Seven. Partnerki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

29 września, 1998 rok. Godzina 05:30. 30 minut do zrzucenia bomby atomowej na Raccoon City.
Dziewczyny trafiły na pomost w wielkim, białym pomieszczeniu z czymś w rodzaju "basenu" do testowania różnych obiektów. "Mam co do tego złe przeczucia" pomyślała Jill. Chwilę potem, weszła wraz z partnerką do niewielkiego pokoju, w którym nareszcie znalazły Nikolai'a. Wymierzyły w nieprzyjaciela z pistoletów, na co on zareagował tym samym. Zdrajca miał jednak mały dylemat - nie wiedział, czy mierzyć w Valentine, czy w Ellie. Jill oświadczyła:
  — To koniec. Oddaj szczepionkę, sukinsynu.
  — Ostrzegam, jeśli tego nie zrobisz, skończysz z dziurą pośrodku czoła. Będziesz jak jednorożec, któremu wyrwano róg — powiedziała Ellie.
  — O nie, nie, nie. Jesteście drukarnią pieniędzy, a ja lubię pieniądze. Przedłużymy naszą umowę. Rzućcie broń! — odpowiedział Nikolai.
  — Czyli jednorożec bez rogu — odparła Ellie, gotowa, by zastrzelić Nikolai'a.
Niestety, dosłownie sekundę potem coś masywnego zrobiło dziurę w ścianie, rozdzielając partnerki i zdrajcę. Dziewczyny spadły na niższy poziom w białym pomieszczeniu, w którym były poprzednio. Podniosły się i ujrzały ogromną masę organiczną. W pewnym momencie otworzyła się ona niczym kwiat. Z otworu wyleciały macki, które przylepiły się do rogów sufitu. Następnie wyszedł z niego tułów zmutowanego Nemesisa. Było to co najmniej zaskakujące. I obrzydliwe.
— To... coś niesamowitego! W życiu czegoś takiego nie widziałem! Te dane mogą być warte miliony! Ale wiecie jak jest... życia się nie wyceni, a miasto niedługo wybuchnie. Powodzenia! — krzyknął Nikolai, a następnie uciekł.
— Ty cholerny dupku, zachłanny sukinsynu, wracaj tu, bo mam zamiar ci... — Ellie nie skończyła.
— Jill, Ellie! Co wy tam robicie?! — zawołał z góry Carlos.
— Wypadek przy pracy... leć za Nikolai'em! Zabrał szczepionkę! Nie przejmuj się nami, damy sobie radę! — odpowiedziała mu Jill.
— Na pewno dacie — stwierdził z uśmiechem Carlos, a następnie ruszył w pogoń za zdrajcą.
  — Słuchaj i przyjmij to do wiadomości. To jest ostatni, cholerny raz — Jill zwróciła się do potwora.
Nemesis odpowiedział rykiem. Partnerki odwróciły się na pięcie i ruszyły do komory niedaleko. Po otwarciu jej, ukazało im się sporych rozmiarów działo elektromagnetyczne. Chwyciły za nie wspólnie i skierowały centralnie w głowę ich prześladowcy. Nacisnęły spust, a ogromna wiązka elektromagnetyczna trafiła przeciwnika, powodując, że jego tors się zachwiał. Znów chciały wystrzelić, jednakże usłyszały następujący komunikat: "Chłodzenie w toku. Aktywuj ponownie źródła zasilania". Dziewczyny odłożyły broń i rozejrzały się. Na ścianach po ich bokach znajdowały się baterie, które właśnie wracały na swoje miejsca. Niestety kilka się zablokowało, co zasygnalizowało czerwone światło znajdujące się na nich. Po uniknięciu ataku Nemesisa, Ellie oznajmiła:
  — Posłuchaj, mam plan! Będę dociskać te baterie... — nie skończyła.
  — A ja będę cię osłaniać — dokończyła za nią Jill.
Ellie przytaknęła, a następnie wraz z partnerką ruszyły do pierwszego źródła zasilania. Gdy Ellie wpychała je na miejsce, Jill osłaniała ją, strzelając z granatnika w wielkie, jasnoczerwone pęcherze, które pojawiły się na ciele przeciwnika. Dzięki temu była w stanie zatrzymać jego atak i go osłabić. Po aktywowaniu wszystkich źródeł zasilania, partnerki podbiegły najszybciej jak umiały do działa elektromagnetycznego, wzięły je i po raz kolejny wycelowały w potwora. Strzał spowodował, że nieprzyjaciel opadł z hukiem na ziemię. Dziewczyny podeszły do potwora i wepchnęły działo w jego paszczę. Po tym jak broń się załadowała, tuż przed naciśnięciem spustu, Jill zwróciła się do ich prześladowcy:
  — Następnym razem skorzystaj z dobrej rady... i nie przyczepiaj się do nas jak rzep do psiego ogona.
Valentine oraz Williams nacisnęły spust. Wybuch odepchnął je do tyłu, a ogromna masa organiczna wraz z Nemesisem rozpadła się w drobny mak, powodując rozbryzg krwi. Po otarciu twarz z brudu, dziewczyny podniosły się do pozycji siedzącej. Williams spojrzała na szczątki przeciwnika, a następnie powiedziała:
  — Krzyż na drogę, Neronie — po tych słowach pomogła Valentine wstać.
  — A ty wciąż z tym Neronem... jesteś cała? — zapytała Jill.
  — Plecy mnie potwornie bolą, ale jakoś to przeżyję — Ellie obejrzała się. — Nie straciłam żadnej kończyny, ani piątej klepki. Ta, jestem cała. A ty?
  — Nigdy nie było lepiej — odparła sarkastycznie Jill.
Partnerki przeszły przez przejście (zrobione przez działo) między szczątkami potwora i wspięły się po drabinie na górę. Potem czym prędzej dobiegły do windy, którą następnie zaczęły wjeżdżać na górę. Gdy tak jechały, Ellie wyjęła z kieszeni kartkę i zagadnęła swoją towarzyszkę:
— Wzięłam sobie do serca twoją radę i postanowiłam się bardziej rozglądać — zaczęła. — Znalazłam ten świstek na podłodze przy drzwiach. Wspominają w nim o "sabotowaniu działań Umbrella Corporation" i "prowokowaniu spotkań sił zbrojnych z bronią biologiczną". Do tego napisali o odebraniu nagrody za spełnienie owych żądań — podała kartkę Jill.
— Hm... — mruknęła Jill, patrząc na treść umowy. — Zapewne wypadło to naszemu ulubionemu Scrooge'owi.
Winda zatrzymała się, a Jill zostawiła kartkę na podłodze. Partnerki wyszły z windy i zmierzyły ku schodom. Valentine zatrzymała się jednak w połowie. Również zatrzymując się, Williams cicho zapytała:
— Co się stało?
— Carlos by się z nami skontaktował, gdyby odzyskał szczepionkę, prawda? — Valentine szeptem odpowiedziała pytaniem na pytanie. — Coś mi tu nie gra.
— Sądzisz, że... że... Nikolai ma Żołnierzyka w garści?
— O ile go nie zabił? Tak. Wyjdę pierwsza, sprawdzę co się dzieje. Ty tu zostaniesz. Jeżeli usłyszysz, że sobie nie radzę...
— Wyjdę i zabiję tego dupka. Jasna sprawa — odparła Motylek, szepcząc.
Superglina przytaknęła, po czym wyszła na zewnątrz. Przy helikopterze leżał Olivera. Podbiegła do niego, aby sprawdzić jego puls. Na szczęście żył. Poklepała go dwa razy po policzku, żeby go obudzić. Kiedy miała powtórzyć tę czynność, zaskoczył ją Nikolai. Kopnął Jill w brzuch, powodując, że odpadła na bok, a gdy chciała w niego strzelić, nogą wytrącił jej pistolet z ręki. Wymierzył w nią, a następnie oświadczył:
— Nie powstrzymacie mnie. Obiecałem, że wam to oddam, czyż nie? — zapytał, pokazując próbówkę ze szczepionką.
Rzucił próbówkę, przez co ta upadła obok Jill. Dziewczyna miała już ją podnosić, jednakże Nikolai uprzedził ją, strzelając w pojemnik. Antidotum rozlało się na ziemi, a Jill krzyknęła:
— Nie! Do reszty zgłupiałeś?! Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłeś?! — wypytywała go nerwowo.
— Nie i nie obchodzi mnie to. Mój klient zażyczył sobie, bym zrównał Umbrellę z ziemią — odparł Nikolai, a w tym samym czasie bohaterowie usłyszeli komunikat: "Dziesięć minut do detonacji". — Och, wygląda na to, że rakieta już tu leci. Będę się zmywał — ponownie wymierzył w Jill. — Żegnaj, panno Valentine. Szkoda, że nie skorzystałaś z mojej rady.
— Może i nie. Ale też mam dla ciebie malusią, tyciusieńką radę. Co dwie głowy... to nie jedna — odparła Jill, uśmiechając się dumnie.
Nikolai miał już pytać, o co jej chodzi, gdy nagle z tyłu złapał go Carlos. Mężczyzna chciał się uwolnić, lecz uniemożliwiła mu to Ellie, strzelając prosto w jego głowę. Siwowłosy opadł na ziemię, co Ellie skomentowała słowami:
— Szach i mat, sukinsynu.
— Praca w grupie... moja ulubiona — wtrącił Carlos.
Williams schowała pistolet do kabury na nodze, po czym wraz z Oliverą pomogli Valentine wstać.
— Mogłam zainterweniować wcześniej... wtedy antidotum byłoby całe — powiedziała Ellie.
— Pal licho tę szczepionkę... i tak byśmy nie zdążyli w dziesięć minut dotrzeć do siedziby rządu — odpowiedziała Jill, zabierając z ziemi swój pistolet i chowając go.
— Jasne... — mruknęła Ellie. — Dobrze cię widzieć żywego, Żołnierzyku — zwróciła się do Carlosa.
— Hej, obiecałem, że nie zostawię was w zimnym, ponurym świecie bez Carlosa. A ja zawsze dotrzymuję słowa — odpowiedział Carlos, po czym lekko się zaśmiał. — Lepiej się stąd zabierajmy. Będę pilotować to cacko — dodał, a następnie wszedł do helikoptera i usiadł na miejscu pilota.
  — Tylko nas nie rozbij, Hanie Solo — odparła Jill, wchodząc wraz z Ellie do środka, zamykając drzwi i siadając na miejscach dla pasażerów.
Po zapięciu pasów i uruchomieniu maszyny, Carlos wzbił helikopter w powietrze i zaczął lecieć jak najdalej od Raccoon City. Kiedy bohaterowie znaleźli się w pewnej odległości od miasta, ujrzeli atomówkę lecącą w jego kierunku. Pocisk uderzył w centrum miasta i zniszczył je na dobre. "Żegnaj, RC" pomyślała Jill.
— To co zamierzamy teraz zrobić? — zapytał Carlos.
— Dowiedzieć się dla kogo pracował Nikolai... zniszczyć Umbrellę... ale najpierw musimy się gdzieś zatrzymać — odpowiedziała Jill.
— Możemy polecieć do Jackson — zasugerowała Ellie. — Moja ciocia jest "szefową" miasta, mogłabym u niej załatwić dla was kwatery. Ostatnio zwolniło się kilka domów.
— To nie jest taki zły pomysł... — stwierdziła Jill.
— A zatem do Wyoming — odparł Carlos. — Z jakieś sześć godzin się zejdzie... hej, czy przypadkiem na tej półce skalnej nie siedzą ludzie?! — jego uwagę przykuła trójka osób na półce skalnej niedaleko.
Dziewczyny wyjrzały przez okno. Jill powiedziała:
— Faktycznie... powinniśmy to sprawdzić, możliwe, że oni też uciekali z Raccoon.
— Dasz radę tam wylądować bez zmiażdżenia ich? — spytała Ellie.
— Raczej tak — odparł Olivera, a następnie poleciał helikopterem w kierunku tajemniczej trójki.
Ocalali usłyszeli helikopter i odsunęli się nieco, robiąc dla niego miejsce. Maszyna wylądowała bez problemu. Jill, Ellie oraz Carlos wyszli z niej, aby porozmawiać z nieznajomymi. Byli to mężczyzna i dwie kobiety, z czego jedna była dwunastoletnią dziewczynką. Mężczyzna miał na sobie mundur policyjny z napisem "R.P.D." na kamizelce kuloodpornej. "Przynajmniej ktoś poza mną z policji ocalał. Choć nie przypominam sobie, bym go kiedyś spotkała" pomyślała Jill.
— Przepraszam... Jill Valentine? — zapytała starsza nieznajoma.
— Um... tak. Znamy się? — odparła Jill.
— Nazywam się Claire Redfield, jestem siostrą Chrisa Redfielda. Pracowaliście razem w S.T.A.R.S. — odpowiedziała Claire.
— Słynna siostra Chrisa... opowiadał o tobie, nawet pokazywał wasze zdjęcie rodzinne. Wybacz, nie poznałam cię — powiedziała Jill. — Co u licha robiłaś w Raccoon City?
— Szukałam swojego brata. Ale zamiast niego zastałam masę żywych trupów, zmutowanego doktorka i przerośniętego, bladego faceta. "Tyrant T-103", tak chyba się nazywał — wyjaśniła Claire.
— Okej... a pan policjant i ta mała? — Jill zadała kolejne pytanie.
— Leon Kennedy, miło poznać — odparł Leon. — Dostałem wezwanie na swój pierwszy dzień w pracy. Szczerze mówiąc, nie tak sobie go wyobrażałem... Claire spotkałem na stacji benzynowej niedaleko RC. Od tamtej pory trzymaliśmy się razem. Choć musieliśmy się w pewnym momencie rozdzielić. Claire musiała uratować Sherry, — Leon wskazał na dziewczynkę stojącą obok niego — zaś ja uganiałem się za najemnikiem udającym agenta FBI. Najemniczką, konkretniej. Spotkaliśmy się ponownie w laboratorium Umbrella Corporation. To dopiero była akcja... w wielkim skrócie, dużo walki ze zmutowanymi potworami, dużo płaczu, dużo ucieczek i dużo wybuchów.
— Potwierdzam — zaśmiała się Claire. — A twoi towarzysze? Co robili w tym przeklętym mieście? — dopytała.
— Jestem Ellie Williams — przedstawiła się Ellie. — I to był ostatni raz, gdy pojechałam na wakacje we wrześniu. W skrócie, gonił nas zmutowany porąbaniec z workiem na ziemniaki na głowę, do tego potem zmutował. Musieliśmy też uganiać się za zachłannym dupkiem i szczepionką. Mieliśmy ją dostarczyć do ważniaków z rządu, żeby nie zniszczono Raccoon City, lecz... jak widzicie, nie udało nam się.
— Carlos Olivera godność moja. Służyłem w U.B.C.S., jednostce zbrojnej Umbrelli. Lecz, te cudowne panie otworzyły mi oczy. Od teraz nie mam zamiaru pracować dla złowieszczych organizacji — odpowiedział Carlos, drapiąc się po karku.
Cała grupka się zaśmiała. Po chwili jednak wszyscy spoważnieli, kiedy Jill powiedziała:
— Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że zrzucenie bomby na miasto wynika z eksperymentów Umbrella Corp. Po tym, co wydarzyło się w Willi Spencera, wraz z Chrisem, Barry'm oraz Rebeccą postanowiliśmy, że ujawnimy światu co tak naprawdę robi Umbrella, a także się jej pozbędziemy, badając kolejne tropy wskazujące na użycie dziwacznej broni biologicznej. Przy okazji będziemy się rozprawiać z nowymi wirusami. Dzięki temu, Umbrella nie skrzywdzi już nikogo więcej. Jeśli zaś pojawią się kolejne tego typu organizacje, to także będziemy robili wszystko co w naszej mocy, by je powstrzymać. Jednakże jest to zadanie dla więcej niż czterech osób. Kto się pisze na to, aby uczynić świat lepszym? — zapytała, zaciskając dłoń w pięść i wysuwając ją do przodu.
Jako pierwsza dołączyła Ellie.
  — Umbrella skrzywdziła już wystarczająco dużo ludzi. Nie pozwolę, by kolejne osoby cierpiały — powiedziała. — Znam też kilka osób, które miało podobne przygody do nas. To zaufani ludzie, mogliby nam pomóc w naszej misji.
  — Zgadzam się z Motylek — wtrącił Carlos, dołączając swoją pięść do zestawienia. — Niech sobie nie myślą, że skoro mają fikuśne fartuchy, to mogą być panami i władcami świata.
  — Im mniej zła na świecie, tym lepiej — stwierdziła krótko Claire, również przystawiając rękę.
  — Zostałem policjantem, aby pomagać ludziom w potrzebie. Spełnię swój obowiązek — odparł Leon, dołączając.
Nagle, ku zdziwieniu wszystkich, swoją niewielką rękę przystawiła również Sherry.
  — Potwory powinno się zwalczać. Nawet jeśli są nam bliskie... — powiedziała mała Birkin.
  — Mądrze powiedziane — odparła Jill. — Um... nie mam żadnego okrzyku bojowego... Ellie? Masz jakiś pomysł?
  — Może... "Za pokój i miłość na świecie"? — zaproponowała Ellie.
  — Brzmi kozacko — stwierdził Carlos.
  — W takim razie... za pokój i miłość na świecie! — wykrzyknęła Claire.
  — Za pokój i miłość na świecie! — wykrzyknęła cała grupka, po czym rozłączyła swoje pieści i uniosła je do góry.
Bohaterowie weszli na pokład helikoptera. Sherry nieśmiało zapytała:
  — Czy mogłabym usiąść z przodu?
  — Oczywiście! Chodź, mała — odpowiedział Carlos, wskazując na siedzenie obok swojego.
Po zajęciu miejsc i zapięciu pasów, Claire zapytała:
  — Dokąd zmierzamy?
  — Lecimy do mojego miasta rodzinnego, Jackson w stanie Wyoming. Tam się zatrzymamy na jakiś czas, a potem rozpoczniemy naszą misję — wyjaśniła Ellie.
  — Odpoczynek się przyda... ale potem... szykuj się Umbrello, nadchodzimy! — odparł Leon.
Cała grupka się zaśmiała. Helikopter wystartował, a następnie bohaterowie wyruszyli do Jackson.

~🧟~

Alexa, play "Smells Like Teen Spirit" by Nirvana.
I tak oto kończy się przygoda Jill Valentine, Ellie Williams i Carlosa Olivery w Raccoon City, którym udało się przetrwać jedną z najcięższych nocy w ich życiu. Choć ta opowieść się kończy, nie jest to jeszcze koniec zmagań z broniami biologicznymi. Jeszcze wiele historii czeka do opowiedzenia... lecz już nie dziś.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie mnie poinformować.
Dziękuję, że czytaliście tę książkę, mam nadzieję że się Wam spodobała. Teraz się z Wami pożegnam i co... do zobaczenia w następnej opowieści, trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro