TOM 2 - Rozdział 79

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilkanaście minut po wyjściu Pani Malfoy usłyszała pukanie do drzwi. Jak już zdążyła się domyślić, w końcu pojawił się ktoś, kto ma ją wprowadzić na scenę. Przed nią ważne do zagrania przedstawienie, w którym "szczęśliwym" zrządzeniem losu gra główną rolę. Tak to właśnie odbierała. Całą tą sytuację. Jako słabą sztukę, którą po prostu trzeba zagrać, a następnie o niej zapomnieć i odstawić ją w kąt. Kolejne wspomnienia nie warte przeżycia, a co najważniejsze zapamiętania. Bo kto by chciał to pamiętać.

Osoba, za drzwiami w końcu musiała się zniecierpliwić i nie oczekiwała już na jej zaproszenie, po prostu weszła do środka co jasno dało jej do zrozumienia, że nikt nie będzie na nią czekać, ani się przed nią płaszczyć. Westchnęła ciężko i ruszyła w stronę wyjścia. Przechodząc obok śmierciożercy skrzywiła się z niesmakiem na smród potu zmieszanego z metaliczny zapachem krwi, który był aż nazbyt wyczuwalny. Wysokiego czarodzieja musiało to bardzo rozbawić, bo na jego twarzy pojawił się obrzydliwy uśmiech, odsłaniający dwa krzywe rzędy, żółtych i gnijących zębów. Od razu zrobiło jej się niedobrze. Odwróciła wzrok od mężczyzny i czekała, aż poprowadzi ją do jadalni. Czarodziej wyciągnął różdżkę i kazał jej iść przodem. No tak. Bez większych sprzeczek, ruszyła znajomym korytarzem, mając cały czas na ogonie nieznanego jej śmierciożercę.

Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie dotarła do celu. Kto by pomyślał, że taka chwila kiedykolwiek nadejdzie. Ona, Suzanne Dumbledore, ciesząca się na myśl o przebywaniu w jednej sali z dwoma największymi czarnoksiężnikami tego stulecia. Świat stanął na głowie. Śmierciożerca, który miał ją tu przyprowadzić, wyjątkowo szybko się ulotnił, nie mając innych pomysłów, po prostu zajęła "swoje" miejsce przy stole. Na jej nieszczęście, jak zawsze znalazła się pod ścisłą obserwacją zimnych, błękitnych tęczówek oraz pary szkarłatnych ślepi, które lustrowałaś ją bezwstydnie od góry do dołu. Gdy tylko usiadła, na stole pojawiły się najróżniejsze potrawy. Bez słowa skargi zaczęła powoli konsumować posiłek. Oczywiście, nie zapomniała o złotej zasadzie Szalonookiego, STAŁA CZUJNOŚĆ, i tak dalej. Przyglądała się wszystkim, dyskretnie, ale dokładnie. Część śmierciożerców była w stanie rozpoznać, a nawet zdołał zauważyć kogo nie ma. O ile nieobecność Severusa, wydała jej się czymś normalnym, to brak Bellatriks poważnie ją zaniepokoił. Podejżewała, że wiedźma jest na jakiejś misji, ale tu nasuwa się pytanie, jakiej? I jak bardzo zaszkodzi ona jasnej stronie?

Przez całą godzinę, nikt nie poruszył, żadnej interesującej sprawy. Wszyscy siedzieli sztywno i nawet nie odważyli się odezwać, wydawali się całkiem zaabsorbowani jedzeniem. Podejrzewała, że to rozkazy Lorda. Czyżby zmądrzał? - pomyślała lekko strapiona. W końcu, jeśli nie ma do niej zaufania, to oznacza, że nie pokłada już w niej żadnych nadziei, nic nie planuje, nie jest mu potrzebna. Może to nie taki najgorszy pomysł z tym wybuchem? Przynajmniej zabrała by tego dziada ze sobą do grobu. Przy odrobinie szczęścia Grindelwalda również. Sfrustrowana panującą ciszą wstała z miejsca i powoli ruszyła w stronę wyjścia.

- Dokąd się Pani wybiera, panno Dumbledore? - zapytał wyraźnie zaintrygowany Voldemort. Suzanne poważnie zastanawiała się nad tym, czy ten czarodziej kiedykolwiek zostawi ją w spokoju.

- Chciałabym skorzystać z toalety. - odparła zdenerwowana odwracając się w jego kierunku. - To chyba nie problem. - warknęła.

- Ach tak... - mruknął przyglądając jej się z deczka podejżliwie, a następnie machnął na nią od niechcenia dłonią. Gryfonka uznała to za zgodę na opuszczenie pomieszczenia.

Naturalnie nie udała się do łazienki. Stanęła zaraz za uchylonymi drzwiami i przesłuchiwała się noworozpoczętej dyskusji. Nareszcie zaczęli gadać.

- Jak długo zamierzasz być dla niej taki pobłażliwy? - od razu rozpoznała głos Grindelwald'a. Dało się w nim wyczuć pewien wyrzut i niezadowolenie.

- Niedługo. - odparł krótko Riddle, te słowa zdecydowanie nie przypadły jej do gustu. Już wiedziała, że coś się szykuję. - Wiesz sam, jak wygląda sytuacja. Nie wiele jest w stanie zmusić ją do zmiany strony, a siedząc tu bezczynnie na nic nam się zda. Dla Dumbledore'a to nie problem, póki żyje.

- Masz już jakiś pomysł. - bardziej stwierdził niż zapytał czarnoksiężnik.

- Naturalnie, czekam jedynie na powrót Bellatriks. - przyznał przerywając na chwilę, zapewne sięgając po coś do picia. - Od powodzenia jej misji zależeć będą nasze kolejne kroki.

- Panie... - Suzanne starała się zajrzeć przez lekko uchylone drzwi, aby zobaczyć właściciela głosu, ale niestety nie zdołała nic dostrzec. - ...czy Bellatriks nie była w tym wypadku zbyt... pochopnym wyborem?

- Och, Dołohow! - zawołał rozbawiony Czarny Pan. - Bella jest w tym przypadku najlepszym możliwym wyborem. Chociaż przyznam, że i ty byś sobie zapewne poradził. Jednakże, Bella ma pewną...siłę przebicia, której tobie brakuje.

- Nie jest najlepszą dyplomatką. - mruknął Gellert.

- Bo tu nie o dyplomację chodzi. - odpowiedział brunet. - Narcyzo... - zwrócił się w kierunku Pani domu. - ...panna Dumbledore najwyraźniej się zgubiła, czy mogłabyś sprowadzić ją do nas?

- Oczywiście, mój Panie. - usłyszała dźwięk odsuwanego krzesła i stukot obcasów który z każdą chwilą był coraz głośniejszy. Schowała się za winkiem, tak by jak najdłużej pozostać niezauważoną.

Pani Malfoy wyszła z jadalni i zamknęła za sobą drzwi. Odetchnęła głośno, po czym wyciągnęła różdżkę i szepcząc pod nosem rzuciła zaklęcie. Magiczny patyk od razu skierował się w jej kierunku. Przeklęła w myślach. Zaklęcie lokalizujące. Zrezygnowana wyszła z ukrycia, już miała poinformować kobietę o swojej obecności i zacząć się w jakiś sensowny sposób tłumaczyć, gdy ta uciszyła ją gestem i pokazała jej, żeby do niej podeszła. Zaskoczona i skołowana nową sytuacją, postanowiła posłuchać. Stanęła obok blondynki i idąc w jej ślady zaczęła nasłuchiwać dźwięków dobiegających zza drzwi.

- Myślisz, że to zadziała? - słowa Grindelwald'a zawisły w powietrzu, a były one słyszane nawet za zamkniętymi, ciężkimi wrotami.

- Musi. Jeśli Dumbledore nie będzie nam posłuszna wszystkie plany pójdą na nic. - zauważył Voldemort.

- Zbyt wiele stawiasz na jedną kartę. - przyznał z dezaprobatą starszy czarnoksiężnik. - Amortencja pozbawi ją jej największych atutów. Co z tego, że będzie się nas słuchać skoro stanie się zwykłą marionetką na naszych usługach? Po co nam ktoś tak potężny w szeregach, skoro nie będziemy mogli z tego korzystać w pełni?*

- Jeśli się jej nie pozbędziemy, przegramy.

- To ją zabij. Zdecydowanie za długo odwlekasz tą chwilę. - w pomieszczenie rozległ się głośny dźwięk uderzenia. - Wiesz doskonale, że wszystko sprowadza się właśnie do tego. - zdenerwowany głos Grinderwald'a ponownie rozległ się za drzwiami.

- Póki nie dostanę wszystkich informacji na temat Zakonu, dziewczyna ma żyć! - krzyknął Lord. - A jeśli tak bardzo nie podoba ci się ten pomysł Gellercie, może sam spróbujesz dowiedzieć się od panny Dumbledore czegoś o Draco Malfoy'u, hmm?

Suzanne gwałtownie się spięła na wspomnienie jej przyjaciela. Zerknęła dyskretnie w stronę Pani Malfoy i nie potrafiła ukryć swojego zaskoczenia kiedy napotkała jej spanikowany wzrok.

- Nasz gość już niejednokrotnie przeszkodził nam w pochwyceniu tego plugawego zdrajcy. Ten przeklęty chłopak wie zbyt wiele. - głos Riddle'a pełen był pogardy i wściekłości. - Powinien być już martwy od dawna!

- Panie mój... - natychmiast rozpoznała głos Lucjusza. Coś upadło na ziemię, to chyba było krzesło. Czyżby klęczał? -... mój syn... On nie wiedział co robi... był zaślepiony...

- Crucio! - Narcyza zacisnęła mocno oczy i zatkała uszy, z nadzieją, że na choćby chwilę zniknie z tego miejsca i nie będzie musiała tego wszystkiego słyszeć. Jednak nic nie było w stanie zatrzymać przeraźliwych wrzasków agoni i bólu, błagania wydawały się teraz bezużyteczne, bo Czarny Pan nie zamierzał zbyt szybko przestawać. - Jak ty się sam znosisz, Lucjuszu? Jesteś tak samo żałosny jak twój syn, ale nadal... czasem mi się przydajesz. - jego słowa przerwał kolejny wrzask. Trwało to jeszcze kilka minut, a Suzanne cały czas spoglądała na Panią Malfoy. W końcu dla niej ten cierpiący mężczyzna był tylko śmierciożercą, wyrodnym ojcem jej przyjaciela, który zniszczył mu życie, ale dla tej kobiety był całym światem. Gdy odgłosy rzezi umilkły Narcyza Malfoy otworzyła oczy i jedyne co udało się w nich dostrzec to niesamowity ból i strach. - Już nigdy więcej nie podważaj moich osądów, Lucjuszu. Twój syn, zasłużył na karę i ją otrzyma, a ja radzę ci się nie wtrącać. - przez chwilę w pomieszczeniu panowała oszałamiająca cisza. Chyba ktoś pomógł Malfoyowi wstać, bo przez salę przeszedł przewlekły jęk bólu. - A ty Gellercie... spróbuj załatwić to pokojowo, może jeśli uda ci się coś z niej wyciągnąć to rozważę twoją propozycję na nowo.

- Niech ci będzie, Marvolo. - westchnął zrezygnowany czarnoksiężnik.

Suzanne uznała, że usłyszała już wystarczająco. Ostatni raz spojrzała na Narcyzę, skinęła delikatnie głową, a następnie bez słowa otworzyła wrota i weszła prosto w paszczę bazyliszka.

- Tak na przyszłość... - warknęła Gryfonka z furią spoglądając na Voldemorta. -...nie wysyłaj za mną zgrai swoich butolizów, kiedy idę do toalety. Są sprawy które wolałabym załatwić prywatnie, sama ze sobą. Nie potrzebuję pomocy w podcieraniu tyłka, a nawet gdyby było inaczej, na pewno nie oczekiwałabym tego od ciebie.

Zebrani, włącznie z Narcyzą i Czarnymi Panami, byli chyba zbyt zaskoczeni wypowiedzią dziewczyny, żeby zareagować w jakikolwiek sposób. Dumbledore nie wzruszona zajęła swoje uprzednie miejsce i dokończyła już zimnego tosta. Pani Malfoy w końcu doszła do siebie na tyle, że zdołała usiąść na wolnym miejscu obok męża, reszta jednak nie poczyniła zbyt wielkiego postępu.

Harry siedział w Komnacie Tajemnic razem ze śpiącym Draco. Jego rodzice i założyciele obecnie znajdowali się w głównej siedzibie Zakonu Feniksa, oni oraz inni członkowie omawiali jakieś ważne sprawy związane z Voldemortem i ogólnie wojną, a on został wykluczony z tej grupy! Draco chcąc ulżyć mu trochę w cierpieniu postanowił zrezygnować z zebrania i spędzić czas razem z nim. Gryfon skłamałby, gdyby powiedział, że się nie cieszy z tego powodu, jednak nadal chciał wiedzieć co się dzieje. Nienawidził być niedoinformowany, zawsze kończyło się to źle. Przepowiednia, przez którą Syriusz o mało nie zginął. Rola Snape'a, wieczne obwinianie go o całe zło świata. Fakt o związku Suzanne i hogwardzkiego Mistrza Eliksirów, o mało przez to nie stracił przyjaźni Suzanne na zawsze! Mógłby tak wymieniać w nieskończoność, bo przez te wszystkie lata sporo się tego zebrało. Nie chciał ponownie przez to przechodzić.

Zdawał sobie sprawę, że nie był obecnie w najlepszej formie, ale nadal musiał jako tako funkcjonować. Brak przyjaciół bardzo go dobijał. Obecnie miał tylko Draco. Jego narzeczony... Uśmiechnął się delikatnie na tą myśl. Może gdyby nie cały ten ponury nastrój właśnie szczerzyłby się jak idiota. Stwierdził, że tak nie może być! Jeśli dalej tak będzie się zadręczać, w końcu stanie się emocjonalnym wrakiem.

- Na jaki to genialny pomysł wpadł nasz Wybraniec? - zapytał leniwie uśmiechający się arystokrata, opierając głowę na ramieniu bruneta.

- Skąd taka myśl? - spytał zaciekawiony Potter.

- Oczy ci zabłyszczały. - odparł ziewając i rozciągając się po krótkiej drzemce. - Zawsze tak robią, jak wpadniesz na jakiś wybitnie głupi i niebezpieczny pomysł.

- Nic nie planowałem. - odaprł prawie całkiem szczerze. Ślizgon nie dał się nabrać, uszczypnął go z naganą w ramię i chuchnął mu w ucho ciepłym powietrzem. - No dobra. - mruknął zarumieniony chłopak. - Pomyślałem, że moglibyśmy poprosić kogoś o pewną przysługę.

- Kogo i o jaką przysługę chodzi? - zapytał rozkładając się wygodnie na kolanach chłopaka.

- Jest taki jeden czarodziej, który mógłby nam pomóc odbić Suzanne. - przyznał przeczesując blond czuprynę Dracona.

- Kto to taki? - dopytywał zaciekawiony Malfoy, Harry parsknął rozbawiony, ale stwierdził, że to za wcześnie na informowanie chłopaka o wszyskich jego planach. Uznał, że mała wskazówaka będzie odpowiednia jak na ten moment.

- Bóg.

Severus siedział przy biurku i sprawdzał, a raczej starał się sprawdzić eseje uczniów z trzeciego roku, powinny być już dawno oddane uczniom, ale przez ostatnie wydarzenia... tak jakoś zabrakło mu czasu. Był tak zaabsorbowany "pracą", że nie zauważył jak ktoś wszedł do jego gabinetu i usiadł na fotelu przed nim. Dopiero odgłos brzęczącej porcelany oderwał go od papierologii.

- Nie mam teraz czasu, Dan. - warknął pod nosem i wrócił wzrokiem do pracy jakiegoś biednego Puchona, który właśnie miał otrzymać Trolla.

- Wyglądasz, jakbyś był trzy kroki od śmierci. - stwierdził Cortez, ignorując rozkapryszonego Mistrza Eliksirów. - Powinieneś odpocząć.

- Dan... mam bandę idiotów do wykształcenia... więc, do jasne cholery daj mi spokój! - zawołał uderzając pięścią w blat biurka, zrzucając przy okazji jedną z filiżanek na ziemię. Jeden ruch różdżką gościa i filiżanka znów była cała i pełna herbaty z mlekiem.

- Zebranie Zakonu. - mruknął z grymasem starszy czarodziej. Snape natychmiast się ożywił.

- Kiedy i czemu dopiero teraz mi o tym mówisz!? - wrzasnął Severus wstając z miejsca.

- Już było. - ostudzi jego zapał Cortez. - Półgodziny temu. Nie przyszedłeś.

- Ale... Jak? Przecież... Albus mi nic nie mówił! - krzyknął zdenerwowany.

- Mówił. - poprawił go Dan. - Dzisiaj przy śniadaniu, na którym byłeś... no przynajmniej ciałem. Przyszedłem sprawdzić czy nic ci nie jest. Nie powiedziałeś Albusowi, że zostałeś wezwany, więc wykluczyliśmy tę opcję. Obawiałem się, że postanowiłeś się powiesić, dlatego pojawiłem się od razu u ciebie w komnatach.

- Czy... czy wymyślili już co...

- Na razie zostaje tam gdzie jest. - wtrącił brunet, a Severus przeklął szpetnie. - Musisz odpocząć.

- Nie matkuj mi tu, Dan. Mam masę pracy do zrobienia, te eseje to zaledwie początek. - powiedział wskazując na pergaminy. - Eliksiry same się nie uwarzą, poza tym plany lekcji, sprawdziany...

- Zrobisz to wszystko po solidnej drzemce. - przerwał mu Cortez, pchając go w stronę jego prywatnych kwater. Kiedy już znaleźli się w salonie, nauczyciel eliskirów westchnął i usiadł na kanapie. Profesor Obrony spojrzał ze smutkiem na przyjaciela. - Kiedy ostatni raz przespałeś całą noc?

- Dwa, trzy dni temu. - odparł obojętnie.

- Czyli przed porwaniem. - dodał od siebie Dan, co było oczywiste.

- Bez niej jest tak... - zaczął niepewnie Severus.

- Jak Sev? Wyrzuć to z siebie.

- Tak pusto.

Suzanne wróciła do swojego pokoju przed kolacją. Cały dzień przesiedziała w bibliotece pod ścisłą kontrolą. Naturalnie, nie poszła tam po prostu czytać. Co to to nie. Świetnie się bawiła wyżywając się na swoich ochroniarzach. Nawet odkryła, że te śmiercioludki zakładają się o to, który z nich dużej z nią wytrzyma! Jedyna rozrywka jakiej doświadczyła przez cały dzień. Ale oprócz rozrywki wyniosła stamtąd, także kilka innych korzyści. Przykładowo, dowiedziała się, kiedy i jaki śmierciożerca jest w danej chwili na warcie przy wyjściu z dworu, na korytarzu przy bibliotece oraz przy jej komnatach. Trzy strategiczne miejsca, no i jedyne możliwie do odkrycia z jej obecnym statusem więźnia.

Ściągnęła buty i rzuciła się zmęczona na wygodne łóżko. Miała nadzieję, że chociaż raz nie będzie musiała schodzić na posiłek. Najwyraźniej ktoś wysłuchał jej modlitw, bo chwilę później usłyszała dźwięk pukania do drzwi i cichą rozmowę na korytarzu. Na początku myślała, że to może Grindelwald postanowił przyjść wypytać ją o Dracona i przy okazji, żeby ją udobruchać przyniesie jej kolację. Jednak lekko się zdziwiła, gdy w progu pomieszczenia ujżała roztrzęsioną Narcyzę Malfoy. Bez kolacji.

No nic. Zapowiada się ciekawy wieczór.

*-*-*

*W tym fragmencie chodzi o to, że po zażyciu Amortencji, ofiara dostaje obsesji na punkcie jednej konkretnej osoby. Najważniejsze jest dla niej spełnianie zachcianek tej osoby. Gellert uważa, że Suzanne po zażyciu Amortencji nie byłaby już tak... naturalna. (no obviously😅) Nie interesowałaby się wojną, nie byłaby już tak skłonna do walki, jednak zapewne udzielałaby im informacji na każdy temat o jaki ją zapytają. Grindelwald nie zgadza się z tym pomysłem głównie przez wzgląd na przeszłość jaka łączyła go z Albusem (ach, te sentymenty). Uważa, że śmierć jest w tym przypadku lepszym wyborem niż życie pod wpływem Amortencji, co naturalnie nie podoba się Voldemortowi, który chce za wszelką cenę mieć Suzanne na swoich usługach.

Wróciłam po dwóch tygodniach nieobecności do szkoły. Jutro piszę sprawdzian z fizyki, życzcie mi powodzenia.

Ogólnie rozdział nie sprawdzony dokładnie, bo autokorekta postanowiła sobie że mnie pożartować, więc nie zwracajcie uwagi na drobne błędy.

Naturalnie, przepraszam za tą w chuj długą nieobecność, ale miałam paraliż nerwu twarzowego, czy coś takiego i nie zbyt miałam po pierwsze jak pisać, po drugie nie miałam czasu, a po trzecie nie miałam weny. Nie chcę pisać na siłę, bo wtedy nic nie wychodzi tak jak chcę. Ogólnie rozdział chyba spoko, a jak wam się podoba? Według mnie nudnawy, dopiero później lecimy z ciekawszymi smaczkami.

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro