42. Sprawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Najpierw pojechaliśmy do kostnicy by obejrzeć ciała, a następnie na komisariat by dowiedzieć się więcej o ofiarach.
Trzech mężczyzn znaleziono martwych niedaleko bocznej ulicy przy miejskim barze gdzie często zajeżdżają podróżni. Każdy na około trzydziestki, przejeżdżali tylko tędy i każdy z nich miał rozszarpane gardło oraz nie mieli ani kropli krwi w ciałach.

-To wampiry.

-Nie Dean. To vetala. Wiem tak - blondyn już chciał przekonywać mnie że wie lepiej, ale nie dałam mu dojść do słowa.- bo widziałam wspomnienia jednego z martwych, którego znaleziono nad ranem. Pijany wyszedł z baru za jakąś blondynką, zaprowadziła go między tiry i opluła go jadem. Koleś zemdlał i obudził się w jakimś obskurnym pomieszczeniu. Tam oprócz blondynki była jeszcze jakaś ruda i obie pożywiły się nim. Więc wiem co widziałam.

-Dobra, tym razem masz rację.- przyznał w końcu.

-Wygląda na to że vetale obrały sobie za cel miejski bar więc wieczorem się tam wybierzemy i je załatwimy.- powiedział Sam otwierając drzwi od motelu i odsuwając się bym jako pierwsza weszła.

-Chyba zapomniałam broni z Impali.- udałam że szukam w kieszeniach kurtki.- Lepiej pójdę po nią.- szatyn skinął głową, a Dean podał mi kluczyki. Oboje weszli do pokoju, a ja ruszyłam oczywiście nie na parking. Poszłam do parku gdzie mam spotkać się z Crowley'em.

Właśnie dobiła równa godzina, o której miał się zjawić. Już chciałam przeklnąć pod nosem gdy siedząc na ławce poczułam zapach siarki, a miejsce obok mnie zostało zajęte przez mężczyznę w czarnym płaszczu.

-Idealnie na czas.- powiedział z brytyjskim akcentem, a sama przez chwilę pomyślałam czy umiem też tak mówić.

-Walisz siarką.

-Taka natura demona skarbie. O to podarek.- wyją z kieszeni dwie fiolki, ale nie dał mi ich.

-Miała być jedna.- chciałam je wziąść, ale szybko cofną rękę zanim mi się udało.

-Nie tak szybko. Dwie, tak na wszelki wypadek nigdy nie wiadomo co może się stać. I jeszcze nie powiedziałaś po co ci one są potrzebne.

-Nie musisz wiedzieć. Daj bo się spieszę.

-Bierzesz bez ich wiedzy?

-Nie! Potrzebuję tego na wszelki wypadek gdyby coś się stało!- nie wytrzymałam i wstałam z ławki.

-Na czarną godzinę kiedy ludzkie możliwości zawiodą i życie będzie wisiało na włosku.- on chyba umie czytać mi w myślach albo ja jestem taka oczywista.

Przez czas spędzony z nim można powiedzieć że stworzyliśmy dziwną i skomplikowaną nić porozumienia. Choć tą nonszalancją i dramaturgią nie raz mnie zaczął już irytować.

-Może. To wygląda jak diler, który sprzedaje klientowi towar i w każdej chwili mogą być przyłapani przez policję.- zażartowałam żeby jakoś odciągnąć myśli od faktu że sprawa jest znacznie pochrzaniona.

-Dean i Sam na pewno nadawali by się na gliniarzy. A no właśnie jak tam u was, wszystko okay?- zapytał beztrosko przeciągając dłużej rozmowę. Robi to specjalnie. Ah.

-Oprócz tego że właśnie ich okłamuję to super.- uśmiechnęłam się cierpko czując niepokój z obawą że chłopcy zaczną coś podejrzewać bo długo mnie nie ma.

-Widzę że jesteś trochę zdenerwowana - raczej diabelnie - Więc proszę. Są bardzo dobrej jakości.- wręczył mi fiolki.- Obyś nie zrobiła niczego głupiego. I powodzenia z łosiem.- puścił mi oczko i zniknął. Zaraz skąd on wie o mnie i...?

-Crowley!- pokręciłam głową, a jakaś kobieta przechodząca niedaleko spojrzała na mnie jak na chorą psychicznie. Posłałam jej przyjazny uśmiech i jak najszybciej skierowałam się do motelu.

~~~

-Co tak długo?- zapytał z podejrzliwie miłym uśmiechem Sam gdy weszłam do pokoju. Dean spojrzał na mnie czujnie mi się przyglądając. Coś czuję że podejrzewają że wcale nie poszłam po broń, przecież wiedzą że zawsze ją mam przy sobie, nawet gdy idę do łazienki.

Westchnęłam. Nie mam ochoty ich oszukiwać, nie zasługują na to. Są dla mnie ważni, życie bym za nich oddała.

-Nie mam dobrych wieści.- zaczęłam, a chłopcy z powagą czekają na wstrząsające informacje przyglądając mi się.

Opowiedziałam im wszystko. O śnie, o umowie, o niebezpieczeństwu, które ma nas spotkać na polowaniu oraz nawet o pomocy Crowley'a.

-Nie wiem co powiedzieć. Choć przyznaję że dobrze że nam powiedziałaś to wszystko.- przerwał ciszę Dean gdy skończyłam im opowiadać.

Spojrzałam na Sam'a, który odkąd zaczęłam nadal milczy i intensywnie zastanawia się.

-Masz je przy sobie?- w końcu przemówił i przeniósł na mnie swój wzrok z powagą. Skinęłam głową na tak.- Więc noś je przy sobie.

-Poważnie? Nie powiesz nic że to niebezpieczne, lekkomyślne i ryzykowne? I nie masz pretensji że od razu tego nie powiedziałam?- zapytałam nie dowierzając.

-To jest niebezpieczne, lekkomyślne i ryzykowne i nie, nie mam pretensji. Ale pomyśl, nigdy intuicja cię nie zawodziła. Więc miejmy nadzieję że tym razem też tak będzie. Choć to brzmi niewiarygodnie.

-No i super. Wszystko wyjaśnione więc chodźmy do baru zapolować.- powiedział zadowolony Dean klaszcząc w dłonie.

~

Idąc do baru zatrzymałam na moment Dean'a.

-Skąd Crowley wie o mnie i o Sam'ie?- zapytałam, a blondyn z głupkowatym uśmiechem podrapał się nerwowo po karku.

-Bo widzisz gdy byłaś w szpitalu. Szukałem różnych sposobów by ci pomóc i... Rozmawiałem wtedy też z Crowley'em i pod wpływem emocji no trochę poleciałem za daleko. Więc... jakoś tak wyszło.- posłał mi przepraszający uśmiech.

-Dobra, zapomnijmy o tym. Każdemu może się zdarzyć.- przecież nie mogę mieć do niego pretensji, to była okropna sytuacja no i przecież to Dean, na tego głuptasa nie da się długo gniewać.

-Czy ktoś mówił ci że jesteś wspaniała?

-Może.

-Jednak przesadziłem z tą wspaniałością, ego to masz cholernie duże.

-Nie większe niż ty.- zaśmiałam się, a on przekręcił oczami czochrając mi włosy, perfidnie wykorzystuje fakt że jestem niższa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro