38. Cień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Spróbowałam się poruszyć, ale silne ramiona Sam'a na to mi nie pozwoliły. Przekręciłam głowę w bok aby dokładniej przyjrzeć się szatynowi. Wygląda tak uroczo. Sięgnęłam dłonią do jego twarzy by odgadnąć niesforne kosmyki opadające na jego czoło i przykrywające oczy. Mruknął pod nosem gdy przeleciałam opuszkami dłoni po jego policzku.

Dzisiaj wyjątkowo bardzo dobrze mi się spało. Żadnego koszmaru, tylko spokój, a to rzadko się zdarza.
W ramionach Sam'a czuję się taka szczęśliwa i bezpieczna. Już dawno nie miałam tak spokojnego poranka.

Jakimś cudem udało mi się uwolnić od uścisku mojego wielkoluda nie budząc go przy tym. Podeszłam do jego szafy i wyciągnęłam jedną z jego kraciastych koszul. Założyłam ją i stwierdziłam że jest o wiele za dyża, leży na mnie jak sukienka. Spojrzałam na nadal śpiącego Sam'a i uśmiechnęłam się.

Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni. Dean jeszcze śpi więc dzisiaj jestem pierwsza. Wzięłam z lodówki jajka i bekon, przygotowałam patelnię. Odpaliłam gas.

Najpierw usmażyłam jajka, a następnie kończąc smarzyć bekon do pomieszczenia wszedł z zadowoleniem Dean pocierając dłonie.

-Czuję że szykujesz śniadanie.

-Siadaj za chwilę skończę.

Blondyn usiadł przy stole.

-Musieliście mieć bardzo udaną noc.- zaczął, a ja zerknęłam na niego.

-Co masz na myśli?- chyba on nie...

-Było was słychać w całym bunkrze.- zaczął się szczerzyć jak idiota.

-Dean!- pisnęłam zażenowana. Blondyn zaśmiał się.

-Żartowałem. Ale w końcu sobie to wyjaśniliście. Nawet nie wiesz jakie to było denerwujące, byliście ślepi.

-Rozumiem że chcesz powiedzieć że Sam już wcześniej...

Zaczęłam, ale przerwał mi wspomniany szatyn wchodząc do kuchni i witając się z nami.

Z uśmiechem podszedł do mnie i pocałował czuło mnie w usta.

-Ładnie ci w mojej koszuli.- skomentował z błyskiem w oczach, lekko zarumieniłam się pod jego wzrokiem. Pocałowałam go w policzek.

-Awwww, ale słodko.- skomentował Dean z przesłodzonym głosem i cmoknął. Sam posłał mu piorunujące spojrzenie, ale blondyn jedynie wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.

~

Weszłam do pomieszczenia i podeszłam z przystawionym od kilku minut telefonem przy uchu do stolika gdzie siedzi Sam z laptopem i na przeciw niego Dean. Skinęłam na przywitanie do nich głową.

-Tak Kevin... Obiecuję że niedługo się zobaczymy... Oczywiście i przywiozę ci coś dobrego... Nie, nie powiem co, to niespodzianka... Tak, jest dobrze na prawdę, nie musisz się martwić... Ty jesteś ważny i to bardzo... Trzymaj się dzieciaku, do zobaczenia.

Rozłączyłam się. Tak dobrze było usłyszeć że u Kevina jest w miarę w porządku. Próbuje przetłumaczyć demoniczną tabliczkę i znaleźć sposób na zamknięcie bram Piekła. Ten dzieciak jest wspaniały, nasz młody prorok. Mam nadzieję że sobie poradzi, wierzę w niego.

-I jak u naszego proroka?- zapytał Dean. Oparłam się o krzesło Sam'a lekko pochylając się nad nim.

-Nie jest źle. Twierdzi że jest blisko dowiedzenia się jaka jest pierwsza próba do zamknięcia Piekła.

-To dobre wieści.- powiedział Sam gładząc moją dłoń opartą na ramie od krzesła.

-Tak. Ale lodówka nie ma dobrych wieści.

-Lodówka?- zapytał blondyn.- Co ona ma do tego.

-Otóż, świeci pustką.

-Co? Przecież Dean miał zrobić zakupy.- spojrzał na mnie mój wielkolud.

-Może, ale tego nie zrobił.

-Serio?- szatyn spojrzał na swojego brata, który zaczął się bronić.

-Zapomniałem. Ale jest jeszcze chińskie żarcie.

-Poważnie? Ma trzy dni.- spojrzałam wymownie na blondyna.- Dlatego pojadę na zakupy.

-Co?- zapytali jednocześnie i spojrzeli na mnie.

-Czemu jesteście tacy zdziwieni? Znając was na pewno nie zrobicie porządnych zakupów. A mi w końcu przyda się trochę odetchnąć od tego miejsca.- machnęłam rękoma w powietrzu bardziej akcentując moją wypowiedź.

-Nie wiem czy to dobry pomysł. Może pojadę z tobą?- zaproponował Sammy.

-Nic mi nie będzie. To tylko zakupy.

-Ale dzwoń jakby coś się działo.- powiedział z troską.

-Oczywiście.- pochyliłam się i złączyłam nasze wargi w krótkim pocałunku.-Dean kopsnij kluczyki.- wyciągnęłam rękę w stronę blondyna.

-Tylko jej nie porysuj.- ostrzegł z poważną miną. Uśmiechnęłam się niewinnie. Blondyn rzucił mi wspomniany przedmiot.

-Dzięki.

~

Nie zajechałam do najbliżej położonego sporzywczaka. Pojachałam trochę dalej by móc zajechać do dużego supermarketu. W takim miejscu można znaleźć wszystko, a nie w tych przydrożnych sklepikach.

Pchnęłam przed siebie wózek wzdłuż alejki. Mam już większość produktów. Teraz zostało mi wziąść coś do picia dla chłopców. Skierowałam się do chłodziarki po piwo, wcześniej wzięłam jeszcze dobre whisky, Dean na pewno będzie zadowolony.

Zatrzymałam się przy chłodziarce i spojrzałam w odbicie szklanych drzwi. Zobaczyłam że mam śwecące na czerwono oczy i krew na całym ciele. Szybko mrugnęłam, a wszystko znów wygląda normalnie. Chyba zaczynam wariować. Otworzyłam drzwiczki i sięgnęłam po trzy zgrzewarki piwa, będą mieli na zapas. Gdy zamknęłam drzwiczki prawie zawału dostałam widząc w odbiciu stojącego za mną Castiel'a.

-Cholera!- odwróciłam się do bruneta uprzednio wkładając alkohol do wózka sklepowego.- Nie rób tak. Można zawału dostać.- naskoczyłam na niego, a anioł zrobił skruszoną minę.

-Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.

-W porządku. Ostatnio po prostu dużo się działo. Właściwie to zawsze się coś dzieje.- uśmiechnęłam się lekko do niego co po chwili odwzajemnił.- Co tu robisz?

-Sam i Dean poprosili mnie bym sprawdził czy wszystko u ciebie dobrze?- odpowiedział w prost.

-Serio? Pojechałam tylko na zakupy, a oni myślą że co?...- zaczęłam się nakręcać, ale po chwili uciszyłam się.- Zaraz, skąd wiedziałeś gdzie mnie znaleźć?

-Sam i Dean mi powiedzieli.

-Sam i Dean...- powtórzyłam za aniołem i zastanowiłam się chwilę. Skąd wiedzieli? Normalnie sądzili by że jestem w najbliższym sklepie od bunkra, ale ja pojechałam dalej... Szybko sięgnęłam do kieszeni płaszcza po telefon. Sprawdziłam i od razu prychnęłam. Najwyraźniej postanowili mnie śledzić wączając mi lokalizację.
Castiel spojrzał na mnie pytająco.

-Wyjaśnimy to sobie gdy wrócę.- powiedziałam patrząc na telefon.

Zapłaciłam za zakupy, a Cass pomógł mi je zapakować do samochodu.

-Jedziesz?- wskazałam głową samochód. Anioł skiną głową na tak.

Usiadłam za kierownicę, a brunet obok. Odpaliłam silnik i wyjechaliśmy z parkingu na ulicę. Słońce zaczęło już zachodzić. Nawet nie zauważyłam że zakupy tyle czasu mi zajęły.

Zerknęłam ukradkiem na bruneta, który zaczął mi się dziwnie przyglądać. Cisza między nami zaczęła mnie irytować.

-Więc... jak tam sprawy w Niebie?

-Bywało lepiej.- odpowiedział zdawkowo. Jego przeszywający wzrok zrobił się uciążliwy i nieprzyjemny.

-Mam coś na twarzy?

-Nie.

-To czemu się tak mi przyglądasz?- gdy zapytałam odwrócił wzrok.- Nie chciałam cię urazić, tylko no wiesz...- wzruszyłam ramionami mając nadzieję że brunet mnie zrozumiał.

-Rozumiem, to jest niezbyt przyjemne. Chodzi o to że coś się w tobie zmieniło. I to nie w wyglądzie.- ponownie spojrzał na mnie z dziwną miną, ale nie wiem jak mam ją zinterpretować i jeszcze patrzenie jednocześnie na drogę mi to utrudnia.- Chodzi o twoją duszę.

-Oby to coś dobrego.- zaśmiałam się nerwowo mocniej zaciskając dłonie na kierownicy, choć wątpię by było to coś pozytywnego.

Raptownie jakiś ludzki cień wybiegł na ulicę tuż przed maskę. Gwałtownie wcisnęłam hamulec zatrzymując samochód z piskiem. Jak poparzona wyskoczyłam z pojazdu z obawą że właśnie kogoś potrąciłam. Rozejrzałam się po drodze trzymając dłoń przy broni, tak w razie gdyby to jednak nie był człowiek.
Usłyszałam kroki za sobą i dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Odskoczyłam na bok wyjmując broń i mierząc z niej w osobnika.

-Spokojnie, to ja.- Cas uniósł dłonie do góry. Opuściłam broń i odetchnęłam z ulgą.

-Rany... to tylko ty.- westchnęłam przecierając dłonią twarz. Chyba na prawdę wariuję.

-Wszystko dobrze?- zapytał z troską.

-Zdawało mi się że coś zobaczyłam... Jedzmy lepiej.

Z powrotem wsiedliśmy do Impali. Ruszyliśmy w stronę bunkra. A mi się coś przypomniało, Jesteś częścią tego świata.

Wspomnienie

Spojrzałam w lustro przyglądając się swojej osobie. Sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Usłyszałam pukanie, a następnie do mojego pokoju, a raczej komnaty wszedł sługa.

-Król czeka z kolacją.

-Mówiłam już że nie potrzebuję ludzkiego jedzenia.- spojrzałam na demona w odbiciu lustra. Zkruszył się słysząc mój ton głosu.

-Tak, ale królowi zależy byś przyszła.

-Niech będzie. Zaraz przyjdę.- odłożyłam szczotkę i obruciłam się na krzesełku w stronę demona. Ten lekko się ukłonił i zniknął za drzwiami od mojego pokoju. Crowley nieszczędził się z wystrojem tego pomieszczenia, każda kobieta zazdrościła by możliwości mieszkania w takim luksusie.
Prychnęłam przyglądając się temu wszystkiemu. Mi nie potrzeba tego.

Weszłam do sali, której dwuczęściowe drzwi otworzyli mi słudzy.
Zobaczyłam siedzącego na końcu stołu Crowleya, który na mój widok lekko się uśmiechnął i skinął dłonią bym usiadła obok niego. Ale ja wybrałam miejsce na drugim końcu stołu na przeciwko niego. Usiadłam niedbale przyglądając mu się wyczekująco.

-I gdzie ta kolacja?- zapytałam widząc jedynie wino i dwa kieliszki po jego stronie.

-Na to jeszcze będzie czas.- odpowiedział, a następnie pstryknał palcami. Jeden z sług postawił przede mną przykrytą tacę i oddalił się stając przy kolumnie.

-Co to jest?

-Sama sprawdź.

Podniosłam srebrną pokrywę i zobaczyłam ludzie serce. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc tego gestu z jego strony.

-Wiem że wczoraj wymknęłaś się na zewnątrz. Wiem też że dobrze się zabawiłaś. Oraz to że pewien łowca to widział. Byłaś nieuważna, skarbie. Ale nie martw się tatuś zajął się twoim bałaganem. To jego serce. Na szczęście z nikim nie zdążył się skontaktować i przekazać wieści o tobie innym. Następnym razem lepiej przestrzegaj moich poleceń. Chcę dla ciebie dobrze.

-Nie bądź śmieszny.- żachnęłam. Zerwałam się z miejsca i uderzyłam dłońmi w blat.-Może i jesteś moim ojcem ale nie tatą! Miałam kiedyś tatę, mamę i rodzinę. I wiesz przez co to straciłam?! Przez demony, te parszywe ścierwa, z którymi jestem związana! Nie mów mi co mam robić!!- zrzuciłam z stołu tacę z sercem.- Nie mam za co ci dziękować. A na pewno nie robisz tego z dobroci dla mnie tylko dla własnego zysku.- wysyczałam mu w twarz, której mimika się nie zmieniła. Nadal wygląda na nie wzruszonego. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Spojrzałam na stojącego przy kolumnie demona i z paskudnym uśmiechem doskoczyłam do niego. I zanim ten zaregował wbiłam się w jego szyję i zaczęłam się pożywiać. Po chwili oderwałam się od niego i wbiłam mu w pierś pięść sprawiając że z krzykiem zaczął zmieniać się w popiół. Odwróciłam się w stronę Crowley'a.

-Mam nadzieję że smakowało. Może i myślisz że robię to dla siebie. Ale pamiętaj że jesteś częścią tego świata. Nigdzie indziej nie będziesz tak pasować jak tu.

W myślach powtórzyłam sobie co mówił Crowley.
Zawsze byłam inna, odstawałam od reszty. Wtedy nie wiedziałam dlaczego, teraz już wiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro