3-Klaustrofobia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walone poniedziałki. To ostatnie co pomyślałam, gdy czyjaś ręka, trzymając, za moje przedramie pociągnęła mnie do kantorka czy schowka na miotły, jeden pies. Było tam nie zwykle ciemno i ciasno. Nie byłam, w stanie dostrzec kto mnie tu zaciągnął i czy warto ukrywać przed tą osobą klaustrofobię. Gdy mój oddech zaczął przyśpieszać, a oczy zaszły łzami, strachu wyrwałam się z objęć porywacza i obróciłam w jego stronę. Dostrzegłam męską sylwetkę, nic więcej. Przez ciemność i łzy nic nie widziałam. Z ciężkim tchem upadłam na kolana, łzy ciekły po moich policzkach. Tajemnicza postać dynamicznie przyklękła obok mnie. Poczułam duże dłonie na ramionach.

- Japierdole, Will. Co jest?

Tylko jedna osoba na całym świecie nazywa mnie Will

- Po-je-ba-ło ?- ciężko spytałam pomiędzy oddechami. - Mam, je-ba-ną kla-us-sto-fo-bie. Co ch-ci-a-łe-ś de-bi-lu?

- Oj, sorki Will. No tak wiesz, chciałem spytać co u ciebie. Wiec, co u ciebie?

Zamknęłam oczy, z wielką chęcią rozwaliłabym tego idiotę. Ale to mój kolega, tak? Nie?

Nie mam alibi, kurde. Następnym razem.

Delikatnie uspokoiłam się, mój oddech był szybki, a ręce się trzęsły. Z trudem wstałam i z największym spokojem, na jaki było mnie stać - czyli w ogóle. Opieprzyłam Ryana.

- Pierdolony debilu! Dobrze, oprócz paniki, braku fajek, małego spięcia z wiesz kim, to dobrze.

- Hmm...to faktycznie dobrze. - przez długą chwilę milczał, wykorzystałam ją na unormowanie oddechu. - Nie spytasz co u mnie?

Oburzenie w jego głosie całkowicie zepsuło efekt mojego uspokojenia. Ugryzłam się w język, by nie odpowiedzieć, no nie nie spytam. Wzięłam głęboki wdech i na wydechu szybko spytałam.

- Co u ciebie ?

Zadowolony z pytania opowiedział rozbudowanie, zbędnie długo.

- Dziękuje, że pytasz. Nie za dobrze, kojarzysz tego chłopaka z równoległej klasy? Ciemna karnacja, jasne oczy, luźne bluzy ? - przytaknęłam krótko, trudno nie pamiętać jak nawija o nim cały czas. - Na przerwie, podszedł do mnie. I pytał, czy nie pomogę mu z matmy. A ja się zgodziłem !

- A czy to nie dobrze? Od TYGODNI, szukasz sposobu do zagadania. Na reszcie się spotkacie.

- Dobrze ?! Ale ja nie dam rady tłumaczyć matematyki, ledwo dałem radę powiedzieć „tak", gdy spytał!

- Z tobą jest gorzej niż z dziewczyną - uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło i przewróciłam oczami. - Dobra, pomogę ci jakoś. Dziś wieczorem robię maraton, Titanic i takie tam. Przyjdź.

- Uuuu, Leonardo DiCaprio. Jak mógłbym odmówić.

- Mhm, a teraz wypuść mnie.

- O tak! Jasne.

Otworzył drzwi, przepuścił mnie przodem. Na widok jasnych ścian i światła na długim korytarzu kimań spadł mi z serca, dosłownie. Odetchnęłam spokojnie i spóźniona podeszłam do pobliskiej klasy. Obróciłam się, będąc przy drzwiach, Ryana nie było za mną, mignęła mi jego blond czupryna za zakrętem.

*

Stałam pod szkołą, czekając na brata Kim. W ręku trzymałam puszkę energetyka, popijając ją. Drgnęłam gdy nagle obok mnie stanęła zdyszana Kim. Zgięła się w pół, kładąc dłonie na zgiętych delikatnie kolanach. Jedna z dłoni podniosła w moim kierunku. Podałam jej puszkę, dziewczyna wyprostowała się, cała czerwona na twarzy wypiła duży łyk.

- Mmm, jabłkowy ? - patrzyła na puszkę, wzruszyłam ramionami. - Tak, jabłkowy.

- Możliwe, nie wiem. Kupiłam pierwszy lepszy.

- Matthew się spóźnia? - dziewczyna oddała mi już prawie pustą puszkę. - Przyjdę do ciebie o osiemnastej, ok?

- Ta, spoko. Będzie jeszcze Ryan. Ma problemy miłosne.

- I ty mu masz pomóc ? Wieczna singielka?

O to się doigrałaś, Kim.

- Lepsza ja, niż dziewczyna z siedmioma ex, i zadurzeniem w idiocie który jest jej „przyjacielem"

- Sześcioma, sześcioma ex. - jej policzki były czerwona, trudno było stwierdzić czy to od biegania, czy może ze wstydu. - Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi i nie chcę tego schrzanić.

- Idiotko! On gapi się na ciebie, ty na niego. Jego kumple cię lubią! Przejrzyj na oczy! - Kim poderwała głowę.

- Sama przejrzyj! Ty też się na niego gapisz. Poza tym ostatnio gadał o tobie...- gwałtownie obróciłam głowę w jej stronę. Moje oczy były szeroko otwarte. Natomiast Kim unikała mojego wzroku. - Zawsze patrzy na nas, jak jesteśmy razem, nie wiem, czy gapi się na mnie, czy na ciebie.

I dotarło ode mnie, gdy gadam z Kim. Patrzę w jego stronę, nasz wzrok zawsze się spotyka, odwracam go jako pierwsza. O japierdole. NIE!

- Nie! To niemożliwe on może mieć każdą! Nie chciałby mnie, coś pomyliłaś, mu chodzi o ciebie. Kochana, jesteś piękna, mu chodzi o ciebie. Mnie nawet nie lubi.

Zapewniałam gorączkowo, nie on mnie nie lubi, a ja jego.

- Wiesz, że to debil ? - jej pytanie było tak oczywiste.

- Wiem.

- No właśnie, byliśmy wczoraj na boisku. Graliśmy w kosza, potem zaczął gadać, o tobie.

- Co mówił ? - proszę, niech coś głupiego.

- Spytał, jak masz na imię.Wiesz on do wszystkich mówi po nazwisku albo bezokolicznikowo. Do mnie tylko parę razy mówił po imieniu... Ale wracając, powiedziałam, że Willow i w ogóle. Pytał, czy się przyjaźnimy i takie tam. I no trochę o tobie mówił, w dobrym sensie.

- Kim. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Najgorszy widok na świecie, jej smutne zielone oczy. Kocham ją i zabije każdego, kto sprawi, że zwykle szalony i radosny wzrok przyjaciółki zmieni się w ten ponury. - Jesteś zajebista. On to debil pamiętaj, że chłopcy nie wiedzą, kiedy nas ranią.

- Wiem, ale i tak boli.

Przytuliłam ją, mój mały skrzat. Jestem wyższa tylko o trzy centymetry, a przezwisko skrzata nadał jej Matthew. Które wykorzystuje ja, Matt, idiota i jego kumple. Kim zawsze się wkurza, bo sto sześćdziesiąt cztery to nie tak mało. No ale cóż, idiota ma niecałe sto osiemdziesiąt. Jest ode mnie o dziesięć centymetrów wyższy! Stojąc nadal w uścisku z Kim, podjechało czarne audi. Tak, to nasza podwózka, odkleiłyśmy się od siebie i usiadłyśmy razem z tyłu. Wsiadłam za przyjaciółką, prowadzący Matt trzymał telefon przy uchu.

- Tak, wiem! Kończę, przyjadę o czwartej, tam gdzie zawsze.

Odłożył telefon, spojrzała na nas w lusterku. Jego oczy były identyczne do tych Kim. To jedyna rzeczy, po której poznać można, że są rodzeństwem.

- Hej Matt. Co tam ?

- Dobrze dzięki. - chłopak zacisnął szczękę, jego ciemne cienie pod oczami wyglądały trochę strasznie. Cóż, to jest Matt, odrobinę przerażający, ale spoko brat i kumpel. - Jak tam w szkole dziewczyny ?

- Eeeee.

Jęknęłyśmy razem i mówiąc jedna, przez drugą opowiadałyśmy. Oczywiście pomijając palenie, momenty świrowania, nieopanowany śmiech, płacz czy wstydliwe sytuacyjnej z tego dnia. No czyli gadałyśmy tylko o lekcjach które mamy osobno.

- Willow, Kim macie jeszcze coś z tych petów ? - oj, Matt patrzył na mnie przenikliwie. To on nam je załatwił. - Kim ?

- Tak, mam jeszcze - dziewczyna otworzyła paczkę- cztery.

- Willow? - patrzyłam przez okno.- Willow!?

- Nic, okey!? Nic mi nie zostało, dostałam od idioty.

- Sallow dał ci paczkę ! -dziewczyna szarpała mnie za rękę, w końcu spojrzałam na nią. - Scott, dał ci pety ?

- tak...- groźny wzrok Matta w lusterku speszył mnie.- ...przepraszam.

Siedzieliśmy w ciszy, Matt zatrzymał się pod moim domem na podjeździe. Czekał w ciszy, aż wysiądę.

- Kim?

- Hmm?

- Przyjdziesz dziś?

- Oczywiście, jestem zła na ciebie nie na DiCaprio.

Zaśmiałam się cicho, pociągnęłam nosem i wysiadłam z auta.

____________________________________________________________________________________________________________________________________________

Szczęśliwego Nowego Roku !!!

🍾❤️✨😘

(Za błędy bardzo przepraszam)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro