49. Gra dopiero teraz miała się zacząć.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

przepraszamy, że nie było rozdziałów, ale nie mamy zbytnio czasu ich pisać :x
możecie nas zmotywować komentarzami i gwiazdkami, wtedy na pewno kolejny pojawi się szybciej, a wiedzcie, że teraz akcja zaczyna się rozwijać ;3

•  •  •
 

  Zayn wyciągnął Harry'ego na dziedziniec. Nie mógł rozmawiać z nim przy Niallu, nie chciał zdemaskować swoich uczuć oraz... złości, zawiedzenia? Cholera, ten chłopak zamordował niewinną dziewczynę, która nic do cholery nie zrobiła. Zadawała się tylko z nim, ale czy to mógłby być powód? Czy Horan był zazdrosny do tego stopnia, że naprawdę mógł posunąć się do takiego czynu? To było chore, nastolatek naprawdę potrzebował pomocy psychiatry. Tak jak mówił Greg i z każdą kolejną myślą, Malik przyznawał starszemu coraz więcej racji.

  — Wybacz, ale chcę z tobą sam na sam pogadać — powiedział, patrząc prosto na przyjaciela stojącego naprzeciw.

  — Na jaki temat? — uniósł brew, siadając na ławeczce.

  — Na jakikolwiek, byle nie przy nich — parsknął starszy, siadając obok, na co młodszy uniósł brwi do góry — Ty i Louis — zaczął niepewnie — to na pewno dobry pomysł? Pamiętasz, co robił ci jeszcze kilka tygodni temu? Myślisz, że czysta nienawiść nagle przerodziła się w miłość?

  Zayn chciał chronić Harry'ego. Nie chciał, aby okazało się, że to kolejny chory plan Tomlinsona i Horana. Nie mógł pozwolić, aby loczek został zraniony przez kogoś, kogo obdarzał uczuciem. Sam nie zachował się najlepiej i nie najlepiej go potraktował - zdawał sobie z tego sprawę, ale każdy popełnia w życiu błędy i czasami emocje sięgają zenitu, aby wybuchnąć i przynieść nieprzyjemne skutki. Tak działa życie.

  Tak czy inaczej - po całej tej sytuacji z blondynem, tym wszystkim, czego się dowiedział, stanowczo nie był za tym, aby Styles spotykał się z szatynem. Przecież oni byli tacy sami, a co jeśli Harry miał być kolejną ofiarą? Przecież nie wiadomo, co siedziało tym psycholom w głowach!

  — Zayn proszę cię. Louis nie jest taki sam jak Niall. Jest inny, proszę, nie rób scen. Wiem, co robię — przewrócił oczami, zakładając ręce na pierś.

  — Harry, przypominam ci tylko, że to on cię nękał i prześladował — zmarszczył brwi. — Nie mówimy teraz o Niallu, a o twoim chłopaku. Nie sądzisz, że to podstęp?

  — Nie, nie sądzę. Czemu choć raz nie możesz przymknąć oka i nie szukać w jego czynach drugiego dna? 

  — Nie ufam mu, nie wierzę, że jest dla ciebie dobry, to tyle — wzruszył ramionami — Człowiek od pstryknięcia palcem się nie zmienia, rozumiesz? Zwłaszcza taki człowiek jak Louis.

  — Louis się zmienił — zapewnił — Spędzam z nim wiele czasu, widzę jak zmienił swoje podejście do mnie, rozumiesz? Wierzę w to, że naprawdę się stara, aby było nam dobrze razem, więc proszę daj mu szansę — westchnął.

  — Jeśli to kolejny chory plan to zrobię mu krzywdę — zagroził — Nie chcę, żebyś znowu płakał przez tego idiotę — objął go.

  — Ale dasz mu szansę? — spytał z nadzieją.

  — Ta — wywrócił oczami — Będę miał na was oko — mruknął. — Ile to już trwa?

  — Od niedawna — wymamrotał cicho, patrząc się na swoje buty.

  — Jesteś z nim szczęśliwy? — spytał.

  — Bardzo — uśmiechnął się szeroko, podnosząc wzrok na przyjaciela.

  — Okej, niech będzie — westchnął — Cieszę się waszym szczęściem — powiedział, naciągając trochę prawdę. Starał się to zaakceptować, nie wińcie go, on jedynie się obawiał o młodszego. Przecież kilka tygodni temu Louis gnoił go na każdy możliwy sposób! 

  — A co u ciebie? — spytał Harry — Jak sprawy miłosne? Jak się trzymasz po tym wszystkim? — dodał niepewnie, chcąc w końcu nawiązać do tego tematu. 

  — Jeśli chodzi ci o Gigi to... wciąż jej śmierć do mnie nie dociera, wiesz? — parsknął. A bardziej nie docierał do niego fakt, że mógł zrobić to Niall, który mu się podobał. Wierzył w drugą stronę chłopaka i te wszystkie inne gówna, a tu takie rozczarowanie — Moje życie miłosne nie istnieje — już nie.

  — Mamy, co do Gigi podobne odczucia — wyznał — Też nie jestem w stanie to uwierzyć. Nawet, jeśli mocno jej nie lubiłem to nie życzyłem jej źle, nie aż tak — westchnął cicho.

  — Cóż, musimy się z tym pogodzić i tyle — wzruszył ramionami — Nie chcę o tym rozmawiać, Hazz. Po prostu... przemilczmy to, okej?

  — Jasne, rozumiem — pokiwał głową, uśmiechając się delikatnie i obejmując swojego przyjaciela, który zaraz wtulił się w jego ciało, przymykając oczy. Chciałby się z nim podzielić tym co czuje, jakie ma obawy, ale nie mógł. Wiedział, że nie powinien go w to mieszać. — Miejmy nadzieję, że wszystko zacznie się powoli układać. Niedługo będzie koniec roku, wakacje... Odpoczniemy od tego całego syfu.

  — Wyjedziemy, gdzieś razem? Może nad jezioro? — zaproponował.

  — Oczywiście, jak co roku — uśmiechnął się szeroko.

  — Nie mogę się doczekać w takim razie — westchnął, czochrając go po włosach.

  — Co będziemy tam robić? Grille, imprezy i spanie do południa pod namiotem — parsknął, przypominając sobie poprzednie lata. 

  — Będziemy się kąpać pod gwiazdami — uśmiechnął się.

  — A ty może w końcu kogoś wyrwiesz — poruszył zabawnie brwiami.

  — Myślę, że na razie nie potrzebuję nikogo do związków — parsknął. Nie, kiedy był wciąż zauroczony Niallem i nie kiedy okazało się, że to popieprzony psychol.

  — Zobaczymy, zobaczymy — wywrócił oczami.

— Pewnie. Czas pokaże. Zbierajmy się do środka, zaraz dzwonek — ruszył w stronę drzwi.

  — Dobry pomysł — pokiwał głową i ruszył za Zaynem.

  Malik przez resztę szkolnego dnia rozmyślał, jak załatwić sytuację z Niallem i Gregiem. Ciągle miał mętlik w głowie, nie był pewien, wahał się. Raz był zły, drugi raz rozczarowany. Nie wiedział, ile ryzykowałby pomagając przyjacielowi. Dlaczego to musiało spotkać akurat jego?

*  *  *

  Mężczyzna siedział przy biurku, pukając nerwowo palcami w jego powierzchnię. Cierpliwie (albo i nie) czekał na swojego wspólnika, który zjawić miał się kilka minut temu. Brunet nie lubił spóźnień, jego cały plan dnia był dokładnie zaplanowany, co do minuty. Tyczyło się również akcji, które planowali przeprowadzić.

  W swojej głowie miał ułożony cały plan, wszystko dopięte było na ostatni guzik. Zayn był niepewny, wiedział to, ale to tylko kwestia czasu, kiedy zmieni zdanie na temat Horana. Wystarczyło, że w jego głowie już panował chaos - cały czas był obserwowany, mężczyzna śledził niemal jego każdy ruch.

  — Jestem! — oznajmił blondyn, wchodząc zdyszany do pomieszczenia.

  — Nareszcie, ile można na ciebie czekać — burknął, prostując się.

  — Były korki — westchnął, siadając naprzeciwko.

  — Korki czy musiałeś bawić się w przykładnego chłopaka? — parsknął, unosząc brew.

  — To i to — wywrócił oczami — Dobrze wiesz, że mój ukochany nie toleruje tego całego syfu — wyjaśnił — Nieważne. Mów o co chodzi.

  — Mam plan, dobry plan — oznajmił — Czas wyeliminować jedną osobę z naszej gry — wyciągnął zdjęcie z szuflady, które podsunął pod nos chłopakowi.

  — Co? — zdziwił się — Dlaczego? Przecież jest po naszej stronie. Prędzej zawarlibyśmy sojusz i razem pokonali Horana. Jego grupa jest silna i sprytna — poinformował.

  — Cóż, nie byłbym tego taki pewien — mruknął — W jego życiu dużo się dzieje, wiesz? Myślę, że pewna osoba przysłania żądzę zemsty na Horanie i niedługo może całkowicie przejść na jego stronę. Zresztą to zdrajca — wyciągnął kolejne zdjęcie, które podał młodszemu.

  Blondyn zmrużył oczy, widząc dwóch chłopaków, podążających wspólnie do samochodu. Znał tego drugiego. Doskonale go znał.

  — Co planujesz? — spytał po chwili.

  — Trzeba się go pozbyć, rozumiesz? A z racji, że to wy macie układy między sobą, pałeczkę przekazuję tobie — uśmiechnął się — Zakończcie umowę, zsyłając go tam, gdzie jeszcze niedawno chciał trafić po jej stracie.

  — Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? — uniósł brew dla pewności, gniotąc fotografię.

  — Nie zadawaj zbędnych pytań, Luke — wywrócił oczami — Rób, co mówię. Resztą zajmę się ja. Jego śmierć będzie początkiem zguby mojego braciszka.

  Hemmings skinął głową, a następnie wstał i opuścił pomieszczenie. Gra dopiero teraz miała się zacząć. Czy bał się? Cholernie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro