10. Przynajmniej mój crush niósł mnie na rękach przez połowę Londynu.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Louis stał oparty o ścianę budynku na tyłach szkoły, paląc papierosa w oczekiwaniu na Nialla. Jego farbowany przyjaciel napomniał mu podczas ich krótkiej rozmowy telefonicznej, że spóźni się kilka minut, gdyż stracił rachubę czasu i zamiast zacząć się szykować, leżał w łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nie była to pierwsza taka sytuacja, więc Tomlinson zdążył się do tego przyzwyczaić.

  Kiedy chłopak już chciał rzucić niedopałek na ziemię, ktoś położył mu rękę na ramieniu, przez co gwałtownie złapał za nią, odwracając się w kierunku atakującego.

  — Ał! — krzyknął głośno loczek, patrząc na szatyna.

  Tomlinson natychmiast puścił dłoń Harry'ego, przyglądając mu się z lekką ulgą, wypisaną na twarzy. Spodziewał się, któregoś z nieprzyjaciół, mających w planie zaatakować go, podczas nieobecności Horana, a tu proszę - taka niespodzianka. Oczywistym było, że taki Styles był lepszy niż grupa gangsterów, której podpadło się kilka nocy wcześniej.

  — Co chcesz? — spytał zimnym tonem, mierząc go wzrokiem. Loczek nie bał się, że dostanie wpierdol z samego rana?

  — Chcę podziękować — odpowiedział cicho, wyjmując zza pleców opakowanie czekoladek. Czekoladek, które o dziwo szatyn uwielbiał. Minusem był fakt, że były ciężko dostępne, ale ich smak był nie do opisania.

  Louis zmarszczył brwi, będąc naprawdę zdziwionym. Przecież krzywdził Harry'ego niemal codziennie, a ten teraz przychodzi do niego z podziękowaniami tylko dlatego, że nie pozwolił, aby ktokolwiek go tknął? W dodatku wydał na niego pieniądze, niemałe pieniądze. Tomlinson powinien zastanowić się czy ten nieśmiały chłopak czasem nie miał skłonności samobójczych. 

  — Dziękowałeś już wczoraj — odparł, nie wiedząc jak się zachować. Zrobiło mu się odrobinkę głupio, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. 

  — Ale dziś dziękuję jeszcze raz. Gdyby nie ty albo bym był martwy albo leżałbym w ciężkim stanie w szpitalu — powiedział, wkładając czekoladki w dłoń starszego. Cmoknął go niechlujnie w policzek, a następnie uciekł, gdzie pieprz rośnie, bojąc się uderzenia za swój czyn.

  Louis stał z lekko rozdziawionymi ustami, trzymając opakowanie w dłoni. Tego gestu nie spodziewał się jeszcze bardziej, jednak nie zamierzał go komentować. Z zamyśleń wyrwał go śmiech Nialla, który wyłonił się zza drzewa, będąc świadkiem całej sytuacji.

  — Coś mnie ominęło? — zakpił, podchodząc do szatyna, a następnie podłożył mu palce pod podbródek, aby następnie zamknąć jego usta.

  — Małe podziękowanie i wstęp do naszego genialnego planu — odparł po chwili, rozpakowując podarunek. 

  — Zdecydowałeś się jednak zabawić? — uniósł brew, nie ukrywając zdziwienia. Louis należał bardziej do osób, które nie pakowały się w takie typu akcje, ale skoro porządnie to przemyślał i był zdecydowany to niebieskooki nie mógł zabronić mu udziału w jego szatańskim planie. 

  Szatyn przegryzł wargę, wzruszając tylko ramionami i spoglądając na swojego przyjaciela z rozbawieniem. Skoro Harry był w nim zakochany to oczywistym było, że chciał go w swoim łóżku. Każdemu wyszłoby na dobre, jeśli niebieskooki zdecydowałby się wziąć udział w kolejnej chorej akcji Horana. 

  — To świetnie się składa, bo po przeanalizowaniu całej sytuacji i po rozmowie z Natalie wymyśliłem pewien plan — wyszczerzył się, opierając ramieniem o ścianę budynku.

  — No to opowiadaj. Co takiego mądrego wymyśliłeś tym razem? — roześmiał się Louis, skanując uważnym spojrzeniem twarz wyższego.

  — Nie tutaj — pokręcił głową — Ściany mają uszy, a nie chcielibyśmy, aby ktoś cokolwiek usłyszał — mruknął — Opowiem ci wszystko pod wieczór. Wiedz, że zagwarantowałem ci niezłą zabawę — zapewnił.

  Louis skinął głową, podobnie jak Niall, nie chcąc ryzykować dodatkowymi nieprzyjemnościami ze strony osób trzecich. Wrogowie potrafili schować się wszędzie, znaleźliby kryjówkę nawet na całkowitym pustkowiu.

  — Ale do tego czasu możesz zacząć realizować swój własny plan. Ma z pewnością duże znaczenie w tym moim — dodał, odpychając się i idąc w stronę wejścia do szkoły — Zbliż się do Stylesa, ale nie tak, aby wyglądało to podejrzanie. Wszystko powoli — mruknął cicho, pchając drzwi.

  Louis pokiwał tylko głową, doskonale wiedząc, co ma robić. Wiedział, że loczek będzie już jego.

*  *  *

  Zayn cały dzień obserwował swojego przyjaciela i z pewnością jego uwadze nie uszło, że ten spoglądał w stronę Louisa częściej niż zazwyczaj. Tomlinson również czasem na niego zerkał, a co najciekawsze wraz z Niallem dzisiejszego dnia ani razu nie zaczepili Stylesa. Przechodzili obok, nie zwracając na niego nawet najmniejszej uwagi. Malikowi wydawało się to podejrzane, nie wierzył bowiem, aby ta dwójka przeszła nagle magiczną przemianę i odpuściła sobie codzienną rozrywkę.

  — Co jest między tobą a Louisem? — uniósł brew, patrząc na swojego najlepszego przyjaciela.

  Kędzierzawy przeniósł wzrok na Malika, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Przecież brunet doskonale wiedział jak sprawa między nimi wyglądała. 

  — Nic nie ma, o co ci chodzi? — spytał, zatrzymując się przy swojej szafce.

  — Ty patrzysz na niego dłużej niż powinieneś. To jeszcze nie byłoby takie podejrzane, ale on także na ciebie spogląda — mruknął, przybliżając się do zielonookiego.

  — Patrzy na mnie? — zdziwił się brunet, nie ukrywając delikatnego uśmiechu.

  — Patrzy — pokiwał głową, zakładając ręce na klatce piersiowej.

  Harry zamyślił się na moment, przeprowadzając ze sobą wewnętrzną walkę. Nie mógł okłamywać Malika, Zayn miał prawo wiedzieć, co się stało wczorajszego wieczoru, kiedy wracał od niego do domu. 

  — Chodzi o to, że... — zaczął, wzdychając. — Wczoraj miałem dość nieprzyjemną sytuację i... Louis mnie uratował — dodał ciszej, bawiąc się nerwowo palcami. Wciąż czuł ten obrzydliwy dotyk na swoim ciele. Cieszył się, że Tomlinson zjawił się w porę.

  Zayn spojrzał na niego, nie dowierzając i aż zaniemówił. Takiego tekstu się nie spodziewał. Louis ocalił go? Tak bez przymusu, bez drwin? Z własnej woli? 

  — Gdyby nie on to... nie wiem czy byśmy dzisiaj rozmawiali — mruknął, nie patrząc na ciemnookiego.

  — O mój boże — sapnął, obejmując szybko swojego najlepszego przyjaciela.

  Harry uśmiechnął się pod nosem, wtulając w ciało Zayna.

  — Uspokój się, przecież jestem cały — spojrzał w górę na twarz bruneta — Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło — dodał.

  — Wiem, ale i tak nie mogę w to uwierzyć — westchnął, odchylając lekko głowę do tyłu — Nie dociera do mnie informacja, że mogła stać ci się krzywda, w dodatku połowicznie z mojej winy — przetarł twarz dłonią, a Harry machnął ręką.

  — Przynajmniej mój crush niósł mnie na rękach przez połowę Londynu — uśmiechnął się szerzej. — To było odrobinkę urocze — dodał.

  Zayn zagryzł wnętrze policzka, nie mogąc uwierzyć w kolejne słowa, opuszczające usta Harry'ego. Louis? Ten Louis, był dla niego miły? Coś tu nie gra - pomyślał. Wdzięczny był szatynowi, że pomógł zielonookiemu, jednak obawiał się, że ten później będzie żądał czegoś w zamian. Oni niczego nie robili bezinteresownie, a skoro Niall z natury był okropnym człowiekiem to jego przyjaciel z pewnością też. Oczywistym było, że coś kombinowali tylko Malik nie wiedział jeszcze co. W końcu Horan dość szybko się nim zainteresował, więc musiał mieć w tym wszystkim swój interes.

  Na swoje głębsze zamyślenia wzruszył jedynie ramionami, odrywając się od przyjaciela, a następnie ruszył z nim w kierunku klasy, w której mieli mieć następną lekcję.

  — Idziemy dzisiaj po szkole do mnie? — spytał Harry, naciągając rękawy bluzy na swoje dłonie.

  — Pewnie — uśmiechnął się szeroko Zayn, patrząc na loczka.

  — Świetnie — klasnął w dłonie młodszy — Zagramy na konsoli, a później obejrzymy najnowszy odcinek mojego ulubionego serialu — dodał, zerkając kątem oka na przyjaciela.

  — Niech ci będzie — pokręcił głową — Wybacz na chwilę, ale muszę iść coś załatwić. Idź już do sali, ja niedługo do ciebie wrócę — dodał, wchodząc do bocznego korytarza, nie czekając nawet na odpowiedź Harry'ego.

  Musiał dorwać Nialla teraz, bo inaczej ta sprawa nie da mu spokoju.

  Styles zmarszczył brwi, wzdychając cicho, a następnie ruszył na swoją lekcję. Później dopyta przyjaciela, co było tak ważnego, że musiał go zostawić na praktycznie całą przerwę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro