48. Bar

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wtuliłam się bardziej w szyje Sammy'jego. Tak bardzo nie mam ochoty wstawać, jest taki wygodny, a przede wszystkim nie chce puszczać go.

-Moni, jest już późno, muszę wstać i ty też powinnaś.- mój wielkoludek spróbował się poruszyć, ale tylko mocniej go opatuliłam.

-Nie...- jęknęłam w jego szyje, zachichotał pod nosem.

-Zachowujesz się jak dziecko. Daj mi wstać.- poprosił, ale nie zgodziłam się.- Okay, wiec wstaniemy razem.

Sam objął mnie bym gdy wstawał z łóżka niespadła na podłogę i nie pociągnęła go ze sobą. Stojąc złapał mnie za pośladki. Objęłam go nogami w pasie i obejmując go za kark spojrzałam mu w oczy.

-Co masz zamiar teraz zrobić?

-Pójdę do kuchni coś zjeść. Zmieniłbym ubrania, ale z tobą na rekach to raczej niewykonalne. Później pewnie coś poczytam.

-A co ze mną? Nie mam ochoty cie puszczać.

-Wiec będziesz towarzyszyć mi w każdej tej czynności.- pocałował mnie w usta.

-Ał.- jęknęłam, a on odsunął usta.

-Wybacz zapomniałem.- uśmiechnął się słodko.

-Poważnie?- moja twarz jeszcze nie doszła do siebie po kilkukrotnym spotkaniu z pięścią Jasona, mimo że minęły trzy dni. Zwłaszcza nos, który mi złamał, nadal jest siny i boli, rozcięcie na wargę do końca się jeszcze nie zagoiło, tak samo nie zniknął siniak na policzku i pod okiem.- Nadal wyglądam okropnie.

-Wcale że nie, dla mnie zawsze jesteś piękna, w każdym wydaniu, zwłaszcza bez ubrań.- końcówkę zdania wyszeptał mi w usta.

-Ej!- zarumieniłam się, a szatyn uśmiechnął się zalotnie.

-Pozwól że doktor Sam wyleczy cie.- zaczął składać delikatne całusy na moich obrażeniach, na koniec zostawiając usta, których dolną wargę lekko przygryzł.- Czy moja urocza pacjentka czuje się lepiej?

-Jeszcze nie panie doktorze.- wymruczałam i poczułam jak Sam ściska mocniej moje pośladki przez co jęknęłam, a on ponownie zaczął mnie całować.

-Teraz lepiej.- powiedziałam gdy na moment przestał.

-Dobrze, teraz chodźmy coś zjeść.

Nadal trzymając mnie na rękach weszliśmy do kuchni gdzie zastaliśmy Dean'a pijącego piwo z butelki. Na nasz widok prawie oblał się napojem.

-Została jeszcze jajecznica, powinna wam starczyć. Lepiej się stąd zabiorę.- posłał nam zakłopotany uśmiech i wyszedł z pomieszczenia zabierając ze sobą butelkę.

-Pewnie nie spodziewał się takiego widoku. Dobrze że masz na sobie piżamę.- zaśmiałam się.

-Musi się do tego przyzwyczaić, jeszcze nie jedno może zobaczyć.

-Racja.- szatyn odsunął trochę krzesełko od stołu i usiadł na nie biorąc mnie na kolana tak, że siedzę na nim okrakiem.- Długo jeszcze będziesz mnie tak trzymać.

-Do końca świata i jeszcze dłużej.- zaczęłam obcałowywać jego szczękę zjeżdżając powoli w dół.

-Moni poczekaj bo zaraz...

Sam nie dokończył. Krzesełko na którym siedzimy poleciało do tyłu i z hukiem uderzyło o ziemie razem z nami. Sturlałam się na bok z Sammy'ego śmiejąc się jak głupia.

-Jesteś cały?- spytałam leżąc obok niego. On też się zaśmiał i na mnie spojrzał.

-Przeżyje.

-Co się stał... - do kuchni wpadł Dean, ale gdy zobaczył nas leżących na ziemi spojrzał na nas z politowaniem i wywrócił oczami.- Nie będę tego komentował.- powiedział i kręcąc głową na boki wyszedł.

Zaśmialiśmy się patrząc na siebie na wzajem. Czuje się jak zakochana nastolatka. Oh, mój kochany łoś.

~~~

Dean wszedł do biblioteki zakładając kurtkę.

-Gdzieś jedziesz?- zapytał go młodszy z Winchester'ów.

-Do baru.- blondyn poprawił kołnierzyk kurtki nieobdarzając szatyna swoim spojrzeniem.

-Sammy może też się wybierzemy.- zaproponowałam długowłosemu.

-Nie!- zanim Sam powiedział cokolwiek Dean wyprzedził go wyrażając jak bardzo mu ten pomysł się nie podoba.- Wystarczy że tu muszę znosić te wasze czułości.- choć gdy to powiedział zauważyłam, że jego kąciki ust są delikatnie uniesione do góry.

-Widzisz Moni, a i tak nie mam ochoty na to.- powiedział Sam od niechcenia.

-Ale ja mam.- wstałam z krzesełka.- Jade z tobą.- wskazałam palcem na blondyna, który skinął delikatnie głową .

-Okay, pojedynczo da się was znieść.

~~~

Dean wybrał najbliższy bar, jakieś pół godziny jazdy od bunkra.

-Skoro oboje pijemy - stwierdziłam, blondyn wziął kieliszek do ręki i jednym łykiem wypił całą zawartość lekko krzywiąc się, a ja upiłam łyk mojego kolorowego drinka - to kto będzie prowadził zpowrotem dziecinkę?

-Ten kto będzie bardziej trzeźwy.- wzruszył ramionami i skinął do barmana aby dolał mu whisky.

Prychnęłam nagle rozbawiona, czwarty drink już swoje robi.

-Znając ciebie, pewnie ja będę musiała prowadzić.- powiedziałam zaczepnie się uśmiechając.

-Wątpię, masz słabą głowę do picia. Patrz i już zaczynasz bredzić. Właściwie to ostatnio zbyt często prowadzisz dziecinkę, nawet Sammy'emu tak często nie pozwalam.

-Bo on nie ma takiego uroku osobistego jak ja.- wskazałam na siebie palcem, a Dean roześmiał się.

-Może to przez te włosy.- wybełkotał chichrając się jak idiota. Sama też poszłam w jego ślady, choć nie wiem co tak mnie rozbawiło. Barman posłał nam litościwe spojrzenie wycierając szmatką kufel.

-Ale przyznaj, że ani razu jej nie porysowałam.- dodałam gdy trochę się uspokoiłam.

-Racja, ale to nie znaczy, że pozwolę ci ją prowadzić za każdym razem gdy poprosisz.

-Niech ci będzie, to w końcu twój skarb.

Blondyn spojrzał na mnie dziwnie się uśmiechając. Czyżbym czymś się pobrudziła? Pod wpływem robię różne rzeczy nawet nie zdając sobie sprawy, że faktycznie je robię, chyba zaczynam myśleć bezsensu.

-Dla Sammy'jego ty jesteś skarbem.- powiedział po krótkiej chwili ciszy, nic nie odpowiedziałam tylko zaciekawiona pozwoliłam mu dalej mówić. Spojrzał przed siebie kontynuując z lekkim uśmiechem.- Mój młodszy braciszek, ah.- zaśmiał się i objął mnie gwałtownie ramieniem przyciągając do siebie, że prawie spadłam z barowego taboretku. Scisnął mnie wokół szyji przez co miałam problem z oddychaniem.

-Dean do cholery! Puść bo się uduszę.- mimo prośby nie zrobił tego, ale znacznie poluźnił uścisk, przynajmniej mogę oddychać.- Na czułości ci się zebrało.- powiedziałam lekko rozbawiona nagłą wylewnością blondyna.

-Co ja poradzę, że jestem szczęśliwy widząc ciebie i Sammy'ego razem. W końcu spotkało go coś dobrego po tym wszystkim. Ciebie też jagódko.- spojrzał na mnie z głupkowatym uśmieszkiem- Teraz tylko czekać na wasz ślub.

Czy on na prawdę jest tak pijany? I do tego jak on mnie nazwał? Jagódka? Pogrzało go? Wystarzyło że Meg mnie tak nazywała.

-To raczej Sam'a powinieneś spytać kiedy będzie...

-Racja!- ożywił się przerywając mi - Ale trzeba mu pomóc. Jakie pierścionki ci się podobają? Z diamentem czy jakimś innym kamieniem?

Spojrzałam na niego jak na idiotę.

-Ty tak na poważnie?

W odpowiedzi dostałam tylko jego śmiech. Czyżby coś kombinował?

Dokładnie nie wiem ile jeszcze siedzieliśmy w barze, może z trzy godziny, przy piciu traci się rachubę. W większości nasza rozmowa była o bzdetach, ale i tak bardzo miło spędziłam z nim czas. Tak na luzie, nawet zapomniałam o ostatnich wydarzeniach. Właśnie tego było mi trzeba, taki odpoczynek.

-Było milusio, ale chyba już czas wracać. Jeszcze Sammy będzie się martwił.- blondyn przeciągnął się na krześle i przetarł twarz.

-Dobra. Tylko skoczę na chwilę do łazienki.- blondyn skinął głową. Zsunęłam się z krzesełka i przez chwilę zakręciło mi się w głowie, chyba za dużo jednak wypiłam.

Ostrożnie by się nie przewrócić ruszyłam do łazienki. Weszłam do jednej z kabin i załatwiłam swoje potrzeby.
Podeszłam do zlewu, umyłam ręce, a następnie pochyliłam się do przodu i obmyłam twarz chłodną wodą. Od razu mnie orzeźwiło, a jeszcze bardziej sprawiło to odbicie w lustrze kobiety stojącej za mną gdy podniosłam głowę. Spięłam się, a alkohol momentalnie jakby ze mnie wyparował.

Kobieta w długich brązowych włosach, a raczej czarnooki sukinsyn który ją opętał, złapał mnie od tyłu i rzucił o ścianę. Jęknęłam czując okropny ból. Kobieta chwyciła mnie za szyję i mocniej przycisnęła do ściany. Próbowałam się wyrwać, ale ilość wcześniej wypitych drinków utrudnia mi to.

-Deamon.- wysyczałam.

-Zgadza się złotko.- uśmiechnęła się wrednie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro