Four. Zdrajca wśród nas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 1998, 28 września. Godzina 23:30.
      Jill wyjęła krótkofalówkę, a następnie podjęła próbę skontaktowania się z Carlosem.
  — Halo? Carlos, słyszysz mnie? Odbiór — powiedziała Jill.
  — Głośno i wyraźnie. Żyjecie tam? — zapytał Olivera.
  — Tak. Sukinsyn nie żyje. A nawet jeśli jakoś przetrwał, to go powstrzymałyśmy na jakiś czas — odpowiedziała Jill.
  — I dobrze. Chrzanić go. Ale co wam przyszło do głowy, żeby wystawiać się jako przynęty? — dopytał zaciekawiony Carlos. — Mogłyście zginąć.
  — Nie zaczynaj. Zrobiłyśmy co trzeba było, tyle — stwierdziła Valentine.
  — Okej... em... dziękuję. Metro jest gotowe. Wracajcie tu szybko — powiedział Żołnierzyk, po czym się rozłączył.
  — Chłopak przez nas zawału kiedyś dostanie — rzuciła żartobliwie Ellie. — Ale w sumie mu się nie dziwię.
  — Ani ja — odparła krótko Jill, a następnie schowała krótkofalówkę.
Dziewczyny weszły na wóz strażacki, a po przejściu po nim trafiły na ulicę, na której znajdowała się niewielka grupka zombie. Nie tracąc czasu na starcie z nimi, partnerki ruszyły do bramy, która, jak się okazało, była zamknięta na kłódkę. "Szlag by to!" pomyślała niezadowolona Jill. Chwilę potem zaciągnęła Ellie do budynku obok oznaczonego jako "Gun Shop Kendo".
  — Gdzie jesteśmy? — spytała Williams.
  — To sklep z bronią. Możemy się tu zaopatrzyć... i mam nadzieję, że znajdziemy tu klucz do kłódki na zewnątrz — wyjaśniła Superglina.
Ellie przytaknęła, a następnie wraz z partnerką zaczęły przeszukiwać budynek. Po zebraniu zapasów miały przejść do drugiego pomieszczenia, kiedy niespodziewanie wyskoczył na nie mężczyzna ze strzelbą.
  — Nie ruszać się! — krzyknął. — Rany boskie, Jill! — dodał Robert, gdy zorientował się, kogo spotkał.
  — Kendo! Dobrze cię widzieć. Jesteś cały? — zapytała Superglina.
  — "Cały" to lekka przesada. Przepraszam, że na was naskoczyłem... znamy się? — zwrócił się do Williams.
  — Ellie Williams, miło mi — przedstawiła się Motylek. — Niezbyt przyjemne okoliczności na pierwsze spotkanie, co nie?
  — Dobrze powiedziane... — stwierdził Kendo, spoglądając co jakiś czas na zewnątrz.
— Słuchaj, planujemy ewakuację ludzi z miasta metrem. Wchodzisz w to? — zaproponowała Valentine.
— Metrem? Nieźle pomyślane... — odparł mężczyzna, po czym smutno spojrzał na drzwi z tyłu.
— Kiedy się wydostaniemy będzie dużo roboty. Ktoś taki jak ty przydałby się — kontynuowała Valentine, kiedy zauważyła zmartwienie starego znajomego. — Hej. Co jest? — zapytała, kładąc dłoń na jego ramieniu.
   — Nic, nic... obawiam się, że nie mogę skorzystać z oferty. Nie przejmujcie się mną, dam sobie radę — odpowiedział, idąc w stronę drzwi. — Och, gdybyście chciały otworzyć bramę, klucz wisi na ścianie po waszej prawej. Powodzenia! — wtedy zniknął za tajemniczymi drzwiami.
  — Dlaczego ktoś chciałby zostać w takim piekle? Ma tu kogoś, kogo nie da się wydostać z miasta? — zapytała zdziwiona Ellie.
  — Ma małą córkę, Emmę. Choć z tego co pamiętam, zawsze była zdrowa jak ryba... chyba, że... o nie... — zastanawiała się Jill.
  — Chcesz powiedzieć, że... coś mogło ją dopaść, a ona powoli... — Ellie nie chciała kończyć.
Valentine pokiwała twierdząco głową. Williams złożyła ręce i położyła je na karku, po czym spytała:
  — Ile jeszcze rodzin Umbrella ma zamiar zniszczyć?
  — A bo ja wiem... — odparła smutno Valentine. — Cholerne dranie... — wyszeptała sama do siebie.
Partnerki bez słowa zabrały klucz i opuściły "Gun Shop Kendo", po czym udały się do zamkniętej bramy. Po otwarciu kłódki, przeszły przez bramę i ruszyły alejką w lewo. Następnie skorzystały z drzwi po prawej, wchodząc do opuszczonego budynku mieszkalnego. Po przeszukaniu go oraz zebraniu zapasów wyszły na zewnątrz. Zmierzały do alejki naprzeciwko, kiedy usłyszały za sobą huk. Dziewczyny obejrzały się za siebie. Ujrzały Nemesisa z lekko zniszczonym kostiumem, do tego miał ze sobą dużą skrzynkę, którą otworzył chwilę po tym, jak jego wzrok spotkał się ze wzrokiem dziewczyn. Ze skrzyni wyjął wyrzutnię rakiet, którą wycelował w partnerki.
  — No żeż ku... — Ellie nie skończyła.
  — Biegiem! — przerwała jej Jill.
Dziewczyny ruszyły ile sił w nogach przed siebie. Cały czas skręcały w coraz to inne alejki z nadzieją, że zgubią swojego prześladowcę i uda im się wrócić na stację metra. Po dość długiej ucieczce wróciły do dobrze znanej im pączkarni. Gdy wyszły na główny plac i zaczęły wchodzić po schodach, zauważyły rakietę lecącą w kierunku wielgachnej głowy Charliego znajdującej się na dachu sklepu z zabawkami. Wybuch spowodował spadnięcie głowy z dachu i toczenie się jej w kierunku dziewczyn, którym w ostatniej chwili udało się uniknąć zmiażdżenia. W tej chwili usłyszały głos Olivery w krótkofalówce:
  — Jill, Ellie?! Jesteście tam?! — wypytywał poddenerwowany.
  — Ta, jeszcze żyjemy. Ten dupek znów siedzi nam na ogonie — odpowiedziała Ellie.
  — Zauważyłem. Facet jest dość wybuchowy... chyba mam pomysł jak go powstrzymać. Wracajcie szybko na stację — odpowiedział Carlos.
  — Mamy go do was przyprowadzić?! Pogrzało cię?! — zapytała zdziwiona Jill.
  — Spokojna głowa, wszystko mam ogarnięte — powiedział na pożegnanie Carlos.
  — Jak myślisz, co wykombinował? — spytała Motylek, chowając krótkofalówkę.
  — A bo ja wiem? Wydaje się nieprzewidywalny, w każdej chwili może zrobić coś głupiego... jak my — stwierdziła Superglina.
Ellie zaśmiała się. Partnerki kontynuowały ucieczkę, a gdy tylko usłyszały ciężkie kroki, przyśpieszyły. Po przejściu przez plac główny oraz dostaniu się do alejki, którą jeszcze niedawno po raz pierwszy wyruszały na przeszukiwanie miasta, ujrzały Carlosa, który gestem ręki pokazywał im, żeby pobiegły za nim. Tak też uczyniły. W momencie, w którym dotarli do wejścia na stację metra, Nemesis depcząc im po piętach zdetonował minę zamontowaną wcześniej przez Carlosa. Wybuch odepchnął potwora na wóz z paliwem, który chwilę potem także wybuchnął po ostrzeliwaniu go przez Oliverę. W ostatniej chwili cała trójka ukryła się w budynku.
— O Matko... dzięki Carlos — podziękowała Jill.
— Gdyby nie ty, byłoby pewnie po nas. Dobra robota, Żołnierzyku — dodała Ellie.
— E tam, przesadzacie... — odparł nieco speszony Carlos.
Cała trójka udała się na dół. Tam spotkali Mikhaila Victora rozmawiającego z Tyllerem. Kiedy kapitan usłyszał kroki, odwrócił się w kierunku przybyszy.
  — Dobra robota! Jesteście lepsze niż zakładałem — zwrócił się do Valentine i Williams.  — Wsiadajcie, pociąg zaraz odjeżdża — dodał.
Dziewczyny uśmiechnęły się na te słowa. Kiedy miały wsiadać do pociągu, Mikhail podszedł do Olivery i Patricka, po czym ich zagadnął:
  — Carlos, Tyrell, posłuchajcie mnie. Dostaliście rozkazy, musicie wrócić do miasta i znaleźć doktora Nathaniela Barda.
  — Ten transport chyba nie jest ostatni? — wtrąciła Jill.
  — Bez obaw. Gdy tylko cywile będą bezpieczni, pociąg tu wróci — poinformował Mikhail.
  — Wszystko gra, wsiadajcie i jedźcie. Nie martwcie się, nie umrę tu. Nie zostawiłbym was samych w zimnym, ponurym świecie pozbawionym Carlosa — odparł z uśmiechem Żołnierzyk.
  — Okej — odpowiedziały jednocześnie Motylek i Superglina, po czym weszły do wagonu.
  — Musicie znaleźć tego doktorka. Jego badania nad lekarstwem mogą być ratunkiem dla nas wszystkich — wyjaśnił chłopakom kapitan Victor.
Dziewczyny chciały posłuchać ewentualnego dalszego ciągu rozmowy, gdy nagle usłyszały klaskanie. Skierowały głowy w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Ujrzały Nikolaia.
  — Brawo. Uczycie się. Jedyne co się liczy, to wasze własne życie — powiedział.
"Co? Eee... po co on nam to mówi?" zastanawiała się zdziwiona Williams, podczas gdy Valentine nie zareagowała na komentarz mężczyzny. Pociąg ruszył chwilę po tym, jak do wagonu wszedł kapitan. Partnerki po raz ostatni wymieniły spojrzenia z Carlosem, a następnie usiadły na wolnych miejscach.
Rok 1998, 29 września. Godzina 02:11
     Podczas jazdy pociągiem dziewczyny przez większość czasu siedziały wpatrując się w migający obraz za oknem. W pewnym momencie usłyszały, jak Nikolai zapytał Mikhaila:
  — Nie sądzisz chyba, że taki biurowy wymoczek jak Bard jeszcze żyje?
Bard. Znowu to nazwisko. Zaintrygowane rozmową, dziewczyny usadowiły się tak, aby słyszeć, o czym rozmawiają członkowie U.B.C.S., ale jednocześnie tak, by nie dać po sobie poznać, że właśnie ich podsłuchują.
  — To informacja z pewnego źródła — odrzekł Mikhail. — A co, martwisz się o swoich ludzi? Czy chodzi o coś innego? — dopytał zaintrygowany kapitan. — Ciekawe, jakim cudem bezmózgie zombie wciągnęły cały pluton w zasadzkę — ściszył głos, zmieniając temat. — Ciekawe, dlaczego brama była zamknięta. Nie uważasz?
Nikolai w odpowiedzi lekko się zaśmiał. Wtedy nagle światła zgasły, a cała czwórka usłyszała wybuch i krzyki ludzi z wagonu za nimi. Jill oraz Ellie poderwały się z miejsc, w celu zobaczenia, co się stało. Pasażerowie ujrzeli Nemesisa stojącego w ogniu, na dodatek wyrzucającego czyjeś zwłoki z pociągu.
  — Jakim cudem ten sukinsyn jeszcze nie zdechł?! — spytała zdenerwowana Jill, chcąc pójść w kierunku stwora, lecz zatrzymali ją Ellie oraz Mikhail.
  — Jill, już po nich. Chodź, musimy jak najszybciej się stąd wydostać — odparł Victor.
Ellie oraz Jill ruszyły do drzwi prowadzących do innego wagonu. Gdy jednak chciały iść dalej, okazało się, że są zamknięte.
  — No co do... dupku, otwieraj te cholerne drzwi! — warknęła Ellie do mężczyzny po drugiej stronie.
  — To nie na mnie poluje — odpowiedział Nikolai, po czym puścił dziewczynom oczko, zaśmiał się i odszedł.
  — Nikolai! — krzyknęła za nim Jill, jednak na marne.
Partnerki odwróciły się w kierunku strzelającego do stwora kapitana Victora. Nim zdążyły cokolwiek powiedzieć, Mikhaila schwytał i przyciągnął do siebie Nemesis.
  — Wypierniczaj z mojego pociągu — powiedział stanowczo Mikhail, a następnie wcisnął przycisk na detonatorze.
Wybuch zachwiał całym pociągiem, a zniszczony wagon odczepił się od reszty. W wyniku tego bujania, dziewczyny mocno uderzyły głowami o ścianę i straciły przytomność.
Gdy się obudziły, nie wiedziały ile czasu minęło, odkąd pociąg się wykoleił. Wygramoliły się z wraku pociągu, po czym zaczęły szukać drogi na powierzchnię. Przy okazji Ellie zdążyła się z pięć razy upewnić, że Jill jest cała, i vice versa - Valentine nawet otrzymała miano "profesjonalnego inspektora do spraw obitej łepetyny". Partnerki próbowały też skontaktować się z Carlosem, jednakże nie udało im się. Postanowiły, że spróbują ponownie na zewnątrz. Po opuszczeniu podziemi dziewczyny przeszły przez plac znajdujący się tuż przy rzece, a następnie weszły na most prowadzący na jej drugą stronę. Wtedy ujrzały, jak z budynku, z którego niedawno wychodziły, wypadł Nemesis. Stwór próbował ugasić ogień na swoim ciele, cały czas kręcąc się w te i we wte. Ostatecznie jego wiercenie oraz nieskupienie się na patrzeniu, gdzie zmierza, spowodowało, że wpadł do rzeki.
— Frajer nawet nie umie pływać — prychnęła Superglina, po czym wyjęła krótkofalówkę. — Carlos, zgłoś się!
— Carlos zgłasza się do najfajniejszych pań, jakie poznał! Co tam? — odpowiedział Żołnierzyk.
— Cóż, jakby to ująć, pociąg szlag trafił. Wykoleił się — wtrąciła Motylek.
— Wykoleił się?! Czy macie rannych?! — wypytywał zmartwiony Olivera.
— Wszyscy nie żyją. W tym Mikhail — odparła smutno Valentine.
— O cholera... — wymamrotał Olivera.
— Pomijając już fakt, że Nikolai zostawił nas na pewną śmierć — dodała Williams.
— Że co?! Ale... dlaczego?! — zapytał zdziwiony Carlos.
— Tego nie wiemy... — Jill nie skończyła, gdyż przerwał jej dziwny odgłos dochodzący z rzeki. — Co u licha...? — spytała, wpatrując się w wodę.
W tej chwili na partnerki wyskoczył Nemesis, jednakże nie wyglądał tak samo, jak przedtem. Swoją budową przypominał znaną praktycznie każdemu postać Obcego z serii filmów o tym samym tytule. Z tą różnicą, że miał na sobie resztki kombinezonu, który nosił w poprzedniej formie, a na dodatek był nieco bardziej umięśniony od Xenomorpha. Williams oraz Valentine urwały rozmowę z Carlosem, po czym zaczęły uciekać przed swoim prześladowcą. Ucieczka doprowadziła je do martwego punktu - zamkniętego z każdej strony placu wieży zegarowej. Dziewczyny zaczęły rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby im znacznie ułatwić załatwienie stwora biegającego jak szalony dookoła placu. W pewnym momencie Jill ujrzała pociski minowe do granatnika, które natychmiast wzięła. Załadowała broń, a następnie oświadczyła:
  — Zrobimy to po carlosowemu. Będę zastawiać na niego pułapki, a kiedy się wywali...
  — Będę dobijać go ze strzelby — dokończyła za nią Ellie, sięgając po strzelbę.
Jill w odpowiedzi się uśmiechnęła, a potem wraz z Ellie przystąpiły do wykonywania planu. Dziewczyny powtarzały cykl strzelania aż do momentu, w którym Nemesis padł nieprzytomny na ziemię. Przybiły piątkę, po czym podjęły próbę skontaktowania się z Carlosem, jednakże bezskutecznie. Minęły cielsko stwora i otworzyły bramę, przez którą chwilę później przeszły. Ruszyłyby dalej, gdyby nie fakt, że Valentine nagle złapał i zaczął przyciągać do siebie Nemesis. Williams na szczęście zareagowała w porę, strzelając w łańcuch odpowiadający za podnoszenie bramy - opadła ona na dół, przy okazji odcinając ramię prześladowcy dziewczyn. Valentine szybko się podniosła i wraz z Williams miały uciekać, kiedy stwór resztkami sił wbił mackę w ramię byłej członkini oddziału S.T.A.R.S. Dziewczyna osunęła się na ziemię w tej samej chwili co nieprzyjaciel, ponadto nie mogła przestać kaszleć. Przerażona Ellie kucnęła przy partnerce.
— Nie, nie, nie... Jill, walcz... błagam, nie rób mi tego! Jill, walcz do jasnej cholery! — mówiła ciągle.
W pewnym momencie nastała cisza, a Jill zamknęła oczy. Ellie na początku chciała krzyczeć. Była zła. Na siebie, na Nemesisa, na przeklętą Umbrellę. Dotknęła dwoma palcami szyi swojej partnerki. Oddychała. Ellie odetchnęła z ulgą.
— Jest jeszcze nadzieja... — wymamrotała uradowana, a następnie wzięła Valentine pod ramię i wyjęła krótkofalówkę. — Błagam, złap zasięg, błagam, złap zasięg... jest! Żołnierzyku? Żołnierzyku, zgłoś się. Mówi... ech... Motylek, odbiór.
  — Żołnierzyk do Motylek, nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu mam z wami łączność. Co tam się wydarzyło? — zapytał Carlos.
  — Ten śledzący nas od wczoraj bydlak przeszedł jakąś transformację i zmienił się w podróbkę Obcego. Udało nam się go unieszkodliwić, przynajmniej na razie. Ale... zainfekował Jill jakimś gównem... — Ellie nie skończyła.
  — Że co?! Jak ona się czuje?!
  — Jest nieprzytomna. Posłuchaj, wiem, że miałeś znaleźć jakiegoś doktorka pracującego nad szczepionką. Gdzie on jest? I czy ma ze sobą to antidotum?
  — Bard urzęduje w szpitalu Spencer Memorial, właśnie tam zmierzam.
  — Spencer Memorial... jak daleko jest to od wieży zegarowej?
  — Kilka przecznic, idź za znakami drogowymi, powinny cię doprowadzić na miejsce. Spotkamy się w szpitalu, okej?
  — Okej... do zobaczenia na miejscu.
  — Do zobaczenia. Obyśmy wyciągnęli Jill z tego paskudztwa — odparł Carlos, po czym się rozłączył.
"Oby się udało..." pomyślała Ellie, idąc wraz z partnerką w kierunku szpitala.

~🧟~

Gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, kiedy Carlos powiedział "Że co?!" w tym rozdziale, to miałabym dwa złote. To nie jest dużo, ale śmieszne, że takie coś wydarzyło się dwa razy, nie?
Podsumowując, dzisiaj dużo się działo. Kolejna tragedia rodzinna, wybuchy, więcej wybuchów, zdrajca (którego w sumie nikt nie lubi i nikt nie będzie po nim płakał), jeszcze więcej wybuchów i zainfekowanie Jill wirusem T... jak myślicie, nasza kochana Superglina wyjdzie z tego?
Pamiętajcie dzieci, wybuchów nigdy nie za wiele, do zobaczenia wkrótce, cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro