Rozdział 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I don't wanna close my eyes
I don't wanna fall asleep
'Cause I'd miss you, baby
And I don't want to miss a thing


Wspólne noce zdarzały nam się często, chociaż nie aż tak często, jakbym chciał. I nie mam tu na myśli tylko seksu, ale też czas spędzony po prostu na spaniu, rozmawianiu, czy nawet głupim leżeniu i wgapianiu się w sufit. Czy też jak w moim przypadku, wgapianiu się w ciebie.

Kilkakrotnie zdarzało mi się nie spać i przyglądać ci się, kiedy byłeś już pogrążony we śnie. I wcale nie dlatego, że ja nie mogłem zasnąć. Po prostu chciałem wtedy czuwać. Prawie zawsze zasypiałeś szybciej ode mnie. I wydawało mi się stratą czasu spanie, kiedy mogłem leżeć blisko ciebie, grzejąc się twoim ciepłem, słuchać twojego spokojnego oddechu oraz obserwować twoją spokojną twarz.

Potrafiłem leżeć tak i patrzeć, dopóki mnie samego nie zmorzył sen; co właśnie wtedy zdarzało się dosyć szybko i wielokrotnie byłem o to zły. Zły, że przegapiłem jakąś cenną chwilę, której już nigdy więcej nie będzie dane mi ujrzeć na oczy – która była możliwa tylko w tamtym, jednym momencie. Nigdy nie było mi mało patrzeć, jak uśmiechasz się poprzez sen, co zdarzało się przede wszystkim wtedy, kiedy odgarniałem ci grzywkę z czoła albo głaskałem po policzku. Tak jakbyś czuł moją obecność – niesamowicie mnie to wtedy rozczulało. I rozczula nadal.

Kładłem się wtedy jak najbliżej ciebie – spokojny, głęboki rytm twojego oddechu pozwalał mi wyrównać mój, a kiedy czułem obok siebie bicie twego serca – jakoś miałem wrażenie, że wszystko jest dobrze. W porządku, na swoim miejscu. Że jestem tam, gdzie powinienem być. W takich chwilach zawsze czułem się dozgonnie wdzięczny i dziękowałem Bogu, że mogę być tu gdzie jestem. Że jest mi dane to wszystko oglądać i czuć.

Często zastanawiałem się w takich momentach o czym śnisz – i czy w ogóle o czymś śnisz. Czy po prostu zapadasz w sen i jedyne co widzisz to ciemność i pustkę, a rano budzisz się nie pamiętając niczego, czy może jednak widzisz coś konkretnego, może to co się zdarzyło, może jakieś marzenia albo wizualizację przyszłości? A może śnisz o kolejnych zwycięstwach? I czy gdzieś tam w ogóle raz na jakiś czas przemykam się ja? Chciałbym wiedzieć, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się śnić o mnie. Jakoś nigdy nie zdążyłem cię o to zapytać.

Mi samemu wielokrotnie przytrafiały się sny o tobie. Zarówno wtedy, kiedy byłem jeszcze na etapie ukrywania moich uczuć do ciebie, jak i wtedy, kiedy już otwarcie byliśmy razem. Czasami przewijałeś się w nich po prostu jako bohater poboczny, czasem widziałem tylko twoją twarz i niczego poza twoją obecnością nie pamiętałem z tego snu; czasami były to szczegółowe wizualizacje jakiś wspólnych chwil, zarówno tych, które już były jak i tych, które miały nigdy nie nadejść. Czasem nie chciało mi się budzić z tego snu i marzyłem, aby stały się one rzeczywistością, czasem budziłem się zlany potem bo mój sen postanowił zamienić się w horror, a jeszcze czasem również budziłem się zgrzany, ale tym razem także z dosyć wyraźnym problemem w spodniach.

Zawsze byłem rannym ptaszkiem. Odsypianie do południa mnie nie bawiło, głównie dlatego, że przez panującą w moim mieszkaniu dzicz, czyli czwórkę małych podrzutków, nie dało się aż tak długo spać. A poza tym zawsze miałem poczucie straconego czasu. Dodatkowo trzeba było najpierw iść do szkoły, potem na trening i często jeszcze popilnować tej szarańczy, która przez różnorodny wiek chciała robić tysiąc rzeczy na raz i razem wpadała na szalone pomysły. Czasem się dziwię, że to w ogóle przeżyłem. A wracając do sedna.... praktycznie zawsze, oprócz może kilku sytuacji budziłem się przed tobą. I jeśli uważałem, że przyglądanie się tobie wieczorem jak śpisz jest czymś magicznym, to rano było jeszcze lepiej. Szczególnie wtedy, kiedy słońce dopiero wstawało i rzucało promienie na nasze łóżko i twoją śpiącą twarz. Gdybym mógł wybrać sobie jakiś moment, który będę oglądał do końca swojego życia to będzie to właśnie ten, kiedy budzisz się rano, tuż obok mnie. Zawsze na początku zaczynałeś się kręcić, po czym tak śmiesznie trzepotałeś rzęsami. Kiedy w końcu otwierałeś oczy patrzyłeś na mnie zamglonym, kompletnie niewidzącym wzrokiem, co było najsłodszym i najbardziej uroczym zjawiskiem jakie w życiu widziałem. Czasem przeciągałeś się w pościeli, a czasem od razu przylegałeś do mnie, jęcząc, że chcesz jeszcze spać.

Niekiedy mimo mojej niechęci do opuszczania „stanowiska" podnosiłem się, ubierałem i szedłem do kuchni zrobić ci kawy lub herbaty. Czasem zdarzało mi się zrobić też coś do jedzenia, ale z reguły wracałem, stawiałem ci kubek na szafce nocnej, po czym siadałem gdzieś blisko ciebie sprawdzając maile, esemesy, czekając aż się obudzisz.

Czasem zdarzało ci się mówić przez sen, głównie były to jednak tylko fragmenty słów, czy jakieś mruczenie, którego nie byłem w stanie poprawnie rozróżnić. Z jednej strony mnie to strasznie bawiło i czasami z trudem powstrzymywałem śmiech, a z drugiej moje serce miękło, kiedy słuchałem tego niby mówienia a niby mlaskania. I chyba oddałbym wszystkie trofea jakie zdobyłem, aby móc to zobaczyć jeszcze raz.

Z wspominania naszych wspólnych chwil wyrywa mnie w końcu mój brat, który właściwie nie wiem, jakim cudem kręci się w moim domu. Chyba kiedyś musiałem być tak zdesperowany, że dałem mu klucze lub co gorsza, powiedziałem, że jest zawsze mile widziany.

- Nie rozumiem cię Peter. – wzdycha Cene, robiąc sobie kanapkę z, uwaga, moich zakupów. – Dlaczego mu tego wszystkiego nie powiesz, zamiast wylewać cały swój żal na samego siebie w laptopie? Ja rozumiem, że pewnie psycholog ci kazał prowadzić pamiętnik, ale błagam cię. Jak nie chcesz mówić, to chociaż mu wyślij te bazgroły. To mądry człowiek, zrozumie.

- Tłumaczyłem ci już wiele razy. I nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy. Jeśli cokolwiek mu powiesz albo zrobisz, to cię sprzedam. Z twoją buzią czternastolatka każdy burdel będzie cię chciał.

- Zachowujesz się jakbyś miał co najmniej raka. Albo AIDS. Jesteś norm... dobra, nie jesteś normalny, obaj to wiemy, ale to cię na pewno nie stygmatyzuje w jakikolwiek sposób.

- Cene, błagam, mówiłem ci już tyle razy o co chodzi. I tylko spróbuj coś zrobić, a następnym razem popsuję ci wiązanie przed skokiem.

Cene po raz kolejny wzdycha; wypłakiwałem mu się na ramieniu już tyle razy, że nawet on sam, ze swoją anielską cierpliwością, co trzeba mu akurat przyznać, ma mnie dość. I dobrze wie, że jestem cholernie uparty.

Zawsze lubiłeś moich braci; siostry zresztą też. Zarówno Cene jak i Domen traktowali się jak członka rodziny, a dziewczynki totalnie cię uwielbiały, bardziej chyba nawet niż mnie. Nie miałem serca im powiedzieć, że już nas nie odwiedzisz, a tym bardziej że sam to zakończyłem. Domen na razie wie tylko szczątkowo, bo młody jest cholernie impulsywny, więc znając jego zacząłby jeszcze do ciebie wydzwaniać i robić zamieszanie, a nie chcę tego. A cholera trzeba mu przyznać, że zawsze umiał się kłócić. Cene jako jedyny zna całą prawdę i ciągle liczy, że się ogarnę. Ale to i tak nie miałoby już sensu.

Przykro mi Kamil, że przez moją bezmyślność, twoje relacje z moimi braćmi już nie będą takie same. Wiem, że lubiłeś spędzać czas z moją rodziną i naprawdę chciałbym, abyście nadal rozmawiali i się lubili. Możesz się do mnie już nigdy nie odezwać – czego pewnie i tak nie zrobisz – ale proszę, nie bądź zły na nich. Nie ich wina, że ich brat jest totalnie pokręcony.

____________________

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę! Każdy wasz odzew jest równie mile widziany,

Ola

P.S. Jeśli jeszcze nie znacie - polecam włączyć piosenkę w mediach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro