43. Czyli wykorzystujesz mnie, żeby zaspokoić swoje potrzeby.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Liam z uśmiechem wyszedł z szatni, rozglądając się po siłowni. Stwierdził, że w związku z narastającym niebezpieczeństwem powinien trochę przypakować, aby móc spuścić większy łomot niezbyt przyjaznym typkom. Nie twierdził, że wyglądał źle, jednak zawsze mogło być lepiej. Kiedyś często przychodził do takich miejsc głównie w celach relaksacyjnych, aby odreagować po ciężkim dniu, jednak z czasem stwierdził, że nie ma na to czasu. Pora wrócić do starego nawyku.

  Podszedł do wolnej bieżni, a następnie odłożył bidon z wodą w odpowiednie miejsce, spoglądając na siebie w lustrze, które rozciągało się na całą ścianę pomieszczenia. Wszedł na urządzenie i włączył je, zaczynając powolny bieg. Musiał się najpierw rozgrzać, aby jutro wstać z łóżka. Pamiętał, że niejednokrotnie zaczynał od najcięższych ćwiczeń, a kilka godzin później zaczynał płakać z bólu, nie potrafiąc normalnie funkcjonować.

  W pewnym momencie truchtu, kiedy jego wzrok zaczął uciekać w najróżniejsze zakątki sali, kątem oka dostrzegł w rogu pomieszczenia znajome czerwone włosy, należące do nikogo innego jak Gabriela. Powiedzmy sobie szczerze, jego nie dało się nie rozpoznać czy też pomylić z kimś innym. Chłopak podnosił ciężary, a nad nim stał mężczyzna, który go asekurował. Choć bardziej pożerał go wzrokiem. Payne zmarszczył brwi przyspieszając swój bieg, nie ukrywając że bardzo mu się to nie podobało. Nie chodziło o to, że był zazdrosny. Nie miał w końcu o co, jednak... przecież tamten koleś i tak nie miał u niego szans! Crawford przymilał się do Payne. Nie do jakiś typów z siłowni.

  Próbował tą myślą się uspokoić, jednak mimo to z nerwów zaczął biec szybciej. Zacisnął wargi w cienką linię, obserwując dwójkę w lustrzanym odbiciu. Niebieskooki w końcu odłożył sztangę, a następnie wstał z ławeczki, uśmiechając się do mężczyzny i zaczynając z nim rozmawiać, zapewne o kolejnych miejscach do ćwiczeń. Payne nie spuścił z nich oka ani na sekundę i kiedy w końcu dostrzegł, jak nieznajomy zaczyna kłaść swoje brudne łapska na biodrach czy talii starszego, nie wytrzymał. Czerwonowłosy nawet go nie odepchnął, uśmiechnął się jedynie pod nosem. Dlaczego nic z tym nie zrobił? Przecież podbijał do niego do cholery! Dlaczego dawał się obmacywać innym typkom?

  Liam wziął głęboki wdech, wyłączył bieżnie, chwycił swoją wodę, a następnie ruszył do rowerka, aby nie wzbudzać podejrzeń, że poszedł tam specjalnie tylko po to, aby zwrócić im uwagę. Mógł w końcu zmienić miejsce ćwiczeń, prawda?

  — Przepraszam, ale to miejsce publiczne i nie mam ochoty patrzeć jak się obmacujecie — warknął, siadając na urządzeniu.

  — Zawsze możesz zmienić lokal — odparł Gabriel, uśmiechając się do bruneta. — Zresztą... to nie obmacywanie a trening, więc nie wiem w czym widzisz problem.

  — Chodzę na siłownię od lat, a ani razu nie widziałem by ktoś tak ćwiczył — parsknął.

  — To są nowoczesne metody — odpowiedział — A może... ty jesteś zazdrosny? — szepnął niby zdziwiony, pokazując mężczyźnie, stojącemu obok, aby poszedł sprawdzić czy gdzieś go nie ma. Ten rozumiejąc aluzję udał się do kolejnego ćwiczącego.

 Payne wzruszył ramionami.

  — Czyli jednak — podszedł bliżej niego. — Jesteś zazdrosny — dodał, obejmując go jedną ręką w talii. Cieszył się, że dzisiejszego dnia był mały ruch.

  — A czy to ważne? — uniósł brew — To nie ja pozwalam na dotykanie się przez obcą osobę.

  — Oczywiście, że ważne. Jeśli ci to przeszkadza to ograniczę to — wymruczał. To był dobry znak dla Crawforda, jeśli Liam się w nim zakocha wszystko pójdzie szybko i sprawnie. Owinie sobie tego chłopczyka wokół palca i zniszczy Horana od środka.

  — I tak będziesz robił, co zechcesz — przewrócił oczami.

  — Nie ufasz mi, Li? — przysunął się, obejmując dłonią jego kark.

  — Nie wiem, co siedzi ci w głowie — spojrzał na niego.

  — Aktualnie ty — szepnął, stając na palcach, aby być z nim na równi. Był odrobinkę niższy. — Mój słodki zazdrośnik — pociągnął go za policzek.

  — Nie twój — powiedział, odsuwając się i ruszając do szatni. Stracił wszelką ochotę na ćwiczenia. Pieprzony Gabriel!

  — Już niedługo, Liaś! — krzyknął za nim.

  Gabriel dogonił Payne'a, kiedy ten opuszczał budynek i nie dając za wygraną, w końcu zmusił go do wspólnego spędzenia wieczoru. Brunet nie mając siły odmawiać, uległ, zgadzając się i zapraszając go do swojego mieszkania. 

  — Wina? — spytał Liam, nalewając sobie do kieliszka słodkiego alkoholu. Spojrzał przez ramię na Crawforda, rozglądającego się po salonie.

  — Nigdy nie odmawiam — odparł starszy, podchodząc do bruneta i składając pocałunek nad jego uchem.

  — Czerwone czy białe? — dopytał, próbując nie reagować na kontakt fizyczny z niższym od niego chłopakiem.

  — Czerwone — powiedział z uśmiechem. Brunet skinął głową, polewając mu i odstawiając butelkę na blat.

  — Co oglądamy? — uniósł brew, podając kieliszek czerwonowłosemu i udając się do salonu, w którym usiadł na kanapie. Gabriel zaraz znalazł się przy Paynie, opierając głowę o jego ramię i wtulając się w jego bok.

  — A co lubisz? Mi to obojętne.

  — Geostorm? — westchnął cicho, patrząc na niego.

  — W porządku — skinął głową.

  — Może zamówimy jakąś pizzę? — spytał, odczuwając nadciągający głód. Musiał nadrobić to co zdążył spalić.

  — Jestem za — skinął głową — Powinienem trzymać linię — mruknął, podwijając swoją bluzkę do góry i skanując wzrokiem swój brzuch — ale po co to komu? — dodał, opuszczając ją.

  — Chodzisz na siłownię. Spalisz to — roześmiał się.

  — Za pomocą seksu też można spalić kalorie — wymruczał, kładąc dłoń na udzie bruneta. — Ty również będziesz musisz spalić tę pizzę — uśmiechnął się chytrze.

  — Ja? Przecież mój brzuch to same mięśnie — powiedział, podnosząc koszulkę, ukazując swój wyrzeźbiony brzuch.

  — Wmawiaj sobie — parsknął, lustrując jego ciało. Gabriel zazdrościł tego chłopakowi. On był płaski, zupełnie jak ten marny dzieciak, Horan!

  — Mam lepsza klatę od ciebie — parsknął, wyjmując swój telefon i go odblokowując, przez co siedzący obok Gabriel mógł zobaczyć tapetę szatyna, na której znajdowali się on, Louis oraz Niall.

  — Masz zjebaną tapetę — mruknął, zmieniając temat. Crawford wiedział, że wyglądał zajebiście i żaden Liam nie zmieni jego zdania o samym sobie. Nawet jeśli wyglądał lepiej.

  — Mi się podoba — odparł, wybierając numer do pizzerii. Crawford wywrócił oczami, a kiedy Payne zakończył rozmowę wpadł na pewien pomysł.

  — Mi się nie podoba — burknął, zabierając mu telefon i wchodząc w aparat. Wyprostował rękę z trzymanym telefonem i przysunął się bliżej chłopaka, drugą dłonią łapiąc go za szczękę i obracając w swoją stronę, aby zaraz złączyć ich usta, samemu przymykając oczy. Zrobił kilka zdjęć, a następnie odsunął się z uśmiechem. Wybrał najlepszą fotografię i ustawił ją na głównej tapecie. — Od razu lepiej — skomentował, oddając chłopakowi własność.

  — Jak Niall zobaczy to... — nie dokończył, kręcąc głową. Odłożył telefon na stoliczek, obok kieliszków, a następnie wpił się w usta starszego.

  Gabriel zamruczał zadowolony, łapiąc go za kołnierzyk koszulki i ciągnąc za sobą, samemu kładąc się plecami na kanapie. Oddał pocałunek, wplątując palce w jego włosy.

  — Jesteś taki słodki — skomentował czerwonowłosy.

  — Czasem mi się zdarzy — zamruczał, na co Gabriel uśmiechnął się mimowolnie ponownie łącząc ich usta. Objął go ramionami wokół szyi. Payne, przygryzł jego dolną wargę, czym chwilę później pogłębił pocałunek. Niebieskooki uległ mu, zaczynając ciągnąć go za końcówki włosów.

  — Li — wymruczał mu w wargi, wkładając dłonie pod jego koszulkę. Już od dawna chciał to zrobić.

  — Słucham? — szepnął, schodząc pocałunkami na szyję chłopca.

  — Może posuniemy się o krok dalej — odchylił głowę.

  — Tak myślisz? Może masz rację — ścisnął jego biodra.

  — Oczywiście, że mam — pozbył się jego koszulki — Jesteś takim ślicznym chłopcem — przejechał dłońmi po jego klatce piersiowej.

  — A ty małym rozkosznym kotkiem — szepnął, również pozbywając się górnej części jego garderoby.

  — Uważasz, że jestem rozkoszny? — uśmiechnął się, zaczynając całować go po szczęce.

  — Oczywiście — westchnął.

  Gabriel zassał się na jego skórze, tworząc malinki. Dłońmi zaczął rozpinać jego spodnie.

  — Ale ja na górze — wtrącił.

  — Nie ma mowy, ja jestem na górze — burknął. — Jestem zbyt męski na to — dodał.

  — Nie będziesz na górze — prychnął, pozbywając się jego spodni i zaczynając ocierać się o niego.

  — Dlaczego? — sapnął cicho, opierając swoje czoło o to jego.

  — Bo ja sobie na to nie pozwolę — przewrócił oczami.

  — Ja nie jestem uległy, słonko — prychnął.

  — Ja też n... — nie zdążył dokończyć, gdyż ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. — Pizza przyjechała — zszedł z niego, cmokając go krótko w usta. Założył spodnie, a następnie ruszył do drzwi — Już idę — przewrócił oczami, słysząc natarczywość dostawcy.

  Crawford uśmiechnął się mimowolnie, opierając głowę o oparcie kanapy i przyglądając się plecom Liama, które były widoczne z kanapy w salonie. Payne był tak cholernie seksowny.

  — Dzień... O Cześć Cheryl — uniósł brwi brunet, widząc w drzwiach swoją byłą dziewczynę.

  — Oh, Liam — zdziwiła się — Cześć — uśmiechnęła się. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś się spotkają.

  — Nowa robota? — spytał, odbierając pizzę z rąk dziewczyny i jedną ręką pokazując jej kartę.

  — Tak — skinęła głową, wyciągając przyrząd, aby chłopak mógł zapłacić. — Widzę, że nieźle się dzisiaj bawisz... — mruknęła, mierząc go wzrokiem. Najdłużej swój wzrok skupiła na czerwonych śladach na szczęce. — Nie sądziłam, że po naszym rozstaniu tak szybko się pozbierasz — dodała. Rozstali się, gdyż Cheryl zdradziła Liama ze swoim przyjacielem. Dziewczyna doskonale pamiętała jak tamten rozpaczał przez pewien czas.

  Gabriel, słysząc słowa dziewczyny zmarszczył brwi. To była jego była?

  — Zacząłem iść do przodu. Zmieniłem otoczenie i tak dalej — wymamrotał, przykładając kartę do czytnika. Zdrada była dla niego ciosem prosto w serce.

  — Lepiej dla ciebie — odparła — Okej, poszło — uśmiechnęła się, chowając urządzenie — Chciałbyś może... się kiedyś spotkać? — spytała, przygryzając dolną wargę.

  Crawford zacisnął wargi w cienką linię, chcąc pokazać tej szmacie, że jej czas się skończył. Ale musiał mieć pewność, czego Liam chciał. Jeśli zamierzał do niej wrócić to nie mógł stawać na drodze do jego szczęścia. Ha, dobre sobie i tak rozjebałby ten związek prędzej czy później – byłoby więcej zabawy.

  — Wiesz... nie mam jakoś ochoty spotykać się z osobą, która mnie zdradziła — przewrócił oczami.

  — Przecież mieliśmy świetną relację, Liam — westchnęła.

  Czerwonowłosy parsknął, podnosząc się z kanapy i z szerokim uśmiechem podchodząc do Liama, do którego pleców się przyczepił.

  — Kochanie, chodź już do mnie — wymruczał, całując jego kark — Z tego, co wiem pani płacą za rozwożenie pizzy a nie zagadywanie klientów — zmrużył oczy na dziewczynie, chcąc dać jej do zrozumienia, że nie jest mile widziana.

  — Weź pizze i zmykaj, za chwilę do ciebie przyjdę — uśmiechnął się, całując go w usta i klepiąc w tyłek, kiedy ten ruszył do salonu.

  — Musimy dokończyć to czego nie skończyliśmy, Li! — dodał głośno, znikając w pomieszczeniu. Ha, dobrze ci tak głupia szmato.

  — Jesteś z chłopakiem? — zmarszczyła brwi, zdziwiona zaistniałą sytuacją.

  — Jestem biseksualny — wzruszył ramionami — Wybacz, ale mój skarb na mnie czeka — mruknął, zamykając drzwi. Cheryl zamrugała kilkukrotnie zdumiona, prychając głośno i odchodząc spod drzwi Liama. Wciąż był frajerem.

  — Co to za głupia cizia, hm? — spytał od razu Gabriel, kiedy Payne pojawił się w salonie.

  — Moja była — westchnął cicho, siadając na kanapie.

  — Brzydka — skomentował, otwierając pudełko.

  — Kochałem ja — mruknął.

  — Wciąż coś do niej czujesz? — dopytał.

  — Nie — odparł pewnie, biorąc kawałek pizzy.

  — Masz szczęście — mruknął — W przeciwnym razie musiałbym ją zabić — wzruszył ramionami.

  — Czemu? — zdziwił się.

  — Trzeba pozbywać się konkurencji — wziął kawałek pizzy, zaczynając go jeść.

  — Między nami nic nie ma Gabriel — przewrócił oczami.

  — Prawie mnie przeleciałeś przed chwilą i to nic dla ciebie nie znaczy? — zmarszczył brwi.

  — Chodzi mi o to, że miedzy nami nie ma miłości — westchnął cicho.

  — Oh, jasne — prychnął, jedząc. — Czuje się teraz wykorzystywany — dodał, odsuwając się na drugi koniec kanapy i sięgając drugą ręką po swoją koszulkę.

  — Gabi, nie chodzi o to, że się tobą bawię, każdy z nas ma swoje potrzeby, tak? Zaczynam cię lubić, ale nie jest to miłość. Nie zrozum mnie żle — mruknął.

  — Czyli wykorzystujesz mnie, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Świetnie, rozumiem — prychnął, próbując nie okazać tego, że po jego podbrzuszu rozlała się fala ciepła, kiedy usłyszał z ust chłopaka zdrobnienie swojego imienia. Crawford zamierzał pobawić się w drama queen i ruszyć trochę sumienie Payne'a.

  — Nie jestem taki. Nie chciałem cię urazić. — westchnął, próbując wyrazić skruchę. Może to i dobrze, że ten się do niego zrazi. Ale z drugiej strony jego plan pójdzie się jebać, jeżeli Gabriel zakończy ich relację.

  — A jednak to zrobiłeś — burknął, zakładając na swoje ciało koszulkę. — Od teraz twoje potrzeby może zaspokajać ci twoja była — dodał, odwracając się bokiem do niego. Chciało mu się śmiać, zawsze chciał zachowywać się jak dziewczyna z okresem. Doskonale pamiętał, jak ona robiła mu wyrzuty o byle co...

  — Nie kocham jej. Zdradziła mnie i to jest już przeszłość.

  — Oczywiście — burknął, jedząc swój kawałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro