Rozdział 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oh, turn around and I'll be there
Well there's a scar right through my heart but I'll bare it again

Wspomnienie o tej plaży, przywodzi mi na myśl kolejną sytuację, która również miała miejsce w zimnie. Tym razem całkowitym zimnie, bo dokładnie w grudniu. W naszym ulubionym miejscu w Polsce, w Zakopanem. Właściwie oprócz typowych miejsc dla skoczków narciarskich, czyli Zakopanego, Szczyrku i Wisły, nie miałem okazji zwiedzić innych miejsc w Polsce. Ale i tak wiem, że Zakopane zawsze będzie moim ulubionym, nie tylko ze względu na zawody z cyklu PŚ.

Zima w górach jest zawsze szczególna. Osobiście uważam, że wszędzie jest piękna, ale jednak w górach ma ona w sobie coś, czemu nie możesz się oprzeć. Zresztą tak samo, jak ja nie mogłem oprzeć się tobie.

Bo wtedy, w zimie, w Zakopanem, kiedy wokół szalała burza śnieżna, kochaliśmy się po raz pierwszy.

Boże, czuję cholernie zażenowanie sobą, kiedy to piszę. Że w ogóle to piszę. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. Mogę to po prostu pominąć, zostawić tylko w swojej głowie, w końcu nikt tego nigdy nie zobaczy. Ale może właśnie dlatego, że nikt tego nie zobaczy, mogę to z siebie wyrzucić. A może po prostu chcę to przeżyć jeszcze raz? Pisanie rzeczywiście mi chyba w czymś pomaga, przynajmniej bezkarnie mogę powspominać wszystkie chwile z tobą na nowo.

I jeśli nie do końca pamiętam moment, w którym się poznaliśmy, to tutaj pamiętam każdy moment, w każdym najmniejszym szczególe.

Przyjechałem do ciebie, do twojego domu, w ramach krótkiego urlopu między zawodami. Oboje mieliśmy wtedy dość treningów, a że nadal utrzymywaliśmy się w czołówce i szliśmy niemal łeb w łeb, nasi trenerzy nie mieli żadnych obiekcji. A że dodatkowo zagroziłem, że jeśli nie dostanę parę dni wolnego, to nie pojawię się na żadnych zawodach, nikt nawet nie ośmielił się protestować. Wtedy byłem ikoną i nikt nie próbował negować moich propozycji. Teraz z kolei sam trener najchętniej wywaliłby mnie z kadry. Jedynie moje cholerne nazwisko go powstrzymuje. W końcu przez tyle cholernych lat byłem g w a r a n c j ą sukcesu.

Chyba nikt nigdy nie uśmiechał się tak na mój widok, jak ty, kiedy w końcu zobaczyłeś mnie w Polsce. Przez cały czas naszej drogi do twojego domu, nie zamykały ci się usta i opowiadałeś co koniecznie muszę zobaczyć. W końcu pierwszy raz miałem okazję zobaczyć coś więcej, niż samą skocznię i nasz hotel. Ale prawda jest taka Kamil, że wystarczyło mi to, że zobaczyłem ciebie. Wszystko inne było tylko dodatkowym bonusem. Nie mówiłem jednak nic, bo byłeś tak uroczo podekscytowany, a ja rzadko widywałem cię takiego.

I jeśli mówiłem coś o odpoczynku, to cofam te słowa. Już pierwszego dnia wyciągnąłeś mnie w góry, twierdząc, że muszę zobaczyć okolicę. I musiałem ci przyznać rację, ponieważ było naprawdę przepięknie. Nawet, kiedy wracaliśmy już kompletnie po ciemku, a ty upierałeś się że znasz drogę. Właściwie wtedy było jeszcze piękniej – góry, noc, gwiazdy, śnieg i gdzieś daleko oświetlone domy. Z ręką na sercu uważam to za najpiękniejszą scenerię, jaką kiedykolwiek widziałem. Aczkolwiek przez twoje „znam drogę" nadrabialiśmy co najmniej godzinę, do czego oczywiście nie chciałeś się przyznać.

Nie mógłbym lepiej spędzić czasu niż tobą, nawet, jeśli oznaczało to wracanie do domu w nocy, będąc kompletnie przemokniętym, zmarzniętym i zmęczonym. Nasze ubrania były kompletnie mokre, a ja nie czułem stóp, więc stałem w twoim przedpokoju, czekając aż przyniesiesz mi jakiś ręcznik.

- Zimno. – tylko tyle udało mi się wykrztusić poprzez ściśnięte mrozem policzki. Kiedyś nie powiedziałbym, że w Polsce może być taka zima. Zaśmiałeś się, podając mi ręcznik i jakąś ciepłą bluzę, najprawdopodobniej twoją.

- Pierwszy raz słyszę, jak narzekasz na zimno.

- Nawet mi się zdarza. – ciągle szczękając zębami, zdjąłem buty i kurtkę, po czym poszedłem się przebrać. Po krótkiej chwili ponownie zszedłem na dół, czekając na ciebie, aż sam się przebierzesz i zrobisz nam herbaty. Nigdy nie przepadałem za nią, ale ty robiłeś tak dobrą, że nauczyłem się ją pić hektolitrami.

Nerwowo krążyłem po korytarzu; ciągle nie czułem się zbyt pewnie w nowych miejscach. A twój dom był dla mnie czymś nowym i ważnym. W pewnym momencie mój wzrok natrafił na moje własne odbicie, w wiszącym na ścianie lustrze. Mimowolnie się skrzywiłem. No super. Wyglądałem tragicznie. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, jakby ktoś poraził mnie prądem, moja cera była kompletnie blada, nie no, nie do końca, bo na policzkach wykwitły mi jakieś cholerne rumieńce spowodowane zmianą temperatury. U kogoś innego może i to byłoby urocze, ale nie u mnie. Usta natomiast miałem sine, jakbym był topielcem. I d e a l n i e.

Przeczesałem swoje włosy ręką, ale to zamiast im pomóc, sprawiło, że wyglądały jeszcze gorzej. Westchnąłem z frustracją. Akurat w tym momencie ty wyłoniłeś się z kuchni, niosąc tacę z dwoma kubkami z herbaty. Uśmiechnąłeś się do mnie i gestem głowy poleciłeś mi, abym szedł za tobą do salonu.

- Weź sobie koc, Peter, ja zaraz napalę w kominku. – rzuciłeś, stawiając tacę na stoliku przed kanapą. Posłusznie usiadłem na meblu, przyglądając się co robisz. Na początku chciałem ci pomóc, ale kiedy zobaczyłem jak klęczysz i w skupieniu układasz drewno, nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. A kiedy płomienie rozświetliły twoją twarz, stało się to niemal niemożliwe. Wtedy chyba zapomniałem, jak się oddycha.

Zabawne, bo właśnie zorientowałem się, że teraz sam wstrzymuję oddech, kiedy przypominam sobie tę scenę. Nic się nie zmieniło. Nie ważne, czy widzę cię na żywo, czy po prostu o tobie myślę. I wiem, że już zawsze będę reagował tak samo.

Siedziałem jak w transie, kiedy w końcu podniosłeś się z kolan, podszedłeś do mnie i narzuciłeś mi na ramiona leżący w pobliżu koc.

- Zaraz zrobi się o wiele cieplej. – uśmiechnąłeś się i usiadłeś koło mnie, sięgając po kubek.

To śmieszne, że w sumie u ciebie w Polsce, herbatę traktuje się jako remedium na wszystko. Masz jakiś problem? Zaraz zrobię ci herbaty. Jesteś chory? Wypij herbatę, będzie na pewno lepiej. O, jak dawno się nie widzieliśmy, co tam u ciebie? Opowiesz mi o tym przy herbacie. A wiesz co jest najlepsze? Że to naprawdę działało.

I nie zdziwię się, jeśli kiedyś dowiem się, że wy, Polacy, wyleczyliście herbatą raka.

Dlatego nawet teraz idę na spokojnie zrobić sobie herbaty, dokładnie takiej, jaką ty mi robiłeś. Chociaż wiem, że nigdy nie będzie ona smakować tak samo.

- Włączyć telewizor? – zapytałeś, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

Pokręciłem głową. Wołałem siedzieć tylko z tobą, nawet w całkowitej ciszy, niż żeby jakieś sztuczne gówno zakłócało nas czas. Nie chciałem słuchać tych pisków dla samej ich idei.

Upiłem łyk herbaty, po czym objąłem kubek obiema dłońmi, aby je rozgrzać. Po paru sekundach poczułem, jak odrywasz jedną moją dłoń od kubka i ujmujesz ją w swoją. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Siedzieliśmy tak przez kilka (lub kilkanaście) minut, a ja cały czas czułem na sobie twój wzrok. Nie miałem jednak wystarczająco dużo odwagi, aby spojrzeć ci w oczy. Właśnie w takich chwilach najbardziej wychodziła na jaw moja nieśmiałość, którą normalnie kryłem pod maską obojętności. A przy tobie nie potrafiłem być obojętny.

I nawet, jeśli teraz mam łzy pod powiekami i czuję jak moje serce po raz kolejny pęka na małe kawałki to wiem, że muszę być silny. Że poboli i przestanie. Najpierw owszem, będę cierpiał, ale z każdym z kolejnym dniem ból będzie malał, bladł, aż w końcu zostanie tylko delikatne kłucie w sercu, a może nawet nic.

Prawie wybucham śmiechem, jak sobie to uświadamiam.

Kogo ja oszukuję?

Tylko i wyłącznie samego siebie, co zresztą kompletnie mi nie idzie.

________________________

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę! Wszelakie komentarze są również mile widziane

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro