8. Pokój suczki cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Co jest z tobą i Samem?- zaskoczyła mnie tym pytaniem.

-Nic ... czemu pytasz?

-Serio? To od razu rzuca się w oczy. Każdy głupi by zauważył.

-Wcale że nie! ... nic nikt nie zauważy bo ... nic niema i ... koniec tematu.

-Oczywiście wmawiaj to sobie jak chcesz. Czemu próbujesz to ukrywać?

-Mam swój OSOBISTY powód.

-A dokładniej jaki?- naciskała na mnie. Może jeżeli powiem da mi spokój.

-Kochałam kogoś kiedyś, ta osoba też odwzajemniała moje uczucia ale ... spotkało go coś okrutnego ... mówiąc dokładniej zginął w okrutny sposób mimo że starałam się go chronić.

-A ty nie chcesz więcej przeżyć kolejnej takiej straty dlatego walczysz z własnym sercem. Ważna rada siostro nikt jeszcze z nim nie wygrał.

-Warto spróbować.

-Niekoniecznie, przez tą próbę możesz ucierpieć jeszcze bardziej, druga osoba też.-ma rację ale czy jestem gotowa niby minęło prawie cztery lata, ale nadal tęsknię za nim. Moje rozmyślania przerwał dźwięk zatrzymującej się windy.

Będąc na korytarzu zatrzymałam się i pociągnełam ją bliżej ściany aby strażnik jej nie zobaczył.

-Co jest ?

-Strażnik.

-O nie, jak mamy teraz się dostać tam?- spojrzałam na nią, ale ona tego nie widziała.

-Zostań, zaraz to załatwię.- pewnym ale cichym krokiem podeszłam do siedzącego strażnika. Wyciągnęłam spod płaszcza strzykawkę z środkiem usypiającym i wbiłam mu w ramię. Warto mieć zawsze środki usypiające pod ręką bo nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą. Po chwili odpłyną do krainy snów. Wróciłam z powrotem do dziewczyny.

-Już jestem.

-O rany, zabiłaś go?

-Nie, spokojnie sobie śpi, a teraz chodź.

Gdy byłyśmy w gabinecie Dicka Charlie bez problemu schakowała jego komputer. Zadzwoniłam do Deana.

-I jak macie wszystkie e-maile?

-Tak. Wynika z nich że na lotnisko niedaleko stąd za 20 minut przyleci paczka aż z Afryki. Zgaduję że to bardzo ważna rzecz dla Dicka. Zdążycie ją odebrać i podrzucić fałszywkę?

-Jasna sprawa.

-Okey powodzenia, my musimy jeszcze dokończyć tu.- rozłączyłam się z nim.

Kolejnym celem był dysk Franka. Musiałyśmy zjechać na niższe piętro i pójść do pracowni, w której on się znajduje. Wszystko szło sprawnie bez żadnych problemów. Gdy Charlie skończyła swoją robotę na wyższym piętrze rozległ się odgłos wybuchu.

Zbiegłyśmy szybko na parter.
Chciałyśmy wyjść z budynku ale szklane drzwi frontowe zostały zamknięte. Strzeliłam w nie z pistoletu ale one jedynie popękały częściowo. Niech to szlak, serio kulo odporne szyby? Pieprzony Dick!

-No proszę proszę, Charlie. Nie tak łatwo mnie wykiwać, skarbie.- obejrzałyśmy się za siebie i zobaczyłyśmy Dicka, który po chwili zaciągnął się głębiej powietrzem.- Chwila czyżby nasz  duszek też tu był? Nie mogę doczekać się kiedy cię dorwę i rozerwę na strzępy.-zaśmiał się perfidnie Dick. Podeszłam do niego jak najciszej mogłam i z całej siły przywaliłam mu w mordę, ten przewrócił się na plecy. Inny lewiatan wykorzystał tę chwilę i rzucił się na Charlie. Dopiero jej krzyk przypomniał mi o niej więc strzeliłam  w głowę lewiatana, który ją zaatakował, przynajmniej na kilka minut problem z głowy. Wtedy poczułam mocne uderzenie w plecy, odleciałam kawałek przewracając się na ziemię. Przy lądowaniu oberwałam mocno w głowę, zakręciło mi się w niej i znów stałam się widzialna. Przekręciłam się na bok by zlokalizować gdzie jest Dick oraz Charlie. Ona leży przy wyjściu z przerażeniem na mnie się patrząc i trzyma się za rękę, pewnie ma złamaną bo nienaturalnie wygląda. Za to Dick stoi na równych nogach i powoli zaczął się do mnie zbliżać. Niestety broń leżała za daleko mnie bym ją złapała.

-Czyli tak wyglądasz. No muszę przyznać że brzydka to ty nie jesteś.-jego przerażający uśmiechem sprawia mnie o dreszcze.- Powiedz mi co tam u Bobby'ego.- zaśmiał się paskudnie.

-Wal się!

Na szczęście na ratunek przybyli nam Winchester'owie. Rozbili szybę i wparowali do środka oblewając lewiatany boraksem. Dean wziął Charlie na ręce, a mi pomógł wstać Sammy.

-Hej, jesteś cała?

-Bywałam w gorszym stanie.- słabo się uśmiechnęłam z powodu pulsującego bólu w głowie. Oby to nie był wstrząs mózgu.

Gdy wsiedliśmy do samochodu ruszyliśmy z piskiem opon jak najdalej od tego miejsca.

-Chyba złamałam rękę.- powiedziała Charlie.

-Dean jedź do szpitala.- rozkazał mu Sam.

-Teraz sobie zemdleję, okay?- powiedziała rudowłosa i po chwili faktycznie zemdlała. Położyłam jej głowę na swoich kolanach aby miała wygodniejszą pozycję.

Następny dzień, szpital

W szpitalu okazało się że Charlie ma złamaną rękę, a ja lekki wstrząs mózgu.

Po wypisaniu wyszliśmy na zewnątrz budynku.

-Nie jesteśmy w stanie ci się odwdzięczyć.-powiedział Sam do Charlie.

-Nie kontaktujcie się ze mną więcej zgoda? Bo chcę jeszcze trochę pożyć.-zaśmiała się, a po chwili trochę spoważniała.

-Zgoda.-odpowiedział Dean.

-Na pewno sobie poradzisz?- zapytałam ją.

-Nie po raz pierwszy znikam. Myślicie że na prawdę nazywam się Charlie Brandbury? Powodzenia w ratowaniu świata.

-Dzięki.-powiedzieliśmy jednocześnie.

Podeszła do mnie przytulając na pożegnanie i mówiąc na ucho abym tylko ja to usłyszała:

- Powodzenia w sama wiesz czym.

-Pokój, suczki.-pożegnała się z nami wsiadając do autobusu.

Ciekawe co teraz z nią będzie? Może jeszcze się spotkamy, ale jeśli tak to mam nadzieje że w przyjemniejszej sytuacji.

-Jest jak młodsza siostra, której nigdy nie chciałem mieć.-rzekł Dean.

-Nie jest taka zła.- odpowiedziałam.

-Nie jest ale znam kogoś kto lepiej sprawował by się na tym stanowisku.-powiedział blondyn wsiadając powoli do samochodu i czochrając mi włosy .

-Kogo masz na myśli?

-Taką jedną granatowowłosą dziewczynę, która jest trochę czasami denerwująca ale ma dobre serce.

-Oh, jakie to było urocze.- aż złapałam się ręką za serce.

-Tylko mi tu się nie rozczulaj.- zagroził mi palcem Dean.

- Wal się, dupku.

- No o to mi chodziło.

Uśmiechnęłam się pod nosem. To co mi powiedział było na prawdę miłe i znowu poczułam się ważna dla kogoś. Znów moje serce zaznało trochę miłości.

Opuszczony magazyn

Zajechaliśmy do jakiegoś pierwszego napotkanego magazynu by sprawdzić o co chodziło z przesyłką Dicka.
Po otwarciu skrzynki zobaczyliśmy znajdujący się w niej kawałek czerwonej gliny w kształcie prostokąta.

-To wygląda jak gliniana tabliczka. Czemu to zwykła gliniana tabliczka?!- zdenerwował się Dean.

-Może w środku jest coś istotnego?

Sam położył glinę na stół, a Dean wziął młotek, zamachnął się i uderzył w nią. Nagle rozgrzmiał się na zewnątrz budynku huk grzmotu, a blask pioruna na chwilę oświetlił całe pomieszczenie.

-Czy tylko mi wydaje się że to znak aby nie próbować tego otwierać.- rzekłam zaskoczona tym co przed chwilą zaszło.

-Jak dla mnie brzmi to raczej "śmiało rozbij to".- zażartował blondyn.

Ja z Samem nie byliśmy za tym aby kontynuować ale kto da radę przemówić Dean'owi do rozsądku.

Dopiero po trzecim uderzeniu pękła glina, przy każdym uderzeniu towarzyszyły dziwne wyładowania atmosferyczne. Gdy wytarłam przedmiot z czerwonego pyłu ukazały nam się jakieś hieroglify na niej wypisane.

-Macie pomysł co to w ogóle jest?

-Wyglądem przypomina mi tabliczkę, którą otrzymał Mojżesz od Boga. Tyle że ta jest mniejsza i bardziej dziwna.- wzięłam ją do ręki i bliżej się jej przyjrzałam.

-Czyli uważasz że to słowo Boże?- zapytał Sam.

-Szczerze to nie wiem ale jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą oznacza to że potrzebny jest jeszcze prorok.

-Tego raczej się tu nie dowiemy więc wracajmy do naszej jakże przyjemnej chatki w Sundbury.-rzekł Dean z uśmiechem.

Włożyłam tabliczkę do torby i usiadłam na tylnym siedzeniu samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro