15. Myślę... że jest coś, na czym mógłbyś zagiąć Horana.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Różowowłosy żwawym krokiem przemierzał ciemne ulice Londynu w poszukiwaniu miejsca, w którym spotkać miał się z Luke'iem Hemmingsem - swoim, tak naprawdę, odwiecznym wrogiem, z którym miał nadzieję na zawarcie dobrego układu. Niebieskooki bowiem posiadał informacje, które z pewnością przydałyby się blondynowi w realizacji swojej niecnej zemsty, o której farbowanemu obiło się o uszy kilka godzin wcześniej. Korzystając z faktu, że Hemmings wiele wiedział, skłony był wymienić się z nim nabytą wiedzą - młodszy chłopak nigdy nie działał bezinteresownie.

  Kiedy w pewnym momencie dziewiętnastolatkowi w oczy rzuciły się trzy wysokie, na czarno ubrane, postacie, na jego usta wpełznął niewielki uśmiech. Czuł wielkie podekscytowanie zaistniałą sytuacją. 

  — Nie myślałem, że jednak zdecydujesz się przyjść — zaczął, zmniejszając między nimi odległość — Choć jak widzę, nie do końca mi ufasz, skoro zabrałeś ze sobą swoich dwóch przydupasów — prychnął, lustrując dwie sylwetki, opierające się o ścianę budynku. 

  — Daruj sobie, Gabriel — mruknął Luke, przeczesując włosy — Mów, czego chcesz i pozwól, że rozejdziemy się w swoje strony. 

  — Nie chciałbyś najpierw usłyszeć, czego ciekawego się dowiedziałem, a dopiero później pytać, co chcę w zamian? — uniósł brew, chowając dłonie w tylne kieszenie swoich jeansowych spodni — Słyszałem, że chcesz dorwać Horana. Myślę, że mam pewne informacje, które ułatwią ci to w pewnym stopniu — rzekł, zagryzając dolną wargę, nie bardzo przejmując się, że nawet lekkie muśnięcie jej zębami może spowodować krwawienie. 

  Twarz Hemmingsa od razu rozświetliła się. Cholernie zależało mu na dopadnięciu Irlandczyka, który swoimi wybrykami już dawno przekroczył granicę. Mimo kilkuletniej znajomości i sentymentu do jego osoby, nie zamierzał stać bezczynnie i patrzeć, jak ten zamienia się w potwora, jakim był jego ojciec czy brat. Blondyn żywił nadzieję, że Niall jednak wda się w swoją matkę, jednak ta drobna iskra zniknęła w momencie, w którym dokonał pierwszego morderstwa. Później było tylko gorzej. 

  — Nic jednak za darmo — dodał pospiesznie, na co blondyn wywrócił oczami. — Uwierz mi, że ta informacja warta jest swojej ceny. O dziwo, nic nie stracisz, a możesz zyskać. Zależy jak się dogadamy, wiesz, że lubię robić z ludźmi interesy — uśmiechnął się sztucznie w stronę niebieskookiego, który prychnął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, z jakim człowiekiem miał do czynienia. Nie znali się przecież od wczoraj. 

  — Co chcesz mi przekazać? I za co? — spytał blondyn, opierając się bokiem o ścianę, aby mieć wgląd czy przypadkiem nikt wścibski nie zmierz w ich stronę bądź nie czyha, aby w najmniej oczekiwanym momencie ich wszystkich powybijać.

  — Słyszałem, co stało się kilka dni temu — zaczął po dłużej chwili Gabriel — Znając ciebie, planujesz się zemścić. Myślę... że jest coś, na czym mógłbyś zagiąć Horana — mruknął, otrzymując zdziwione spojrzenie, stojącej nieopodal dwójki.

  — Niby na czym? Dla niego liczyła się od zawsze tylko rodzina, z czego aktualnie jego brat zapadł się pod ziemią, a rodzice... każdy wie, co z nimi — żachnął niezadowolony, kopiąc kamień, leżący przy jego bucie — Ale... kontynuuj — dodał, będąc naprawdę ciekawym, co wydarzyło się w życiu Horana, o czym ten nie miał pojęcia. 

  Gabriel uśmiechnął się delikatnie pod nosem, wyciągając telefon, a następnie podszedł bliżej Luke'a i podał mu komórkę z włączonymi zdjęciami, zrobionymi zaledwie godzinę wcześniej.

  — Kojarzysz tego chłopaka? — spytał, wskazując palcem na widoczną twarz bruneta, na którego plecach uwieszał się Niall.

Hemmings spojrzał na przyciemniony ekran, nachylając się lekko w stronę czerwonowłosego.

  — Kojarzę go skądś — mruknął do siebie, a chwilę później dodał głośniej — Znajomy starszego Horana, tak mi się wydaje, widziałem ich parę razy razem — wzruszył ramionami, przyglądając się zdjęciu. — Ale, że nasz malutki Niall jest zdolny do takich czynów... — przymrużył oczy, będąc w duchu naprawdę zszokowanym. Nigdy nie poznał młodszego z tej strony. 

  — Chodzą razem do szkoły — poinformował, przewijając zdjęcia — Obserwowałem ich dłuższy czas i ich relacja wydaje się... dziwnie skomplikowana. Na pewno Niall traktuje go inaczej niż pozostałych, coś więc musi być na rzeczy — mówił — Rozejrzyj się w tym rejonie, możliwe, że to właśnie ten chłopak będzie waszym punktem zaczepienia.

  — W sumie... Dobry pomysł — odparł, a chwilę później dodał — Ale z tego, nie ma niczego za darmo, więc czego oczekujesz? — spytał, patrząc na osobę przed nim.

  — Cieszę się, że zrozumiałeś, jak ten świat działa — uniósł kącik swoich ust do góry — Do szczęścia wystarczy mi jedynie lokalizacja bazy Horana. Obydwaj dobrze wiemy, że jako jeden z nielicznych masz najwięcej informacji, dotyczących jego kryjówki, liczę więc, że dowiesz się, gdzie dokładnie się znajduje — mówił, zaczynając kiwać się delikatnie na boki.

  Planował złożyć Niallowi i jego bandzie niezapowiedzianą wizytę. Mało go obchodziło czy Hemmings zdąży się zemścić czy też nie, niebieskooki sam musiał wyrównać porachunki z tą diabelską rodziną. Nie uwzględniał w swoich planach pokojowych negocjacji. 

— Będziesz pierwszy, który pozna jej lokalizację – odparł pewnie, a Gabriel skinął zadowolony głową. Wszystko poszło zgodnie z jego planem.

  — Trzymam cię za słowo — uśmiechnął się — Świetnie robi się z tobą interesy, Hemmings — dodał.

  — Z tobą również, Crawford — mruknął, spoglądając mu w oczy. 

  — Radziłbym ci się jednak pospieszyć ze swoją zemstą, czy czymkolwiek tam planujesz — odezwał się po dłuższej chwili, ruszając w stronę wyjścia z ulicy — Nie obiecuję, że gdy go dopadnę, zobaczysz go żywego. Nie wiem, do czego będę musiał się posunąć, aby zbawić jego braciszka do siebie — rzucił jeszcze przed ramię, ruszając przed siebie. 

  Nie mógł doczekać się, aż w końcu będzie mógł zrealizować swój plan. Zniszczy Horanów tak samo, jak oni zniszczyli jego.

*  *  *

  Harry niepewnie przekroczył próg szkoły, zaraz rozglądając się wokół w poszukiwaniu Louisa, któremu obiecał podarować, w zamian za ratunek, bukiet kolorowych kwiatów, trzymanych w lewej ręce.

  Uczniowie niemal od razu zaczęli przyglądać mu się z zainteresowaniem wypisanym na twarzy - niecodziennie ktokolwiek przychodził z tak dużą i piękną wiązanką. Kędzierzawy jednak nie zwracał uwagi na ich słowa i wzrok, gdyż wiedział, że kiedy ma szatyna po swojej stronie, nic mu nie grozi. Może i był naiwny, interpretując gesty starszego w ten sposób, jednak ten był jego cholernym zauroczeniem, u którego starał się zawsze znaleźć dobre intencje. Na samo wspomnienie Tomlinsona, Harry uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Miał nadzieję, że dobrze wybrał i kwiaty spodobają się nastolatkowi.

  Zadowolony podszedł do swojej szafki, otwierając ją powoli. Wyciągnął potrzebne książki, a następnie ruszył w stronę swojej klasy, aby móc zostawić w niej rzeczy, których nie chciał ze sobą taszczyć. Pragnął już wręczyć szatynowi obiecany bukiet, a następnie powrócić do Zayna, aby uniknąć z jego strony niewygodnych pytań. Harry'emu nie bardzo uśmiechało się tłumaczenie przyjacielowi powodu, dla którego wydał prawie całe swoje kieszonkowe specjalnie dla osoby, która uprzykrzała mu życie. Doskonale wiedział, jak tamten by zareagował - brunet nie rozumiał uczuć młodszego przyjaciela.

  Kiedy już po niespełna dwóch minutach, stał na środku korytarza, pozbawiony plecaka oraz ciążących mu książek, zaczął wzrokiem szukać klasy szatyna. Szczerze powiedziawszy, odrobinkę obawiał się reakcji Louisa. Miał obawę, że ten wyśmieje go albo upokorzy przy całej szkole - był do tego zdolny. Na tę myśl od razu poczuł, jak oblewa go zimny pot.

  Kiedy zauważył dobrze znaną mu osobę, ruszył szybkim krokiem w stronę Tomlinsona, znajdującego się prawie że na końcu korytarza. Z mocno przygryzioną wargą, zignorował kpiące spojrzenia, posyłane w jego stronę i nie wiedząc nawet, kiedy, już stał przy Louisie z dłonią położoną na jego ramieniu. Niebieskooki odwrócił się, a widząc Harry'ego zamrugał w lekkim niedowierzaniu.

  — Proszę, proszę. Jednak dotrzymałeś obietnicy — uśmiechnął się.

  — J-Ja zawsze dotrzymuje obietnic – szepnął nieśmiało. Chciał w tej chwili zapaść się pod ziemię.

  Louis uśmiechnął się delikatnie, odbierając z dłoni młodszego bukiet kwiatów. Ujął dłonią jego policzek, a następnie nachylił się nad nim.

  — Skoro tak, to... jesteś mi winny coś jeszcze, słodziaku — mruknął, czując wypalające spojrzenia swoich "kumpli" — Wiesz o czym mówię, prawda? — uniósł lewą brew lekko do góry, przejeżdżając chwilę później koniuszkiem języka po swojej dolnej wardze.

  — Była mowa tylko o kwiatach — powiedział cicho i odsunął się na bezpieczną odległość. Szatyn był osobą, dla której Harry stracił głowę. Nie chciał jednak tego za bardzo okazywać, ulegając mu w każdej możliwej sytuacji. Co prawda, chciał się pokazać z jak najlepszej strony, jednak pocałunek musiał odmówić. Ten drobny gest był dla niego ważny, nie chciał, aby został w późniejszym czasie wykorzystany przeciwko niemu.

  — Ja pamiętam zupełnie, co innego, ale... — zamyślił się — niech ci będzie. Później o tym podyskutujemy, jak będziemy sam na sam — uśmiechnął się szerzej, składając delikatny pocałunek na jego policzku.

  — Rozumiem — przytaknął mu i ruszył szybkim krokiem do sali.

  Zadowolony z zaistniałej sytuacji Louis, odwrócił się do swoich kolegów, a następnie machając im przed oczami bukietem, ruszył w stronę Nialla, aby pochwalić się swoim prezentem. To był pierwszy raz, kiedy szatyn dostał coś tak, na swój sposób, pięknego.

•  •  • 

ten rozdział odpowiedział wam na najczęściej zadawane nam pytanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro