#3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wróciłeeeem! - zawołałem melodyjnym, aczkolwiek zmęczonym głosem, gdy wczesnym wieczorem wszedłem do naszego hotelowego pokoju.

– Łazienka! – usłyszałem niemrawe wołanie, na co zmarszczyłem brwi, zakłopotany. Odłożyłem na kwadratowy stolik kartę, telefon i portfel. Ruszyłem do łazienki, widząc tam Harry'ego, siedzącego na zamkniętej desce klozetowej z kolanami, które przyciągał do klatki piersiowej. Głowę miał gdzieś pomiędzy kolanami, które owinął rękoma.

- Boże, skarbie mój najpiękniejszy, najcudowniejszy, co jest? - wyrzuciłem na jednym wydechu, prędko klękając na przeciwko chłopaka. Dłonie położyłem na jego szczupłych barkach.

– Nie wiem, boli mnie brzuszek. – wymamrotał, podnosząc głowę. Jego twarz była blada. – Jest mi tak ciepło, a tu jest trochę chłodniej...

Spojrzałem na niego z ogromną ilością troski i pocałowałem go krótko w czoło. - Co dzisiaj jadłeś? Brałeś przeciwbólowe jakieś?

– Jadłem to co zawsze. - odezwał się, gdy położyłem dłonie na jego twarzy. – I nic nie brałem, nie mam na to siły.

- A masz w ogóle jakiś paracetamol czy jesteś naiwną cipcią i się nie przygotowałeś dobrze na wyjazd? - parsknąłem.

– Oczywiście, że mam! – wyobronił się, unosząc brwi do góry. – Ale teraz mi zimno!

- Połóż się do łóżka... no chyba, że będziesz rzygał, wtedy lepiej tu siedź. - mruknąłem, przykładając dłoń do jego czoła, które było delikatnie za ciepłe.

– Nie, nie jest mi niedobrze. – pokręcił głową, uśmiechając się delikatnie, a ja pomogłem mu się podnieść. – Dziękuję. Dam radę, nie umieram.

- Ale tak wyglądasz. - powiedziałem chichocząc, gdy Harry prychnął ironiczne "dzięki, kurwa".

– Ładni chłopcy nie przeklinają, marsz do łóżka.

– Tak jest kapitanie – mruknął tylko, przy framudze drzwi, trzymając się za swój brzuch. Widziałem jak przeciera oczy, siadając na łóżku, kiedy ja w torbie, ułożonej nadal na podłodze szukałem czegoś przeciwbólowego. – Przyznaj się, ile spałeś i jadłeś, hmm?

- Spałem bardzo długo, bo do dwunastej. - przyznał z małym uśmiechem. - Ale za to jadłem mało.

– Dobrze, więc zaraz zrobię coś lekkiego i dam cię leki. – powiedzislem, wyciągając opakowanie z paracetamolem. – Nie denerwowałeś się czymś ostatnio? Może to z nerwów, kotku? - spytałem, siadając obok niego i masowałem brzuch mojego loczka.

- Raczej wątpię. - pokręcił głową. - Z nerwów brzuch boli inaczej, a to raczej jakieś problemy z jelitami...

– Zawsze mogę załatwić ci tu jakiegoś lekarza, pamiętaj. - powiedziałem mu, odgarniając jego włosy z twarzy. - Tutaj tabletka i już idę po wodę. - oznajmiłem, kładąc na jego dłoni pastylkę.

*

- Kurrrrwaaaa! - jęknął z boleści, gdy chwilę po zachodzie słońca jego ból brzucha znacznie wzrósł na sile i brunet dosłownie wił się pod pościelą prawie płacząc.

- Skarbie, Liam już załatwił panią doktor, będzie tu za chwilkę. Daj radę, proszę. - powiedziałem, wyczekując z niecierpliwością na kobietę. To było cholernie trudne patrzeć na mojego chłopaka w takim stanie. Dotknąłem jego czoła które było dużo bardziej ciepłe niż powinno, lecz nie mieliśmy na to żadnych leków. - Jesteś silnym chłopcem. Nie chcesz wymiotować? - spytałem, tuląc go.

- Niedobrze mi, ale jeśli podniosę głowę to niechybnie wszystko obrzygam... - wydyszał słabo.

- Przynieść ci coś do wymiotowania? Zanieść cię do toalety? Mogę zrobić wszystko, kochanie. - mówiłem do niego, krzywiąc się na to jak mój anioł cierpiał.

- Boże, wszystko się mi rozmazuje... - kompletnie zignorował moje pytania, zerkając pusto na ścianę za mną. - Zabij mnie.

- Przytul się do mnie, będzie dobrze, obiecuję. - powiedziałem, głaszcząc jego loki, gdy wtulił swój policzek w moją klatkę piersiową. W tym samym momencie po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka.

- To pani doktor. - rzuciłem, błyskawicznie wręcz wstając z łóżka, aby otworzyć drzwi blondynce w średnim wieku.

- Dzień dobry, Louisie. Jestem Laura. - uśmiechnęła się do mnie, a ja zauważyłem małą walizkę w jej ręce.

- Harry leży w łóżku, źle z nim. - westchnąłem ciężko. - Nie jest w stanie się nawet sam na drugi bok położyć.

Lekarka zobaczyła od razu leżącego na boku chłopaka. Jej mina od razu nabrała profesjonalizmu i powagi. Kiwnęła głową zostawiając walizkę przed łóżkiem.

- Powiedz co cię dokładnie boli i jak ogólnie wygląda twoje samopoczucie? - spytała, siadając na łóżku.

- Samopoczucie chujowe. - burknął cicho.

Byłem w dalszym szoku jak Harry nagle, za sprawą bólu zaczął dużo przeklinać. To go naprawdę boli i ja po prostu- ciężko mi na to patrzeć, dobra? Dlatego podszedłem z drugiej strony, kucnąwszy przy łóżku i złapałem jego dłoń, by okazać mu moje wsparcie.

- Właśnie widzę. - kobieta parsknęła małym śmiechem.

- Boli mnie brzuch i pulsują mi od jakiegoś czasu skronie...

Spojrzałem na panią doktor ze zmartwieniem, ściskając dłoń Harry'ego, który oddychał głęboko, wciskając policzek w poduszkę.

- Dasz radę się podnieść, Harry? - wyjęła ze swej małej walizki stetoskop.

– Tak... Nie. – jęknął, wzdychając. Od razu pomogłem mu znaleźć się w pozycji siedzącej i pocałowałem czule jego kark.

- Jezu... - wyrwało mi się, widząc i przede wszystkim czując jak chłopak przelewal mi się w objęciach, kiedy uniosłem do góry jego koszulkę.

– Już kochanie... – szepnąłem do niego, masując jego policzek, gdy odparł słabo "zimno mi" z cierpieniem w głosie.

Lekarka wsłuchiwała się dokładnie w bicie jego serca oraz oddech z zamyślonym wyrazem twarzy nim nie odsunęła swego stetoskopu prosząc mnie, abym przekręcił bruneta plecami do niej.

Po ponownym wysłuchaniu zapisała coś w notesie, patrząc na Harry'ego, po czym wyciągnęła termometr, sprawdziła jego węzły chłonne, małą lampką sprawdziła oczy i pozwoliła mu się położyć.

- Wygląda na to, że Harry'ego złapała nieszkodliwa wirusówka. - mruknęła pewnym siebie tonem.

- Nieszkodliwa?! - chłopak aż podniósł minimalnie głowę. - Ja tu jestem jedną nogą na tamtym świecie!

Nie mogłem powstrzymać małego uśmieszku, który pojawił się na moich, kiedy Harry tak uroczo się uniósł. Zbliżyłem jego dłoń do swoich ust, zostawiając tam uspokajający pocałunek. – Przepisze mu pani jakieś leki, prawda?

- Przede wszystkim powinien pić teraz dużo wody, ale tak, zaraz zapiszę receptę na odpowiednie leki. - pokiwała głową od razu pisząc coś ponownie w notesie.

– Najbliższa apteka jest gdzieś na końcu miasta. – powiedział Harry, trzymając moją dłoń, kiedy lekarka z powrotem zapinała swoją walizkę, wręczając mi listę z lekami, za co podziękowałem.

- Dla mnie to nie ma żadnego problemu jeśli w grę wchodzi twoje zdrowie. - wzruszyłem ramionami wstając z łóżka.

Harry wtulił się w poduszkę, trzymając za brzuch, kiedy odprowadziłem kobietę do drzwi, dziękując za pomoc. Wróciłem do salonu, posyłając Harry'emu pocieszający uśmiech. – Nie chcę zostać sam. – powiedział, niczym czteroletnie dziecko. – Poproszę o to Evana. Tylko muszę dać mu receptę, w porządku?

- Wolałbym kogoś zaufanego do kupowania leków dla mnie. - sapnął. - Ale tutaj nie ma Liama ani twojej siostry czy mamy, więc zostaję ci tylko ja.

– Miałem na myśli Evana, oczywiście, że tobie ufam. – powiedział, na co zachichotałem, wysyłając wiadomość do czterdziestolatka, który miał udać się do apteki.

- Daj mi chwilę, H, ja tylko zniosę mu tę receptę i przy okazji wezmę twoją gitarę z bagażnika. - poinformowalem go, zakładając buty na nogi.

– W porządku, ale jak wrócisz to mi pomasujesz brzuszek? – spytał, wychylając kawałek twarzy z poduszki.

- Oczywiście, zawsze i wszędzie. - zacmokałem z przesadną słodkością, już chwilę później wychodząc na hotelowy korytarz, następnie windą udając na sam dół. Kiedy zobaczyłem Evana opierającego się o swój samochód, od razu podszedłem z niemrawą miną wręczając mu kwitek z ciągiem lekarstw. – Tylko się nie martw, dostaniesz za to podwyżkę. – zaśmiałem się, kiedy on kiwnął głową odbierając papierek. Ten człowiek naprawdę dużo robił na moje życzenie, ufałem mu; wiem, że nas nie wyda, za dobrze mu płacę, no i jest ze mną od początku mojego życia gwiazdy pop. - Jest dosłownie umierający. - powiedziałem z cieprkim śmiechem, otwierając bagażnik. - Serce mi się kraja widząc go w takim stanie...

– To jest aż tak poważne? – spytał, wypalając swojego papierosa i niedopałek rzucił gdzieś pod krawężnik, zadeptując go stopą.

- Przelewa mi się przez ręce. - westchnąłem. - Ciągle mamrocze tylko moje imię i na zmianę mówi ze mnie nienawidzi, aby pózniej powiedzieć jak bardzo mnie kocha.

– Ahhh... – Evan westchnął, biorąc do ust miętową gumę balonową. – Przekaż mu dużo zdrowia, postaram się szybko zdobyć lekarstwa.

Chwyciłem mocno gitarę Harry'ego. - Zaśpiewam mu coś nad czym pracuję od paru dni, bo ciągle się na mnie focha gdy nie chcę mu śpiewać nie gotowych piosenek.

– Chciałeś... To teraz masz, synu. – zaśmiał się Evan, poklepując moje ramię. – Zakochańce... Kiedy ja byłem młody... A teraz jestem starym kawalerem!

- Założę ci konto na tinderze! - powiedziałem z entuzjazmem. - Mam dość twojego bycia ciągłym kołem u wozu.

– Tin... Co? – spytał mnie unosząc brwi do góry. – Czy to kolejny gejowski portal?

- Nie tylko gejowski. - udałem oburzenie. - Wiesz ile ludzi hetero tam znalazło miłość swego życia? Musisz tam konto założyć!

– Życie jest zbyt krótkie, by być hetero. Żaden facet ma w sobie trochę geja. – wzruszył ramionami, machając w górze papierkiem. – Miłego wieczoru i do zobaczenia. – po czym zniknął zostawiając mnie w osłupieniu.

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy! - zawołałem za nim, gdy wsiadał do auta z tajemniczym uśmieszkiem.

Pokręciłem głową z zamiarem odejścia, jednak szybko podeszły do mnie dwie dziewczyny trochę młodsze od Harry'ego. Uśmiechnąłem się do nich, od razu widząc błysk w ich dużych oczach. Jedna z nich - z kręconymi włosami była bardzo nieśmiała, natomiast jej koleżanka to zupełne przeciwieństwo. Uśmiechnęła się do mnie, przegryzając dolną wargę.

- Cz-cześć, Louis! - przywitały się ze mną obydwie, a ta odważniejsza dziewczyna od razu mnie przytuliła co chętnie odwzajemniłem.

– Cześć skarbie. – powiedziałem, masując jej plecy. Dziewczyna wstrzymała na chwilę powietrze, następnie oddychając trochę szybciej. – Co tu robicie?

– Przyjechałyśmy na wa-wakacje. Pozwiedzać... jesteśmy z Nowego Jorku. – odezwała się dziewczyna, gdy przytuliłem jej przyjaciółkę. – To- uh... My jesteśmy z tobą od samego początku, bardzo cię wspierany i czekamy na nowe piosenki.

- Będą niedługo. - zapewniłem, trzymając jedną z nich za rękę, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Tylko nie mów znowu tego słowa! - powiedziała ta bardziej nieśmiała. - Zawsze to twoje "niedługo" trwa zbyt długo!

– Oh, dajcie spokój! Ta płyta będzie wyjątkowa. – zaśmiałem się. – Zróbmy zdjęcia, huh?

Od razu pisnęły, wyciągając z kieszeni telefony komórkowe. Uśmiechałem się do zdjęć, tuląc je na pożegnanie. Jedna z nich pocałowała mój policzek przez co uśmiechnąłem się chwilę później machając im i znalazłem się w hotelu.

- Jestem, tuliłem się z innymi laskami! - zaśmiałem się, gdy ponownie wszedłem do naszego pokoju.

– Spotkałeś fanów? – spytał, leżąc na swoich plecach, gdy rzuciłem się na łóżko obok niego, przytakując. – To w porządku, twoje fanki są urocze, gdy nie wrzeszczą za dużo i cię nie macają.

Postanowiłem oszczędzić mu szczegółu, w którym jedna z nastolatek cmoknął a mnie w policzek i ułożyłem się koło niego. - Przechodzi cokolwiek?

– Tylko troszkę. – sapnął, gdy zgarnąłem go w objęcia, kładąc dłoń na jego brzuszku. – Jestem opuchnięty. – jęknął, patrząc na moją dłoń.

- Czuć. - skrzywiłem się. - Boże, jak ciebie to musi boleć... - westchnąłem, nachylając się aby pocałować naciągniętą skórę.

– Wyglądam jak w ciąży! Lou, to bliźniaki. – zaśmiał się cierpko, klepiąc w czoło. Zachichotałem, głaszcząc palcem wskazującym okolicę w okół pępka mojego skarba.

- Chciałbyś mieć ze mną dzieci? - spytałem nagle, patrząc mu w oczy.

- Louis, kurwa, to nie są tematy na tak wykurwisty ból brzucha...

- Nie jestem przyzwyczajony do tego, że tyle klniesz. - zachichotałem, wykonyując okrażne ruchy na jego skórze. - I tylko zapytałem. - cmoknąłem go w nosek.

- Jak mnie zapłodnisz to będę szczęśliwy, ale nie da się, wiec to temat na inną rozmowę.

- Właściwie szkoda, że nie możesz być w ciąży. - powiedziałem, myśląc o tym. - To by było cudowne, Jezus, wyglądałbyś tak uroczo! Tak, tak... masz dopiero osiemnaście lat, zadaję głupie pytania.

- Super, że to rozumiesz. - mruknął, uśmiechając się przy tym. - Boże, jak mnie brzuch boli, przecież na pewno zaraz ze mnie jakiś kosmita wyskoczy jak w tym filmie "Obcy"...

- Mam nadzieję, że nie. - zaśmiałem się, głaszcząc jego czoło. - Jesteś bardzo dzielny, ja już prosiłbym o jakiś lek niekończącej się śpiączki, żeby tylko nie czuć bólu. Mój biedny... - położyłem palce na jego brodzie, łącząc czule nasze wargi na krótki moment. - Popraw pozycję, a ja przyniosę ci butelkę wody, najlepiej ze słomką, tak?

- Ja nie chcę pić, Lou. - mruknął.

- Ale musisz. - powiedziałem twardo. - Pani doktor tak zdecydowała.

- Ja się porzygam!

- Chcesz się odwodnić? - spytałem go poważnym tonem jego ojca. - Wtedy już konieczna będzie wizyta w szpitalu, nie obchodzi mi to, czy się porzygasz czy nie. Jesteś tu pod moją opieką i karze ci pić wodę. Zrozumiałeś?

- Jestem pełnoletni. - przewrócił na mnie bezczelnie oczami. - Ale skoro to konieczne to chyba nie mam wyjścia...

- A i owszem, nie masz. Smarkacz. - pokręciłem głową, wstając i przygotowałem napój dla mojego skarba. Wróciłem do pokoju, oznajmiając: - Dodałem trochę cytryny, to oczyści twój organizm z toksyn.

- Jestem od Ciebie młodszy tylko o siedem lat, nie mów do mnie "smarkacz". - prychnął, biorąc do ręki szklankę.

- Czasem zachowujesz się jakbyś miał jeszcze siedem lat mniej. Gdy przypominasz mi o różnicy wiekowej między nami, te siedem lat brzmią jakby to było naprawdę dużo. Ale lubię to. - zaśmiałem się, wysyłając mu dumny uśmiech, kiedy Harry napił się swojej wody. - Co ty na to, bym włączył jakiś film, lub animację, szybko odświeżę się i do ciebie wrócę?

- A co jeśli będzie chciało mi się nagle zrzygac? - jęknął. - Nie mam zamiaru obrzygać hotelowego łóżka.

– Wiesz, gdzie jest toaleta. Ja tam będę. Pod prysznicem. A ty możesz wtedy rzygać. – parsknąłem, widząc jego minę.

- Jesteś niemiłym i bardzo nie wspierającym chłopakiem! - skłamał. Pokazałem mu jezyk, następnie opuszczając główne pomieszczenie.

*

Harry leżał przyklejony do mojego boku, skupiając całą swoją uwagę na kolejnym odcinku Królika Buksa, kiedy ja sięgnąłem po telefon odblokowując go jedną dłonią, kiedy ta druga błądziła bo jego plecach. Chłopak czuł się już lepiej, pamiętałem o tym, by co chwilę całować jego czoło, gdy śmiał się z jakiejś scenki.

Od razu kliknalem w aplikację "twitter" od której mówiąc szczerze, byłem uzależniony. Dzięki niej mogłem mieć niesamowity kontakt z fanami, czego chcieć więcej?

Przeniosłem drugą dłoń we włosy Harry'ego wiedząc, jak bardzo on kocha, gdy głaszczę go w tamtym miejscu. Spojrzałem na niego, widząc jego spokojną twarz od profilu. Wróciłem do telefonu, odświeżając aplikację i od razu zmarszczyłem brwi, widząc coś, czego wcześniej na pewno nie widziałem.

Dosłownie cała moja tablica główna podawała dalej filmik, który szokująco dla mnie przedstawiał mnie i Evana z niewielkiej odległości stojących pod hotelem zaledwie kilka godzin temu.

Musiały nagrać go dziewczyny, które dzisiaj poznałem. Przeraziłem się lekkoz od razu pytając Harry'ego gdzie są jego słuchawki. – W któryś z moich spodni. – powiedział przekręcając głowę by na mnie spojrzeć. – Już ci się ze mną nudzi?

- Nie, nie rozumiesz. - pokręciłem od razu głową, w bardzo krótkim odstępie czasu wychodząc spod pościeli, aby następnie do niej wrócić już z zawiniętymi kabelkami w ręku.

– Coś nie tak, kochanie? – spytał mnie z troską, odrywając całkowicie wzrok od telewizora.

- Nie mam pojęcia... - przyznałem całkowicie szczerze po włożeniu słuchawek do uszu i podłączeniu ich do telefonu.

Harry zmarszczył brwi, poprawiając rękę ułożoną pod jego policzkiem. Usiadłem na łóżku, włączając filmik.

Z każdą kolejną sekundą moje oczy poszerzaly się coraz bardziej gdy pojąłem iż na nagraniu została udokumentowana moja rozmowa z kamerdynera z której jasno wynikało, że mam chłopaka! Przecież... to jest, kurwa katastrofa!

– Kochanie, co tam masz? – Harry wyciągnął słuchawkę z mojego ucha, by samemu ją założyć. Przewinąłem filmik, patrząc cały czas na wyświetlacz.

– Nagrały mnie, kurwa, z ukrycia. I te beznadziejne opisy... Kurwa.

Moje oczy wręcz raziły podpisy typu "wiedziałam, że kogoś ma", "mówiłam, że nie jest hetero!", "cholera, szkoda, że woli chłopców..." a ja miałem ochotę rozbeczeć się jak dziecko.

– Lou... – usłyszałem głos Harry'ego, który niepewnie wyjął słuchawkę. – Jestem pewien, że to jest możliwe do sprostowania.

- Nie jest kurwa, nie jest ani trochę! - krzyknąłem spanikowany. - Przecież jasno wynika z tego, że jestem związany z chłopakiem, ja pierdolę!

Harry ponownie złapał się za brzuch i głowę, wzdychając. – Napisz do Liama, nie wiem, co ci mam powiedzieć? – spytał bezsilnie. – Dla mnie to też jest trudne, że cały czas jestem jakimś pieprzonym... sekretem. Proszę, porozmawiaj z Liamem, ja jestem zmęczony.

- Tak, tak, masz rację. - pokiwałem głową, drżącą ręką wychodząc z twittera, aby zadzwonić do przyjaciela, którego w tej chwili potrzebowałem w funkcji menadżera.

Harry chwycił wodę leżącą na stole, biorąc kilka łyków. Wiedziałem, że on również się tym wszystkim przejmuje, przecież dla niego ta sytuacja też jest bardzo trudna.. ale te dziewczyny... Jak one mogły nie uszanować mojej prywatności? Co to za fani?

- Halo? - usłyszałem znudzony głos Payne'a.

- Kurwa, stary, wejdź na twittera. Szybko.

– Już, moment. Jesteś na głośniku. – poinformował. Przez chwilę słyszałem jakieś szmery, nim znów Liam musiał przyłożyć telefon do ucha. – Kurwa, Louis. Co ty odpierdalasz?

- Co ja odpierdalam?! - odpowiedziałem równie przejęty. - To one nagrały mnie w prywatnej sytuacji bez mojej wiedzy!

– Tak, ale powinieneś być ostrożny w miejscu publicznym!– powiedział swoim snielskim głosem. – Oh, i jak  ma się Harry? Co się stało?

- Z Harrym już na szczęście lepiej, ale ty lepiej mi powiedz jak to odkręcić! - złapałem się za głowę. - Przecież Simon mnie zaszlachtuje!

- Nie wiem co robić, cholera. Spójrz na trendy na Twitterze. Hasztag "Tommohomo" jest na drugim miejscu. W sumie całkiem zabawne. - przewróciłem na jego słowa oczami. - Plan jest taki. Masz zniknąć ze wszystkich portali na czas nieokreślony, może nawet na dwa tygodnie, góra miesiąc. Jutro kończą się castingi, nie? Zniknij gdzieś na ten czas. Ja zadzwonię do Cowella i będę z nim negocjować to, czy mógłbyś wyjść z szafy wcześniej.

- Boże, ja nie wiem co jutro na tych castingach zrobię. - wplotłem palce w grzywkę, za którą pociągnąłem. - Wszyscy będą sobie ze mnie na pewno żartować a Simon wpadnie w szał...

- Naprawdę przejmujesz się tym, że ktoś będzie robił sobie jaja? Ile masz lat? Louis, jesteś dorosłym mężczyzną i jesteś, kim jesteś. - Liam oburzył się. - I bądź z tego dumny. Masz cudownego faceta gdzieś tam z boku.

- Ja przecież nie mam na myśli śmiania sie z mojej orientacji, ty głąbie. - wywróciłem oczami. - Będą na pewno nabijać się z tej sytuacji, bo... no kurwa, to moja wina.

- Bez jaj Sherlocku, poważnie? - mogłem sobie wyobrazić jaką minę Liam teraz robi. - Kontaktowałeś się z tymi dziewczynani? Wiesz, że mogą za to ponieść karę?

- Przecież to jest nielegalne! - odezwał się Harry, którego Liam usłyszał, ponieważ po chwili powiedział:

- Ale niestety Louis jest osobą publiczną i nie traktują go jak człowieka...

Opadłem bezwładnie na poduszki z westchnięciem. – Pogadaj z Simonem, proszę. – odparłem. – Daj znać co i jak, teraz będę trzymać się twojego planu.

- Będzie ok, stary. - powiedział Liam. - Doszło do małej wpadki, ok, ale cieszmy się, że przynajmniej nikt nie poznał tożsamości Harry'ego.

- Tak. - kiwnąłem głową. Spojrzałem na Harry'ego, który spoglądał na mnie wzrokiem, który mnie uspokoił. Wyciągnąłem do niego dłoń, a on złączył nasze palce. – Dzięki, Liam. Do jutra. – rozłączyłem się, rzucając telefon na łóżko. - Kurwa mać, tak nie miało być! - stęknąłem, wciskając się twarzą w poduszkę, którą szarpałem swymi palcami.

- Hej, Lou. Będzie wszystko dobrze. - odezwał się Harry słabo. - Chcesz teraz być sam?

- Nie, broń Boże. - wymamrotałem niewyraźnie w poszewkę, na oślep przyciągając go do swego ciała.

- Zgnieciesz mnie! - zaśmiał się, wtulając we mnie. - Już, spokojnie... Zobaczysz, że nie będzie tak źle. Z resztą to mała wpadka. Niedługo będziesz całkiem wolny, będziesz sobą, tak?

- Ale będę miał przesrane u Cowella... Ty nie wiesz jaki ten człowiek jest twarzą w twarz, będzie non-stop starał się zmieszać mnie z gownem, ten program to będzie piekło za kulisami...

- To nie potrwa długo. - odparł, przytulając mnie mocno. - Będę tam z tobą, nie zapominaj...

- Ten zgrzybiały dziad będzie kazał mi wziąć albo drużynę dziewczyn, albo zespoły. Na pewno będę teraz odsunięty od chłopaków... - westchnąłem.

- W dalszym ciągu, jeśli przejdę dalej to będę gdzieś tam. Będziemy się komunikować przez telefony. Poradzimy z tym sobie, oboje, razem. - mówił mi z przekonaniem, następnie całując moje usta i położył dłoń w dole moich pleców. - Kocham cię najmocniej na świecie - znów pocałował mnie delikatnie.

- Pamiętasz jak... - urwałem, śmiejąc się krótko. - Bałeś się ze mną wyjść na randke po tym, gdy wypatrzyłem cię na jednym z moich koncertów? Byłeś jedyną osobą z tłumu, która dosłownie nie wyła i nie sikała na mój widok.

- Wewnątrz przechodziłem coś dużo gorszego. - zachichotał. - Wtedy, jak skupiłeś na mnie swój wzrok zmiękły mi nogi.

- Myślałem, że może jakaś koleżanka cię wyciągnęła i tak naprawdę nienawidziłeś mojej muzyki. - parsknąłem, splatając palce naszych dłoni.

- Kocham twoją muzykę. - powiedział z przekonaniem, rumieniąc się. - W tym świetle refrektorów wyglądałeś tak pięknie.

- A co? Teraz już nie wyglądam pięknie na scenie? - udałem zawiedzenie, wydymając dolną wargę.

- Wyglądasz, teraz mogę cię obserwować na miejscu vip! – zaśmiał się, całując mój policzek. - Zawsze wyglądasz seksownie.

- Zwłaszcza nago, hmm? - uszczypnąłem go w biodro. - Gwarantuję, że jakbyś nie był teraz osłabiony to znowu byśmy się bzykali.

- Znów boli mnie brzuch. - westchnął ze zmęczeniem. - Jesteś taki uzależniony ode mnie Louis, hmm? - zaśmiał się. - Tak lubisz seks ze mną...

- Nie widzimy się tak często jakbym chciał, to po pierwsze, a o drugie, jesteś zajebiście gorący. Nikt na moim miejscu nie byłby zaspokojony. - wzruszyłem ramionami, odwzajmeniajac jego uśmiech.

- Dlatego teraz, kiedy mam wakacje chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu. - odparł, wtulając policzek w ten mój. - Boję się tylko, że przywiąże się do ciebie jeszcze bardziej i później, kiedy znów będziemy się widywać bardzo rzadko, będę tak bardzo cierpieć.

- Wytrzymaj do końca szkoły, skarbie, a jeśli do tego czasu mnie nie rzucisz, zabiorę cie ze sobą w trasę. - cmoknąłem go w nos.

- A później zamieszkamy razem. Już cię nie puszczę, Loueh!

- Nasz związek będzie najbardziej prywatnym związkiem w Hollywood. - zapewniłem. - Nie mam zamiaru chełpić się tym i wystawiać cię na blask fleszy zanadto. Nie zasługujesz na to, a ja nie jestem jebaną atencjuszką Kim Kardashian.

- Tak. - powiedział kiwając głową. - To będzie takie cudowne po zerwaniu kontraktu. - rozmarzył się. - Dzięki tej rozmowie już nie myślę o moim brzuchu. - spojrzał na małą wypukłość. - Z dwóch dzidziusiów zrobił się jeden dzidziuś.

- O Boże. - wybuchłem śmiechem, w czym chłopak mi zawtórował nim ostatecznie nie zdecydowałem się zamknąć mu ust pocałunkiem.

Brunet mruknął przez uczucie ciężkości moich ust na tych własnych. Smakowaliśmy powoli i delikatnie jego słodkie wargi, tonąć zupełnie w jego objęciach i subtelnie błądząc dłońmi po jego udzie i łydce, gdy delikatnie włożyłem kolano miedzy jego nogi.

- Louis, zboczeńcu... - wymamrotał w moje usta.

- Ja tylko się całuję. - wzruszyłem ramionami z cwanym uśmieszkiem. - I kto tu jest zbokiem?

– Nadal ty. – powiedział, oblizując usta. – Ale chcę żebyś całował mnie do końca życia. – odparł, przysuwając się jeszcze bliżej.

- Nawet jak będę już siwy, zgarbiony i bez zębów? - mruknąłem, powodując u niego słodki chichot.

– Tak, nawet wtedy. – pokiwał głową, przejeżdżając palcami po lini mojej szczęki, którą bacznie obserwował wzrokiem.

- Wiesz, że najprawdopodobniej umrę pierwszy? - zapytałem go. - Zwłaszcza przez to, że sporo palę.

– Nie gadaj głupot, chcesz sprawić, że będę smutny? Całuj mnie, głupku. – powiedział, łapiąc mocniej moją twarz co cholernie mi się spodobało i znów całowaliśmy się w stałym rytmie, łapiąc powietrze przez nos, aż Harry rozchylił wargi, pozwalając mi delikatnie wsunąć do jego ust język.

Położyłem odruchowo jedną dłoń na jego pośladku, który przykryty był materiałem spodni dresowych, kiedy obróciłem go tak, aby nad nim górować.

Chłopak delikatnie i cicho sapnął pode mną, gdy jedną z jego nóg wciągnąłem gdzieś, kładąc jego stopę w dole swoich pleców. Cały czas pierściłem wewnętrzną stronę jego uda jeżdżąc wzdłuż jego nogi, zachaczajac o pośladek. – Lou... Nie chcę, by znów bolał mnie brzuch. – odezwał się Harry, przeczesując moje włosy w rytmicznym tempie. – Ale nie chcę żebyś przerwał. – fuknął sfrustrowany.

- Zwal sobie i problemu nie będzie. - parsknąłem, śmiejąc się później jeszcze głośniej widząc jego groźne spojrzenie.

– Jesteś straszny, najgorszy wręcz. – powiedział z oburzeniem. Poprawił swą nogę, kładąc dłonie na moim karku. Jedną z nich zaczął sunąć w dół mojego ciała, po karku, barku, a następnie torsie, cały czas patrząc mi w oczy.

- Czekaj, będę zgadywać. - postanowiłem się z nim podroczyć. - A - ściągniesz mi koszulkę, B - zdejmiesz mi spodnie, C - ściśniesz mi kutasa przez jeansy.

– Chciałem zrobić to. – powiedział, kontynuując swoją czynność i zjechał dłonią przez moje jeansy, dotykając kości biodrowej opuszkami palców dotknął mojej męskości patrząc na mnie z niewinnością. Z moich ust uciekło powietrze. – A teraz... Będę oglądać dalej bajkę i pójdziemy spać.

- No zabij się. - burknąłem, kiedy demonstracyjnie popchnął mnie, abym leżał na boku. Brunet zaśmiał się podstępnie. - Zaraz sobie zwalę przy tobie.

– Możesz to zrobić, nie obchodzi mnie to. – pokręcił głową, przyciągając do siebie poduszkę. – Teraz nie wiem o co chodzi w tym odcinku... – drażnił się ze mną.

- Pieprz się. - uderzyłem go (lekko) w ramię, przekręcając następnie bokiem tak, by być do niego tyłem.

– W porządku. – mruknął niemrawo. – Ale brzuch mnie znowu boli, Lou. – powiedział z jękiem. – Jak mnie całowałeś to nie bolał tak bardzo.

- Teraz to spadaj. - powiedziałem, jednak niestety przy Harrym nie potrafiłem być dobrym aktorem i w moim głosie słychać było uśmiech.

- Zachowujesz się jak większe dziecko niż ja. - powiedział ze stoickim spokojem, przybliżając się do mnie i położył brodę na moim ramieniu. – Mam nadzieję, że przejdzie mi do jutra, a pojutrze będę jak nowonarodzony. – odparł z westchnięciem.

- Wisisz mi loda. - rzuciłem beznamiętnie.

- Niby za co?!

- Za to jak wspaniałym i opiekuńczym chłopakiem jestem.

- Mogę ci obciągnąć nawet jeszcze dzisiaj jak dasz mi tabletkę przeciwbólową. - marudził.

- Nie mogę dawać ci ich tak często. Wypij swoją wodę i zjedz coś. Mogę zrobić ci lekką sałatkę.

- No, ale dlaczego? - marudził przeciągać samogloski.

- Nie można łykać przeciwbólowych jak cukierki, H. - pokręciłem głową.

- To zrobisz mi sałatkę? Dotrzymam ci towarzystwa w kuchni. - zachichotał. - Czuję się jakbym był taki ciężki! Nie lubię tego.

- Jutro już będzie zajebiście, obiecuję. - uśmiechnąłem się, podnosząc z łóżka. - I oczywiście, że ci zrobię.

- Dziękuję, kocham cię. - uśmiechnął się szeroko, powoli wstając z łoża małżeńskiego. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił, skarbie.

- To ja nie wiem co bym zrobił gdybym nie wypatrzyl cię rok temu na tamtym koncercie... - odparłem mu.

– Praktycznie dosłownie rok temu. – powiedział, kiwając głową, gdy złączyłem nasze palce, kierując się do kuchni. – Byłem mocno w ciebie wpatrzony, musiałeś poczuć na sobie mój intensywny wzrok.

- Ale mimo wszystko bałeś się przyjąć moje zaproszenie na randkę. - zacmokałem, kierując się do naszego małego aneksu kuchennego.

- To było podejrzane. - bronił się. - Wybrałeś sobie jako swoją randkę mnie - zwykłego chłopaka, z małego miasteczka, którego nikt nie zna i który nic nie osiągnął w "tym" świecie. Nie wiedziałem co o tym myśleć...

- Myślałeś, że jestem zepstutym pojebem, który umawia się tylko z ludźmi sławnymi. - parsknąłem. - Mówiłem ci, że moim celem było na początku po prostu się z tobą przespać?

- Yeah. - wzruszył ramionami, gdy wyciągałem produkty z lodówki. - Plany ci się nie udały, Tommo.

- Doszedłem do wniosku, że jesteś zbyt słodki i mądry, żeby tak cię wykorzystać... - mówiłem, przygotowując wszystkie potrzebne składniki.

- Iiii... - przeciągnął. - Pokochałeś mnie! - zaśmiał się, szczerząc szeroko. - Jak do tego doszedłeś? Wiesz... Że jednak jestem kimś więcej.

- Po pierwszej rozmowie z tobą już na randce. - odparłem prosto, uśmiechając się, gdy zobaczyłem jego zdziwiony wyraz twarzy. - Po prostu traktowałeś mnie od samego początku jak... człowieka.

- A ty nie traktowałeś siebie z wyższością. I wcale nie poszliśmy wtedy do łóżka. - pokręcił głową. - A ty nadal chciałeś się spotkać i ja byłem tak zauroczony.

- O, właśnie, a co ty sądziłeś po pierwszym spotkaniu naszym? - oparłem się na chwilę o blat.

- Nie wiem... Zdziwiłem się. - powiedział po momencie zastanowienia. - Myślałem, że to będzie niewypał, pomimo tego, że podziwiałem cię już długi czas. Bałem się, że jak cię bardziej poznam, okażesz się głupim, zadufanym w sobie egoistą, jak... Gwiazda, wiesz. A ty wcale taki nie byłeś, i nie jesteś. Zobaczyłem w tobie taką szczerość, mogłem ci zaufać, już wtedy, bo ty po prostu jesteś taką osobą. Która potrzebuje kogoś, kogo może pokochać. I kto chce być kochanym, mimo, że często stwarzasz sobie otoczkę pod tytułem "wszystko jest w porządku, ale nie dotykajcie mnie". Potrzebowałeś mnie w tym czasie w którym się pojawiłem, a ja potrzebowałem ciebie. Wtedy- to była pierwsza noc którą przespałem, ta po naszej randce. Byłem dumny z siebie.

- Kurwa, chodź tu do mnie... - mruknąłem, lecz nie czekając na jakikolwiek ruch chłopaka, przyciągnąłem go do swojego torsu i mocno przytuliłem.

Harry uśmiechnął się do mnie od razu mocno zaciskając ramiona na moich plecach. Schował twarz w mojej szyi oddychając spokojnie i łagodnie.

- Przestań żreć nabiał, bo już jesteś ode mnie wyższy a rośniesz cały czas. - prychnąłem w jego policzek.

- Już nie rosnę!

- Rośniesz! - kłóciłem się, odchylając od niego lekko. Chłopak uśmiechnął się do mnie w ten swój promienisty sposób, w ja zorientowałem się jak rzeczywiście wiele wspólnego przeszliśmy.

- Jeszcze rok temu byłeś ze mną równy praktycznie, a mężczyźni tacy jak ty rosną nawet do dwudziestego piątego roku życia, także WAL SIĘ! - uderzyłem go w klatkę piersiową.

- Ja ciebie też bardzo kocham. - wywrócił oczami, przytulając do mnie. - Przecież i tak zawsze będę twoim małym chłopcem.

- Jeśli nadal będziesz takim chudzielcem to z pewnością. - poklepałem go po ramieniu.

Harry zachichotał, w końcu stając przy małej kuchence i zaczął kroić sałatę, gdy ja sięgnąłem po dwa, czerwone pomidory. Powiedziałem mu jeszcze jak bardzo go kocham, przez co ten rozpromienił się.

Właśnie w taki sposób minęła nam reszta wieczoru - jedzeniu pożywnej kolekcji, a następnie długich rozmowach tuż przed snem do poduszki.

Jestem teraz najszczęśliwszą osobą na świecie 💕💕

A tak btw to druga autorka tego ff getlowx ma dzisiaj urodzinki, życzcie jej czegoś miłego!!

Rozdziały będą oficjalnie pojawiały się tak jak w przypadku JKH w poniedziałki i piątki, tak gwoli ścisłości ^^

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro