#4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczerze? Ostatni raz kiedy tak bardzo bałem się iść w jakiś miejsce był wtedy, gdy wiedziałem doskonale, że mama słyszała o moim nastoletnim występku, a ja wracałem ze szkoły. Teraz, mimo, iż sytuacja była zupełnie inna, towarzyszyły mi podobne nerwy, dosłownie rozrywający mój żołądek od środka.

Kiedy wszedłem na arenę nie widziałem nikogo z jurorów. Od razu ruszyłem do stylistki, gdzie ta dała mi ubrania na przebranie, oraz inna dziewczyna zajęła się spryskaniem moich włosów lakierem i dodaniem trochę pudru na twarz. To był ten moment, gdy z przebieralni miała wyjść Ayda i Williams.

Kiedy tylko ich dojrzałem kątem oka, iż wchodzą do pomieszczenia, szybko spuściłem wzrok, mamrocząc jedynie równocześnie z nimi "Cześć".

- Świetnie dzisiaj wyglądasz. - Ayda posłała mi szeroki uśmiech, co odwzajemniłem lekko. Robbie trzymał ją w talii podążając obok niej. Jej obcasy głośno odbijały się o powierzchnię podłogi.

- Dzięki, ty również. - powiedziałem jej nieszczerze z grzeczności, również uśmiechając się delikatnie.

- Moja najpiękniejsza. - zaśmiał się Robbie, całując policzek swojej niewiasty, kiedy ja ruszyłem już na miejsce, z którego mieliśmy wyjść. Zaraz na arenę zostaną wpuszczeni ludzie, ale cóż... Jeszcze nie widziałem się z Simonem.

Nawet sam nie zorientowałem się w tym, że moje ręce zaczęły mimowolnie drżeć dopóki Ayda sama nie zwróciła na to uwagi. - Hej, wszystko ok, kochanie?

- Tak, oczywiście. - powiedziałem, kiwając głową może trochę zbyt szybko odpowiadając. Ayda patrzyła na mnie z podejrzeniem i niepewnością.

Rozglądałem się nerwowo po korytarzu, z którego zazwyczaj przychodzil Cowell, cóż, przynajmniej tam zawsze go ostatecznie spotykałem.

- Coś cię trapi? Chyba nie denerwujesz się przesłuchaniami, hm? - spytała Ayda, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Czy oni nic nie wiedzą czy tylko udają? - pomyślałem nim odpowiedziałem blondynce. - Bardziej wyborem do kolejnego etapu.

- Ok, słońce, nie martw się tym zanadto. - powiedziała, masując mój bark. - Traktujmy to jako przygodę, wszystko będzie na pewno dobrze. Usiądź sobie na kanapie, hm?

- Po prostu jestem w tym wszystkim nowy i boję się, że będę kierował się emocjami a nie profesjonalizmem. - odpowiedziałem, rzeczywiście siadając na sofie.

- Wiesz co jest najlepsze na stres? - zapytała spokojnie. - Babeczki! - klasnęła w dłonie. - Razem z moim mężulkiem kupiliśmy dla całej ekipy słodycze.

- Dziękuję, ale nie mam ochoty... - uśmiechnąłem się wdzięcznie. Nie dałbym rady nic przełknąć.

Ayda poklepała moje kolano, nim uważając na swoją złotą, krótką sukienkę podniosła się z kanapy jak się domyśliłem po wypieki.

Przetarłem oczy, starając się zachować pozory spokoju ducha, następnie usadawiając się wygodniej na kanapie.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon, od razu wchodząc w kontakty. Musiałem usłyszeć głos mojego chłopaka, by jakoś się uspokoić, w takich sytuacjach mógł mi pomóc tylko on. Od razu wybrałem jego numer czekając krótką chwilę.

- Halo? - usłyszałem jego zaspaną chrypę, która momentalnie mnie uspokoiła.

- Denerwuję się bardzo. - powiedziałem od razu bez przedłużania. - Kurwa, tak strasznie się denerwuje.

- Ale ja i tak jestem przerażony, musiałem cię usłyszeć. - przymknąłem powieki, oddychając.

- Kochanie, wszystko będzie w porządku, to stało by się prędzej czy później, a dzięki tej akcji może nawet będziemy szybciej jeszcze wolni!

- Wiem, mam jakieś siedem minut... Więc- mów do mnie, proszę. Jak się czujesz? - spytałem go łagodnie, jak gdyby nigdy nic.

- Mam brzuch obolały tak jakby od środka. - przyznał. - Ale poza tym jest cudownie i jestem prawie jak nowonarodzony!

- To dobrze, kwiatuszku. Musisz regenerować się, jutro wielki dzień. - mówiłem cicho, choć w pomieszczeniu i tak były jakieś trzy osoby; mimo wszystko byłem bardzo ostrożny.

- Weź mi nie przypominaj bo jak o tym myślę to znowu mi niedobrze... - Przestań! - zaśmiałem się. - Ja tak tu wszystkich ustawie, że na sto milionów procent się dostaniesz.

- Nie! Ja nie chcę żadnych biletów ulgowych, Louis. Tylko nie ty, okej? - spytał mnie, będąc zupełnie poważnym. - I naprawdę mam gdzieś to, jeśli się nie dostanę. Chciałem tylko spróbować! Wiesz... Pamiętasz co jeszcze jest jutro? - zachichotał.

Ściągnąłem brwi, głęboko się nad tym zastanawiając, rozpaczliwie w pamięci szukając czegoś o czym wczoraj rozmawialiśmy co mogłoby mnie naprowadzić i nagle mnie oświeciło i westchnąłem westchnąłem z zachwytem: - Zabij mnie! Jak mogłem zapomnieć, że jutro już równy rok!

- Nie wiem, ale powienienem być na ciebie zły. - zaśmiał się - Jednak wiem, w jakiej jesteś sytuacji, więc to mogło ci wylecieć z głowy. Jestem taki podekscytowany na to!

- Ja takż... - jednak nagle urwałem gdy drzwi do garderoby się otworzyły, a na progu pojawił się ktoś kogo najbardziej obawiałem się ujrzeć.

- Wejście smoka? - spytał mnie Harry, kiedy chwilę później wymamrotałem "mhm..." na co on westchnął: - Bardzo cię kocham, chciałbym tam być z tobą. Do zobaczenia później, skarbie.

- Pa, kocham cię. - praktycznie wyszeptalem, dosłownie sekundę później wstając z kanapy równocześnie się rozłączając. - Chodźmy już! - zawołałem z nerwowym uśmiechem.

- Louis, chodź ze mną. - powiedział Simon, stojąc nade mną, niczym jakiś... Bóg, który miał mnie właśnie ukarać. - No, hop, hop.

Ayda i Robbie spojrzeli na nas ze zdziwieniem, gdy Cowell nagle pociągnął mnie za ramię, wręcz wyprowadzajac z garderoby i ciągnąc w kierunku wejścia na arenę.

- Przecież wchodzimy za pięć minut. - szepnąłem do niego, szykując się na najgorsze.

- Nie uważasz, że powinniśmy sobie coś wyjaśnić? - zapytał mnie zbyt spokojnym głosem. - Ty MI coś wyjaśnić tak właściwie.

- Simon... - westchnąłem - Te dziewczyny nagrały mnie z ukrycia, nie miałem wpływu na tą sytuację... Myślałem, że Liam wyjaśnił ci wszystko i doszliście do porozumienia.

- Louis, kurwa, chyba nie masz zamiaru udawać, że nic się nie stało! - warknął cicho. - Przecież teraz wszyscy wiedzą, że nie jesteś hetero... tego chcesz dla swojej sprzedaży? Jej porażki?

- Simn. posłuchaj teraz ty mnie. - pwiedziałem stanowczo. - Moja orientacja nie ma nic do mojej kariery. Ludzie wiedzą, że jestem gejem. Nie cofnę tego. I mam to w dupie. - powiedziałem, odchodząc.

- Nie odchodź ode mnie! - zawołał, dobiegajac do mnie. - Przynajmniej powiedz mi kto to jest. Chcę wiedzieć przez kogo twoja kariera wisi na włosku.

- Moje życie teraz wisiałoby na włosku gdyby nie mój partner. - powiedziałem, patrząc na niego i zacisnąłem swoją szczękę ostatecznie łapiąc kilka zadziwionych spojrzeń w tym to od Williamsów. - I nigdy nie waż się o nim wspominać.

- Simon, wybacz się, że się wtracam... - zszokowany spojrzałem na Robbiego. - Ale Louis ma prawo utrzymać tak prywatną sprawę dla siebie. Nawet przed szefem.

Simon tylko fuknął na niego, odwracając się na pięcie i zniknął, kiedy na oko pięć par oczu było we mnie dosłownie wlepionych.

- Kurwa, tej wytwórni nawet bym obrzygać nie chciał. - warknąłem, wprawiajac tym w zdziwienie jeszcze bardziej obecnych świadków.

- Chodź tutaj. - powiedziała Ayda, od razu zgarniając mnie w swoje szczupłe, długie ramiona. Wtuliłem się w nią, wypuszczając z moich ust zdenerwowany oddech. - Wszyscy wiemy jakim skurwysynem jest Simon. - odezwała się, nagle zupełnie nie przypominając "tej" kobiety.

- Jeszcze bardziej cię lubie teraz. - powiedziałem, w rzeczywistości mając na myśli "chyba zacznę cię lubic".

- Miło mi. - zaśmiała się. - Każdy tutaj jest z jakiegoś powodu, Louis. Jesteś jeszcze taki młody... przykro mi, że natrafiłeś na tego spróchniałego dzbana.

- O kurwa. - wyrwało mi się, gdy zasłoniłem usta ręką, powstrzymując śmiech.

- Bardzo szanuję cię za to, że nie chcesz by twój związek był publiczny, Louis. - Robbie poklepał mnie po plecach.

- To ciężka sytuacja. - westchnąłem, posyłając mu przyjazny uśmiech. - Jestem pieprzonym pedałem, no cóż! - zaśmiałem się, rozkładając ramiona. - I naprawdę wolałbym być teraz z nim... ale chyba już jesteśmy spóźnieni, więc powinniśmy już iść na arenę.

- Ja odkąd zobaczyłam już twój pierwszy teledysk, gdy jeszcze byłeś dzieciakiem wiedziałam, że nie lubisz dziewczyn. - uśmiechnęła się blondynka. - A wcześniej tylko się z tobą droczyłam.

- Nie... poważnie? - jęknąłem rozbawiony. - Byłoby dużo łatwiej gdyby ludzie sami się domyślili tak jak ty, a ja musiałbym to tylko potwierdzić. - pokręciłem głową. - Simon zawsze chciał mnie kreować na osobę heteroseksualną, ale przecież moi fani... oni nie lubią mnie ze względu na seksualność, on uważa że ich stracę i wywołam gównoburzę. Kogo obchodzi to do cholery?

- Chyba tylko tego homofoba z posiwiałymi jajami. - prychnął Williams, ponownie doprowadzając mnie do śmiechu. - Nie przejmuj się, Louis chociaż... nie ukrywam, że niesamowicie ciekawi mnie kim jest wybranek twego serca.

- Może poznacie się po programie, kto wie? - zaśmiałem się, po chwili uświadamiając sobie, że oni znają już Harry'ego. - Chodźmy na nagrania.

*

- Wow... - wymamrotałem, przecierając nadal oszklone oczy po wzruszającym występie cudownej uczestniczki, która zadecydowała swój występ nieżyjącemu już przyjacielowi. Zdecydowanie nie spodziewałem się aż takich emocji.

Zobaczyłem, że Ayda również ma łzy w oczach, przez co poklepałem jej plecy w geście otuchy.

- Następny dzieciak! - rzekł Simon do swego małego mikrofonu.

Zaraz mu przypierdolę. - pomyślałem, wzdychając i przesnąwszy się bardziej do stolika, odłożyłem długopis, kiedy na scenie pojawił się naprawdę uroczy i zabawny blondyn. Wyglądał jak ufoludek.

Machał on energicznie do widowni co od razu mi się w nim spodobało. Czuł się dobrze na scenie, a to bardzo dobra cecha u kogoś tak młodego.

- Czeeeść! - powiedział do mikrofonu z podekscytowanym uśmiechem. - Jestem tu, co nie? Woow, to nie sen. - miał bardzo mocny, irlandzki akcent.

- Rezolutny skrzacie z garncem złota, powiedz jak masz na imię, ile masz lat i skąd jesteś! - przywitał go od razu Robbie.

- Jestem Niall Horan. - pwiedział, otrzymując gromkie, głośne piski z widowni. - Niall. Nie Neill, ani Nail, jestem Irlandczykiem i przyjechałem z Mullingar rozprostować nogi!

- Co nam zaśpiewasz, Niall? - postarałem się, aby wymówić jego imię poprawnie.

- To będzie coś autorskiego. - powiedział już nieco bardziej nieśmiało. - Piosenka nosi tytuł "This Town".

- Powal nas na kolana! - klasnąłem zachęcająco w dłonie z uśmiechem, który on rzecz jasna odwzajemnił.

- Dziękuję! - powiedział, siadając na wysokim krześle obok którego stała przygotowana dla niego gitara. Ustawił mikrofon na wysokości ust, poczynąwszy muskać palcami struny.

Chłopak okazał się mieć równie wielki talent jak i temperament. Czuł się wyjątkowo swobodnie, występując przed dużą publicznością, która wyklaskiwała nawet rytm jego piosenki.

Utwór miał naprawdę zaskakująco poruszający tekst jak na szesnastolatka. To niesamowie, że do programu przychodzi dzieciak, który kiedy zaczyna śpiewać pokazuje swoją drugą twarz, jakby ta wcześniejsza była jedynie maską. Może ja też posiadałem tę cechę?

Rzecz jasna wszyscy po jego występie nagrodzili go gromkimi brawami i rzecz jasna tez całe jury łącznie ze mna wstało.

Chłopak zaśpiewał naprawdę czysto i ta piosenka... Była dobra, wyobrażałem sobie jej brzmienie w studiu. Mógłby ją wydać, ma naprawdę duży potencjał, w dodatku chłopak tryskał tak wielkim i pozytywnym uśmiechem, iż zarażał nim wszystkich wokół.

- Chlopie, błagam, oddaj mi chociaż jedną czwartą takiej energii jaką masz ty. - powiedział zachwycony Robbie. - Ja swoją straciłem odkąd się ożeniłem.

- Nie. - Ayda nie zgodziła się z nim. - Straciłeś ją jakieś dwadzieścia lat temu, staruszku. - powiedziała, klepiąc go w tył głowy.

Ja, jak i większość osób na arenie wybuchliśmy śmiechem na ich zabawną wymianę zdań. Niall zakrył usta dłonią.

- Jest uroczy. - powiedziałem, wskazując na niego dłonią. Zróbmy przeciągle "oooo" na trzy, dwa... Jeden!

Wedle mojej prośby cała publiczność (i Ayda) westchnęła z rozczuleniem, doprowadzając tym blondyna do rumieńców.

- Przejdźmy do oceniania, hm? - spytał Simon, który tego dnia odzywał się mało i był cały czas naburmuszony.

Robbie oraz Ayda praktycznie hurtem wykrzyczali "tak".

- Oczywiście jestem na "tak". - rzekłem.

Kiedy nadeszła przerwa od przesłuchań, postanowiłem podejść do moich najlepszych fanów. Widziałem wcześniej grupę (wydaje mi się) trzech dziewczyn i dwóch chłopaków, którym dałem nawet autograf i chciałem z nimi porozmawiać. Kocham poznawać fanów, zobaczyć jacy oni są, mieć tą świadomość, że są tu dla mnie. To zabrzmiało zbyt egoistycznie, ale tak, uwielbiam wiedzieć, że robię to dla kogoś, że to, co tworzę jest po części dla nich.

- Louis! Louis! - piszczały z podnieceniem te, do których podszedłem, wyciągając do mnie ręce, jakie od razu chwyciłem.

- Cześć, kochane!

- Jesteś dzisiaj niesamowity! - powiedziała do mnie, uśmiechając się szeroko. Złaczyłem nasze palce patrząc jej w oczy. - To cudowne uczucie być tu i widzieć to wszystko.

- Gdybym nie miał was dosłownie za plecami, byłoby dużo gorzej, uwierzcie. - zaśmiałem się gorzko.

- Hej, Lou. Masz nasze wsparcie we wszystkim i zawsze. - odezwał się do mnie na oko dziewiętnastolatek. - Wiesz, to niedojrzałe zachowanie dwóch lasek, o którym od wczoraj jest huczno wcale tego nie zmienia. Nadal jesteś najlepszy... I może to mnie trochę namówiło do coming outu przed rodziną? Ta, chyba dzisiaj to zrobię! - zaśmiał się.

- O mój Boże. - moje oczy o mało nie wyskoczyły z orbit, słysząc słowa chłopaka.

- Właściwie to trzeba być kompletnym idiotą by po prostu nie czuć, że ty nie lubisz lasek. - parsknęła śniada dziewczyna.

- Ja cię przejrzałam już bardzo dawno... - kolejna wzruszyła ramionami. - Nawet moja mama wie, że jesteś gejem, Lou! To widać!

- Dzięki. - przewróciłem w ironiczny sposób oczami, wiedząc że moi cudowni fani wyczują, że tylko żartuję. - Skoro ja jestem taki spedalony to bylibyście w szoku gdybyście zobaczyli... - kurwa mać, znowu prawie powiedziałem imię Harry'ego na głos.

- Zobaczyli?

- Kogo?

- Twojego chłopaka? - spytała blondynka.

- Boże, byłabym najszczęśliwsza! - roześmiała się. - Jeśli on sprawia, że ty jesteś szczęśliwy, co bardzo widać, to moje szczęście wyrzuciłoby poza skalę.

- Proszę powiedz nam chociaż jak ma na imię! - odezwała się następna dziewczyna, kładąc rękę na moim barku. - Umrę w tej niewiedzy!

- Niestety... Nie mogę - westchnąłem smutno. - Ale jest najcudowniejszym skarbem, jakiego tylko mogłem dostać od świata, poważnie.

- Owwww! - westchnęło z zachwytu całe mnóstwo osób. - Pewnie nam go też nie pokażesz... ale chociaż powiedz jaki jest!

- Dobra, ufam wam, tak? - zbliżyłem się do nich bardziej. - Jest kimś, kogo potrzebowałem całe życie. Jest inteligentny, jest piękny, jest cholernie uroczy, ale też pożądany. Jest bardzo wyjątkowy... Ma zielone oczy. Jego uroda jest nieskazitelnie czysta, zawsze! Ma perłowy odcień skóry, często kradnie mi ubrania i zabiera pościel, ale kocham go tak, jak nikogo innego pomimo tych defektów. - zachichotałem. - Jest osobą, która tworzy w powietrzu coś takiego, że nawet kiedy jesteśmy w pokoju hotelowym czuję się jak w domu...

- Ja pierdolę, niech mnie ktoś tak pokocha... - zaszlochała jakaś szatynka. - Twój album będzie cudowny jeśli będą tam piosenki o nim!

- Ile jesteście razem?

- Jutro mija nasza rocznica. - oznajmiłem ściszonym głosem, przegryzając wnętrze policzka. - Dlatego zniknę na jakiś czas...

- Uuuu! - ponownie wykrzyczeli zbiorowo.

- W końcu wiemy dlaczego Louis tak często znika jak komfora! - zaśmiał się jakiś czarnoskóry chłopak.

- To naprawdę widać jak szczęśliwy jesteś. Twoje oczy błyszczą miłością! Myślisz, że to ten jedyny?

- Oczywiście. - pokiwałem głową. - Z jakiegoś powodu zechciał kogoś tak chujowego jak ja, więc to zdecydowanie ktoś z kim chcę resztę życia spędzić!

- Jesteś cudowną osobą, Tomlinson. Nie mów o sobie tak źle, masz większą wartość niż myślisz. I on to po prostu dostrzegł i docenił.

- Skarby, wy nie wiecie co się ze mną działo kiedy zmarła mama...

- Wiemy. - przerwali mi chórem, ponownie wprawiając w osłupienie. - Nie dało sie tego nie zauważyć... - wymamrotała ruda dziewczyna.

- Wszyscy cierpieliśmy razem z tobą - powiedział nastolatek. - Ty... Zyskałeś osobę, która ci pomogła, prawda? - posłał mi ciepły uśmiech. - Dlatego miłość jest piękna. Ludzie nie wybierają osoby "idealnej", ponieważ mogą pokochać kogoś nawet najbardziej zranionego, najgorszego. A ten ktoś i tak widzi w tobie muzea, gdy ty dostrzegasz puste korytarze. On i tak cię pokocha, ponieważ kocha bezwarunkowo. Nawet jeśli blizn nie wymarzesz, słów nie cofniesz, a czynów nie zmienisz. I każdy zasługuje na kogoś, kto dostrzeganie w nim anioła, nawet jeśli ten anioł w jakims momencie stał się upadły. Miłość pomaga zyskać skrzydła. Tylko nie każdy na taką miłość trafia.

- Czasami się zastanawiam czy to ja powinienem pisać piosenki, czy wy zrobilibyście to za mnie lepiej. - zaśmiałem się, mocno przytulając chłopaka.

- Jestem chujowy w piosenkach, więc ty to rób. - wyznał chłopak, tkwiąc ze mną w uścisku. - Dbaj o swoją miłość, Louis.

- Dbam każdego dnia i mam nadzieje, że ode mnie nie ucieknie... - westchnąłem.

- Nie mógłby, jeśli kocha cię tak bardzo, jak ty jego, a zapewne tak jest. - odparł chłopak, odsuwając się ode mnie. Poczułem nagłą potrzebę bycia teraz przy moim Harrym.

- Ja już tu nie chcę być. - jęknałem jak małe dziecko, a nastolatkowie zaśmiali się. - Simon to potwór. - wymamrotalem tak, by tylko oni mnie usłyszeli.

- Czyli jest taki zły, na jakiego wygląda? Stary dziad... - westchnęła niebieskooka.

- Odkąd się dowiedział o tym, że mam chłopaka, nawet raz zaproponował mi brodę. - wywróciłem z obrzydzeniem oczami.

- Co za... Burak - chłopak westchnął. - Takiego to tylko... Za kutasa pociągnąć i uderzyć w jaja.

- Żona mu pewnie nie daje od lat. - mruknąłem doprowadzając ich wszystkich do śmiechu. - I przez to taki zgorzkniały.

- Oboje zapewne nie pamiętają co to orgazm. - parsknęła dziewczyna.

- Nawet o nim nie rozmawiajmy. - pokręciłem głową. - Co wy na... Grupowe zdjęcie?

- Zawsze! - wykrzyczalo parę osób, kiedy reszta raczej po prostu pisnęła, od razu się ustawiając, gdy poprosiłem kogoś z ekipy o zrobienie nam wszystkim zdjęcia.

Po tym, kiedy przytuliłem jak największą ilość osób, pożegnałem się z nimi wówczas prosząc ich o swoje nazwy z twittera. Postanowiłem, że jeszcze kiedyś do nich napiszę. Są naprawdę wspaniali. Wróciłem na swój fotel jak nowonarodzony, uśmiechając się gdy ponownie wróciliśmy do nagrywek.

*

- Kochanie, moje najdroższe, już jestem! - wykrzyczałem z entuzjazmem, wpadając do naszego pokoju w hotelu.

Zdziwiłem się, kiedy zastała mnie jedynie głucha cisza. Wszedłem do salonu, lecz nikogo tam nie było, za to łóżko stało perfekcyjnie zaścielone, już dawno nie było tu takiego porządku. To samo tyczyło się kuchni, podłogi wręcz błyszczały! Wszedłem do toalety, zastając tam Harry'ego, który odkładał właśnie swoją szczoteczkę do zębów gdzieś do kubeczka stojącego przy lustrze i płukał usta wodą.

- A ty co? - parsknąłem. - Szykujesz się do zrobienia mi loda? - chłopak w reakcji na moje słowa uderzył mnie lekko z pięści w ramię.

Stanąłem za chłopakiem, kładąc dłonie na jego talii, kiedy ten wycierał swoje usta ręcznikiem, z powrotem go odwieszając, gdy oparł się plecami o mój tors. - Uwierz mi, nie chciałbyś tego teraz. Pozbyłem się właśnie z mojego żołądka śniadania i lunchu.

- Znowu się źle czujesz? - obróciłem go przodem do siebie, przyglądając z wielką troską.

Pokiwał głową delikatnie. - Nie przejmuj się mną. I tak ostatnio narobiłem problemów.

- O nie, nie. Nawet tak nie mów. - pokręciłem głową. - Powiedz, denerwujesz się jutrem, racja?

- To nie tak, że się denerwuję, nie denerwuję się. - tłumaczył przeciągle. - To znaczy... Nie czuję jakbym się denerwował, ale gdzieś w środku jednak to robię i nawet nie wiem w jaki sposób i czym. Dzisiaj po prostu przez to poczułem się źle i tak się stało, że- sam wiesz, ale to nieważne. I nie siedźmy w toalecie.

- Chodź tutaj. - przyciągnąłem go do klatki piersiowej i pocałowałem w czoło, gdy następnie wyszliśmy z łazienki. - Jesteś okropnie spięty.

- Nie panuję nad tym. - zachichotał, wtulając się we mnie. - Nie wiem co się ze mną dzieje... Ale mów jak tobie minął ten dzień?

- Simon był homofobicznym chujem. - wzruszyłem ramionami. - Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie Ayda i Robbie. Oni również nie znoszą Cowella i sobie z nimi żartowałem.

- To świetnie, nie jesteś z tym sam. - Harry uśmiechnął się do mnie, ciągnąc mnie za ramię do małej kuchni. - Zrobiłem obiad.

- Wiesz, że nie musiałeś... - uśmiechnąłem się delikatnie, przykładając jego dłoń do ust, aby pocałować jej kłykcie.

- Chciałem to zrobić, poprosiłem o małe zakupy, to była moja pierwsza próba z indykiem. - pochwalił się, na co posłałem mu najpiękniejszy uśmiech. - Nie wiem jak wyszło... Ale musisz być ze mną szczery, najwyżej zamówimy pizzę!

- Kocham jak gotujesz i chyba jeszcze ani razu nie zrobiłeś niczego co by mi nie smakowało. - odparłem mu.

- To miłe. - pocałował mój policzek, następnie wyciągając za pomocą rękawic kuchennych naczynie z potrawą. - Wygląda dobrze, jestem w szoku.

- A jak pachnie! - zachwyciłem się, następnie mocno klepiąc go w pośladek. - Prawie tak dobrzy jak ty.

- Loueh! - pisnął, mierząc we mnie nożem. - Nie rób tego, bo pan indyk wyląduje na twojej głowie. Nie rozpraszaj mnie i lepiej umyj brudne łapy przed jedzeniem.

- Brudne to one będą dopiero potem. - zacmokalem i puściłem mu oczko zanim udałem się wedle jego rozkazu do łazienki.

Podszedłem do umywalki, namydlając swoje dłonie i umyłem je prędko. Kiedy wróciłem do kuchni Harry wykładał na talerze zapiekane ziemniaczki.

- Daj już to jedzenie, żebym juz mógł się zabrać za deser. - potarlem ręce.

- Masz za wysokie libido!

- Jest dobre.

- Do jutra zero seksualnych rzeczy. Wiem, że nie kochaliśmy się już jakieś... Czterdzieści osiem godzin, ale wytrzymasz kolejne tyle. - wzruszył ramionami. - Dobrze, więc: mamy tutaj indyka z mozarellą i suszonymi pomidorami, wiem że je lubisz. Do tego zapiekane ziemniaki z przyprawami i lekka sałatka z różnych liści, których nigdy nie chcesz jeść, a pomimo tego ci je wciskam. Smacznego!

- Ty gnoju mały, mam przed sobą taką dupcię w naszą rocznicę, a ty co? - oburzyłem się, mimo to przyjmując jedzenie.

Chłopak wzruszył ramionami, zasiadając z własną porcją do stołu, w drugiej ręce trzymał butelkę wina. Ułożył ją na stole podając mi korkociąg, a w tym czasie ustawił na stole kieliszki.

- Teraz to mnie winem nie przekupisz, foch. - prychnalem, podnosząc nos do góry. Harry zaśmiał się.

- Po prostu je otwórz. - usiadł, kładąc obok mojego talerza widelec.

Uśmiechnąłem się, koniec końców wzsychajac ciężko otworzyłem butelkę, potem nalewajac do obu kieliszków taką samą ilość trunku.

- Brakuje tylko świec. - Harry zachichotał, ukrawajac kawałek mięsa. - Wow, ten ser naprawdę fajnie się roztopił. To wygląda dobrze.

- Zaraz będę profesjonalnym Gordonem Ramseyem. - odchrząknąłem, nabijajac kawałek potrawy na widelec który następnie wziąłem do buzi.

- Mam nadzieję, że nie jest przeciągnięte. Indyka można łatwo wysuszyć bo z reguły ma mało tłuszczu. Dużo mniej niż ka-

- Tfo jest genialfne, Haffy! - przerwałem mu z pełnymi ustami. Czułem jak potrawa rozpływa się na języku. Składniki były perfekcyjnie dobrane, wszystko komponowało się wręcz idealnie.

- Naprawdę? - jego twarz momentalnie rozświetliła się w przepięknym uśmiechu.

- Tak! - pokiwałem głową, później przelykajac. - Naprawdę, genialne!

Sam spróbował trochę i uśmiechnął się przełykając. - Jest dobre. Wyszło mi!

- Mówiłem im, że jesteś idealny w każdej dziedzinie życia!

- Hm? - uniósł do góry brew, gdy brałem do ust kolejny kawałek.

- Dzisiaj rozmawiałem z naprawdę cudownymi fanami. Trochę wyciągnęli ze mnie informacji na temat mojego chłopaka. - zachichotałem, łącząc nasze dłonie na stole.

- Co im na przykład mówiłeś? - uniósł jeden kącik ust do góry. Dopiero teraz zauważyłem, że musiał w pewnym momencie szybko je pomalować jakąś pomadką.

- Mówiłem im mniej więcej, że jesteś najpiękniejszą istota stąpającą po ziemi, że jesteś najmądrzejszym chłopcem jakiego mogłem mieć, że bardzo o mnie dbasz, jesteś najukochańszy i że chcę spędzić z tobą resztę życia. - powiedziałem dumnie, zbliżając naczynie do ust i upiłem mały łyk wina.

- Daj buzi. - poprosił w słodziutki sposób, wydymajac wargi, a ja jak na zawołanie wychyliłem się przez cały stół, podaroeujac mu całusa.

- To było całkiem nowe, przyjemne uczucie - powiedziałem mu szczerze. - Mogłem tak... Naturalnie opowiedzieć im o tobie i pochwalić się tym jakiego cudownego mam chłopaka. W dodatku ta grupa nastolatków była naprawdę inteligentnym społeczeństwem.

- W przeciwieństwie do innych pizd. - burknął, a ja zrobiłem wielkie oczy słysząc jego dobór słów.

- Od kiedy tak mówisz o kimkolwiek?

- Od ubiegłej sytuacji. - powiedział łagodnie, jedząc sałatkę, która pomimo, że była zrobiona z rukoli i jarmużu, to była naprawdę dobra.

- Kochanie, nie możesz tak mówić... - pozostawiłem swój talerz w zapomnienie, okrążając stół aby ukleknac przy nim. - One na pewno nie chciały zrobić takiego bydła.

- Nie uszanowały twojej prywatności, wykazały się niedojrzałością i nie postąpiły właściwie, a były świadome tego, że to jest nie w porządku. Nie miały po dwanaście lat. - powiedział, przechylając głowę w bok.

- Ale mimo wszystko są moimi fanami, one między innymi przyczyniły się do tego, że osiągnąłem tak wiele i każdej z nich należy się szacunek. - odparłem.

- One nie wykazały go tobie. - pokręcił głową. - Ale rozumiem. Rozumiem to.

- A teraz wstań od stołu, a ja usiądę na twoim miejscu, ty mi na kolanach i będziemy się wzajemnie karmić. - uscisnalem jego kolano.

Harry zachichotał wstając i pozwolił mi usiąść. Przysunąłem do siebie talerz, a on zajął miejsce na moich udach.

- Otwieraj buziaka. - poleciłem mu, nabijając na jego widelec kawałek mięsa.

- Aaam. - zachichotał, przeżuwając i wydał z siebie przeciągłe mrukniecie trzymając dłoń na moim karku.

- To teraz ja. - rozchyliłem od razu wargi, wyczekując z uśmiechem aż chłopak nakarmi mnie.

- Leci samolocik do Louisa. - zamruczał, kierując widelec do mojej buzi.

- Ale ja chciałem mięso! - marudziłem, gdy do moich ust powędrowała sałatka.

- Jesz zdecydowanie za dużo mięsa i mało warzywek! - zmarszczyl nos widząc jak niechętnie przeżuwam.

- No i co z tego?

- To z tego, że już wiem dlaczego nie urosłeś.

Zmrużyłem na niego oczy i ignorując jego cwaniacki uśmieszek, uszczypnąłem go mocno w biodro. - Gowniarz.

- Nadal mnie kochasz. - wzruszył ramionami, gdy w dalszym ciągu go karmiłem. - Bardzo mnie kochasz, wiem to.

- To dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. - uśmiechnąłem się. - W sumie ciężko, by było jakbyś nie zdawał. Jestem niczym dosłowny rzep na dupie.

- Przecież cały czas pokazujesz mi jak bardzo mnie kochasz...

- A wiesz jak mogę ci to jeszcze pokazać? - błądziłem palcem wskazującym po jego udzie.

- Zamykając się bym mógł wpychać ci w usta rukolę?

- A możesz mi ją zamknąć czymś innym?

- Mogę ci dać pomidorka!

- No co za uparty smarkacz! - burknąłem. - Zachowuje się jak cnotka niewydymka, a sam... - jednak nie dane było mi dokończyć przez sałatę, która wylądowała w mojej buzi.

- Czasem naprawdę mógłbyś się zamknąć. - sapnął, poprawiając się i uniósł kieliszek wina do ust.

- Ja zamykam się tylko wtedy, gdy mam zajęte czymś usta. - puścilem mu figlarne oczko.

- Teraz masz sałatkę. - zachichotał, trzymając naczynie obok swojego policzka. Pokręciłem głową, na co on ucałował moją skroń.

- Myślisz, że gdy będziemy za rok świętować naszą drugą rocznicę to twój tata wreszcie nabierze do mnie zaufania? - parsknąłem.

- On cię lubi. - westchnął buńczucznie, głaszcząc moją szyję. - Naprawdę, tylko w dziwny sposób to często okazuje.

- Na przykład posyłaniem mi dziwnych spojrzeń, gdy tylko położę rękę na twoim udzie albo tyłku? - zaśmiałem się.

- Jestem jego jedynym synem, on po prostu jest ostrożny. - powiedział delikatnie, kreśląc kółka na mojej skórze. - Za to mama cię kocha.

- Anne to wiem! - wyszczerzyłem się. - Kobieta anioł... szkoda tylko, że moja mama cię nie poznała...

- Widzi nas z góry. - powiedział pewnym tonem. - Obserwuje mnie cały czas, jestem pewien, że patrzy mi na ręce.

- Pewnie nie może uwierzyć, że jej głupi syn się ustatkował w końcu. - westchnąłem.

- Lou, nie lubię jak tak mówisz, wiesz to. - powiedział z frustracją. - Przestań o sobie tak mówić albo zmuszę cię na powrót do terapii.

- I tak by to gówno dało. - wzruszyła ramionami. - Ty jesteś moją najlepszą terapią, H i wiesz o tym.

- Martwie się o ciebiem - mruknął. - Czasem nawet ja nie będę w stanie ci pomóc. Nie jestem lekarzem.

- Teraz mam troszkę gorszy czas. - wzruszyłem ramionami. - Nie przejmuj się. - Kiedy tylko X Factor się skończy, będzie po wszystkim.

- A jeśli nie? - spytał, opierając o siebie nasze czoła. - Chcę żebyś był szczęśliwy. Tak bardzo jak się da.

- Jestem. - zapewniłem uparcie. - Właściwie to jedyny czas, kiedy choć trochę lubie siebie jest wtedy, gdy jestem z tobą.

- Chciałbym żebyś pokochał siebie tak, jak ja kocham ciebie. Chociaż nie. Nikt nie może pokochać ciebie tak samo jak ty mnie. - zaśmiał się, całując moje wargi. - Wybrałem ciebie jako swoją miłość, Lou. - I nawet nie chodzi o to bym mówił ci codziennie o tym jaki piękny jesteś, a jesteś! Nawet nie chodzi o to bym ci mówił jak cudownie pachniesz. Chcę, żebyś wiedział to nawet wtedy, gdy nie mówię zupełnie nic, tylko patrzę i żyję z tobą. Ponieważ bardzo cię kocham, na zawsze.

- Ja sobie doskonale zdaję sprawę z tego co czujesz, Harry, naprawdę. - odparłem pewnie. - Po prostu ja sam tego nie czuję...

- Dlatego dążymy do tego byś to poczuł. Nawet jeśli to potrwa kolejny rok... I kolejny. - powiedział twardo. - I kolejny... I kolejny. Aż do momentu, gdy naprawdę będziesz czuł się dobrze. Ponieważ jesteś niesamowity. I zasługujesz na cały wrzechswiat.

- W takim razie chodźmy się kochać.

- No nie wierzę! - uderzył mnie w klatkę piersiową, a ja roześmiałem się nie mogąc tego powstrzymać.

- No co? - spytałem. - To dobry czas.

- Mówiłem Ci, że musisz wytrzymać. - pokręcił głową z uśmiechem. - Nie umrzesz.

- To chociaż mnie pocałuj, kochanie. - odparłem, kładąc dłoń na jego policzku.

- Też cię bardzo kocham.

Wychylil się delikatnie, aby pocałować mnie szybko w usta. - Co to niby było? - prychnąłem. - Ja chciałem pocałunku, a nie całusa.

- Jaki wymagający... - przewrócił oczami, kiedy trzymałem jego biodro i on złączył nasze usta w poprawnym pocałunku.

Momentalnie go pogłębiłem, wplatając palce między jego gęste loczki, które delikatnie ciągnąłem.

Chłopak mruknął przez pocałunek zasysając moją dolną wargę i cały czas trzymał dłoń na moim karku, przyjemnie oddając pieszczotę.

Drugą dłoń ułożyłem z tyłu na jego pośladku, wsuwając palce do kieszeni jego jeansów, z cichym westchnięciem.

Chłopak odsunął się ode mnie patrząc w moje oczy i uśmiechnął się. Zerknął na jedzenie i znów zaczęliśmy jeść, popijając piwo i skradając sobie pocałunki.

Miłego wieczoru xx

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro