Three. Prawda boli

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 1998, 28 września. Godzina 22:10.
    Dziewczyny szły uradowane w kierunku warsztatu samochodowego, kiedy nagle coś wielkiego przebiło się przez ścianę budynku obok nich. Jak się okazało, był to ich stary prześladowca. Zdziwione i wkurzone partnerki podjęły się próby wyminięcia go, co na szczęście im się udało. Nieprzyjaciel cały czas podążał za nimi, potrącając przy tym zombie, które wydostały się zza barierek. Dziewczyny zdołały uciec kreaturom, po czym zatrzymały się na chwilę w warsztacie samochodowym, aby złapać oddech.
— Carlos! To coś nadal żyje! I siedzi nam na ogonie! — poinformowała Jill przez krótkofalówkę.
— Co?! Ale... jak?! — zapytał zdziwiony Carlos. — Musicie jak najszybciej ustalić trasę pociągu i wracać na stację. Będziemy w kontakcie! — dodał i się rozłączył.
— Jeśli nawet pocisk z rakietnicy go nie załatwił... to czym możemy się go pozbyć?! — zapytała Ellie.
— Nie mam bladego pojęcia... miałam styczność z czymś podobnym w Willi Spencera... ale to coś wydaje się być o wiele silniejsze i bardziej wytrzymałe niż Tyrant... unikajmy go na tyle, na ile możemy — odpowiedziała Valentine.
Williams pokiwała twierdząco głową. Partnerki opuściły budynek, a następnie udały się w kierunku drabiny, którą opuszczały około godzinę temu. Weszły na górę, po czym udały się w kierunku magazynu. Niestety ich plany zostały pokrzyżowane, ponieważ Nemesis wyszedł z naprzeciwka. "Czy to są jakieś żarty?!" pomyślała niezadowolona Superglina. Dziewczyny odwróciły się i pobiegły do drabiny, aby po niej zejść i dotrzeć do Kite Bros Railway przez pączkarnię. Schodziły po schodach, kiedy tuż przed wejściem do pączkarni na ich drodze stanął Nemesis.
  — No bez jaj! — warknęła Motylek. — Wiesz co, grubasie?! Zaczynasz mnie wkurzać! — zwróciła się do zbliżającego się do niej i Jill stwora, po czym postanowiła rzucić w niego granatem.
Jeden wybuch jednak nie wystarczył. Ellie rzuciła kolejny granat, który tym razem sprawił, że stwór przyklęknął na ziemi. Nieco zdziwione bohaterki ruszyły biegiem w stronę pączkarni, przy okazji dyskutując na temat ich prześladowcy, aż w końcu udało im się dotrzeć na miejsce.
  — Jezus Maria... jak myślisz, nasz przyjaciel pozwoli nam opuścić Raccoon City, czy będziemy przed nim uciekać aż na Alaskę? — spytała Ellie.
  — Brad mówił, że ten stwór poluje na członków S.T.A.R.S., którzy zostali w mieście... więc tak, bardzo możliwe, że będzie mnie ścigał aż na Alaskę. Ale hej, zawsze możemy spróbować się go pozbyć. O ile to w ogóle możliwe — odparła Jill.
— Dobrze powiedziane... — stwierdziła Ellie.
Dziewczyny weszły do biura stacji metra, w którym było o wiele jaśniej, niż poprzednio. Po zebraniu zapasów, partnerki ustawiły się przy konsoli głównej. Williams wyciągnęła krótkofalówkę i skontaktowała się z Carlosem.
— Żołnierzyku, dotarłyśmy na miejsce. Co dalej?
— Okej, więc... pociąg znajduje się na stacji Redstone Street. Musimy dostać się do Fox Park Station. Dacie radę zaplanować trasę? — spytał Carlos.
  — Hej, jesteśmy profesjonalistkami. Dla nas to pestka — wtrąciła żartobliwie Valentine.
Żołnierzyk się zaśmiał, a połączenie chwilę później się zakończyło.
  — "Profesjonalistkami"? Czuję się zaszczycona, nikt mnie nie tak nigdy nie nazwał — stwierdziła ironicznie Motylek, chowając krótkofalówkę. — Zapiszę to sobie w kalendarzu jak tylko się wydostaniemy z tej dziury.
  — Koniecznie — odparła Jill, patrząc na mapę nad konsolą. — Będę ci dyktowała miejsca, przez które ma przejechać pociąg, a ty je ustawisz, okej?
  — Jasna sprawa, szefowo — odpowiedziała Ellie. — Od czego zaczynamy?
  — Hm... — Jill spojrzała na mapę. — Faust Avenue, tor drugi. Pierwszy jest zablokowany.
  — FA... zero-dwa... — powiedziała pod nosem Williams. — Co dalej?
  — Raccoon City Central Station, tor trzeci... i Saint Michael's Clock Tower, tor drugi — odpowiedziała Superglina.
  — RA... zero-trzy... SA... zero-dwa... mamy to — poinformowała Ellie, odsuwając się od konsoli.
Trasa na mapie zaświeciła się na zielono, co oznaczało, że wyznaczanie jej powiodło się. Dziewczyny przybiły żółwika, a następnie poinformowały Oliverę o kolejnym sukcesie. Zadowolony mężczyzna im pogratulował i powiedział, aby wracały na stację. Partnerki cały czas mając przygotowaną broń, opuściły budynek Kite Bros Railway, a następnie przez pączkarnię wróciły na główny plac. Tam ujrzały ich prześladowcę, który zdawał się infekować typowego zombiaka. Zdziwione obserwowały, jak stwór odstawia zombie na ziemię, a głowa zarażonego przekształciła się w dziwną paszczę, z której czubka wystawała macka. Chcąc szybko wyminąć nieprzyjaciół, Jill strzeliła w skrzynkę, powodując wyładowanie elektryczne, które zatrzymało Nemesisa i zombiaka. Partnerki ruszyły w dalszą drogę, a gdy tylko usłyszały za sobą ciężki oddech Nemesisa, przyśpieszyły. W ostatniej chwili udało im się dotrzeć do wejścia na stację metra i je zamknąć. Zeszły na dół, gdzie spotkały się z Carlosem.
  — Dobra robota, drogie panie! Jestem pod wrażeniem — powiedział na powitanie.
  — Wracamy do gry? — zapytała Valentine.
— W sumie tak, ale potrzebujemy jeszcze trzydziestu, może czterdziestu minut na dokończenie prac — wyjaśnił Olivera.
Wtedy otworzyły się drzwi po lewej, przez które przeszły dwie osoby, również członkowie U.B.C.S. - nieznany dziewczynom mężczyzna w okularach i Nikolai. "Tylko nie to" pomyślały niezadowolone partnerki.
— Nikolai! Jak sytuacja? — spytał Olivera.
— W mieście roi się od tych stworów. Nie opuścimy miasta tą drogą — odpowiedział Nikolai, po czym spojrzał na Valentine i Williams. — Dlaczego one tu są? — dopytał.
— Pomagają nam w uruchomieniu pociągu — odpowiedział Żołnierzyk.
— Kiepski moment na targanie ze sobą balastu, stary — stwierdził Nikolai, podchodząc do dziewczyn. — Nie można na nich polegać, nie potrafią pociągnąć za spust kiedy trzeba — dodał.
— Taki pewien jesteś? — zapytała Ellie. — Wiesz, zawsze możemy to przetestować na tobie, bo z chęcią bym cię odstrzeliła, panie "Uuu, patrzcie na mnie, zabijam wszystko i wszystkich, bo mi się nudzi w życiu, uuu, ale jestem zajebisty" — przedrzeźniła go.
Jill lekko się zaśmiała, a Carlos ledwo powstrzymując śmiech, powiedział:
— Widzisz, Nikolai? Musisz ciutkę wyluzować.
Nikolai prychnął, po czym wraz z Tyllerem (mężczyzną w okularach) zeszli na dół. Carlos podszedł do partnerek.
  — Wybaczcie, wszyscy są... poddenerwowani — odparł.
— Zauważyłyśmy — odparła Valentine.
Wtedy cała trójka usłyszała huk, który można powiązać było tylko z jednym - Nemesis wdarł się do ich kryjówki. Valentine nacisnęła czerwony przycisk na ścianie, aby opuścić bramę, po czym wraz z Carlosem i Williams przeszła pod nią.
— To mnie szuka — powiedziała znienacka Superglina, po czym prześlizgnęła się pod bramą. — Kupię wam nieco czasu!
— Co?! Nie ma mowy! — odpowiedział Olivera.
Motylek w ostatniej chwili przecisnęła się pod bramą, która już się zamknęła i zaczęła uciekać wraz z Supergliną.
— Jesteś nienormalna — powiedziała do niej Jill. — Ale doceniam twój gest.
— Hej, jak goni ciebie, to goni i mnie. Nie zostawię cię z nim sam na sam, nie ma bata — odparła Ellie.
Jill zaśmiała się. Dziewczynom udało się zatrzymać stwora za sprawą kolejnego wyładowania elektrycznego spowodowanego przez strzelenie w skrzynkę, z której leciały iskry. Znalazły się w pomieszczeniu przypominającym magazyn. Niestety, nie było z niego żadnego innego wyjścia poza drzwiami, przez które weszły do magazynu. Gdy wydawało się, że już po nich, Jill dojrzała żółtą kratkę wentylacyjną tuż przy podłodze. Kucnęła przy niej, po czym podjęła próbę otworzenia jej. W międzyczasie Ellie osłaniała swoją partnerkę, przy okazji osłabiając ich prześladowcę za pomocą skrzynki z paliwem, w którą strzeliła. Kiedy Valentine oderwała kratkę od ściany, dziewczyny wczołgały się do szybu wentylacyjnego, po krótkiej przeprawie wyskoczyły z niego, a następnie pobiegły do drzwi naprzeciwko nich. Chwilę po tym, jak znalazły się po drugiej stronie, Valentine zablokowała przejście. Dziewczyny spróbowały się skontaktować z Żołnierzykiem, jednakże nie udało im się to. Williams zaczęła rozglądać się po miejscu, w którym się znalazły, czując przy tym okropny smród.
  — Jill... czy my jesteśmy w kanałach? — zapytała, zatykając nos.
  — Em... tak — odparła Superglina. — Hej, wystarczy, że się szybko stąd wydostaniemy i wrócimy na stację metra. Przy okazji zapewne uciekając przed naszym ulubionym potworkiem... ale hej, damy radę! Ty i ja kontra świat, prawda?
— Ty i ja kontra świat — powtórzyła Motylek.
Partnerki ruszyły na poszukiwania drogi na powierzchnię. Po przemierzeniu nieco długiego korytarza, trafiły na zablokowane drzwi, przy których znajdowało się miejsce na umieszczenie tam akumulatora. Dziewczyny ruszyły na jego poszukiwania, przy okazji schodząc na niższy poziom kanałów. Gdy tylko znalazły się w brudnej, śmierdzącej wodzie, obruszyły się z obrzydzenia, po czym ruszyły na wprost. Trafiły w ten sposób do biura, w którym znalazły granatnik i pociski zapalające do niego, a także trochę granatów. Granatnik i pociski wzięła Valentine, zaś Williams zabrała granaty. Partnerki opuściły pomieszczenie, a następnie wróciły tam, skąd przyszły i skręciły w lewo. Usłyszały wtedy dziwne odgłosy przypominające pomrukiwanie. Chwilę potem im oczom ukazał się stwór, którego wcześniej nie spotkały w mieście - całe jego ciało zdawało się być pokryte "zbroją" z grzybów. Na jego torsie znajdowały się jasne, świecące pęcherze. Kiedy oderwał jeden z pęcherzy, Jill zapytała:
  — Co to za bydlak?!
  — Odsuń się! — krzyknęła Ellie, w ostatniej wraz z partnerką unikając wybuchu pęcherza rzuconego przez stwora. — Nie pozwól mu się do siebie zbliżyć! I nie wdychaj tego gówna! — dodała, wskazując na pyłek, który wydostał się z pęcherza.
Williams rzuciła w potwora trzema granatami, a następnie dobiła go strzelając w jego tors i głowę ze strzelby. Gdy zarażony padł martwy, zapytała samą siebie:
  — Skąd tu się wziął cholerny purchlak?
  — "Purchlak"?! Ellie, czym to u licha było i dlaczego doskonale wiedziałaś, jak sobie z tym poradzić?! — spytała nerwowo Jill.
Ellie nie odpowiedziała. Jill, po uspokojeniu się, odparła:
  — Hej. Mnie możesz powiedzieć. Ufamy sobie, tak?
  — Ta... tylko... trudno mi o tym mówić... jeśli ci powiem, będziesz jedną z niewielu osób, które znają całą prawdę. Nikt niepożądany nie może się dowiedzieć, jasne? — zapytała Williams.
Valentine skinęła twierdząco głową. Williams westchnęła głośno, po czym zaczęła opowiadać:
  — Sześć lat temu... kiedy wraz z moją przybraną siostrą Sarah miałyśmy po czternaście lat... Joel i Tommy, to jest mój przybrany ojciec i wujek, odkryli niedaleko Jackson dziwną miejscówkę. Zdziwiło to wszystkich ludzi z miasta. Musisz wiedzieć, że Jackson jest... jakby to ująć... odizolowane od reszty świata. Znaczy się... funkcjonujemy normalnie, jak każde inne miasto świata, tylko... na leśnym odludziu... wiesz o co chodzi. Dlatego dziwne dla nas było, że niedaleko takiego odludzia ktoś postanowił zbudować coś jakby... laboratorium. Joel i Tommy zostali wyznaczeni do zbadania tej placówki. Wraz z Sarah bardzo chciałyśmy z nimi tam jechać. Po długich namowach przekonałyśmy ich, że nic nam się nie stanie. Następnego dnia ruszyliśmy we czwórkę do tego tajemniczego miejsca. Pamiętam, że... wiele razy występowało tam logo biało-czerwonego parasola... jak się okazało, placówka była porzucona. Sarah i ja pozwoliłyśmy sobie oddzielić się od Joela i Tommy'ego. Same zwiedzałyśmy to miejsce, aż nagle... trafiłyśmy na grupę zarażonych w pierwszym stadium "choroby", mianowicie biegaczy. Skurczybyki są szybsze niż może się wydawać. Jeden z nich ugryzł mnie w rękę... — Ellie wskazała na rękę z tatuażem — drugi ugryzł Sarah, także w rękę. W ostatniej chwili uratowali nas Joel i Tommy. Po powrocie do domu nie chciałyśmy nikomu mówić o tym co się stało. Zakamuflowałyśmy ugryzienia oparzeniami chemicznymi. Następnego poranka mnie nic nie było... ale Sarah już tak. Przeobraziła się w to coś... nie mogłam jej pomóc... ja... ja nie chciałam... — dziewczynie załamał się głos.
  — Mój Boże... — Jill przytuliła Ellie najmocniej jak potrafiła. — Byłyście dziećmi. Byłyście przerażone. Nie wiedziałyście, że coś takiego może się wydarzyć.
  — Ale mogłyśmy się tego domyśleć... Joel przyjął to wszystko okropnie, załamał się całkowicie. Zresztą, nie tylko on... trochę to trwało, ale jakiś czas po tym wszystkim doszedł do siebie. Przy okazji zaczął się przejmować moim bezpieczeństwem bardziej niż swoim. Powiedział, że... "nie chce stracić kolejnej córki".
Nastała cisza. Mogłaby by trwać ona dopóty, dopóki nie przerwała jej Jill:
  — Umbrella zapłaci za to, co zrobiła. Dopilnuję tego osobiście.
  — Poprawka. Dopilnujemy — odpowiedziała Ellie, z naciskiem na "my".
Chwilę potem dziewczyny ruszyły w dalszą drogę przez kanały. Przy okazji Williams opowiedziała swojej partnerce o wszystkich stadiach choroby powodowanej przez zarażenie człowieka wirusem z grzybów, które Umbrella Corporation wykorzystywała przy tworzeniu zarażonych. Stadiów były cztery. Pierwsze były biegacze czyli zarażeni, którzy przemieszczali się bardzo szybko. Drugie były cichacze - głowy biegaczy były stopniowo porastane przez grzyby, a zarażeni chowali się po kątach i atakowali z ukrycia. Następnie były klikacze. Głowy klikaczy były całkowicie zarośnięte przez grzyby, a do szukania ofiar używały słuchu, ponieważ zostały pozbawione wzroku. Ostatnim stadium choroby był purchlak, którego dziewczyny spotkały w kanałach.
     Przez całą przeprawę przez kanały partnerki nie natknęły się na ani jednego zarażonego. Po znalezieniu akumulatora zabrały go ze sobą tam, skąd przyszły i wsadziły go na odpowiednie miejsce. Kiedy znalazły się nieco wyżej, wyjęły krótkofalówki w celu skontaktowania się z Carlosem. Tym razem udało im się.
  — Dzięki Bogu, nic wam nie jest! — odezwał się Olivera po drugiej stronie. — Czy wszystko w porządku? Gdzie jesteście?
  — Jesteśmy całe, na szczęście udało nam się uciec przed tym czymś — poinformowała Valentine.
  — Właśnie wychodzimy z kanałów. Jeśli nie trafimy na jakieś zadupie tego miasta, to powinnyśmy niedługo wrócić na stację metra — powiedziała Williams.
  — Okej, dobrze wiedzieć. Pociąg jest gotowy, ale z odjazdem poczekamy na was — odpowiedział Carlos. — Tylko... wracając zgarnijcie jakieś perfumy po drodze.
  — Haha, bardzo urocze, Żołnierzyku — odparła Superglina.
  — Aż tak nie śmierdzimy! — stwierdziła Motylek.
  — Dobra, dobra, wierzę wam! — odpowiedział Żołnierzyk, śmiejąc się. — Trzymajcie się, Superglino i Motylku. Odzywajcie się co jakiś czas, żebyśmy wiedzieli, że nic wam nie jest. Bez odbioru.
  — Bez odbioru — odpowiedziały jednocześnie, po czym rozmowa się zakończyła.
Dziewczyny schowały krótkofalówki, a następnie zaczęły wspinać się po drabinie. Gdy znalazły się na górze, ujrzały ich prześladowcę. Tym razem dzierżył miotacz ognia. "No żeż jasna cholera!" pomyślała wkurzona Williams. Partnerki odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni i zaczęły uciekać. Dotarły w ten sposób do budynku, który był jeszcze w trakcie budowy.
  — Czy ty widziałaś to, co ja?! — zapytała Ellie.
  — Drań potrafi się posługiwać broniami... gorzej być nie mogło! — odpowiedziała Jill.
Partnerki uciekały dalej na górę budynku, który stopniowo był pochłaniany przez pożar. W pewnym momencie dotarły na dach, gdzie po raz kolejny spotkały Nemesisa. Nie miały innego wyjścia - musiały stawić mu czoła. Unikając jego ataku, schowały się za stertą desek, aby omówić plan działania.
— Mam pomysł, jak się go pozbyć — oświadczyła Jill. — Odwrócę jego uwagę. W międzyczasie ty, używając tyle amunicji ile możesz, zmasakrujesz pojemnik z paliwem na jego plecach. Jeśli zacznie atakować ciebie, to...
— Odwracam jego uwagę, ty niszczysz pojemnik z paliwem. Jasna sprawa, jednak co jeśli będzie atakował tylko ciebie? Teoretycznie nadal ma zadanie wyeliminowania członków S.T.A.R.S. i nie wiemy czy bierze osoby postronne jako potencjalne zagrożenie, które należałoby wyeliminować — odparła Ellie.
— Cóż... zaraz się przekonamy... — powiedziała Jill.
Dziewczyny wdrożyły w życie swój plan. Valentine rozpraszała potwora, unikając przy tym jego ataków, a Williams strzelała w pojemnik z paliwem. Po jakimś czasie, ku zdziwieniu partnerek, wszystko szło zgodnie z planem, mianowicie Nemesis zainteresował się Williams. Umożliwiło to Valentine ostrzeliwanie beczułki na plecach potwora. Cykl się powtarzał, dziewczyny wymieniały się zadaniami, aż w końcu stwór padł nieprzytomny na ziemię. Beczułka z paliwem wybuchła, przez co dziewczyny musiały uciekać z budynku. Zsunęły się po pochyłej ścianie, a po spadnięciu na windę używaną przez czyścicieli okien, zjechały na dół. Winda w pewnym momencie urwała się, ale na szczęście dziewczyn, nic im się nie stało. Partnerki wyszły z windy i zatrzymały się, aby złapać oddech.

~🧟~

Rany, co za rozdział! Działo się, oj działo. Przy okazji dowiedzieliśmy się co nieco o przeszłości Ellie.
Jeśli pojawiły się jakieś błędy, możecie mi śmiało dać znać.
Nie igrajcie z ogniem, trzymajcie się i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro