Rumka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga!!!

Gdy tekst jest zapisany *tak*, to to są myśli.






















Była sobota. Ale nie zwykła sobota. To był szczególny dzień. Miał do nas przyjechać nowy koń. Ale nie taki przeciętny. To miał być koń, którym będę się zajmować tylko ja! Koń, który ma być tym szczególnym, jedynym. Konie, na których jeździłam do tamtego dnia i pewnie nadal będę na nich dalej jeździć, były ciotki i wujka, a ten koń miał być jakby moją własnością (oczywiście nieoficjalnie moją, bo nie jestem dorosła).

Dowiedziałam się o tym dopiero rano tego dnia, kiedy miałam dostać swojego konika. To prezent od cioci Felicji. Nawet pomyślałam sobie przez chwilę, że ona jest spoko...

Około dwunastej mojego konia jeszcze nie było. Niecierpliwiłam się bardzo - w końcu to miał być może najważniejszy dzień w moim życiu. Coś koło piętnastej usłyszałam dźwięk silnika samochodu. Wybiegłam szybko z domu i tak - auto wiozło przyczepę do przewożenia koni. Gdy podjechał bliżej i mogłam się mu i przyczepie lepiej przyjżeć, dostrzegłam, że w niej jest koń. Piękny koń. Ciemnogniady z białą odmianą. Poczułam, że to jest mój koń.

Gdy auto stanęło, wyszedł z niego wysoki dorosły mężczyzna o ciemnych włosach w czapce i średniego wzrostu z wyglądu nastolatek o także ciemnych włosach. Wyglądali tak podobnie, że pomyślałam, że może to ojciec i syn. I miałam rację. Ten młodszy nazywał się Simón, a ten starszy Benjamin. Mieli korzenie hiszpańskie, i tak jak ja, także angielskie i polskie. Wiem o tym wszystkim, bo po wyjściu z samochodu przedstawili się mnie i mojej cioci.

- Ty pewnie jesteś Susan - powiedział Simón.

- Tak... Możesz mówić mi Sue... - odpowiedziałam.

*co ja robię?*

- ...san! Susan! Nie inaczej, nie Sue, zapomnij o Sue! Nie, nie, nie!

- To Sue, czy Susan? - zapytał Simón.

- Susan! - powiedziałam stanowczo.

- Ok... - powiedział już widocznie nic nie rozumiejący Simón

*no brawo, już po tobie*

Minęłam Benjamina i Simóna, po czym podbiegłam do przyczepy. Usłyszałam chałas. Jakby coś waliło w ściany przyczepy od środka. Odsunęłam się kilka kroków. Nagle, po kolejnym dźwięku, drzwi przyczepy się otworzyły (najprawdopodobniej były źle zamknięte lub zamknięcie było zepsute). Wybiegł z niej skarogniady koń z białą odmianą na głowie. Podbiegł do mnie i zatrzymał się.

- Hej... Spokojnie koniku... - powiedziałam drżącym głosem, lekko podnosząc rękę.

Zwierzę zaczęło się uspokajać, aż było już prawie całkiem spokojne.

- Łał! Udało ci się ją uspokoić! - Benjamin najwyraźniej nie spodziewał się, że uda mi się uspokoić tego konia.

- Nazywa się Rumka. Ta klacz jest ostatnio bardzo niespokojna, więc uważaj - powiedział Simón - Ale tak jakby co, to ja i mój tata zostajemy u was, więc gdyby coś, to będziemy w pobliżu.

- Jak to zostajecie?! - zdziwiłam się.

- Na około miesiąc panowie zostaną tutaj - powiedział ciotka Felicja.

- Yyy... Z jakiego powodu? - dopytywałam się.

- Zaproponowałam, żeby zostali u nas na jakiś czas. Twój wujek się zgodził, ciebie nie pytałam, bo na pewno byś powiedziała "nie". Ale naprawdę myślę, że będzie nam się dobrze razem mieszkało.

Nie lubiłam obcych, więc nie chciałam też, żeby zostawali. Ale oczywiście - nikogo nie obchodziło moje zdanie!

W czasie, kiedy ja, ciocia Felicja, Simón i pan Benjamin rozmawialiśmy, wujek Matt podszedł do Rumki, przypiął jej uwiąz i zaprowadził do stajni.

Myślę, że to ten koń! Jestem tego prawie pewna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro