16. Masz czerwone policzki. Podoba mi się to, jak na mnie reagujesz.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Louis po wymianie zdań z Niallem, postanowił odrobinkę podroczyć się z Harrym, dlatego kiedy miał lekcje na tym samym piętrze, co on, postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę. Wszedłszy do klasy, niemal od razu zyskał uwagę pozostałych uczniów, którzy z pewnością nie spodziewali się, że ten zaszczyci ich swoją obecnością. Być może niektórzy poczuli się odrobinę przerażeni - obecność szatyna od zawsze zwiastowała kłopoty. 

  Ku ucieszeniu Louisa, kilka ławek przed kędzierzawym, siedział Zayn, który z nosem w zeszycie tłumaczył coś rudowłosej koleżance, siedzącej obok niego. Uśmiechnąwszy się lekko pod nosem, ruszył w stronę ławki Stylesa, na której brzegu usiadł, powodując, że zielonooki uniósł na niego swoje lekko zestresowane spojrzenie.

  — Louis? — zdziwił się młodszy. Nie codziennie Tomlinson przychodził do niego na przerwie, nie rzucając przy tym jakichś obraźliwych tekstów.

  — Cześć dzieciaku — uśmiechnął się — Co robisz? — spytał, wglądając w jego otwarty zeszyt.

  — Przypominam sobie wiadomości z ostatniej lekcji — wzruszył ramionami, przyglądając się starszemu.

  — Po co? — spytał, unosząc brew. Nigdy nie rozumiał fenomenu uczenia się przed lekcją. Za wiele w kilka minut nie da się nauczyć, więc po co marnować sobie przerwę? 

  — Nauczycielka może dzisiaj pytać, dlatego wolę się zgłosić i uratować przed tym klasę — westchnął. Wiedział, że mogło to głupio zabrzmieć, jakby robił z siebie nie wiadomo, jakiego kujonowatego bohatera.

  — Jakiś ty dobry — mruknął, uśmiechając się lekko pod nosem. — Czemu miałbyś ratować idiotów przed tym? Lepiej, żeby oni oberwali za swoją niewiedzę. Robią przynajmniej cokolwiek w zamian?

  — Nie gnębią mnie — wymamrotał cicho, nie chcąc by ten usłyszał. Jego rówieśnicy dużo nauczyli się od Tomlinsona i w zamian za spokój, Styles dość często musiał zgłaszać się do odpowiedzi bądź za niektórych czasem pisać prace domowe. Ale to drugie zdarzało się naprawdę rzadko. 

  — W chuj sprawiedliwe — prychnął — Nie zgłaszaj się dziś, dobra? Niech wezmą się za naukę, a nie żerują na wiedzy innych — dodał, czując narastającą złość. Mimo że sam wykorzystał innych to denerwował go fakt, że inni robili to samo, zwłaszcza z Harrym. Chłopak był okropnie naiwny i nie podobał mu się fakt, że uczniowie z tego korzystali.

  — Zwariowałeś? Wybacz, ale muszę to zrobić, chcę mieć chociaż we własnej klasie spokój. Ty tego nie rozumiesz, ciebie nikt nie gnębi — odparł, wracając wzrokiem do swoich notatek.

  — Albo gnębisz innych, albo inni gnębią ciebie — mruknął, zamykając chłopakowi zeszyt — Ewentualnie korzystasz z bohaterskości swojego księcia w lśniącej zbroi — puścił mu oczko.

  — Niestety nie mam takiego — westchnął, wstając i ruszył do wyjścia, mając w planach udać się do szkolnego sklepiku, aby kupić coś sobie na drugie śniadanie. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze przed dzwonkiem. 

  Louis wywrócił oczami, zeskakując z ławki, a następnie podążył za kędzierzawym chłopakiem. Odprowadzony morderczym wzrokiem Zayna, niewiele sobie z tego zrobił i objął młodszego ramieniem.

  — Po prostu mnie posłuchaj i nie rób tego dzisiaj — westchnął.

  — Louis, to nie jest takie proste — szepnął, a po chwili, korzystając z napływającej odwagi, również, choć nieśmiało, objął szatyna w talii. Szczerze powiedziawszy, sam Harry nie wiedział, co nim kierowało, ale było to naprawdę miłe uczucie.

  Niebieskooki, czując rękę zielonookiego uśmiechnął się zadowolony.

  — Ze mną wszystko jest znacznie prostsze. Bądź po prostu posłuszny, a uwierz, że wyjdzie ci to na dobre — odparł.

  — Boje się — szepnął, a po chwili dodał głośniej — W dodatku, widzę, że ty coś knujesz. Nagle zrobiłeś się dla mnie miły, a wiem, że w tym wszystkim kryje się drugie dno. Co chcesz tym osiągnąć? Chcesz wkurzyć Zayna, czy o co chodzi? — spojrzał na starszego z lekkim wyrzutem. 

  — Mam gdzieś twojego przyjaciela. Urzekłeś mnie swoim gestem, ruszyło to moje skamieniałe serce, malutki — rzekł, dźgając go w bok — Nie ma żadnego drugiego dna, chcę tylko, aby ludzie wiedzieli, że pogrywając z tobą, mogą mieć do czynienia ze mną. Jesteś mój i nie mają prawa cię dotknąć, powinni się cieszyć, że doznali łaski otworzenia ust przy tobie — zwierzył mu włosy drugą ręką.

  Harry nieświadomie skinął głową, zbyt zajęty będąc wewnętrznym uspokajaniem się po usłyszeniu słów "jesteś mój". Może i był bardzo naiwny, interpretując to na swój sposób, ale Styles już po prostu taki był. 

  — Masz czerwone policzki. Podoba mi się to, jak na mnie reagujesz — mruknął z uśmieszkiem, spoglądając na lica chłopaka kątem oka.

  — J-Ja... zawsze jestem czerwony, jak się denerwuje — wyjaśnił, wyswobadzając się z uścisku i podszedł do blatu, przy którym złożył zamówienie, za które po chwili zapłacił.

  — Czemu się denerwujesz? — spytał Louis, opierając się bokiem o ścianę.

  — Tym, co stanie się dziś, jutro. To tylko kwestia czasu zanim albo oni na mnie naskoczą albo zmienisz zainteresowanie mną i ktoś inny przykuje twoją uwagę. Mimo że wyglądam jak wyglądam, głupi nie jestem. — mruknął, odbierając gofra i ruszając szybkim krokiem do sali.

  Tomlinson zamyślił się na moment, a chwilę później dogonił kędzierzawego, chwycił go za nadgarstek, a następnie pchnął na ścianę.

  — Nigdy nie zasugerowałem, że jesteś głupi — mruknął, zbliżając swoją twarz do tej chłopaka.

  — Louis mam jedzenie w ręce, zostaw mnie. Muszę iść do sali, zaraz dzwonek — odparł, próbując odepchnąć go od siebie.

  — Drobne spóźnienie cię nie zabije, równie dobrze możesz nigdzie nie iść i spędzić ten czas ze mną.

  — Chce mieć stuprocentową frekwencje, więc niestety muszę odmówić.

  — Kujonek — westchnął — W porządku, dorwę cię później — odsunął się — Nie zgłaszaj się dziś, pamiętaj — cmoknął w jego stronę, odchodząc w kierunku swojej klasy.

* * *

  — Co ci? — spytał Niall, podchodząc do zamyślonego Louisa, leżącego na środku dachu i ze stoickim spokojem, wpatrującego się w czerwono-pomarańczowe niebo.

  — Nic — odparł, po dłuższej chwili, kręcąc głową — Myślę tylko — mruknął pod nosem, spoglądając na przyjaciela kątem oka.

  — Nad czym? — parsknął cicho, podchodząc bliżej. Usiadł obok, podpierając się dłońmi o wciąż nagrzany materiał, z którego zrobiony był dach wieżowca.

  — Mało istotne — wymamrotał, krzyżując ręce pod głową.

  — Jak tam idzie ze Stylesem? — spytał, zerkając na drugiego.

  — Nawet w porządku. Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? Nie mogę zrobić niczego, co nie spodobałoby się Zaynowi, a on niemal morduje mnie wzrokiem, kiedy się do niego zbliżam — mówił, wzdychając. Niall poinformował go o ich całym układzie i Louis był zaskoczony, słysząc do jakich metod był skłonny posunąć się Horan, aby odnaleźć brata. To totalnie nie było w jego stylu, ale szatyn postanowił się nie wtrącać - turkusowowłosy musiał być naprawdę zdesperowany.

  — Masz sobie owinąć Harry'ego wokół palca, do tego stopnia, że kiedy powiesz, aby strzelił sobie w łeb to on zrobi to z uśmiechem. Ba, jeszcze ci za to podziękuje — powiedział kpiąco chłopak.

  — Co zamierzasz później zrobić? — zmienił nagle temat — Kiedy już odnajdziesz Grega. Co wtedy zrobisz z Zaynem i Harrym? Wszystko wróci do poprzedniego stanu czy dotrzymasz słowa i ich zostawisz? — spytał, przymykając powieki.

  — Zostawię, nie będą mi do niczego potrzebni — odparł, wzruszając ramionami.

  Louis skinął lekko głową, biorąc głęboki wdech. Wątpił w pewnym sensie w słowa przyjaciela, jednak postanowił nie dyskutować z nim na ten temat.

  — Spotkajmy się dziś na bunkrach, omówimy szczegóły, co do dzisiejszej nocy — mruknął, wstając i ruszył szybko w stronę zejścia.

  Szatyn mruknął coś pod nosem chwilę później, nawet nie przejmując się, że na dachu był już zupełnie sam. Westchnął cicho, odczuwając dziwne wyrzuty sumienia, które od kilku godzin nie dawały mu spokoju. Nie wiedział za cholerę jak się ich pozbyć. Zaczęło to wystarczająco mocno go męczyć, aby nie dać skupić się na czymkolwiek innym przez kilka następnych dni.

•  •  •

przepraszam, że tak późno, ale niedawno do domu wróciłam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro