7- Pięć minut

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Scott:

Gdy Wood zasnęła mi na ramieniu, wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie stojącej niedaleko. Była bardzo lekka, a jej drobne ciało w tych ciuchach było dobrze uwydatnione, mimo to wydawała mi się zbyt chuda i drobna. Zatrzęsła się z zimna przez sen, a ja rozejrzałem się za jakimś kocem, ale nie znalazłem niczego takiego. Dziewczyna obróciła się, a jej bluzka delikatnie się podwinęła. W słabym świetle dostrzegłem kreski, czerwone kreski na jej brzuchu. Gwałtownie nabrałem powietrza i zamknąłem oczy.

Zdjąłem swoją bluzę i delikatnie ubrałem ją dziewczynie, była na nią dużo za duża i sięgała jej do końca spódniczki. Spełniała swoje zadanie, ogrzewała dziewczynę i zasłaniała rany. Tylko o to chodziło.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że Wood na pewno nie przyszła tu sama. Rozglądałem się po całym domu w poszukiwaniu jej przyjaciółki. W końcu znalazłem ją upitą prawie do nieprzytomności przy basenie w ogrodzie.

*

Śpiącą Wood na rękach włożyłem do auta jak dziecko, kazałem kierowcy poczekać i przyprowadziłem Kim, która ledwo szła. Pomogłem jej wsiąść i podałem kierowcy adres Kim. Zapłaciłem z góry za ich transport i wróciłem na imprezę. Po chwili dopadł mnie David.

- Staaaaryyy – chłopak zatoczył się i przytrzymał ściany. -Chooodź naaaapijemy siiiiię.

Przytrzymałem go za ramie i posadziłem na krześle w kuchni. Ludzie jest wtorek do jasnej cholery, ogarnijcie się!

Podałem mu kubek z colą, a sobie nalałem whisky. Zostawiając Davida, bez słowa w kuchni wróciłem na taras z whisky w ręku.

Nie mogłem przestać myśleć o kreskach na ciele Wood. Chciałem o nich zapomnieć, zapomnieć o tej dziewczynie i całym świecie. Wypiłem zawartość kubka i podszedłem do znajomego dilera.

- Siema

Chłopak starszy ode mnie o dwa lata sprzedawał niezły towar.

- Ooo, kogo me oczy widzą. Scott Sallow. Czego dusza pragnie?

- Mocnego. Chcę coś mocnego.

- No i to ja rozumiem, nareszcie jakiś porządny klient.

Chłopak zaczął grzebać w kieszeni kurtki. Nie widziałem jego twarzy, staliśmy poza światłem z latarni. W końcu wyjął zapalniczkę, heroinę, łyżkę i strzykawkę.

- Jutro zapłacisz i oddasz sprzęt.

- Spoko, dzięki.

*

Szybko zadzwoniłem jeszcze do Matta, mówiąc mu, że jego pijana siostra i jej przyjaciółka jadą do domu. Chłopak westchnął i podziękował.

Gdy już moje sumienie przestało krzyczeć, zająłem się herą.

*

Heroiny starczyło na dwie dawki. A towaru się nie marnuje. Po chwili czułem jej działanie.

Willow:

Obudziłam się, w ładnie urządzonym pokoju śpiąc na fotelu. Bolały mnie plecy, ale też głowa. Usiadłam i rozejrzałam się, prawie od razu zdałam sobie sprawę, że jestem u Kim. Której nie widziałam. Wstałam, więc i podeszłam do drzwi od łazienki połączonej z pokojem. Szarpnęłam za drzwi, ale te protestowały. Po chwili usłyszałam głos dziewczyny.

- Chwila! - nie minęły trzy sekundy, a drzwi uchyliły się.- Radzę zmyć resztki makijażu, umyć się i zejść na śniadanie. Co ty na to ?

- Całkowicie popieram.

*

Ubrana w ciemne, szerokie jeansy Kim i w zieloną bluzę zeszłam na dół. Nie do końca pamiętam skąd ją mam, ale pachniała znajomo. Trochę ostrymi męskimi perfumami, ale przytłumionymi dymem z zioła i papierosów. Bez zbędnych rozmyśleń usiadłam przy wyspie kuchennej w jasnej kuchni obok Kim.

- Masz aspirynę ? - po chwili namysłu dodałam. - Albo pistolet ?

- Pistoletu nie, ale mam gwarantowany opieprz, ból, wstyd i aspirynę.

- To daj to ostatnie, bo reszta i tak mnie czeka.

Obie wyglądałyśmy jak żywe trupy, gdy do kuchni wszedł Matt i już miałyśmy przerąbane. Kim nawet nie zaczęła wstawać po wcześniej wymienione tabletki, uprzedził ją w tym brat.

Nalał wody i postawił dwie szklanki przed nami, do tego wyjął z szafki tabletki i rzucił opakowaniem w Kim. Dziewczyna próbowała je złapać, ale ostatecznie pudełko trafiło ją w rękę i upadło na blat. Wzięłyśmy tabletki i popiłyśmy wodą. Teraz czeka nas nie za fajna rozmowa. Matt stał po drugiej stronie wyspy, opierając się o nią rękami i mierzył nas wzrokiem.

- A teraz, dlaczego do jasnej cholery we wtorek! Jebany wtorek, szlajacie się po imprezach ?! I dlaczego musi mnie o tym informować Sallow!?

Obie z przyjaciółką milczałyśmy.

- No dalej słucham! - warknął Matt -Kim, tłumacz się.

- B-bo, to ja namówiłam Willow. -wyznała przyjaciółka, jąkając się i patrząc pod nogi.

- Uwierz, że tego się domyśliłem. - już chciałam coś powiedzieć, gdy chłopak się do mnie odezwał. - Nawet nie próbuj Willow. Zaraz i tak będziesz miała swoje pięć minut.

Zamknęłam się więc i ze współczuciem patrzyłam na dziewczynę obok.

- Kimberly, dlaczego poszłaś na tą jebaną imprezę ? Co? Ja naprawdę rozumiem iść w sobotę, ale to był jebany wtorek! Jesteś teraz ledwo żywa i co ja powiem rodzicom ?

- Oni nie wiedzą ? - Kim uniosła gwałtownie głowę. - Boże dziękuje! Proszę, nie mów im. Zrobię wszytko, tylko nie mów im. Błagam.

Doskonale rozumiałam, dlaczego Matthew jeszcze im nie powiedział i dlaczego Kim tak zależy, by tak zostało. Życie moje i jej jest wbrew pozorom identyczne. Jasne, nie mam starszego brata, tak gigantycznego domu ani rodziców w najbardziej znanej firmie na świecie. Natomiast i moi, i jej rodzice są stanowczy. Mają takie samo podejście praktycznie do wszystkiego. Czasem po prostu obie mamy dość.

Odleciałam trochę myślami i nie usłyszałam, gdy Matt zwrócił się do mnie.

- No Willow, tak się wyrwałaś do opowieści, to proszę. Twoje pięć minut. - stanął krzyżując ręce. Bałam się go, gdy patrzył na mnie zirytowany. - Masz dosłowne pięć minut, na przekonanie mnie bym nie mówił nic rodzicom.

Zestresowana zaczęłam pocierać spocone dłonie o spodnie. Ze spuszczoną głową wzięłam głęboki oddech wdychając przy tym specyficzny zapach bluzy.

- Przepraszam. Wiem, że był wtorek. Wiem, że wiele razy prosiłeś mnie, bym protestowała głupim pomysłom Kim. My naprawdę musiałyśmy tam być.

- Musiałyście ? Dlaczego? - jego postawa powoli traciła na wrogości, delikatnie mnie to uspokoiło.

- Chodzi o Scotta, bo....

- Bo co Willow, bo co ?

Podniosłam głową, spojrzałam na Kim przepraszającym spojrzeniem i mrugnęłam szybko trzy razy. Przeniosłam spojrzenie na Matta i powiedziałam spędzonym głosem.

- Bo się w nim zakochałam.

______________________________________________________________________________________________________________

Jest rozdział :)

Jak wam się podoba ?

Delikatnie krótszy niż zwykle, delikatnie naciągany ,ale mam nadzieję, że mimo to fajny.

Nie zdążyłam go dokładnie sprawdzić (wiadoma nawet jak to robię to i tak są błędy), więc przepraszam wszystkich (szczególność mia_ania967, która zwraca mi na błędy uwagę dzięki czemu rozdziały są bardziej dopracowane. Jeszcze raz dziękuje ci za to <3)

Dziękuje też Wioli za pomoc z opublikowaniem tego rozdziału dziś, gdyby nie ona rozdział był, by jutro albo nawet w poniedziałek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro