7. Greg miał rację. Jesteś pojebany.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Niall i Louis kroczyli ramię w ramię w kierunku głównej bazy, w której znajdowała się już większość członków gangu. Nikt nie chciał narazić się na gniew Horana już na początku tygodnia, więc wszyscy pojawili się już godzinę wcześniej. Mimo iż blondyn był tylko nastolatkiem to niektórzy bali się go bardziej od dwumetrowego, napakowanego bosa z milionem uzbrojonych ochroniarzy u boku. 

  — Musisz się rozluźnić Ni — rzucił szatyn, widząc zamyślenie wymalowane na twarzy Irlandczyka. Objął przyjaciela ramieniem, ciesząc się tym przywilejem, które posiadało jedynie kilka osób. 

  — Wiesz co mnie zrelaksuje? — spojrzał kątem oka na Louisa — Widok świeżej krwi i martwego ciała, a przed tym wiele długich godzin pełnych tortur, krzyków i błagań o litość — zarechotał, przejeżdżając językiem po swoim kolczyku.

  — To da się załatwić wampirku — zaśmiał się cicho, klepiąc go po ramieniu i wchodząc do pomieszczenia ukrytego za schodami. Nikt nie miał pojęcia o jego istnieniu, gdyż wejście było praktycznie zlane z kolorem muru obok. 

  Niall wywrócił oczami, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Ruszył za przyjacielem, a następnie trzasnął drzwiami, przez co wszystkie spojrzenia skierowały się w ich stronę. Kim byłby Horan, gdyby choć troszkę nie powyżywał się na swoich podwładnych? 

*   *   *

  Niall westchnął ciężko, siadając na parapecie z widokiem na szkolne boisko. Oparł się plecami o szybę, wywracając oczami na płacz rudawego pierwszoklasisty, który cudem wyrwał się grupie trzecioklasistów, należących do szkolnej drużyny futbolowej. Wysocy, silni, a do tego głupi i naiwni, przeszło przez myśl Horanowi, kiedy odgarniał dłonią swoje farbowane kosmyki. Nastolatka śmieszył fakt, że tacy ludzie potrafili na jego jedne skinięcie palca zrobić dosłownie wszystko, nie żeby mu to przeszkadzało, bo absolutnie tak nie było.

  Ten sam korytarz przemierzał Zayn, rozmyślając nad rozmową ze swoim przyjacielem. Niepokoił go fakt, że Louis zaczął kręcić się niedaleko Harry'ego. Doskonale wiedział, że większe zainteresowanie osobą Stylesa było sprawką farbowanego, rozpieszczonego blondyna, który w ramach zemsty postanowił za pomocą swoich przygłupich kumpli jeszcze bardziej uprzykrzyć mu życie. Oczywiście Zayn nie zamierzał pozwolić na to, aby nastolatkowi stała się jakakolwiek krzywda, jednakże nie miał gwarancji, że będzie mógł chronić go na każdym kroku, wiadome było, że czasem wypadnie mu coś i nie będzie mógł przyjść do szkoły, skutkiem czego Styles zostanie sam, bez ochrony, zdany jedynie na siebie. 

  Malik, przechodząc obok blondyna, ze wzrokiem wbitym w podłogę, dość szybko przykuł jego uwagę. Niall zorientowawszy się, kto bez słowa mija jego osobę wystawił nogę, która po chwili zetknęła się z biodrami starszego, skutecznie go zatrzymując. Brunet spojrzał do góry, unosząc brew. Horan uśmiechnął się niewinnie, krzyżując ramiona na swojej klatce piersiowej. Zerknął kątem oka za plecy bruneta, dostrzegając, że piątka trzecioklasistów dokładnie się im przygląda, będąc gotowa wkroczyć do akcji. 

  W końcu trzeba zapewnić rozrywkę swojemu panu.

  — Słucham? Czego wielki pan i władca ode mnie oczekuje? — spytał kpiąco. 

  — Możesz zostać moim dworcowym klaunem — mruknął tym samym tonem, prychając. — Nawet za bardzo ze strojem nie musiałbyś kombinować — zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, ignorując głos z tyłu głowy, mówiący, że brunet dzisiejszego dnia wyglądał naprawdę dobrze. Fakt, miał ładną buźkę, ale za to niewyparzoną gębę.

  — Nie jestem kimś, kim mógłbyś się bawić. Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia — prychnął, ruszając do wyjścia.

  Horan zeskoczył z parapetu na podłogę, skutkiem czego jego glany odbiły się głośnym echem o ściany korytarza. Pokręcił lekko głową, widząc jak jeden z osiłków stawia pierwsze kroki za Zaynem. Niebieskooki w przypadku tego chłopaka nie miał zamiaru wysługiwać się innymi, chciał zniszczyć go sam, chciał aby poczuł się jak najgorsze ścierwo i to nie tylko dlatego, że śmie mu się stawiać i okazywać, co o nim naprawdę myśli. Zayn miał wiedzę i Niall musiał zrobić wszystko, aby ten pożałował, że kiedykolwiek dowiedział się o jego rodzinie czegoś więcej, tym samym zmuszając go do całkowitego milczenia. Być może w stanie był nawet uszkodzić jego uroczego, kędzierzawego przyjaciela, jednakże to odległe plany, które w swoje ręce zapewne weźmie Louis.

  Niall powolnym krokiem ruszył za ciemnookim, wkładając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, w której miał schowany niewielki, lecz ostry scyzoryk, mający służyć do samoobrony oczywiście. 

  — Nawet nie próbuj tą zabawką mnie tknąć — odezwał się po chwili, spoglądając przez ramię na narzędzie, trzymane w drobnej dłoni blondyna.

  — A jeśli spróbuję to co, hm? — spytał, podchodząc bliżej bruneta, obracając ostrze w ręku. 

  — Pożałujesz dnia, w którym się urodziłeś – prychnął, wychodząc na dwór i odpalając swojego papierosa, którego jeszcze niedawno skrywał za uchem.

  Niall roześmiał się, opierając bokiem o ścianę budynku. Położył dłoń na kolanie, próbując opanować napady śmiechu, które może jedynie odrobinkę brzmiały psychodelicznie.

  — Co ty mi niby możesz zrobić, chłopczyku? — uniósł rozbawiony brew, wyraźnie z niego kpiąc. — Trzęsę się ze strachu — wywrócił oczami, przejeżdżając kciukiem po ostrej części scyzoryka, lekko rozcinając swoją skórę.

  — Greg miał rację. Jesteś pojebany — prychnął, idąc w stronę parkingu.

  W ciele Horana aż się zagotowało, kiedy brunet wspomniał o jego zaginionym bracie. Nastolatek nie kontrolował już swoich ruchów, podszedł szybko do Zayna, odwrócił go w swoją stronę, a następnie przyłożył ostrze do szyi Malika, uprzednio chowając, bordową rzucającą się w oczy główną część do rękawa skórzanej kurtki. Byli na szkolnym dziedzińcu, w każdej chwili ktoś mógł ich zauważyć i powiadomić odpowiednie służby, bojąc się że dojdzie do morderstwa, ale Nialla obchodziło to równie mocno co zeszłoroczny śnieg. 

  — Nie wiem, jakie masz zamiary i skąd wiesz o moim bracie, ale uwierz, że się dowiem. Sam mi to kurwa wyśpiewasz — warknął, unosząc głowę w górę, by móc spojrzeć w ciemne oczy. Pominął oczywiście część wypowiedzi bruneta, nie chcąc niepotrzebnie się denerwować. Greg nigdy by tak o nim nie powiedział.

  — Ojeju, zabijesz mnie wielkie mi rzeczy — odparł obojętnie — Tak to się nigdy nie dowiesz o pewnych sprawach — roześmiał się, kręcąc głową w niedowierzaniu. Był przekonany, że ten udający groźnego blondynek nie skrzywdziłby nawet muchy. Przynajmniej tak mówiły o nim pewne tajemnicze źródła. Fakt, chłopak zachowywał się jak nienormalny, ale nie oznaczało to, że mógłby faktycznie kogoś zabić, prawda?

  — Jakich spraw? — spytał.

  — Myślisz, że ci powiem? W momencie, w którym grozisz mi scyzorykiem? — zakpił Zayn, szybkim ruchem łapiąc blondyna za dłoń i unieruchamiając, a chwilę później niebieskooki leżał już na trawie, a Malik z papierosem trzymanym między palcami wisiał nad nim, dociskając rękoma do ziemi jego nadgarstki.  

  Horan nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, scyzoryk wypadł z jego dłoni, lądując gdzieś kilka metrów dalej. Przełknął ciężko ślinę, patrząc w górę i prychnął cicho, chcąc pokazać, że obecna sytuacja nie robi na nim żadnego wrażenia. Niall nie mógł pozwolić sobie na takie traktowanie, jednakże nie bardzo wiedział jak ma dalej postępować z ciemnookim. Pierwszy raz miał do czynienia z kimś o wiele silniejszym, wytrzymalszym oraz w pewnym stopniu sprytniejszym. Szybka śmierć tego człowieka nie wchodziła w grę, on wiedział coś i Niall pewien był, że dotyczyło to jego brata, o którym brunet często wspominał. Zayn był mu potrzebny i choć miał ochotę zrobić z nim wiele rzeczy to musiał się hamować.  

  — No i co teraz zrobisz? — uniósł brew, patrząc na niego wyczekująco.

  — Albo zabiorę ci każde kurwa ostrzę albo pójdę, bo ja naprawdę mam cię dość Horan — westchnął, patrząc z góry na Nialla.

  — Oh, jaka szkoda — wydął sztucznie wargę — Bo ja dopiero się rozkręcam — uśmiechnął się kpiąco.

  — Ogarnij się chłopie. Jesteś nienormalny — zmarszczył brwi.

  — Potraktuję to jako komplement — mrugnął, szczerząc się głupio.

  — Zostaw mnie i Harry'ego. Zajmuj się kimś ciekawszym co? — odparł, schylając się jeszcze niżej by być twarzą w twarz z turkusowowłosym.

  — Swoim zachowaniem jedynie bardziej mnie kusisz — odpowiedział — Uwielbiam nie spełniać próśb innych, wiesz? Oglądanie jak denerwują się i boją o własne życie jest bardzo satysfakcjonujące. W pewnym stopniu też lekko podniecające — oblizał dolną wargę. 

  — Pewnie, że wiem — odparł, pomijając drugą część zdania. Ten chłopak naprawdę miał nierówno pod sufitem — Kochasz znęcanie się nad innymi. Pewnie jeszcze lubisz terroryzm i zabijanie — powiedział żartobliwie, jednak gdyby wiedział, że to co przed chwilą opuściło jego usta w formie żartu, było prawdą nigdy nie zbliżyłby się do tego blondyna. Cóż, Zaynowi nie została powiedziana cała prawda na temat, w jego mniemaniu, rozpieszczonego nastolatka.

  Blondyn zamarł na chwilę, słysząc wypowiedziane słowa. Nie miał wątpliwości, że Malik powiązany jest z jakąś mafią, która oddałaby własne nerki za głowę kogoś z rodziny Horanów, zwłaszcza Grega, jednakże Niall również był dla nich kuszący, choć był młody i, według większości, niegroźny. Ah, głupi naiwniacy, niebieskooki stwarzał dwa razy więcej zagrożenia niż wcześniejsze pokolenia, męskiej części Horanów, razem wzięte. 

  — Nie wiem dla kogo pracujesz, ale nie dam się dorwać, a tym bardziej pokonać, rozumiesz? — sarknął, próbując wyrwać nadgarstki — Nie macie ze mną szans, nikt nie ma — dodał, wpatrując się ze złością w chłopaka.

  Malik zmarszczył brwi, nie wiedząc o czym chłopak mówił. Westchnął kręcąc głową, a następnie zauważając, że jego papieros zdążył się w czasie ich konwersacji spalić, zgasił go o ziemię, pochylając się przy tym do przodu, aby zrobić to kawałek dalej od głowy Nialla. Co jak co, ale nie chciał, aby coś mu się stało, a bardziej jego włosom, które w tej sytuacji były najbardziej narażone.

  Niall przełknął ciężko gulę w gardle, kiedy do jego nozdrzy dotarł intensywny zapach perfum Zayna. Jego złość momentalnie uleciała, jakby zapomniał o wcześniejszych słowach bruneta. Blondyn uniósł swe tęczówki w górę, chcąc przyjrzeć się poczynaniom chłopaka. Nie mógł uwierzyć, że Malik wzbudzał w nim tak sprzeczne emocje i odczucia, jego humorki zmieniały się w ciągu minuty. Raz potrafił być przerażony, a za drugim razem wściekły, gotowy wyjąć broń i powystrzelać wszystkich, znajdujących się wokół, by sobie choć trochę ulżyć. 

  — Nie będę tracił więcej czasu na rozmowę z tobą niż to konieczne — westchnął Malik, puszczając nadgarstki Nialla — Tak czy siak muszę iść, a z tego co wiem, to masz lekcję, więc zmykaj — mruknął, wstając i szybkim krokiem, wchodząc na teren parkingu. Podszedł do czarnego motocyklu, wsiadł na niego, a chwilę później już go nie było. 

  Niall natychmiast podniósł się z ziemi, sięgając po swój scyzoryk, który schował następnie do kieszeni. Zacisnął wargi w cienką linię, patrząc na odjeżdżającą maszynę. Ten chłopak jeszcze go popamięta, Niall go zniszczy, jego i jego kędzierzawego przyjaciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro