{1}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No idiotko, odwal się! - ryknąłem na całą rezydencję.

Goniła mnie Nina. Miałem jej dość. Uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Ona naprawdę myśli, że ma szanse na bycie ze mną? Ja w przeciwieństwie do niej jestem zajebisty. Bardzo zajebisty. Jednak dziewczyna nie poddawała się i ani na chwilę nie zwalniała tempa. Wbiegłem po schodach na górę. Hopkins lekko się na nich potknęła, ale nie zakończyła 'wyścigu o wielką miłość' - jak to ona nazwała. Nie chciałem, żeby mnie dorwała. Nie chciałem, żeby w ogóle mnie dotknęła! Jeszcze bym się jakimś cholerstwem zaraził! Wbiegłem do pierwszego lepszego pokoju i zatrzasnąłem Ninie drzwi przed nosem.

Zamknąłem oczy i odetchnąłem z ulgą, zsuwjąc się po nich. Swoją drogą - śmieszy mnie przekonanie ludzi, że nie mam powiek. Wyobrażacie sobie ich nie mieć? To przecież niemożliwe. Ale wracając: słyszałem, jak ta idiotka dobija się do drzwi. Po jakichś dwóch minutach, które dla mnie trwały wiecznośc, moja fanka kopnęła w drzwi, krzycząc, że jeszcze mnie dorwie, po czym odeszła. Po raz kolejny odetchnąłem z ulgą. Kiedy otworzyłem oczy, zauważyłem blondwłosego chłopaka siedzącego na podłodze obok konsoli. W ręku trzymał pada, a słuchawki miał opuszczone na szyję. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Czułem, jak rumienię się pod wpływem jego spojrzenia.

- Co t..ty tu robisz? - spytał lekko się jąkając. To było urocze.

- Um.. Siedzę? - odparłem pytająco zażenowany tak nagłym wparowaniem do jego pokoju.

- Rozumiem. Nina. Co ona znowu chciała, że się tak darła?

Machnąłem tylko ręką. Nie chciało mi się o niej gadać. Skrzacik spojrzał na mnie współczująco. Uśmiechnąłem się prawdziwie. Chyba było to widać mimo wyciętego uśmiechu, bo policzki Bena zaróżowiły się. Uroczy.. Stop, Jeff. O czym ty myślisz?! Przecież nie jesteś pedałem! Zaśmiałem się nerwowo. Muszę stąd iść. Dziwnie się czuję. Bez słowa podniosłem się z podłogi poszedłem do swojego pokoju.

/Ben/
Kiedy Jeff się uśmiechał, ale tak szczerze, poczułem pieczenie na policzkach. Po chwili usłyszałem jego śmiech. Zaraz po tym podniósł się i wyszedł z mojego pokoju. On się ze mnie śmiał.. Śmiał się ze mnie. Śmiał się ze mnie, kurwa! Co za idiota! Ale słodki idiota.. Jednocześnie byłem zły i zawstydzony. Jednocześnie miałem ochotę mu przywalić oraz zapaść się pod ziemię.. Zacisnąłem zęby i wróciłem do gry.

/Jeff/
Byłem na siebie wściekły i miałem mnóstwo pytań. Jak ja się zachowuję? Dlaczego rumienię się w towarzystwie chłopaka?  I to jeszcze tego krasnoludka? Ehh, Jeff, weź się w garść. Podniosłem się z łóżka i wyjąłem z gablotki wiszącej na ścianie swój ulubiony nóż. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy chciałem wyjść natknąłem się na Eyeless Jack'a. No jeszcze mi tego brakowało..

- Cześć ziom. Gdzie idziesz?

- Na polowanie. A co cię to?

- Może byśmy razem poszli? Dawno nie byliśmy.

- Nie mam ochoty. Chciałem iść sam.

- Dziwnie się ostatnio zachowujesz. - skwitował Jack i odszedł.

Ma rację. Jack to mój najlepszy przyjaciel. Ale ostatnio mamy jakiś słabszy kontakt.. Później z nim porozmawiam. Cicho westchnąłem i wyszedłem z rezydencji. Szedłem rzadko odwiedzanymi uliczkami. Przecież nie chcę nikogo wystraszyć, prawda? A przynajmniej jeszcze nie teraz. Chciałem się po prostu przejść, jednak po chwili namysłu skręciłem w stronę domków jednorodzinnych. Ukryłem się w gęstym ogrodzie jednego z nich. Rozejrzałem się dookoła i stwierdzając, że droga jest czysta - zakradłem się do środka. Drzwi były otwarte, więc nie miałem problemów z dostaniem się tam. Wydawało mi się, że nikogo nie ma. Zajrzałem do wszystkich pomieszczeń i już traciłem nadzieję, gdy zobaczyłem schody na górę.

- Jakim cudem nie zauważyłem ich wcześniej? - mruknąłem sam do siebie i poszedłem na wyższe piętro.

W pewnym momencie usłyszałem głośne kichnięcie dochodzące z jednego z pomieszczeń.

- Na zdrowie! - krzyknąłem.

- Dzięki! - odpowiedział mi młody, męski głos, a po chwili wydał z siebie cichy krzyk - Kto tu jest?!

Wybuchnąłem śmiechem. Zabawny człowieczek, hehehe. Pewnym niczym paw krokiem wszedłem do pokoju, z którego dochodził dźwięk. Zobaczyłem na oko siedemnastoletniego chłopaka. Miał na sobie tylko szare dresy, a jego bujne, brązowe włosy były w nieładzie. Muszę przyznać, że urodę ma niczego sobie. Siedział na biurowym krześle przy biurku, a jego piwne oczy patrzyły na mnie z przerażeniem. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Podszedłem bliżej i przejechałem nożem po jego policzku, na co ten syknął. Zaśmiałem się.

- Co nagle jesteś taki cichy? - spytałem patrząc mu w oczy, a on spuścił wzrok.

Podążyłem za jego spojrzeniem i wtedy zobaczyłem, że piwnooki trzyma w dłoniach żyletkę. Docisnął ją do swojej skóry. Zacząłem się śmiać głośniej.

- Jeśli chcesz się zabić, to musisz przeciąć żyły, nie samą skórę.

Wtedy w oczach chłopaka pojawiły się łzy.

- O japierdole, a tobie co? - spytałem podirytowany.

- Nie po..potrafię się nawet za..zabić! - bełkotał przez płacz - Ni..nic nie umiem! To dlatego mnie rzu..rzucił! - dodał zwracając wzrok ku jakiemuś zdjęciu na szafce.

Podszedłem do niego i chwyciłem je w ręce. Była na nim moja ofiara i jeszcze inny chłopak. Całowali się. Przez chwilę widziałem tam siebie i Bena. Czy ja.. Czy ja jestem gejem? Podszedłem do piwnookiego, wyrwałem mu żyletkę z ręki i rzuciłem na podłogę razem ze swoim nożem. Zaraz po tym pociągnąłem go za ręce w górę i rzuciłem na łóżko.. Przestał ryczeć, a na jego twarzy malowało się zdziwienie. Zawisłem nad nim opierając dłonie po obu stronach jego głowy. Spojrzałem w jego morkre od łez oczy, po czym złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Moja ofiara była z początku zaskoczona, ale zaczęła oddawać pocałunki. Alex (wywnioskowałem jego imię z różnych dyplomów na ścianie) wplótł dłonie w moje włosy. Jęknąłem cicho w jego usta, gdy uniósł nogę tak, że znalazła się centralnie pod moim kroczem. Podniecało mnie to. Z trudem się od niego odsunąłem.

Teraz miałem pewność - jestem gejem. Nigdy z żadną dziewczyną nie było mi tak dobrze, jak z tym chłopakiem. A właściwie nigdy nie było mi ani trochę dobrze z żadną dziewczyną. Westchnąłem uświadamiając sobie swoją orientację. To takie..dziwne. Usiadłem na skraju łóżka, dochodząc do siebie i wycierając z okolicy ust naszą ślinę. W pewnej chwili poczułem, jak szatyn się podnosi, a zaraz po tym mnie obejmuje. Odepchnąłem go i podniosłem się, przeczesując ręką włosy.

- Co się stało?  - zapytał przygryzając wargę. No proszę, ale się chłopczyk rozkręcił.

-Go to sleep.. - mruknąłem do niego i podniosłem z podłogi swój nóż.

- O co ci chodzi? - jego głos znowu drżał.

- Przecież chciałeś umrzeć. Pomogę ci w tym, hehe.

Zacisnąłem dłoń na rękojeści noża i rzuciłem się na Alexa. Wbiłem mu ostrze w klatkę piersiową, po czy wyjąłem je i podciąłem piwnookiemu gardło. Na jego twarzy mieszały się przerażenie i zaskoczenie, a naokoło była krew. Dla lepszego efektu wyciąłem mu uśmiech. Zaśmiałem się psychopatycznie i rozejrzałem dokładniej po pokoju. Dopiero teraz dostrzegłem włączonego laptopa. Podszedłem do niego z ciekawości. Ku mojemu zdziwieniu wśród otworzonych w internecie kart był też Cleverbot. We wiadomościach od niego były takie teksty jak;

'You shouldn't have done that.'
'Zabij się, nikt cię nie potrzebuje.'
'Jeśli się zabijesz - zrobisz przyjemność całemu światu.'
'Nikt nie będzie za tobą tęsknić.'

I wiele, wiele podobnych.

'Sorki Skrzacie, chyba zajebałem ci ofiarę. ~Jeff' - wpisałem w przeznaczone do tego miejsce i wcisnąłem enter. Zamknąłem laptopa, po czym jak gdyby nigdy nic wróciłem do rezydencji..

Cześć! Jest to moje pierwsze yaoi, które zdecydowałam się opublikować. Także mam nadzieję, że się spodobało i ktoś będzie czekał na nowy rozdział, który pojawi się już niedługo. Dajcie znać gwiazdkami i komentarzami. C:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro