r3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25.03.1999

Od rana szykowaliśmy się na przyjazd mojej matki...

Dzięki temu, że media nie wiedziały jeszcze że Gaby się odnalazła, nie wiedziała też tego moja mama...

Gaby chciała się popisać co do pieczenia, więc pozwoliłem jej upiec ciasto...  jedyne co ja przy nim zrobiłem, to wyjąłem je z pieca gdy było gotowe...

***

Gdy moja mama przyjechała, Gaby miała czekać schowana razem z Gabrielem...

Gdy usiedliśmy w salonie, mama spojrzała na nas

- Jesteście szczęśliwi... co się stało?

- Więc... Spodziewamy się dziecka... - zacząłem... chciałem, żeby najpierw  dowiedziała się tylko o tym

- W zasadzie dwójki. - doprecyzowała Lucy

- Będziecie mieli bliźniaki? - zdziwiła się mama

- W pewnym sensie... chcesz coś do picia? Kawę? Herbatę?

- Kawę, jeśli możesz.

Poszedłem do kuchni, gdzie siedziała Gaby z Gabrielem i zrobiłem kawę

- Zaniosę babci kawę, przyjdziesz gdy cię zawołam... Gabriela zostaw na chwilkę tutaj...

- Twoja kawa - stwierdziłem stawiając kawę przed moją mamą

- Dziękuję... - uśmiechnęła się - Michael, ja naprawdę was przepraszam za tamtą noc... jeśli coś się zmieni w sprawie Gaby, zawsze wam pomogę....

- Dobrze, że o tym mówisz mamo... Możesz wejść - zawołałem.

Gaby weszła do salonu

- Znalazła się. - powiedziałem

Moja mama wstała i podeszła do  Gaby

- Boże, kochanie, tak cię przepraszam... - popłakała się i przytuliła do siebie Gaby

- To nie była twoja wina... - Gaby ją objęła

Kiedy już się z tym oswoiła i usiadła, zapytała:

- Michael, kiedy pytałam, o co chodzi z tymi bliźniakami, że tylko w pewnym sensie, powiedziała, że Ty lepiej to Wyjaśnisz... chodziło o to, że odnaleźliście Gaby?

- Mamo, chodzi o to, że... Lucy jest w ciąży, co już wiesz, ale drugie dziecko... Gaby też jest w ciąży...

- W wieku 14 lat? Sama jest jeszcze dzieckiem.

- No właśnie nie jest... - poszedłem po Gabriela i zaniosłem go do salonu - Gaby ma już jedno dziecko. To  jest Gabriel...

- Gaby zna jego ojca? - zapytała mama

- Kazał do siebie mówić Ivan... - odparła Gaby

- Zamknęli wszystkich, którzy więzili Gaby. Jego też. Poradzimy sobie...

- Wierzę... w razie czego, pomogę wam...

Gdy mama pojechała, Gaby spojrzała na mnie

- Babcia jest wściekła, prawda?

- Nie... ona też 7 lat się obwiniała, że cię porwali... nikt nie jest na ciebie zły. To nie twoja wina...

- Boję się...

- O co? Czego?

- Że to wróci... że kiedy Gabriel będzie starszy, będzie wyglądać jak Ivan... O to dziecko też - położyła dłonie na brzuchu

- Córeczko, jeśli potrzebujesz pomocy, powiedz. Załatwię Ci każdą pomoc, jakiej tylko potrzebujesz...

- Interesowałeś się medycyną, prawda?

- Tak, dość mocno, w pewnym czasie

- Mógłbyś mnie trochę o tym pouczyć?

- Jasne...chcesz zając myśli?

- Tak.

Na kilku szkicach i zdjęciach pokazałem jej jak wygląda wnętrze ludzkiego ciała

- Zaraz wrócę... pójdę po kilka książek

- Ok

Wyszedłem z jej pokoju...

Gdy wróciłem, z nożem do papieru w dłoni, na podstawie szkicu z książki o anatomii szukała czegoś... w swojej ręce...

Upuściłem trzymane książki, podbiegłem do niej, wyrwałem jej ten nożyk z ręki zanim się pocięła i chwyciłem ją za nadgarstki

- Nigdy więcej. Rozumiesz mnie? - zapytałem patrząc jej w oczy... płakała

- Nie chcę żyć! - krzyknęła i popłakała się jeszcze bardziej

Usiadłem obok niej, wziąłem ją na kolana i przytuliłem do siebie

- Już dobrze maleństwo...

Lucy wpadła do pokoju

Spojrzała na nas, potem na nożyk, książki i znów na nas

- Zdurniałeś?! - wrzasnęła podchodząc do nas i dosłownie wyrwała mi Gaby - chciałeś jej pomóc się zabić?!

- Nie, ja tylko...

- Zrób co uważasz. - podała mi mój pistolet - żałuję, że ci go zabrałam - wyszła z Gaby na rękach przymykając drzwi

Nie dziwiło mnie, że może ją unieść. Przez to cholerne porwanie, Gaby była o wiele za niska jak na swój wiek i o wiele lżejsza iż być powinna

Odbezpieczyłem broń i przystawiłem sobie do głowy... nacisnąłem spust i jedyne co usłyszałem, to chrzęst metalowych części w środku

Lucy otworzyła drzwi i w nich stanęła

- Wiedziałam, że będziesz chciał się zabić, więc zabrałam Ci wszystkie naboje. Za Gaby przepraszam. Chwilę temu mi powiedziała jak było na prawdę. Co nie zmienia faktu, że wy oboje potrzebujecie co najmniej psychologa.

- Chcę umrzeć... Lucy błagam cię. Zabij mnie.

- Michael, nasza córka potrzebuje nas obojga... Ale oboje wiemy, że to córeczka tatusia i zawsze była pewniejsza przy tobie i to do ciebie biegła ze wszystkim...

- Ale to ja ją zawiozłem do mojej mamy, skąd ją porwali.

- Ale to ty miałeś siłę po raz kolejny jechać do bezimiennego dziecka, które znalazły służby... To dzięki tobie odzyskaliśmy naszą córkę

- Ona 7 lat cierpiała, bo chciałem spędzić 7 dni tylko z tobą...

- Na co liczysz? Że potwierdzę, że to twoja wina? Nie jest. To wina ludzi, którzy ją uprowadzili. Ona i Gabriel żyją, bo Ty jesteś uparty i sprytny. Na podstawie tego co powiedziała ci policjantka, która zadzwoniła, pojechałeś do szpitala, a na podstawie opowieści Gaby ocaliłeś też naszego wnuka. Oni ci zawdzięczają życie... tamte dziewczyny i ich dzieci nie odnalazły domów. Rodziny się ich wyrzekły, bo mają nieślubne dzieci. Zamiast chcieć zakończyć swoje życie, zrób to, co zawsze sprawiało ci radość, dzięki czemu się uśmiechałeś... oboje wiemy co to jest.

- Gdzie one są?

- W ośrodku opiekuńczym w Inglewood.

- Jedźmy tam. Mam plan - pobiegłem się ogarnąć

***

- Jaki? - zapytała wsiadając do samochodu

- Skoro nikt ich nie chce, to my je weźmiemy.

- Chyba oszalałeś. Wystarczy nam, że Gaby ma traumę... Nie damy sobie rady... Gaby cudem powstrzymałeś, a sam chciałeś się zabić. Nie damy rady. Ja nie dam rady... Nie po tym, jak przekonałam się, że naprawdę jesteś skłonny strzelić sobie w głowę. Nie wytrzymam tego. Nie wytrzymam większego strachu o czyjeś życie.

- Lucy... mam nieco inny plan, niż sama adopcja... zamieszkają w willach na naszym terenie. Będą bezpieczne, ale nauczą się się samodzielności.

- Co chcesz im dać?

- Poczucie bezpieczeństwa. Byłem pierwszym kogo zobaczyły, po porywaczach... Przez to, że jestem znany, one widziały mnie już wcześniej... Gdy Gaby zaprowadziła mnie tam, te dziewczyny zobaczyły pierwszą od kilku lat osobę, która im pomogła zamiast jak wszyscy do tej pory krzywdzić. Po prostu wiem, że mi ufają. Widziałem to w ich oczach, gdy odzyskały przytomność...

- Nadal nie rozumiem.

- Ufasz mi?

- Tak

- One też. Chcę dać im możliwość, mieszkania w bezpiecznym miejscu, gdzie mogą być samodzielne, ale tak samo mogą liczyć na wsparcie.

- Coś, jak pozwolenie Gaby na zabawę w kuchni?

- Tak... chodzi mi o to, żeby były bezpieczne... Po za tym, w ośrodku, nie mają ubezpieczenia... Lucy, oddajmy im życie, które im odebrano. One nie dostały takiej szansy, jaką dostała Gaby. Ich rodziny ich nie chcą... To są nastoletnie matki, po gwałtach i niewoli. Potrzebują kogoś, kto będzie dla nich wzorem... dwa najlepsze wzory jakie znam, to ty i moja matka. Chcę oddać im to co tak jak ja straciły... dzieciństwo. - łzy pociekły mi z oczu na myśl, co te dziewczyny musiały znosić... Co musiała znosić moja córka...

》Lucy《

- Mike, nie płacz. - starłam mu łzy - Jesteś wspaniałym człowiekiem i masz najpiękniejsze serce na świecie. - pocałowałam go w usta - W przeciwieństwie do większości sław, ty doszedłeś do fortuny sam. Ty znasz biedę. Ty znasz życie marginesu... Znasz życie praktycznie każdego stanu materialnego...

- Ale zapłaciłem za to dzieciństwem... - znów się popłakał

- Mike... Nie pozwól, żeby ludzie widzieli twoje słabości. Wieczorem o tym pogadamy. Teraz się uspokój... żeby twój plan się powiódł, nie możesz wyglądać jakby ci właśnie rodzinę wymordowali...

Uspokoił się

- Chcę, żebyś to ty i to przedstawiła. Ja je najpierw poruszę emocjonalnie, ty zajmij się namówieniem ich logicznie.

- Dlatego mi powiedziałeś, co planujesz?

- Tak.

Nie miał problemu z załatwieniem adopcji. Zabrali nas do sali, gdzie mieliśmy się spotkać z dziewczynami...

Nim dziewczyny nas zobaczyły, usłyszałam jak jedna z nich wrzasnęła do opiekunki

- Nie mają prawa! Nie mają prawa mi jej odebrać!

Gdy weszły do sali, każda z tych nastolatek patrzyła na nas z pogardą. Kurczowo trzymały dzieci przy sobie

- Nie zabierzecie mi jej - zaczęła ta sama, która krzyczała chwilę wcześniej, płacząc - nie oddam wam mojej córeczki

- Nikt nie chce wam zabrać Waszych dzieci - zaczęłam siadając naprzeciw nich

- My chcemy wam pomóc - stwierdził Michael siadając obok mnie - zabierzemy was i wasze dzieci do Neverland.

- Wy nie chcecie nam odebrać dzieci? - zapytała znów ta sama dziewczyna

- Po co? - zapytał Michael - od 14 lat jesteśmy rodzicami, a od niedawna też dziadkami... Wiemy czym jest więź rodzica z dzieckiem... ostatnie 7 lat to wy byłyście dla naszej córki rodziną... chcemy wam pomóc, jako podziękowanie i... - nagle zamilkł się popłakał

Spojrzałam na jedyną pracownicę, którą znałam już wcześniej, zwyczajnie ze szkoły... przyjaźniłyśmy się od tamtej chwili

- Hazel, zabierz go, niech się uspokoi. Wiesz co robić

Hazel zabrała Michaela do kuchni

- Co jest? - zapytała druga z nastolatek

- Znacie go... też nie miał dzieciństwa jak z bajki... uważa, że należy wam się to, czego sam nie miał... Chciałby wam dać szansę na lepsze życie niż to tutaj... zająć się wami

- Nie potrzeba nam niani.

- Żadne z nas nie chce was niańczyć. W planie Michaela jest danie wam dachu nad głową, poczucia bezpieczeństwa, że nikt was nie tknie nie waszej zgody, że zawsze macie z kim porozmawiać, ale jednocześnie danie wam szansy na rozpoczęcie samodzielnego życia.

Udało mi się je przekonać do pojechania z nami.

》Michael《

Już w Neverland dziewczyna, która wcześniej była nam przeciwna, popatrzyła na mnie

- Co ty chcesz z nami zrobić?

- Oddać wam życie, które wam odebrano. - usiadłem przy niej na kanapie - Które odebrano mojej córce. Oddam wam życie, którego sam nie miałem szansy dostać... Dzieciństwo wam odebrano, więc ja chcę wam podarować jak najwięcej czasu beztroski. Teraz, tutaj możecie żyć bez strachu, że ktoś was skrzywdzi, dam wam to czego ja nie mogłem mieć...

- Czyli?

- Nigdy nawet nie zacząłem studiów... Nie mogłem spełnić marzeń, co do zawodu... w wieku 6 lat w zasadzie zacząłem pracę...

- Gaby jest inna niż my...

- Czemu?

- My jesteśmy z rodzin zastępczych po kilka razy przenoszone. Naszym zaginięciem nikt się nie martwił. Nigdy nie ubezpieczone, zawsze bez perspektyw... bez rodziny - wymieniając każdą kolejną cechę płakała - Gaby jest inna. Gaby była tam jak księżniczka... Przez to, że to twoja córka... ona tam nigdy nie pasowała. Jej życie ubezpieczyliście na grube tysiące... Ona jest inna. Nas gwałcili od początku, ją...

- Uczyli prawdziwego życia... - przerwałem jej - co do ubezpieczenia... teraz wy też je macie. Pomogę wam zdobyć lepsze wykształcenie, niż mam sam... studia jakie zechcecie...

- Studia? Żadna z nas nie skończyła więcej niż 3 klas podstawówki...

- Nauczycielka Gaby wyrówna wasz poziom i nauczy was czego trzeba. Studia też wam zafunduję... Byłaś tam pierwsza, prawda?

- Mnie porwali długo przed Gaby... Jak sądzisz, ile mam lat?

- Z wyglądu?

- Tak

- Między 12 a 14. Ile masz lat?

- 17...

- W życiu bym nie powiedział...

- Byłam tam jedyną, której diety pilnowali dokładnie... tylko przez dwa pierwsze miesiące pozwalali mi chodzić po domu... później trzymali mnie przez większość czasu przywiązaną, tak, że nie mogłam wstać... lekarze w szpitalu mówili, że to przez to... Przez wiecznie ograniczane jedzenie i skrępowanie przez długi czas, moje ciało źle się rozwinęło. To nie twoja wina, że źle oceniłeś mój wiek...

- Chciałbym móc powiedzieć, że cię rozumiem... Ale nie mogę, bo jest tak jedynie metaforycznie... wieczne próby, koncerty, występy, wywiady, zdjęcia... Od 6 roku życia do wyprowadzki od rodziców prawie nigdy nie zjadłem posiłku normalnie. Zawsze w biegu... Zakaz wychodzenia, przyjaźni z nie znanymi publicznie... Chwili słabości... Niczego. Metaforycznie cię rozumiem...

- Jesteś taki jak my. Nie metaforycznie. Ty wiesz co przeżyłyśmy.

- Janet, LaToya, Rebbie. One was rozumieją... mnie uchroniło tylko bycie facetem

- Ty jesteś taki jak my. Nam nie kazali pracować... Nie licząc gwałtów, nie kazali nam nic, po za tym, co robiłyśmy też w rodzinach zastępczych.

- Dlatego, u nas do niczego was nie zmuszę... najpierw dam wam się przyzwyczaić do życia na wolności, później nauczę was, jak sobie radzić... Gdy będę pewny, że jesteście dostatecznie samodzielne, z głównego budynku przeprowadzicie się do mini willi na moim terenie... tam, bezpiecznie wychowacie dzieci...

- Czemu chcesz nam pomóc?

- Bo wy już za wiele przeszłyście. Chcę wam dać czas na nadrobienie straconych lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro