▼Rain▼

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Characters:
▶Licht Jekylland Todoroki & [T/I]◀
Type:
▶x reader/normal◀

~—♬♩♬♩—~

Spadł deszcz. Wysoka temperatura powoli zmniejszała się od przyjemnie chłodnych kropel wody. Wkoło ciągle błyszczało słońce, które budziło parę wodną do tworzenia tęczy na jaśniutkim niebie.

Przyglądałam się otoczeniu z zachwytem, piękne widoki. Nie potrzebny był mi parasol. Lubię czuć jak świeży deszczyk spływa po włosach, twarzy i ciele. Zachichotałam czując obok siebie czyjąś obecność.

— Zmokniesz, głupia.

Nie musiałam spoglądać na osobę trzymającą parasol, dobrze wiedziałam, że to był Licht.

— Ale ja tak uwielbiam deszcz! — rozłożyłam ramiona zamykając na chwilę powieki. — Przejdziemy się?

Tym razem zerknęłam na młodego mężczyznę, jak zwykle nosił na sobie czarną bluzę bez suwaka i śnieżnobiały plecak z uroczymi skrzydłami, jak u aniołka.

Czyste, lazurowe spojrzenie bruneta było dla mnie cenniejsze niż jakiekolwiek klejnoty i biżuteria. A sam fakt, że zwracał uwagę na moją obecność to już jest coś.

Rzucił wzrok przed siebie idąc w tym samym kierunku, ruszyłam za nim. On pod parasolem, a ja na rześkim deszczu. Powietrze tego dnia było tak wilgotne, że grzechem byłoby zostać w domu i nie wyjść choć na sekundę.

— Powiedz, jak tam radzisz sobie z Lawlessem? — spytałam zarzucając dłonie na kark.

Spojrzał na mnie z ukosa. — Nienawidzę tego szczura. Nie pytaj za każdym razem o to samo, gdy się spotykamy.

Zaśmiałam się patrząc jak na odludziu wciąż nikogo nie ma.

— Powinieneś go w końcu zaakceptować. Przecież do końca życia nie możesz używać wobec niego siły–

— Nie drąż tematu.

Stanęłam przed nim i wepchnęłam ramiona między jego, tuląc do siebie zirytowanego nastolatka. Zaciągając się zapachem jego ubrań. Istna bajka.

"Nawet mnie nie odepchnął, robi postępy...!".

Odsunęłam się gwałtownie, wędrując w dalszą drogę. — Idziesz? — zaśmiałam się krótko.

Patrzył na mnie dziwnie po czym dotrzymał towarzystwa. Cisza ciągnęła się spory kawał czasu, ale żadne z nas nie było w stanie narzucić jakiegokolwiek tematu do rozmowy.

Westchnęłam czując powoli udrękę, bo niby czemu to ja mam zawsze zaczynać gadkę?

— I? Odezwiesz się w końcu?

— A jak ty radzisz sobie ze szkołą...?

Odpowiedź w formie pytania denerwuje mnie za każdym razem, gdy tylko jej użyje, no ale muszę odpowiedzieć.

— Wiesz dobrze, że tego nie cierpię.

— Nie wiem, a przynajmniej udaję — spiorunował mnie wzrokiem.

"Chyba się obraził za to przytulanie" — Irytujesz każdego, więc nie dziwota, że tylko Lawless ma do ciebie cierpliwość — rzuciłam spojrzenie na drogę.

— Nie mieszaj w to tego cholernego krwiopijcę! On jest łasy na krew!

— Oho! Widzę, że nadepnęłam panu na odcisk! — zarzuciłam ramiona zatrzymując się w wrzaskiem.

— Licz się ze słowami, demonie...!

— Bo co mi niby zrobisz?! Użyjesz tej swojej anielskiej pozy i mnie kopniesz? Bawisz mnie, cholernie bawi–

Nagle jego usta spoczęły na moich wargach wprowadzając w namiętny pocałunek. Zupełnie znikąd złapał moją dłoń i wplótł w nią palce.

Zarumieniłam się nieznacznie odwzajemniając całusa, który ciągnął się dobrą chwilę. Zamknęłam oczy czując na sobie ramiona bruneta...

Miałam wrażenie, że faktycznie jest aniołem, dopóki nie zauważyłam, iż chłopak się ode mnie odkleił.

— Cholera, zadowolona!? — krzyknął odsuwając się ode mnie, lecz ciągle trzymał mą dłoń.

— Nawet nie wiesz jak bardzo!

~—♬♩♬♩—~

~~~~~~
(a/n) tym razem krótszy. wracam ze szkoły, niestety nie pada deszcz... naszło mnie na historię z Lich-tanem~. o (^‿^✿)o
(jako tako ten pocałunek był średni. potwierdzone info. ;-;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro