Rozdział 20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I've got a war in my mind

I'm tired of feeling like I'm fucking crazy


Na pewno masz do mnie żal o to, jak z tobą zerwałem. Ale to naprawdę było najlepsze rozwiązanie. Nie mogłem powiedzieć ci całej prawdy. Ale nie mogłem też skłamać. Nie potrafiłbym oszukać cię w żywe oczy i udawać. Poza tym zależało mi, żebyś cierpiał jak najkrócej. Albo w ogóle. Chociaż tu zawsze byłem rozdarty, bo wiedziałem, że jeśli mnie kochasz, to będziesz cierpiał. A egoistycznie powiem, że chciałem, abyś chociaż troszeczkę mnie kochał.

Chciałbym powiedzieć, że moja decyzja była przemyślana, że głowiłem się nad nią od jakiegoś czasu. Owszem, wcześniej czasami chodziły mi po głowie myśli, że nie jestem dla ciebie właściwą osobą, że może wcale mnie nie potrzebujesz i lepiej byłoby dla nas, a właściwie dla ciebie, aby nasz związek się nie zaczął. Ale tak właściwie to podjąłem ją podczas jednej nocy, kiedy łykałem tabletkę za tabletką, kiedy godzinami próbowałem unormować oddech i bicie serca. Kiedy z bezsilności i bezsenności zacząłem płakać, bo pomimo cholernego zmęczenia nie potrafiłem zasnąć nawet na marną godzinę. Dlatego właśnie nad ranem tej nieprzespanej nocy podjąłem decyzję. Jeszcze przed śniadaniem ruszyłem do twojego pokoju z zamiarem poinformowania cię o niej.

Otworzyłeś mi już ubrany, chociaż nieco zaspany. I mimo że zawsze cieszyłeś się na mój widok, to tym razem zlustrowałeś mnie wzrokiem, po czym skupiłeś go na mojej poważnej i podejrzewam, że bardzo zmęczonej twarzy.

- Muszę ci coś powiedzieć. – zacząłem matowym głosem i wepchnąłem się do pokoju, gdyż wiedziałem, że tym razem jesteś sam. Odwróciłem się do ciebie i od razu, nie dając ci dojść do głosu, oświadczyłem że z nami koniec. Już w tamtym momencie nienawidziłem siebie za to. Wiedziałem, że muszę to zrobić szybko, bez żadnych sentymentów tak, jak z plastrem. Ty za to patrzyłeś na mnie ze zmarszczonymi brwiami, na początku z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy, który wraz z moimi słowami stawał się zrozpaczony, mimo że starałeś się zachować kamienną maskę. Widziałem jednak, jak mrugasz oczami i z trudem przełykasz ślinę.

- Dlaczego Pero? – zapytałeś tylko.

- Przepraszam, ale tak będzie dużo lepiej Kamil. Naprawdę. Beze mnie będziesz o wiele szczęśliwszy. Muszę to zrobić. – sam byłem zdziwiony, jak spokojny jest mój głos. Byłem przekonany, że będzie się trząsł i będę się jąkał. Ale tym razem brzmiałem jak cholerny robot.

- Jest ktoś inny? – wyczytałem z twoich oczu wahanie przed tym pytaniem.

- Nie. Nie ma nikogo, przysięgam. – tyle mogłem ci powiedzieć, zresztą była to zupełna prawda. Nie m o g ł o być nikogo innego.

Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy cię zdradzić, nawet jeśli byłbym pod wpływem alkoholu, co praktycznie się nie zdarzało. Nigdy w życiu nawet nie pomyślałbym o czymś takim. W mojej głowie od zawsze siedziałeś tylko ty. Zresztą nadal tak jest. I myślę, że będzie tak już zawsze.

Tylko z tobą chciałem spędzać czas, tylko z tobą mogłem przebywać 24 godziny na dobę, tylko ciebie chciałem całować i przytulać i tylko z tobą chciałem się kochać. Zawsze należałem tylko do ciebie. I nie zwracałem uwagi na nikogo innego prócz właśnie ciebie.

Pokiwałeś głową. Ale pewnie i tak pomyślałeś, że cię zdradziłem, bo z racji tego, iż nie zmrużyłem oka tej nocy, wyglądałem jak skacowany trup. Już wtedy z twoich oczu wyczytałem, że wziąłeś to za oznakę hulaszczej zabawy. I przez ten mały moment utwierdziłem się w przekonaniu, że to, co robię jest dobre, bo przecież dobrze wiedziałeś, że nie lubię takich imprez, rzadko kiedy w ogóle się gdzieś pojawiałem, bo czuję się cholernie niekomfortowo. Nawet prezentacja drużyn była dla mnie przykrym obowiązkiem, którego czasami unikałem. I zrobiło mi się naprawdę przykro, że mój zmęczony po całonocnym płaczu głos, wziąłeś za oznakę przepicia. Zresztą to też moja wina, bo po prostu narzuciłem na siebie starą bluzę, nie uczesałem nawet włosów, a pod oczami miałem ciemne koła. Nie miałem siły, żeby coś ze sobą zrobić.

- Przepraszam. – wyszeptałem na sam koniec, tak jakby miało to cokolwiek naprawić, po czym minąłem cię i ruszyłem do siebie. Cholernie ze sobą walczyłem, aby się nie odwrócić, bo wtedy na pewno rozpłakałbym się i wyciągnąłbyś ze mnie wszystko. Już i tak walczyłem z łzami, marząc o znalezieniu się w łóżku. A gdybym zobaczyłbym twoją smutną twarz i nie daj Boże twoje łzy, to wiem, że wtedy rozkleiłbym się na dobre.

Wróciłem do siebie i przez cały dzień zostałem w pokoju, nie wychodząc nawet na posiłki. Zresztą nie byłem głodny. Trener, na przemian z moimi braćmi, co jakiś czas zaglądali do mnie, co się dzieje, ale uparcie odpowiadałem, że się przeziębiłem i mam migrenę. I przepłakałem cały dzień, który nie był wiele lepszy od nocy. Ciągle czułem ogarniający mnie irracjonalny lęk połączony ze świadomością, iż straciłem cię bezpowrotnie. I to z mojej winy. Przynajmniej w pewnej części.

I jeśli myślałem, że poprzednia noc była okropna, to dopiero ta kolejna, po naszym zerwaniu pokazała mi, że może być jeszcze gorzej. Połowę nocy przesiedziałem na łóżku, bo nie byłem w stanie nawet leżeć, chyba że co jakiś czas zapadałem w letarg, z którego budziłem się z nagłym zrywem. Nie działały żadne tabletki uspokajające, a ja miałem wrażenie zaciskającej się wokół mojej głowy obręczy, pomieszanej z bólem. Trząsłem się z zimna, nie mogą się ogrzać, a kiedy to się w końcu udało, miałem wrażenie, że cała twarz mi płonie i mam gorączkę. Drżałem na całym ciebie tak, jak nigdy i nie byłem w stanie utrzymać nic w rękach. Bogu dzięki, że nie musiałeś oglądać mnie takiego. Odmówiłem wtedy wszystkie modlitwy, jakie znałem, odgrzebałem wepchnięty gdzieś pomiędzy ubraniami różaniec i chyba nigdy w życiu nie modliłem się aż tak.

Kamil, ja.... Naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Wiem, że to jedno słowo nic nie zmieni, ani niczego nie naprawi. Ale ja sam nawet nie wiem, dlaczego tak się stało. Chciałem dać ci wszystko. Ale nie jestem tym, z kim chciałbyś być i muszę się z tym pogodzić. Zawsze wiedziałem, że jestem w o wiele niższej lidze niż ty, ale dopiero wtedy dowiedziałem się o tym najdobitniej. Nie wiem, dlaczego akurat ja muszę żyć z tymi atakami paniki, nie wiem, czym to jest spowodowane.

Następnego dnia tak po prostu spakowałem się i pojechałem do domu. Przez pierwsze dni nic nikomu nie mówiłem, ale potem przełamałem się i powiedziałem o (nie do końca)wszystkim rodzicom, Cene i trenerowi. Dostałem urlop, prawo wyboru, kiedy i gdzie chcę gdzieś jeździć, psychologa i leki. Ale i tak najwięcej muszę odbębnić sam. I chociaż teraz jest już ciut lepiej, to wiem, że jeszcze cholernie długa droga przede mną. I że nigdy nie będzie w 100% dobrze, idealnie. Że nadal będzie się to zdarzać, rzadziej, ale będzie.

Żałuję Kamil, że nie mieliśmy więcej czasu dla ciebie. Że nie spędziłem z tobą dodatkowych miesięcy, tygodni.... Że nie dałem ci tego, na co zasługiwałeś, że nie wypełniłem połowy moich obietnic.

Przepraszam, że w swoim życiu musiałeś trafić akurat na mnie.

_______________________

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Został nam jeszcze tylko epilog....

Do zobaczenia,

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro