam coś o sobie więc twoja kolej. Dlaczego pracujesz dla demonów?- zapytała i głęboko spojrzała w oczy blondynki, która poczuła jakby jej wzrok wypalał ją od środka.

-Ja... kiedyś sprzedałam duszę, a gdy przyszła pora zapłaty dostałam propozycję.

-Jaką?

-Że będę namawiać innych ludzi na zawarcie paktu w zamian miałam żyć w luksusie bez obawy o swoją duszę.

-To nie wygląda mi na luksus.- powiedziała z drwiną.

-Na piętrze wszystko wygląda lepiej i mam jeszcze dom nad własnym jeziorem.

-Nieźle się urządziłaś. Pozwól że pójdę wziąść prysznic. Nie będziesz miała nic przeciwko?

-Nie, oczywiście że nie. Możesz też wziąść ubrania na zmianę.

Granatowowłosa wstała z krzesła i ruszyła w stronę zaplecza gdzie są schody na piętro. Postanowiła wziąść sobie długą odprężającą kąpiel, przecież musi teraz na nich poczekać.

Gdy tylko Monic zniknęła za drzwiami właścicielka sięgnęła po telefon i pospiesznie wybrała numer. Gdy usłyszała dźwięk odebranego połączenia powiedziała:

-Ona tu jest.

~

Monic nie spieszyła się, znalazła w łazience suszarkę i wysuszyła sobie włosy. Rozejrzała się po reszcie pokoi i stwierdziła, że w środku wygląda znacznie lepiej. Drogie meble, wszystko idealnie do siebie dopasowane, istny luksus, jest nawet fotel do masażu. Granatowowłosa zaśmiała się drwiąco myśląc jak można być tak żałosnym żeby za fotel do masażu i kilka błyskotek pracować dla demonów.
Monic zeszła spowrotem na dół.

-Długo ci to zajęło.- zagadała nerwowo barmanka.

-Ta.- burknęła przechodząc obok baru i podeszła do stojącej w koncie niedaleko blatu szafy grającej. Pochyliła się lekko nad maszyną i zaczęła przeglądać utwory.
Zatrzymała się nad jednym utworem,
Barry White "It ain't love babe until you give it up". Chwilę stała przypominając sobie tekst tej piosenki, pamięta ją z dzieciństwa kiedy tata śpiewał ją mamie. Potrząsnęła głową aby wyrzucić to wspomnienie ze swoich myśli. Ale mimo to wybrała ten utwór, po chwili w barze można usłyszeć pierwsze słowa piosenki. Tak bardzo nie pasuje ona do panującej tu atmosfery i do tego co niedługo może się tu wydarzyć. Monic wróciła na krzesełko przy barze i nakazała starszej kobiecie nalać kolejny raz whisky.

Aahh
Ooh, baby
Ooh, baby
Keep on
(My baby)
Keep on doing it
Right on (oh, oh, oh)
Right on doing it
(We get it together)
Baby keep on
(Oh We get it together baby)
Right on
Keep on doing it
(And I'll give you baby)
[All that I get]
Now my baby keep on
(I swear we get it together baby)
Keep on , keep on

-Tak właściwie to jak masz na imię?- zapytała obojętnym tonem upijając z szklanki trochę alkoholu.

-Bella. Ładna piosenka.

-Tak, też tak uważam.- spojrzała na kobietę, a jej oczy jakby błysnęły ogniem po czym znowu stały się czerwone- Wherever, wherever girl I'll do it. Forever and ever, yeah, yeah, yeah, yeah. I'll see you through it.- zaśpiewała cicho z lekką chrypką, a następnie dopiła resztę alkoholu z szklanki.

I know you need it, girl, and you know
I need it, too
'Cause I found what the world is searching for
Here, right here, my dear
I don't have to look no more
And, oh, my babe
I hoped and I prayed for someone
Just like you to make me feel the way you do

Na moment piosenkę zagłuszył huk wywarzanych drzwi wejściowych. Przez nie do budynku weszło troje mężczyzn. Zatrzymali się gwałtownie widząc w jakim stanie zastali to miejsce. Spojrzeli po sobie posyłając pewne spojrzenia tego co teraz muszą zrobić. Jako pierwszy w stronę baru ruszył Sam, za nim podążył jego brat i przyjaciel. Jednak zatrzymali się na środku. Zdziwionym spojrzeniem zerknęli na grającą w koncie szafę grającą, z której lecąca piosenka nadała niepokojącego nastroju mimo że jej brzmienie jest łagodne. Monic nic sobie nie zrobiła z wizyty gości, właściwe to czekała na nich.

-Monic?- zapytał łagodnym ale stanowczym tonem Sam. Granatowowłosa powoli z diabelskim uśmiechem na twarzy odwróciła się na krzesełku przodem do nich

-Never, never gonna give you up
I'm never, ever gonna stop
Not the way I feel about you
Girl, I just can't live without you.- zaśpiewała powoli schodząc z siedzenia.- Myślisz że mnie zatrzymasz? Sam, oh Sammy- przyjrzała się szatynowi, a później jego toarzyszom i ponownie wróciła do lustrowania najmłodszego z nich-  i jego wsparcie. Team Free Will? Poważnie?- zapytała z pogardą i złośliwym uśmieszkiem.

Mężczyźni posłali sobie porozumiewawcze spojrzenie. Castiel wyją z rękawa anielskie ostrze, Dean kajdanki z runami, a Sam wodę święconą. Po pomieszczeniu rozniósł się prześmiewczy śmiech Monic. 

-Wy tak na serio? Ale za nim rozpoczniemy zabawę...- wstrzymała się na chwilę, a następnie pstryknęła palcami. Dźwięk łamanego karku i dźwięk uderzającego ciała o podłogę dobiegł ich za jej plecami.

-Czemu to zrobiłaś?!-zapytał z wyrzutem Sam.

-Bella zrobiła już swoje i nie była grzeczna. Crowley musiał być naprawdę zdesperowany żeby dać wam znać gdzie  jestem i żebyście to wy sprzątnęli jego bałagan.

-Wiedziałaś, że przyjedziemy?- odezwał się poważnym tonem Dean.

-Liczyłam na to, i nie zawiedliście mnie zabierając ze sobą aniołka.-uśmiechnęła się przebiegle. Chłopcy poruszyli się nerwowo.

-Jest jeszcze szansa na powrót. Monic po prostu dobrowolnie z nami wróć.- powiedział łagodnie z lekką desperacją Sam.

-Nie rozumiesz, dla mnie nie ma powrotu. Przez ostatni czas robiłam dużo złych rzeczy tylko po to aby tamta ja nigdy nie wróciła. Podoba mi się ta ja. Ale koniec tej żałosnej paplaniny czas się rozerwać.- machnęła dłonią w stronę Winchesterów.

-Monic...- Sam nie dokończył bo on jak i jego brat zostali niewidzialną siłą przyparci do ściany tak mocno, że chwilowo zabrakowało im powietrza w płucach. Granatowowłosa przeniosła wzrok na Cassa, który przez moment zdezorientowany patrzył na braci.

I'm never ever gonna quit,
'Cause quitin' just ain't my schtick
I'm gonna stay right here with you
Do all the things you want me to

Whatever you want, girl, you got it
And whatever you need
I don't want to see you without it

Piosenka w końcu się skończyła i zapadła nieprzyjemna cisza.

-No dalej rycerzu Niebios pokarz na co cię stać.- powiedziała prowokująco.- Obyś był bardziej wytrwalszy niż reszta. Ludzie są słabi, wystarczy pstryknąć palcem. A demony czy inne stwory, przy zabijaniu ich nawet się nie spocę.

-Nie chcę cię skrzywdzić.- odezwał się swoim niskim głosem Cass.

-A ja ciebie tak.

Szybkim krokiem podeszła do anioła i zamachnęła się na niego. Ten przewidział jej ruch i zablokował go, odepchnął ją od siebie przez co nieznacznie się zachwiała.

-Całkiem nieźle ale - wyciągnęła przed siebie dłoń i ścisnęła ją w pięść- zapomniałeś kim jestem.- anioł zachwiał się na nogach i upuścił swoje ostrze, które z brzdękiem uderzyło o posadzke. Poczuł okropny ból w klatce piersiowej. Dean widząc co dzieje się z jego przyjacielem chciał coś powiedzieć ale przez niewidzialną siłę, która coraz mocnej wciska go i jego brata w ścianę wydał z siebie jedynie stłumiony krzyk.

Granatowowłosa posłała aniołowi mocy cios w twarz aż ten zachwiał się do tyłu. Ponowiła to kilka razy, brunet próbował się bronić ale za każdym kolejnym jej uderzeniem coraz bardziej słabł. Z ciężkim oddechem upadł na kolana.

-Wstawaj i walcz!- wściekła się, że anioł nie chce odpowiedzieć na jej ataki, a jedynie nieudolnie próbuje je zatrzymać.- Liczyłam na coś więcej ale widzę, że jesteś nic nie wartym pomiotem, który jest nic nie wart dla nikogo, a zwłaszcza swoich braci aniołów.- próbuje go sprowokować ale nawet takie słowa nic nie dają.- Nadal nie, wtakim razie cię dobiję.- przeczesała dłonią włosy, a w kolejnej sekundzie z całej siły uderzyła go. Z hukiem upadł na ziemię. Granatowowłosa podniosła leżące na ziemi ostrze i podchodząc do leżącego anioła przelotnie spojrzała na braci, Dean wygląda na wściekłego i przerażonego, a Sam na rozpaczonego ale w jego oczach dostrzegła nadal tlącą się nadzieję.

Szarpnęła za koszulę Cass'a i podciągnęła go tak, że teraz klęczy. Dłońmi zcisnął jej rękę, którą go trzyma za ubranie, które jest lekko ubrudzone kapiącą krwią z jego nosa. Uniosła drugą rękę, w której ma anielskie ostrze i przybliżyła je do jego gardła. Zmierzyła swoje szkarłatne oczy z błękitnymi tęczówkami anioła, które przypominają teraz wzburzony ocean i emitują determinacją.

-Chcesz tak to skończyć?- zapytała.

-Zrób to.- powiedział twardo.

Monic uniosła do góry rękę z ostrzem by zamachnąć się i wbić je w pierś bruneta ale w tym czasie Sam włożył wszystkie swoje siły w wypowiedzenie jak najgłośniej dwóch słów, które już dawno zamierzał jej powiedzieć ale zawsze coś stawało mu na drodze:

-Kocham cię.

Słowa szatyna uderzyły w nią jak wiadro zimnej wody. Zawachała się, a jej oczy na moment przybrały prawdziwy kolor. Pomyśleli, że to wystarczyło ale jak bardzo się zawiedli gdy po chwili usłyszeli jej demoniczny śmiech. A Winchesterzy poczuli jeszcze większy ból jakby ktoś miażdżył ich płuca.

-Tylko na tyle was stać? Lepiej pożegnejcie się.- zapytała z kpiną. A gdy zamachnęła się usłyszała za sobą czyjś głos oraz dwa strzały i ukucie w plecy.

-Stać cię na znacznie więcej gdy nie działasz sam.- kolejny strzał raz ale tym razem w jej ramię.

Monic zachwiała się, puściła ostrze oraz Cass'a. Poczuła jak wszystko wiruje jej przed oczami. Dłonią wyjeła wbitą w ramię strzałkę i obruciła się do:

-Anya?- zapytała niedowierzając w to kogo widzi przed sobą. Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:

-Dobranoc.

Monic upadła tracąc całkowicie kontakt z otoczeniem, a niewidzialna siła puściła Winchester'ów przez co wylądowali na ziemi z łoskotem. Jękneli przeciągle i obolali podnieśli się z podłogi. Dean podbiegł do przyjaciela i pomógł mu wstać, a Sam przywitał się z przybyłą.

-Całe szczęście że zdążyłaś. Powoli traciłem nadzieję że niedotrwamy do twojego przyjazdu.- powiedział Sam.

-Przyjechałam jak najszybciej się dało.

-Czym ty ją tak właściwie powaliłaś?- zapytał Dean.

-To trochę ironia losu bo to Monic zrobiła te środki obezwładniające na demony, sama to wymyśliła, a teraz zostały wykorzystywane przeciwko niej.

-Faktycznie ironia losu- powtórzył Sam kucając przy nieprztomnej Monic.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro