58. Pakt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Monic wyszła z pomieszczenia i rozejrzała się po korytarzu. Podeszła do otwartych na roścież dwuczęściowych drzwi. Stanęła w progu i zobaczyła, że w pomieszczeniu przez które przechodzi się do stodoły po środku otwartych wierzei stoi ogar. Powoli sięgnęła dłonią do tyłu za plecy by wyjąć broń, ale gdy chciała to zrobić potwór warknął w jej stronę i zbliżył się trochę. Monic zatrzymała swoje ruchu.

-Grzeczny ogar.- powiedziała łagodnie by nie sprowokować zwierzęcia. Przez myśl przeszedł jej pewien pomysł. Przymknęła na moment oczy i skupiła się. Otworzyła je ponownie, a kolor jej tęczówek zmienił się na ognistą czerwień. Zbliżyła się o dwa kroki do ogara patrząc na niego z uniesionymi przed sobą dłońmi w uspokajającym geście.- Grzeczny ogar.- potwór przekrzywił głowę w bok i przestał warczeć.- Grzeczny potworek, spokojnie.- granatowowłosa zbliżyła się jeszcze kawałek, ogar wydał się że jej słucha. Potwór zbliżył się powoli do jej wyciągniętej dłoni. Monic drugą wolną ręką powoli sięgnęła po broń by ogar tego nie zauważył. Prawie czuła pod palcami szorstką skórę ogara gdy do pomieszczenia wbiegli bracia Winchester.

-Monic!!- wykrzyknął Sam z bronią w reku i strzelił dwa razy w stronę ogara.

-Stój!- krzyknęła. Ogar ryknął, odepchnął ją do tyłu i rzucił się w stronę Winchester'ów.

Monic odgarnęła włosy i nadal leżąc na ziemi zobaczyła jak ogar odrzuca Dean'a i rzuca się na leżącego również na ziemi Sam'a.

-Stój!- jej oczy rozpaliły się jeszcze bardziej ognistą czerwienią. Krzyknęła do zwierzęcia, które przygniatając już szatyna do ziemi próbowało go rozszarpać, ale gdy usłyszało jej głos przestało i spojrzało na nią. Sam wykorzystując sytuacje sięgnął po nóż na demony i wbił je w cielsko ogara rozcinając jego brzuch. Potwór ryknął, a jego krew i wnętrzności rozlały się na młodszego Winchester'a. Monic szybko podniosła się z ziemi, jej oczy wróciły do normy i podbiegła do Sam'a pomagając mu zciągnąć z niego martwego ogara.

-Ohyda.- powiedział Dean gdy otrzepał się z ziemi i podszedł do nich.

-Co ty sobie myślałaś? I najważniejsze, co to do cholery było?- zapytał z wyrzutem i wściekłością Sam gdy już stanął na nogi.

-Byliście zajęci kłótnią wiec sama postanowiłam się zając ogarem.

-Właśnie widziałem, co to miało być?! Chciałaś go pogłaskać czy co?

-Nie, oczywiście że nie. Ja...

-Widziałem twoje oczy Monic.- powiedział już bez krzyków, ale chłodno i ze zmartwieniem. Granatowowłosa spojrzała w bok by nie musieć patrzeć w oczy Sam'a.

-Chciałam coś wypróbować.

-Pożywiłaś się?

-Nie, przecież ci obiecałam. Nie zrobiłam bym tego.

-Przecież wiesz, że nie powinnś używać tych mocy. Znowu może się coś stać, a nie chcę Cię stracić. Za bardzo mi zależy.- powiedział już łagodniej Sam patrząc na Monic z czułością i troską. Wziął jej twarz w dłonie by spojrzała na niego

-Wiem, ale wiesz że coś się zmieniło po tamtym. Czuję to, nawet Cass tak stwierdził.

-Ale to nie znaczy, że będziesz ich używać gdy tylko będziesz chciała.

-Mogę tym ratować ludzi. Jeszcze chwilę temu ogar mógł Cię rozszarpać, a ja go powstrzymałam. Myślisz że dałabym ci odejść, nie dałabym rady bez ciebie.- granatowowłosa odsuneła się na krok.

-Bez tych zdolności też możesz uratować kogoś, jesteś świetnym łowcą. A pomyślałaś o konsekwencjach, które to za sobą ciągnie. Niewiadomo co może się stać. Może znowu ci odbić, a w najgorszym wypadku...- Sam nie musiał kończyć, oboje doskonale wiedzieli to.

-Nie będę bezczynnie stać jeśli mogę komuś pomóc dzięki moim mocom.- powiedziała twardo granatowowłosa. Sam chciał jeszcze coś dodać ale jego brat mu przerwał.

-Nie chce wam przerywać ale może skończmy tą rozmowę później.- wtrącił się Dean, który do tej pory tylko ich słuchał.

~~~~

-Zrobimy ci worek złego uroku i zaczniesz uciekać.- powiedział Dean do Ellie.- Jeśli Crowley nie będzie mógł cie znaleźć to nie wyśle kolejnego kundla. I będziesz bezpieczna, przynajmniej na jakiś czas.

-Wiec nie pójdę do Piekła?- zapytała brunetka.

-Nie na mojej zmianie.

Monic i Sam spojrzeli na Dean'a. Wiedzieli, że tak czy siak jej dusza jest przeklęta. Może ukrywać się cały czas, ale przed tym nigdy nie ucieknie. Po śmierci trafi do Piekła, chyba że coś się z tym zrobi. Szansą dla niej i wielu podobnych do niej jest zamkniecie Piekła. Ale jest coś jeszcze, coś czego Monic dowiedziała się gdy była jeszcze pod wpływem demonicznej krwi od samego Crowley'a.

-Dasz nam chwile Ellie?- zapytał Sam. Brunetka skinęła głową i wyszła z pomieszczenia.

-Pójdę z nią.- szatyn złapał za ramie Monic zatrzymując ją.- Nie jestem potrzebna przy wypowiedzeniu zaklęcia, a ktoś powinien porozmawiać z Ellie zanim pojedziemy.- Sam puścił ją i skinął powoli głową zastanawiając się czy na pewno powinien ją puścić. Coś czuł że Monic może narobić sobie za raz kłopotów, ale mimo tego przeczucia pozwolił jej wyjść.

-W porządku?- zapytał Dean gdy jego młodszy brat wpatrywał się bezczynnie w drzwi przez które wyszła Monic.

-Mam nadzieję.

Monic wyszła na zewnątrz i podeszła do brunetki, która stoi i przyglądała się rozgwieżdżonemu niebu.

-Piękny widok prawda?- zapytała granatowowłosa podnosząc głowę do góry i zaczęła podziwiać widok. Rzadko miała chwilę by zatrzymać się i nacieszyć się widokami.

-Tak, szkoda tylko że więcej mogę go już nie zobaczyć.

-Co masz na myśli?- Monic spojrzała na Ellie, która przeniosła swój wzrok na nią.

-Wiem, że tam trafie, po śmierci. Na to nie ma rady, mogę próbować uciekać, ale w końcu to się stanie.

Monic stała chwilę cicho i myślała nad wszystkimi za i przeciw. Jeśli to zrobi... to jak to się może skończyć? Crowley ją ostrzegał, Sam też niedawno to zrobił. Ale gdy Monic pomyślała o tym co czeka Ellie w Piekle, wieczne tortury przeszedł ją dreszcz. Nie może pozwolić by niewinna osoba cierpiała. Musi dać jej wybór. Jeśli Ellie zdecyduje, że nie chce tego to pogodzi się z tym ale jeżeli nie powie jej o innej możliwość niż wieczne uciekanie będzie czuła się z tym źle.

-A jeśli powiem ci, że jest sposób by tak się nie stało.

-Powiedziałam bym, że to nie możliwe.

-A jednak jest. Tyle że trzeba poświecić bardzo dużo.

-Co poświecić?

-Swoje życie.

~~~~~

Monic otworzyła bagażnik Impali i zajrzała do znajdującej się tu swojej torby. Ellie wróciła do swojego pokoju, czeka tam na nią.

-Co robisz?- zapytał Dean gdy razem z Sam'em podeszli do samochodu.

-Chce dać Ellie coś by mogła się chronić.- skłamała, Monic złapała szybko nóż oraz strzykawki i schowała je do kieszeni płaszcza.

-I jak z zaklęciem?- zamknęła bagażnik i spojrzała na braci.

-Chyba zadziałało.- powiedział Sam.

-Chyba chciałeś powiedzieć, że zwaliło cie z nóg, a twoja ręka świeciła jasnym światłem.- dodał Dean.

-Nic ci nie jest?- Monic chwyciła Sam'a za dłoń i spojrzała ze zmartwieniem mu w oczy.

-Jest w porządku. Idź do Ellie, za raz jedziemy.

Granatowowłosa zapukała i weszła do pokoju brunetki, która siedzi na łóżku i ze zdenerwowana przeciera dłońmi. Gdy usłyszała jak ktoś wchodzi podniosła swój wzrok.

- Czy będzie bolało?

- Postaram się by nie bolało. Połóż się.- Ellie zrobiła co kazała jej. Monic podeszła do łóżka i podwinęła rękaw bluzki brunetki.

-Na czym to będzie polegało?

-Uśpię cie i wykonam rytuał. Usunę pieczęć na twojej duszy, która wyryła się gdy zapieczętowałaś umowę z demonem. Dzięki temu twoja dusza nie trafi po śmierci do Piekła.

Monic zdjęła kurtkę i położyła ją na krześle. Wyjęła z niej strzykawkę. Usłyszała jak Ellie pociągnęła nosem tylko by się nie rozpłakać. Usiadła obok niej na łóżku.

-Istnieje szansa, że możesz to przeżyć.

-Ile procent?- zapytała, a głos jej zadrżał.

-3%. Przykro mi, na prawdę. To nie jest sprawiedliwe, nie zasługujesz na to.

-Wiesz co? Myśl, że teraz umrę ale dzięki temu uniknę wiecznej męki jest lepsze niż życie i uciekanie przed tym co i tak w końcu by się stało. Dziękuję, że dałaś mi możliwość wyboru.- brunetka uśmiechnęła się smutno, Monic też wysiliła się na uśmiech by dać jej choć trochę otuchy.

-Zaczynam, dobrze?- Ellie skinęła głową. Granatowowłosa złapała jedną ręką jej przedramię, drugą trzymając strzykawkę wbiła igłę w żyłę i wpuściła substancje, Ellie skrzywiła się nieznacznie.- Za chwile zaśniesz.- odłożyła na stolik pustą już strzykawkę.

-Skąd znasz się na tym?- zapytała wskazując głową strzykawkę.

-Kiedyś chciałam zostać lekarzem. Przez rok studiowałem. W ten sposób chciałam ratować ludzi, trochę wiedzy mi zostało. Ale los postanowił inaczej. Jak się czujesz?

-Hah, świetnie.- powiedziała uśmiechając się szeroko.- Czemu chce mi się śmiać?- zapytała zamykając oczy.

-Dodałam środków uspakajających. Ellie?- brunetka nie zareagowała.- Ellie, słyszysz mnie?- znowu dziewczyna nie zareagowała, nawet gdy Monic nią potrząsnęła.- Czyli już czas. Przepraszam to co za raz zrobię Sam.

Monic wstała i wyciągnęła nóż z kurtki. Zawinęła rękawy swojej bluzki. Spojrzała na Ellie i nacięła swoją dłoń. Podeszła do brunetki i nacięła delikatnie jej skórę nad mostkiem. Przyłożyła krwawiącą dłoń do rany brunetki i zamknęła oczy. Z całych sił skupiła się na celu. Otworzyła oczy, które zaczęły płonąć ognistym blaskiem. Na jej dłoni pojawiły się ogniste żyłki, które przeniosły się na ciało Ellie. Monic jęknęła czując ostry ból głowy, ale nie puściła. Ciało Ellie zaczęło świecić jasnym blaskiem, który po chwili zniknął tak samo jak ogniste żyłki. Monic czując się wykończona, jakby coś nagle zabrało jej całą energie zabrała dłoń i usiadła na brzegu łóżka. Jej oczy wróciły do normy. Odetchnęła głęboko. Spojrzała w bok, na leżącą Ellie. Z nadzieją sprawdziła puls brunetki, ale zawiodła się.

Podniosła się i chwyciła za kurtkę, którą szybko założyła. Zachwiała się trochę i złapała ręką za półkę by złapać równowagę. Zaryzykowała. Poczuła jak coś ciepłego spływa jej na usta i podbródek. Otarła to dłonią. Czarne. Coś czarnego wypłynęło z jej nosa. Szybko chwyciła za jakieś chusteczki na półce i wytarła to z twarzy. Przyłożyła materiał do nosa by zatamować to, ale tak szybko jak pojawiła się ta czarna maź też tak szybko zniknęła. Może jej się tylko to przewidziało? Zabrała resztę swoich rzeczy i wyszła na zewnątrz.

Podeszła do Impali i wsiadła na tylne siedzenie.

-I co z Ellie, da sobie rade?- zapytał Dean patrząc na odbicie Monic w lusterku gdy odpalał swoją dziecinkę.

-Tak, teraz poradzi sobie.- uśmiechnęła się delikatnie.

-Przepraszam, że wcześniej na ciebie naskoczyłem.- Sam odwrócił się do Monic.- Po prostu nie chciałem żeby coś ci się stało. A gdy tak nagle zniknęłaś... bałem się.

-Ja też przepraszam, nie powinnam tak znikać.

-A teraz całujcie się na zgode.- powiedział z rozbawieniem Dean.

-Dean.- Sam spojrzał znacząco na brata.

-Nie mam nic przeciwko.- powiedziała Monic przysuwając się w stronę szatyna.- A ty Sammy?

-Oczywiście, że nie.- szatyn pochylił się nad siedzeniem i złączył ich usta.

-A co ze mną?- zapytał Dean.

-Nie przeginaj.- powiedział ostrzegawczo Sam. Monic zaśmiała się i zbliżyła się do blondyna by dać mu całusa w policzek.

-Zadowolony?- zapytała i usiadła już normalnie.

-Tak.

-Zobaczysz jeszcze ci się może dostać.- powiedział Sam próbując być poważnym, ale było słychać rozbawienie w jego głosie.

-Spokojnie Sammy, nigdy nie próbowałbym zniszczyć twojego szczęścia. Trafił ci się prawdziwy skarb.- blondyn spojrzał w lusterko i puścił do Monic oczko.

-Wiem.- powiedział Sam również patrząc w lusterko i szeroko się uśmiechając do jego dziewczyny.

-Mi też trafiły się skarby, czasem trochę irytujące. Ale życie bym za nich oddała, a zwłaszcza za takiego jednego łosia.

-Nieee, proszę nie nazywaj mnie tak. Wystarczy że Crowley to robi.

-Ale to świetne przezwisko Sammy.- powiedział Dean.

-Wiewiór ma racje.

-O nie, zmieniłem zdanie. Te przezwiska są do bani.

-Mi się podobają.- wszyscy zaśmiali się.

Monic oparła czoło o szybę czują się cholernie wykończona.

-Nic ci nie jest kochanie?

-Jestem tylko zmęczona, prześpię się zanim dojedziemy do bunkra.

Monic przymknęła powieki myśląc o tym co zrobiła. Będzie musiała im to powiedzieć, na pewno nie będą zadowoleni. Właśnie kogoś zabiła, co prawda zgodziła się ona na to, ale to i tak obciążyło sumienie Monic. A fakt skąd dowiedziała się, że może coś takiego robić nie polepszyło jej samopoczucia.

Wspomnienie

Monic przyjrzała się mężczyźnie siedzącym na przeciw niej na drugim końcu stołu, który napił się z kieliszka szkarłatnego napoju.

-Dobry rocznik.- powiedział z brytyjskim akcentem.

-Starszy niż ty?- zapytała z kpiną.

-Nie. Mogłabyś odłożyć na bok tą kpinę i sarkastyczne komentarze choć na chwile?

-A ty mógłbyś przestać ciągle dramatyzować? Nie, wiec ja też nie przestane.

-To w końcu chcesz się uczyć czy nie?

-Jestem tu wiec zaczynaj.

~~~~

- Czyli mam większa moc niż ty?

-Tak, ale by z niej korzystać musisz się pożywiać. Jesteś hybrydą, czymś co nie występuję naturalnie i jest zakazane, coś w stylu nefilima. Masz niezwykłe zdolności, o których nie masz pojęcia. Możesz zrobić co tylko chcesz. Jesteś nawet w stanie zabić anioły dzięki swoim umiejętnościom.

-A archanioła?

-Bez przesady skarbie, nie jesteś aż tak silna.

-A czy byłabym w stanie uratować ludzką dusze, która zawarła pakt przed Piekłem?

-Tak, myślę że tak. Ale to wymagałoby dużej mocy i musiałabyś nadal się pożywiać by to cie nie wykończyło. Bo gdybyś przestała pić krew i zaczęła korzystać z mocy to wtedy twoja ludzka cześć zbyt długo by nie wytrzymała. Niestety twoja demoniczna połowa jest zależna od ludzkiej, ta pierwsza nie może żyć bez drugiej.

-Zginęłabym?

-Tak, ale nie od razu, myślę że trochę by to trwało. Wykańczało by cie polowi od środka. Wiec lepiej nie bawić się w takie rzeczy bez większej konieczności, córeczko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro