6. Potrafisz być grzecznym kotkiem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Harry westchnął cicho, kończąc przepisywać do zeszytu kolejną pracę domową. Zagryzł dolną wargę, niepewnie unosząc wzrok na wyczyszczoną, zieloną tablicę. Próbował zebrać myśli w jedną logiczną całość, jednak zmęczenie, które odczuwał skutecznie mu to uniemożliwiało. Cisza, panująca w pustej sali również od pewnego czasu zaczęła mu wadzić.

  Od kiedy Louis i Niall się na niego uwzięli, codziennie czekał w szkole do godziny siedemnastej, mając wtedy stuprocentową pewność, że wymienionej wcześniej dwójki nie ma ani w budynku, a tym bardziej w okolicach. Kilkukrotnie dopadli go w drodze do domu, więc Styles chcąc ubezpieczyć się na przyszłość, zaczął chować się w najróżniejszych szkolnych pomieszczeniach, do których zazwyczaj jego oprawcy nie zaglądali. Równie dobrze mógł opuścić szkołę w czasie godziny lekcyjnej, lecz nigdy nie miał gwarancji, że Niall i Louis faktycznie się na nią udadzą - obawy i różne spekulacje nie opuszczały jego głowy, tak samo jak strach, który ogarniał całe jego ciało na sam dźwięk głosu dwójki dręczycieli.

  Harry nie wiedział, co zrobił tej dwójce, że teraz musiał tak cierpieć. Najbardziej bolało go jednak to, że zakochał się w kimś, kto traktował go jak śmiecia, jego serce było tak naiwne i głupie, że za każdym razem usprawiedliwiał zachowanie Louisa i całą winę zganiał na Horana. Ten niski, uroczy szatynek nie mógł mieć serca z kamienia, prawda? 

  Kiedy Harry odrobił wszystko, co miał zadane, schował przybory do swojego plecaka, wyjmując przy tym telefon i słuchawki. Wiedział, że do końca "zabawy w chowanego" zostały mu dwie godziny, więc postanowił skorzystać z okazji i zdrzemnąć się, gdyż jego powieki robiły się z każdą kolejną chwilą coraz cięższe. Mając pozwolenie od jednego nauczyciela był spokojny, że nikt nie wygoni go z pomieszczenia, w którym aktualnie przesiadywał. Włożył do uszu słuchawki, a następnie puścił pierwszą, lepszą piosenkę. Położył ramię na ławce, a następnie oparł o nie głowę, przymykając powieki. Jego kąciki ust delikatnie drgnęły ku górze, czując ulgę dla przemęczonych oczu.

  Louis, przechadzając się po treningu, szkolnym korytarzem nie spodziewał się zastać niedomkniętej sali, zwłaszcza podczas trwania lekcji. Zaciekawiony podszedł bliżej, otwierając drzwi na oścież. Wejrzał delikatnie i uśmiechnął się pod nosem, widząc znajomą bujną czuprynę. Zamyślił się, a nie mogąc odmówić sobie rozrywki wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drewnianą powierzchnię na klucz, który znajdował się w zamku.

  Harry relaksował się, mogąc wyobrazić sobie, że lecąca muzyka, opowiadająca o miłości jest o nim i Louisie. Cóż, loczek miał wybujałą wyobraźnię i czasami naprawdę lubił pogrążyć się w marzeniach, a dokładniej w świecie, w którym jego obiekt westchnień traktuje go jak kogoś wartościowego i godnego jego towarzystwa. 

  Tomlinson podszedł pewnym krokiem do ławki, a następnie nachylił się nad nią, pukając kilka razy w biurko, chcąc zwrócić uwagę Harry'ego na siebie. Loczek otworzył oczy, zdejmując słuchawki i krzyknął ze strachu, widząc szatyna przed sobą. Przez nagłe odchylenie do tyłu spadł z krzesła, patrząc z przerażeniem na starszego. Byli sami w jednym pomieszczeniu, a to nie mogło skończyć się dobrze. Nie dla biednego, bezbronnego Harry'ego.

  Tomlinson wybuchnął głośnym śmiechem, widząc przestraszoną twarz Harry'ego. Mina Stylesa była komiczna, wyglądał jakby co najmniej zobaczył ducha. Szatyn drwił z tyłu głowy z faktu, że ten chłopczyk się w nim kochał, a przynajmniej tak wynikało z analizy Nialla. Ciekawiło go, co musiał mieć w głowie, skoro wzdychał do osoby, która traktowała go jak worek treningowy.

  — Czego... Czego chcesz? — szepnął, biorąc swój plecak i przytulając go do swojej klatki piersiowej, przez co wyglądał jak mały zagubiony szczeniaczek.

  Niebieskooki po opanowaniu swojego rechotu, usiadł na ławce, zaczynając machać krótkimi nogami. Dłonie zaciskał na drewnianych brzegach, uśmiechając się przy tym niewinnie. W oczach Harry'ego w tej chwili wyglądał jak normalny, nieszkodliwy nastolatek. 

  — Chodziłem sobie po szkole i akurat wszedłem do tej sali. Nie myślałem, że mieszkasz w szkole — parsknął.

  — To... To był mój taki jakby schron przed wami — wytłumaczył, sam nie wiedząc czemu. Może obawiał się, że jeżeli się nie odezwie to oberwie jeszcze bardziej? — Jednak pewnie już nim nie będzie, więc będę musiał znaleźć znowu jakieś miejsce — dodał, przegryzając wargę.

  — Biedny malutki Hazza — wydął dolną wargę, mówiąc przesadnie smutnym tonem — A gdzie twój rycerz na białym koniu, co bronił cię dzisiejszego ranka jak najcenniejszego skarbu? Już zrezygnował?

  — Ma jeszcze lekcje dodatkowe z kosza i angielskiego — wymamrotał cicho, cofając się do tyłu.

  — Cóż, chyba nie sprawdzi się w roli bohatera tym razem — odparł, wstając z ławki i podchodząc powoli do kędzierzawego.

  Harry przymknął oczy, czekając na uderzenie ze strony starszego. Przemoc fizyczna była najczęstszym atakiem na jego osobę. Louis, widząc strach zielonookiego uśmiechnął się. Z czasem to co widział, zaczęło sprawiać mu większą satysfakcję i szatyn zawdzięczał to Niallowi, który wprowadził go do tego całego, niebezpiecznego świata. Ludzka krzywda była naprawdę piękna.

  Niebieskooki zbliżył się jeszcze bardziej do przerażonego nastolatka, obejmując dłonią jego policzek, po którym przyjechał następnie kciukiem, zahaczając lekko o pulchne, malinowe wargi. Harry w tym momencie obawiał się najgorszego. Louis był zdolny do wszystkiego i brunet nie wiedział czego się spodziewać.

  — No dalej Hazz, czy ja naprawdę jestem taki straszny? Przecież nic ci nie robię — odezwał się smutnym głosem, chcąc namącić chłopakowi w głowie. 

  — Nie znam twoich zamiarów. Zazwyczaj źle na tym kończę... — szepnął, nie chcąc dać sobą manipulować. Wiedział, że Louis robił to w celach prowokacyjnych, czekał na odpowiedni moment, aby mu przywalić. Stara śpiewka, na którą Styles nabierał się za każdym razem. 

  — Jaki ty jesteś inteligenty — zakpił, łapiąc bruneta mocno za szczękę.

  Harry przełknął gulę w gardle i delikatnie uchylił oczy, by spojrzeć w te piękne niebieskie tęczówki, które tak bardzo kochał. Mógłby patrzeć w nie godzinami, będąc z każdą kolejną chwilą coraz bardziej zachwyconym unikalną barwą, która pod każdym kątem wyglądała inaczej. 

  — Jak widać przemówić do ciebie można tylko przemocą — mruknął — W łóżku też stosujesz się do tej zasady? Albo cię mocno zleją albo loda nie będzie? — prychnął, unosząc brew.

  — To... To chyba nie twoja sprawa. Uderz mnie lub zrób coś i idź. Lou ja naprawdę nie chcę problemów — wyszeptał, nieświadomie zdrabniając imię Tomlinsona.

  — Lou? — uniósł brew, słysząc przezwisko — Och, jak uroczo — wymruczał — Złotko ty problemów się dorobiłeś, uciekając dzisiaj razem ze swoim przygłupim kolegą. Nie pozwoliłeś nawet nam się ze sobą zapoznać.

  — Ja... Ja... — zaczął, a z jego oczu poleciały łzy. On nie chciał już dłużej chodzić do tej szkoły, miał dość cierpienia i ciągłego poniżania. Mógł przepisać się do szkoły Zayna, tam przynajmniej nikt by się nad nim nie znęcał i loczek mógłby spokojnie usunąć się w cień, a tutaj? Tutaj nie miał takiej możliwości. 

  — Co ty? — spytał, wzmacniając uścisk. Uwielbiał patrzeć jak ten kruchy chłopak rozpada się przed nim na kawałeczki.

  — Ja mam już dość. Ja... Usunę się z waszego pola widzenia. Ze szkoły. Już nie będziecie musieli patrzeć na mój odrażający ryj — szepnął, doskonale pamiętając, kiedy ta obelga wypłynęła z ust szatyna. Pamiętał wszystkie bolesne słowa, dokładnie wyryły się one w jego psychice i śniły nocami, wybudzając go zalanego łzami i oblanego zimnym potem. 

  — Ale ty jesteś naszą ulubioną zabaweczką, mały — poczochrał go drugą dłonią po włosach — Nikt cię nam nie zastąpi, a tym bardziej doskonale wiemy, gdzie mieszkasz i z pewnością nie chciałbyś, aby twojej uroczej siostrzyczce się coś stało.

  Harry spojrzał na szatyna, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Strach jaki odczuwał sięgnął zenitu. Nie mógł pozwolić, aby jego rodzina została skrzywdzona przez jego głupotę.

  — Więc jeśli nie chcesz mieć później wyrzutów sumienia to lepiej zostań w tej szkole. A teraz odpowiedz mi na jedno pytanie i znikam, będziesz mógł spać sobie na ławce w spokoju. Co ty na to? — uniósł brew, a Harry pokiwał głową, wzdychając cicho, obawiając się, jakich informacji potrzebuje od niego Louis.

  — Jak nazywa się twój bohaterski koleżka?

  — Z-Zayn — powiedział cicho. Bał się o Malika, nie chciał by przydarzyło mu się coś złego z jego winy, jednakże dzisiaj naprawdę nie chciał oberwać.

  — Nazwisko? — dopytał.

  — M-Malik — wyszeptał, patrząc prosto w niebieskie, zimne oczy szatyna, który słysząc odpowiedź rozpromienił się niczym słońce po burzy na niebie.

  — Potrafisz być grzecznym kotkiem — wymruczał zadowolony, puszczając szczękę chłopaka, a chwilę później odszedł, kierując się w stronę drzwi. Przekręcił klucz, a następnie wyszedł, zostawiając zdruzgotanego Harry'ego samego na ziemi.

*   *   *

  — No nareszcie — odetchnął z ulgą Horan, patrząc na swojego przyjaciela, wchodzącego do jego mrocznego królestwa, nazywanego potocznie pokojem. 

  — Koleś, mieliśmy spotkać się za godzinę w podziemiach razem z Liamem i resztą — mruknął, zamykając drzwi — Czemu zmieniłeś plany tak nagle? — uniósł brew, opierając się plecami o granatową ścianę, zakładając ramiona na klatce piersiowej.

  — Ten nowy... On zna Grega — wymamrotał, odpalając swojego papierosa zapalniczką. 

  — Co? — zdziwił się, mrugając kilkukrotnie — Skąd to wiesz? 

  — Powiedział mi — oznajmił — Ja pierdole, Louis, ja muszę go zaliczyć. Ty rozumiesz, że on ma duże mniemanie o sobie? Zbyt duże i jeszcze kpi sobie ze mnie, ze mnie, czaisz? — prychnął, czując napływającą złość — Muszę go zniszczyć, zasługuje na najgorsze tortury — warknął. 

  — Niall, to nie jest dobry pomysł — odezwał się po chwili szatyn — Nie mamy zielonego pojęcia kim jest i z kim współpracuje. Skoro zna twojego brata to coś musi być na rzeczy, do cholery — westchnął ciężko — Nazywa się Malik, Zayn Malik. Ale za cholerę nie znam żadnego gangu z Malikiem na czele, więc musi być kimś spoza naszego kręgu — wymamrotał, przeczesując swoje włosy — Nie wiem czy to dobrze, bo może być niegroźny czy źle i jest kimś kto może nam zaszkodzić. 

  — Musimy się dowiedzieć Louis, ale najpierw powiedz, jak sprawy z naszym uroczym loczkiem? — uniósł brew, patrząc się na niebieskookiego. 

  — Normalnie? Tak jak zawsze — odparł, siadając na fotelu blondyna, stojącym przy biurku.

  — Myślałem, że jakieś nowości — powiedział tylko, patrząc znacząco na niego. Blondyn nie zamierzał zrezygnować ze swojego planu i chciał za wszelką cenę wciągnąć w to Louisa. Jeśli dojdą do wniosku, że z Malikiem lepiej nie zadzierać to chociaż popatrzą sobie na cierpienie jego przyjaciela, raniąc też w pewien sposób Zayna, dając mu tym samym nauczkę za swoje zachowanie, które nie podobało się Horanowi.

  — Żadnych — burknął — Nie zamierzam bawić się w ciebie, Niall. Ostrzegam cię, że twoja zabawa może się źle dla nas skończyć. A co jeśli on ma coś wspólnego z zaginięciem twojego brata? Nie wiemy kim jest ani skąd ma te wszystkie informacje. Cholera, dobrze wiesz w czym siedzimy i jak bardzo niebezpieczni są dla nas szarzy ludzie, posiadający zbyt wiele informacji. Gdyby ktokolwiek go złapał i zaczął przesłuchiwać za pomocą tortur to od razu by wszystko wyśpiewał — westchnął ciężko, przecierając dłonią twarz.

  Niall przegryzł wargę, zgaszając swój niedopałek i położył się na łóżku, wzdychając cicho. Z jednej strony Louis miał rację, ale on nie mógł tak szybko odpuścić, a jego hormony naprawdę szalały na widok tego cholernego bruneta, którego w swoim łóżku chciał mieć na już i teraz. Równie dobrze po seksie mógłby go zabić i miałby dwa razy więcej zabawy jak i satysfakcji. 

  — Ale... — zastanowił się szatyn, opierając łokieć o biurko — Równie dobrze możesz ciut się zbliżyć do tego Zayna i wyciągnąć z niego wszystkie informacje. Jeśli będzie nieposłuszny i będzie działał na nie naszą korzyść to dostanie kulką w łeb. Pamiętaj, że Styles to jego oczko w głowie, to również możemy wykorzystać — mówił — To ty jesteś szefem, Niall. Powinieneś wiedzieć, co robić.

  — Muszę pomyśleć Lou. Pierwszy raz boję się o własną dupę i mam złe przeczucia, jeśli nagle pojawia się koleś, znający Grega i jeszcze otwarcie mnie o tym informujący to może faktycznie coś jest na rzeczy — jęknął, zakrywając swoją twarz lewą dłonią.

  — Jest źle — szepnął — Powiadomię resztę, aby dokładnie sprawdzili tego Malika i jego rodzinę. Nie wierzę, że nic nie łączy go z żadną mafią — pokręcił głową — Pamiętaj, że to my jesteśmy zwyciężeni, zawsze, jasne? Nie ma ludzi, których byśmy nie pokonali — uśmiechnął się delikatnie w stronę przyjaciela.

  Niall pokiwał głową, wzdychając cicho i zaczynając kawałek po kawałku analizować całą sytuację. Tomlinson jak zawsze miał rację i Horan doskonale wiedział, że nie może działać pod wpływem strachu oraz impulsów. Niebieskooki pocieszał się faktem, że nikt nie może mu podskoczyć i gdy tylko będzie trzeba, pozbędzie się bezczelnego chłopaka raz na zawsze. W końcu to on tu miał władze, broń i tysiące wiernych mu ludzi, a ten cały Zayn był nikim. Chyba...
 
  Turkusowowłosy musiał obmyślić genialny plan, aby wydobyć z bruneta potrzebne mu informacje i tym samym zabawić się nim, jak zwykłą kukiełką.

•  •  •

zapraszam was na moje najnowsze ff o larrym 🌞
pamiętajcie, aby zostawić gwiazdkę i komentarz, miłego dnia x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro